Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Emilian Czarny

Użytkownicy
  • Postów

    71
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Emilian Czarny

  1. Napiszę o motylku, co usiadł na kwiatku. Lecz chwila - O motylku - jest wierszy w dostatku. Napiszę o słowikach o wieczornej porze. Co!? - O słowikach jest już wierszy morze. Napiszę o miłości co serce rozrywa. Daj spokój!- O miłości pisze każdy skryba. To o czym mam pisać? Pomysłów brakuje. Co przyjdzie do głowy, zaraz konstatuję. Coś w końcu napiszę, bo pisać mam chęć. Siedzę i rozmyślam tak już minut pięć. Chyba na brak weny narzekam nie pierwszy. I - oto tym sposobem napisałem wierszyk. Gdyby w nutek parę go ubrać sukienkę? Może się okazać, że nawet - piosenkę.
  2. Myślę i myślę... i chyba dwa wiersze w jednym. Ładny i dobry bo zmusza do skupienia się nad tekstem i szukania odpowiedzi na pytanie : Co poeta chciał powiedzieć? :-)
  3. "Dać krzyżyk na drogę ku tęczy..." tzn. ruszyć samotnie ku realizacji marzeń.( Chyba to miałem na myśli). Pozdrawiam. Taki komentarz dodaje odwagi.
  4. Podoba mi się. Dodaję do ulubionych. Pozdrawiam.
  5. Coś się w mym sercu szamoce w głębinach umysłu doskwiera czarniejsze od innych już noce zły czas wciąż godziny odbiera Złe myśli z dobrymi splatane jak bluszcz co winorośl zabija codzienne pragnienia nad ranem lichota z miernotą spowija Cóż światu ja jeszcze dać mogę? Na jakie mam porwać się czyny? Czy dać sobie krzyżyk na drogę, ku tęczy nie bacząc na drwiny? Ja pragnę poznawać tak wiele najgłębsze chcę znać tajemnice po brzegi wypełniać nadzieję pozrywać niemocy kotwice Lecz nic nie warte tęsknoty gdy Ciebie koło mnie tu nie ma a życie wymyśla nam psoty i w niwecz obraca marzenia
  6. W życiu com uczynił, to wszystko marności. Czy to w dobrej wierze, czy czasem po złości. Biedakowi grosza, czy parszywe słowo? Sumienie przesiewam i pytam na nowo. Ilem dobra przyniósł, a ile zabrałem? Ile serc podniosłem, a ile złamałem? Czy z obietnic wszystkich już się rozliczyłem? Czy znalazłem siebie, czy się pogubiłem. W którą szedłem stronę, czym się kierowałem? Co miałem uczynić, o czym zapomniałem? Która szala życia wkrótce się przeważy? Czy niebiańskie łąki, czy piekło usmaży? Ile jeszcze czasu mam do namyślenia? Ile gorzkich łez upadnie na serce z kamienia? Co w dłoniach zostanie wobec majestatu, Pana najwyższego co króluje światu.
  7. Nie wezwałeś Archaniołów by Cie znieśli z krzyża Panie. Ojciec płakał z nad obłoków. Obiecałeś - zmartwychwstałeś. Umierając przebaczałeś swym oprawcom, katom. Gdy się łotr na krzyżu skruszył, to mu dałeś Niebo za to. Ginąc w hańbie pocieszałeś matkę swoją utrapioną. Oddzieliłeś lud od grzechu cierpienia koroną. Annasze, Kajfasze Antychryst się śmieje. Przed obrazem Twojej męki wciąż płaczę w kościele. Po świecie nadal chodzą pewni swego Barabasze. Twoja krew się nadal leje, zmywa winy nasze.
  8. Bardzo mnie uskrzydlają wasze komentarze. Jeszcze raz dziękuję sedecznie.
  9. Gdy czas zatrzyma się w miejscu. Gdy Słońce stanie w zenicie. Gdy krwi zabraknie w mym sercu. Otworzę szeroko źrenice. Gdy słowa gotowe nie padną. I cisza ogarnie mą głowę. A mocą na świecie już żadną nie błysnę geniuszem i spłonę. Za późno będzie na słowa. Na próżno refleksja spóźniona. Nie będzie początku od nowa. Nic już? Kto nic pokona?
  10. Świecy ognik maleńki Takie światełko przedziwne Wzajemnie wróżyliśmy z ręki Byliśmy tak jak w malignie Czas gdzieś zagubił znaczenie Rąk dwojga palce splątane Co chwila krótkie spojrzenie Co chwila błahe pytanie Świat zawirował nam w głowach Muzyka cicha nam grała Nie trzeba nam było tarota Wróżba się już dokonała.
  11. Są takie myśli, co noc czynią bezsenną. Jest takie wspomnienie, co szloch z piersi wyrywa. Jest taki grzech, co studnią bezdenną, w pragnieniu miłości dwa serca porywa. Jest taka pieśń, co łzą staje w oku. Są też obietnice, co palą sumienie. Są takie nogi, co nie zrobią kroku. A rwą się do tańca, lecz ciążą kamieniem. Jest takie marzenie, co w sercu zastanie. Również taka prośba, co w pustkę uleci. Jest w życiu czasem też takie kochanie, jako wiersz najszczerszy co trafi do śmieci.
  12. Słowem malowanie. czy zda się to komu, głęboko w szufladzie schowane gdzieś w domu? Słowem malowane intymne pejzaże. Na blejtramie życia czy wszystko pokażę? Słowem malowane obrazki, landszafty. Raz proste, rubaszne, raz z muzą konszachty. Słowem malowane sprawy błahe i ważne. Bajeczki dla dzieci, liryki odważne. Słowem malowane łzy z serca zrzucone. To jak najpoważniej, to w żart obrócone. A po co to piszę? Pytam ciągle siebie. A odpowiedź najszczersza: Dla aniołów w Niebie.
  13. Niebo się otwiera co chwilę z łoskotem. Żyto wściekle siecze i kładzie pokotem. Gosposia pod chustę pranie z trawy ściąga. Na bosaka biega. Ulewa nadciąga. Już w każdym oknie gromnica się świeci. Matka koło pieca przygarnia swe dzieci. I pacierze społem głośno wypowiada. Choć południe ledwo, jakby zmierzch zapadał. Jasność niespodziana, grzmot rozdziera niebo. Jawor koło chaty, piorun trafił w niego. I rozdarłszy korę jak Rejtan koszulę, najgrubszy z konarów rzucił ponad ule co opodal sadu stały rzędem w trawie. O włos je ominął. Wylądował w stawie. I znów zadrżała chata, zapłonęło niebo. Dzwon się rozkołysał, kościelny bił w niego. Gore! Gore! przy tym nawoływał głośno. Dym się gęsty niesie, tam za starą sosną. Już pobiegli ludzie. Remiza otwarta. Wyciągają pompę. Drużyna już zwarta. Już jadą na wozie, syrena zawodzi. Płomienie tam widać gdzie mieszka kołodziej. A burza nie milknie i ma się bez końca. Nagle jednak cichnie i promyczek słońca nieśmiało przez chmury przedziera się złoty. Jeszcze z chmurzyskiem zda się mieć kłopoty, lecz niczym dobry wytrych do zamka pasuje. Otwiera na oścież niebo, lico pokazuje. Wnet wracają druhowie. Ogień ugaszony. To się palił kołodziej do swej młodej żony.
  14. Dziękuję serdecznie.
  15. Dziękuję serdecznie.
  16. Ogromnie dziękuję za wszystkie opinie, tym bardziej, że dopiero tu debiutuję.
  17. W łomocie łzy upadłej na ziemię W krzyku róży w zaciśniętej pięści W nagłej chwili niespodzianej, niemej Padłe serce pod butami chrzęści Już się domyśla lecz myśl tą przeklina W oczywistość tej chwili nie wierzy Uniesień miłości ikarowa wyżyna roztrzaskana w atomy pośród fal już leży Tuż przed chwilą- mocarnym Goliatem Faustem mocy, nadmorskim zefirem Nagle nagi jak dziecko przed światem W rytmie walca odtańczonym kadrylem Czyżby miecz Damoklesowy zerwany Rozpłatał na części gorące tętnice W noc ciemną i długą budzę się spłakany I przeznaczenia wciąż badam granice
  18. Łzy - wiersze rzewne oczy stare, spłakane roszą drogi niepewne losem poplątane Tyś busolą wieczną choć daleką, płonną każdą myślą serdeczną połoniną wonną Buty - druhy moje gryzą żwir, mielą błoto po warkoczy zwoje po kibici złoto Czas został pod krzyżem na drogi rozstaju z przyjacielem kijem do spełnienia kraju Co dzień od początku pragnę cię jak chleba znajdę ciebie w końcu choćby u bram Nieba
  19. Okręt już przy kei zaciągnięte cumy wiatr przysiadł na rei wspominanie dumy Szanty zapomniane wśród masztów nagości karty wyświechtane w kąt rzucone kości Żagle - płowe ptaki żałobne chorągwie zamarłe wiatraki umieranie godne Kilwater spieniony morza nie podzieli bandera spuszczona przylądek nadziei
  20. Nie pytaj czy kocham - gdy wpinam w twe włosy pierwszy kwiat wiosenny. Nie pytaj czy kocham - gdy pocałunkiem składam hołd codzienny. Nie pytaj czy kocham - gdy w deszczu jesiennym parasol otwieram. Nie pytaj czy kocham - gdy siwe twe włosy na pamiątkę zbieram. Nie pytaj czy kocham - gdy guzik poprawiam w sukni niedopięty. Nie pytaj czy kocham - gdy niosę gorącą filiżankę mięty. Nie pytaj czy kocham - gdy w wieczór majowy szumią nam platany. Nie pytaj czy kocham - bo słów nadmiar wokół jest wypowiedzianych. Nie pytaj czy kocham - bo w odruchach serca miłość się ukrywa. Choć słów jej brakuje i skromna jak starość, to płonie jak żywa.
  21. Gdzie morzem faluje bylica a bławat wśród żyta się mieni, początek swój bierze Bystrzyca. Jej wstęga ozdobą tej ziemi. Omija pagórki zielone i kłania się starej dąbrowie. Pozdrawia chałupy bielone. W niejednym się chowa parowie. Przy starym tam młynie zwolniła, gdzie koło zmurszałe w głębinie. Ku miastu na wzgórzach skręciła: Bądź zdrów ukochany Lublinie. Pamiętam ja ciebie od wieków, gdy byłeś Królestwa klejnotem. Bywałeś natchnieniem poetów. Pyszniłeś się wież swoich złotem. Imć Rej zimne piwo smakował, Kochanowski dopiął żywota, Szymonowic w tobie zakochał, Czechowicza była Golgota. Z Łokietka tyś miastem królewskim, Król Kazimierz cię obmurował, a Jagiełło z Księciem Litewskim Unię Wielką światu darował. To w murach twych na chwałę Boga kościelne rozsiadły się wieże. I cerkiew jest i synagoga. Lud boży tam wznosi pacierze. Tak szemrze, tak pluszcze i płynie: Na zawsze ci żem poślubiona. Lublinie, kochany Lublinie, dbaj o mnie, bo jam twoja żona. Bystrzyco! Myśl jedna mnie wzburza. Zalotnica tyś niebezpieczna. Jak tylko zasłonią cię wzgórza, w ramionach rozpłyniesz się Wieprza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...