Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Apocalypsis

Użytkownicy
  • Postów

    67
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Apocalypsis

  1. dotykasz ich dłonią i czujesz ich chłód
    dlaczego są wszędzie, nic nie rozumiesz
    przesuwasz palce po ich gładkiej powierzchni
    są obok siebie, jedna obok drugiej

    z czterech stron świata stoją jak żołnierze
    ich chude ciała nie pozwalają ci zasnąć
    widzisz je codziennie, choć tak są niewinne
    śmierć od nich piękniejsza niewątpliwie jest

    nie ustąpią ci z drogi, nie zamkną oczu
    na nic twe prośby, błagania i łzy
    nie ujrzysz już nigdy innego świata
    zamknięty egzystujesz nie mogąc zaznać życia

  2. Rozdział DRUGI

    "Narada i walka"

    - Drodzy Białomistrze. Lord Wormar zdobył jednego z dwóch Potomków. Jasna Moc
    jest zagrożona.
    Sain już od dwunastu godzin prowadził naradę z Dziewięcioma. Pałac w Noa, gdzie
    odbywała się Narada, został zaczarowany tak, by nie był widoczny z zewnątrz. Oprócz
    niewidzialności druidzi mogli robić jeszcze wiele innych rzeczy, w tym, takie jak, tworzenie
    psychowizji, iluzji i przeprowadzanie transformacji.
    - Sainie, czy masz jakiś pomysł, by zaradzić zagładzie Białej Mocy?
    - Drogi Echrade, praktycznie nie damy rady, choć teoretycznie możemy zwyciężyć.
    - Co masz na myśli? - zapytała wprost Aelievenu. Była Białomistrzynią dopiero od
    czterech pełni księżyca.
    - Wszyscy wiemy, że zagłada jest nieodwołalna, lecz nie możemy się poddać. - odparł
    Xavier i podrapał się po swojej rudej, krasnoludzkiej brodzie.
    - Słyszałam - zaczęła czarnowłosa Visenaa. - że Ciemna Moc zawładnęła już północą, to
    znaczy Księstwem Nunagrów, Lasem Opętanych, Miastem 2 Mocy: Rivis, Ziemią Przyjaźni,
    miastem Elosin, portem Go’hni i Polami Ihinne. Miasto Mądrości : Ravis i Wieża Prawdy
    jeszcze się bronią i myślę, że przetrwają. Wormara nie obchodzi Mądrość. Mam nadzieję, że
    moje miasto, Miasto Wampirów: Loona, będzie się bronić do ostatniej kropli krwi
    - Nie można ukrywać faktu, że nunagrzy od dawna byli w zmowie z Wormarem, tylko nikt
    nigdy nie powiedział tego oficjalnie. Wszyscy jednak byli tego pewni. To samo dotyczy
    Lasu Opętańców. Czyż nie w nim znajdują się słynne Lochy Ghedes? - zdenerwował się Xavier.
    - Wierzysz w te bajki o lochach, w których uwięziono dusze? - zakpiła Lydia.
    - Nie mówię, że wierzę, choć są dowody na ich istnienie. - odparł nieco urażony krasnolud.
    - A Brukhon? Przecież też jest na północy. - zasygnalizował Echrade.
    - Tego miasta strzegą watahy gryfów i jednorożców. Także elfy mają w tym swój interes, bo
    przecież niedaleko Brukhonu znajduje się Przesmyk Ogun, we Wspolniej Mowie: Przesmyk Wojowników,
    który prowadzi do ich krainy, Ettarielaen. - wyjaśnił Roderick.
    - Czy przeszkadza ci to, że inni potrafią się bronić a nie ukrywć w lasach? - zapytał Rodericka Ithlinne.
    - To, że ludzie są prawie na wyginięciu, nie znaczy, że są tchórzliwi. - oburzył się człowiek.
    - Nie znaczy też, że są mężni. Ja tam uważam, że zachowują się jak szczury. - odpowiedział pogardliwie elf.
    - Nie pozwalam ci tak mówić. Twoje sądy niechaj zostaną w twym umyśle. - zakończył Roderick.
    - Proszę, nie unośmy się gniewem. - rzekł Anahid i groźnie spojrzał na elfa.
    - Nie chcę być nieuprzejmy, ale ja do początku twierdziłem, że wśród Dziewięciu Białomistrzów
    nie powinno być człowieka. - zaznaczył Ithlinne.
    - A ja myślałem, że moi bracia, elfy, są nastawieni pokojowo do innych ras. - wtrącił się Echrade a po
    chwili dodając:
    - Dlatego w Radzie jest trzech elfów a człowiek jest jeden.
    Wszyscy zamilkli. Zapadła krępująca cisza.
    Narada składała się z dziewięciu Białomistrzów i Saina, druida Najwyższego i Nietykalnego.
    Tak samo, jak Czarnych Dziewięciu, Biali składali się z trzech elfów: Echrade, Aelvenu
    i Ithlinne, dwóch krasnoludów: Xaviera i Regana, złotego smoka Anahida, wampira nosferata
    Viseny, syreny Lydii i człowieka Rodericka. Wszystkie istoty żyjące na Kontynencie
    wiedziały, że jest Dziewięciu Mistrzów, w tym trzy kobiety: elfka, wampir i syrena.
    Tylko, oczywiście, wśród Czarnomistrzów, zamiast złotego smoka, był czarny.
    - Trzeba zacząć działać! - przerwał ciszę Anahid. - Proponuję zebrać wszystkie istoty
    posługujące się Jasną Mocą i wspólnymi siłami obronić jakieś obszary przed Ciemną.
    - Co masz na myśli mówiąc "jakieś obszary"? - odparła Lydia.
    Ufała Anahidowi, ale nie czuła do niego sympatii takiej, jak do pozostałych. Szanowała
    go jednak i byłaby gotowa oddać za niego życie w razie potrzeby. Z resztą, za każdego
    członka Rady by to zrobiła.
    - Chodzi mi o to, Lydio, że nawet z pomocą wszystkich Białych czarodziejów, druidów i magów
    z całego Oshuun, nie ochronimy dużej ilości terenu. Będziemy musieli więc wybrać...
    - Kto zginie, a kto przetrwa, tak? - oburzył się Roderick.
    - Niestety, drogi człowieku. To wojna! I jak na każdej wojnie, będą ofiary, będzie selekcja. - odparł Ithlinne.
    - Nie ulega wątpliwości i chyba wszyscy zdają sobie z tego sprawę, że Kraina Elfów
    musi przetrwać. - stwierdziła Visenaa.
    - Tak. Jesteście najszlachetniejszą rasą na całym Kontynencie. - odparł Sain.
    - Proponuję jeszcze obronę Gór Smoczych. - zasugerował Roderick.
    - Dobrze. - zgodził się Sain. - Krasnoludy i smoki też nie zasługują na los niewolników.
    - Dzięki ci, Sainie. - lekko zarumienił się Regan. - Teoretycznie nikt nie zasługuje na los
    niewolniczy, ale nie o tym chciałem mówić. Mam pomysł, jeśli to możliwe...
    Oczy wszystkich zebranych zwróciły się ku krasnoludowi.
    - Proponuję obronić Gors Velen, Ostatnią Osadę Ludzką.
    Wszyscy spojrzeli po sobie a Roderick odruchowo drgnął. Jeszcze nigdy nie przejmowali
    się losem ludzi. Byli oni traktowani jak szczury. Jak coś , co trzeba wytępić, a na pewno
    nie jak coś, na co się zwraca uwagę. Wybuchła żywa rozmowa, wręcz kłótnia. Każdy
    miał coś do powiedzenia na ten temat. Wydawać by się mogło, że zaraz wybuchnie
    bijatyka.
    - Yy... - Roderick chciał coś powiedzieć, ale słowa nie chciały mu przejść przez gardło.
    - Można by się nad tym zastanowić... - zaczął Anahid.
    Rozmowa zaczynała nabierać spokojnego tempa. A w człowieku zapaliła się iskierka
    nadziei dla jego ludzi. Niezręczną wymianę myśli przerwał Regan:
    - Kochani Białomistrze, i ty, czcigodny Sainie. Mam pewien powód, by bronić te istoty.
    I znów wzrok wszystkich zawiesił się na krasnoludzie. Poczuł się niemiło pod tym świdrującym
    spojrzeniem.
    - Wymyśliłem - podjął znów. - żeby zrobić z ludzi magów i wojowników. - zakończył.
    Znów wybuchła ożywiona wymiana poglądów na ten temat.
    - W sumie, to nie jest zły pomysł. - wtrąciła się syrena. - Ten motłoch szybko się uczy.
    - A więc postanowione. - rzekł Echrade. - Góry Smocze, Ettarielaen i ...ekhm... Gors Velen
    zostaną osłonięte. Proszę rozpocząć ewakuację w te miejsca wszystkich istot służących
    Jasnej Mocy i Mądrości. Za pełnię księżyca spotkamy się znów, tylko w towarzystwie
    wszystkich magów, druidów, czarodziejów i wszystkich, którzy posługują się Jasną
    Mocą. Niechaj nam się powiedzie.
    I wszyscy się deportowali

    W tym samym czasie na północy rozległ się grzmot piorunów, jęk deszczu i świst
    wiatru. Zaryczały rogi i grzmociły bębny. Lord Wormar poślubił Amandę, teraz Księżną
    Demonię. Nad całym północnym Oshuun zaświeciło czarne słońce. Drzwi do Manor'hie
    zostały otwarte. Wszelki Zło zaczęło wypływać na powierzchnię.

    Księga Istnienia, rozdział trzeci: „ ...wtedy Jasna Moc w jednym miejscu się skupiła..."
    W pałacu, w Noa, już wszyscy byli zgromadzeni.
    - Sainie, nie sądzisz, że czas już sprowadzić Yanisenesa? - zapytał Echrade, rozglądając
    się po zapełnionej po brzegi budowli.
    - Tak, tak, o Przewodniczący Rady... Najwyższy czas, by go sprowadzić.
    Dono... Dono. Tu Sain. Teleportuj Yanisa. Już czas.. - przekazał telepatyczną wiadomość
    czarodziejce.
    - Sainie, to niemożliwe! On jest ciężko ranny. Nie mogę go teleportować w takim stanie!
    Wiesz, czym to grozi! Tak mi przykro, nie mogłam go powstrzymać...
    - Kochana, ostatnio, jak się komunikowaliśmy, mówiłem ci, żebyś się nie obwiniała.
    Sain wiedział, co się stało. Yanis wpadł w szał i samotnie wyruszył, by odbić Amandę. Ale
    nawet kilku menanów nie dałoby rady czterem trollom i dwóm wilkołakom. Na całe
    szczęście Dona zjawiła się tam w ostatniej chwili.
    - Moja droga, nie trać czasu. Teleportuj się czym prędzej do nas. Każdy umysł jest potrzebny.
    Bez Yanisenesa będzie trudno coś zdziałać, ale nie poddamy się bez walki. Szybko,
    nie ma czasu do stracenia!
    Z prędkością lotu orła deportowała się Dona.
    - Uwaga Białomistrze, czarodzieje, magowie, druidzi i wszyscy władający Białą Mocą. -
    głos Echrade brzmiał mocno i majestatycznie. - Nadeszła ostateczna bitwa. Bitwa, która
    być może zadecyduje o wyniku wojny. Musimy obronić trzy krainy, bez pomocy Potomka. -
    echo powtarzało słowa. - Teraz wszystko jest w naszych rękach. Jesteśmy wojownikami
    świata! To od nas zależy, czy Jasna Moc przetrwa. Walczmy! I wygrajmy! - zakończył
    Rozległy się oklaski i okrzyki wiwatu.
    - Do dzieła! - krzyknął elf.
    Wszyscy zebrani skierowali całą swoja Moc na kryształ sirrushów, znajdujący się
    na szczycie pałacu.
    - Ochrońmy Ettarielaen, Gors Velen i Góry Smocze! - wrzasnął.
    Dłonie wszystkich skierowane były ku górze. Z palców tryskał żywy ogień w kierunku
    kryształu. On zaś, rozsiewał skumulowaną Moc w trzech kierunkach, tworząc Bariery
    otaczające krainy. Pot skraplał się na każdym czole. Przepływ Mocy był tak silny, że
    ciała drżały jak w agonii. Gorący żar palił wnętrzności. Źrenice zaczęły patrzeć w głąb
    czaszki. Białe gałki oczne zaszła krew. Zęby zaczynały się topić. W całym pałacu cuchniało
    paloną skórą. Kumulacja Mocy była tak wielka, iż wykrzywiała członki w nienaturalne
    kształty. Cała Lona drżała. Szaty magów zaczęły płonąć niebieskim ogniem, odsłaniając
    ciało. Kawałki skóry spadały na ziemię, ukazując wnętrzności i brudząc marmurową
    posadzkę krwią. Coraz częściej rozlegały się okrzyki bólu. Ogień Mocy spalał dłonie.
    Kilka osób zemdlało z powodu utraty całej Mocy, kilka zasnęło, nigdy się nie budząc.
    "...i wielu spośród nich poniosło śmierć... „. {Księga Istnienia, rozdział trzeci}
    Krzyki rozpaczy brzmiały już we wszystkich uszach. Ogień otoczył cały budynek.
    Wrzaski bólu spadały niczym pioruny i nagle nastała cisza. W drzwiach do pałacu
    stanął wysoki, muskularny mężczyzna. Nastało ukojenie.
    - Yanisenesie... - wyjąkała Dona. - Pomocy...
    - Udało się. Przybyłem na czas. - odpowiedział i złapał mdlejącą czarodziejkę.
    I w tym czasie nad całym Oshuun zabłysło ciemne słońce. Wpatrujące się w ziemię
    niczym oko kruka. Wszelkie światło zgasło. Tylko nad trzema krainami paliło się
    jasne, ciepłe, żółte słońce. Cały Kontynent westchnął. A było to westchnienie pełne
    bólu i rozpaczy, tylko w Gors Velen, Ettarielaen i w Górach Smoczych było to
    westchnienie ukojenia, spokoju i zwycięstwa.

  3. *WENUS*


    Moja Wenus

    nieskalana w swym rozkładzie
    spójrz jak cierpię patrząc na twe ciało
    to ciało piękne niegdyś teraz rozkład toczy
    dotyka go jedynie samotna kropla rosy

    O martwa Wenus

    ogrzej mnie żarem rozkładu
    bez ciebie mój pustostan płacze
    prowadź nad mogiły gnijące
    bym poznać mógł smak twego świata

    Jedyna Wenus

    spójrz ma me trzewia szkarłatne od krwi
    kiedyś umarłbym za każdą twą pęcinę
    a na każde skinienie stopy
    ja twój jedyny do piekła bym zszedł

    O zimna Wenus

    czy chcesz widzieć mą twarz gdy płacze
    czy chcesz pomóc mi kochać cię dalej
    czy sprawisz że wbrew naturze odrodzę się
    nad ciałem w grobie gnijącym

    Piękna Wenus

    choć w twym ciele martwym
    wiele rzeczy zieje swym upadkiem
    to zapomnieć nigdy nie zdołam
    o trzepocie twych rzęs krwawiących


    1.
    moja Wenus
    ogrzej
    mój pustostan
    prowadź
    za pęcinę
    a ja
    odrodzę się
    w twym trzepocie


    2.
    spójrz
    to kropla
    krwi
    płacze
    nad
    swym upadkiem

  4. Rozdział PIERWSZY

    "Manor'hie"

    Amanda obudziła się z bólem głowy - zrobili jej transformację fal mózgowych
    - Czemu tu jest tak ciemno? Czemu nic nie widzę? Która godzina? Gdzie ja w ogóle
    jestem? - tysiące pytań kotłowało się w jej głowie Wyczuła ruch powietrza i ciepło
    na twarzy. W komnacie, w której spała, było otwarte okno. Wstawało trupioblade
    słońce, lecz Amandzie nie było dane już nigdy go zobaczyć... Po chwili drzwi do jej
    komnaty otworzyły się ze skrzypieniem.
    - O! - rzekł nieco zachrypnięty, obrzydliwy głos, należący z pewnością do orka, albo
    kogoś z tego samego gatunku. - Widzę, że już wstałaś. Wielki Ghorghoret
    już czeka ze śniadaniem. Tu, na krześle, leżą twoje szaty. Ubierz się i idź na posiłek.
    - Ale, ja nic nie widzę... Jak mam się ubrać? Nawet nie wiem, gdzie jestem i z kim
    rozmawiam...
    - Uuuu... Zapomniałem. Na rozkaz Lorda Wormara zostałaś oślepiona w celu lepszej
    komunikacji pozacielnej. Zrobili ci także transformację fal mózgowych tak, abyś nie
    pamiętała żadnych zdarzeń z przeszłości. Jesteś teraz nową istotą, która zaczyna życie
    od początku. A, z resztą, nieważne. Zaraz zawołam służącą, by cię odziała. - i wyszedł
    trzaskając drzwiami.
    Z głębi zamku, z jego podziemnych lochów, wydobył się ledwo słyszalny w komnacie
    Amandy, ryk. Można by było przypuszczać, iż to tylko szum wiatru w szczelinach
    skalnych, toteż Amanda nie zwróciła na niego uwagi. Nagle, drzwi znów się otworzyły.
    - Dzień dobry. Nie mam dużo czasu, więc mnie nie denerwuj i się szybko ubieraj. -
    kobieta podała szaty Amandzie i pomogła jej je zawiązać.
    - Czy mogłabym się wreszcie dowiedzieć, co się tu dzieje? - powiedziała tebra najbardziej
    szorstkim głosem, jaki udało jej się wydobyć przez ściśnięte gardło.
    - Jak to? Nie wiesz? Jesteś głupsza niż myślałam. O północy dzisiejszego dnia zostaniesz
    Księżną Demonią. Zostałaś uprowadzona i oddana Lordowi Ciemności, Wormarowi.
    Ja bym się tam cieszyła na twoim miejscu, bo nie każdy może wejść do Manor'hie,
    a co dopiero nim rządzić. - odparł nieznajoma pogardliwym tonem.
    - Ja nie znam żadnego Lorda Wormara. I jakie Manor’hie?...
    - Nie rozumiem dlaczego cię wybrali. Jesteś taka tępa, że chyba nawet te idiotyczne
    niziołki, czy rusałki byłyby inteligentniejsze. Nikt nie zna Lorda Wormara. A Manor'hie,
    to Królestwo Cieni, Krwi, Opętańców i Śmierci. Znajduje się w innym wymiarze, dlatego
    nikt z żyjących na Oshuun go nie odwiedził.
    - A próbowano?
    - Oczywiście. Wszyscy śmiałkowie zginęli. I nie tylko oni. W tajemniczych okolicznościach
    ginęły też ich rodziny do drugiego pokolenia. Mówi się, że to Wormar za ich
    zuchwałość wysyła niewidzialne demony śmierci, które ich porywają do Manor'hie.
    Po jakimś czasie zwracają ich na Oshuun, ale z pomieszanymi zmysłami i bez duszy.
    Najczęściej zostają spaleni na stosie w obawie przed demonami. No, ale dość tego
    gadania. Spieszę się. Masz. - podała jej szklankę z aromatycznym wywarem. - Wypij to,
    a pozwoli ci się dobrze poruszać po zamku, mimo twej ślepoty. To jakiś magiczny
    płyn warzony przez samego Wielkiego Ghorghoreta. Jesteś właśnie w jego pałacu na
    wyspie Elbasiss. Ghorghoret jest prawą ręką Lorda Wormara na Oshuun.
    - Więc jestem na Kontynencie? - bardziej stwierdziła, niż zapytała Amanda, wypijając
    napój.
    - Oczywiście. A teraz idź już do jadalni, bo Wielki Ghorghoret, zapewne się już
    niecierpliwi. I pamiętaj. Ja ci nic nie mówiłam. Mogłabym stracić za to głowę.
    - Dziękuję i ... - nie zdążyła dokończyć, bo usłyszała trzask zamykanych drzwi.
    Poprawiła szaty, wyszła z pomieszczenia i bez trudu znalazła drogę do jadalni,
    mimo otaczającej ją ciemności.

    - Yanisenes wpadł w szał, Sainie. - wrzasnęła Dona, widząc szykującego się do
    drogi menana.
    - Nic na to nie poradzisz. Wpadł w obłęd - odpowiedział telepatycznie druid. - Nie
    powstrzymasz go.
    - Gdy dowiedział się o uprowadzeniu Amandy przez Ghorghoreta, utracił zmysły.
    - Nic nie możemy w tej sytuacji zrobić, moja droga. Możemy tylko patrzeć i czekać. -
    odparł Sain - Spotkamy się za dwa księżyce i powiem ci, jakie poczynimy dalsze kroki.
    Teraz muszę udać się na Naradę, więc kończę . Nie obwiniaj się za to, co
    się stanie...

    Forteca Wielkiego Ghrorghoreta znajdowała się na samym szczycie Wielkich Skał,
    na wyspie Elbasiss. Rozciągał się z niej widok na prawie cały północny Oshuun.
    został zbudowana tuż po Pierwszej Wojnie Mocy a jego bram strzegły zaklęcia tak, aby
    nikt obcy nie miał prawa się dostać do środka.
    - Witaj Amando. - usłyszała za swoimi plecami i poczuła, że ktoś łapie ją za rękę.
    - Nazywam się Ghorghoret. Jestem prawą ręką twojego pana, Wormara. Zaprowadzę
    cię do niego, jak tylko zjesz śniadanie.
    Teraz Amanda zrozumiała, co jej nie pasowało w tym uścisku dłoni. Nie dotknęła jej
    zwykła dłoń. To była dłoń z żelaza. Dopiero teraz, gdy wytężyła słuch usłyszała, że
    Ghorghoret porusza się z charakterystycznym metalicznym skrzypieniem. Gdyby nie
    utraciła zmysłu wzroku, zobaczyłaby ogromnego mężczyznę, który w wielu miejscach
    zamiast skóry ma coś, jakby metalowa zbroję, która skrzypiała przy każdym jego ruchu.
    Na dłoniach miał żelazne rękawice a jedna bardziej przypominała protezę niźli rękawicę.
    Pół twarzy zastępowała metalowa maska, ciągnąca się od lewego ucha do nosa,
    pokrywając sztuczne oko. Wszystkie zęby miał z żelaza, nie posiadał warg, co czyniło go
    bardziej podobnym do zwierzęcia. Jego głos był nieco chrapliwy, a oddech świszczący,
    jakby płuca również miał żelazne.
    Am jadła rozmyślając o tym, jak taki człowiek, który właściwie już nim nie jest, może żyć.
    Po zakończonym posiłku udała się za przewodnictwem Żelaznego Człowieka do innej
    sali. Gdy do niej weszli ogarnął ich zaduch, jakby w pomieszczeniu tym od wieków nie
    otwierano okien. Wyczuwało się też w powietrzu pewną ciężkość, spowodowaną
    Ciemną Mocą. Am zakręciło się w głowie, ale było to miłe uczucie. Gdy tylko usłyszała
    oddalające się kroki Ghorghoreta i trzaśnięcie drzwi bez wahania zadała pytanie.
    - Dlaczego?...
    - Kochanie - odpowiedział mroczny, grobowy głos - musiałem. Dzięki temu możemy się
    komunikować.
    Amanda dopiero teraz spostrzegła, że mimo, iż prowadzi konwersację nie wypowiedziała
    żadnego słowa.
    - Telepatia, moja droga, to doskonała rzecz. - nowa informacja dotarła do jej mózgu. -
    Twoja ślepota sprawiła, że przestałaś reagować na bodźce wzrokowe i skupiłaś
    się na falach mózgowych.
    - Masz rację. Ale czemu mnie uprowadziłeś? - zdecydowała się zapytać tebra.
    - Skąd o tym wiesz? A zresztą to nieważne. Wytłumaczę ci, bo ci się to należy.
    Jesteś potomkiem Cerii i Darca, początku Mocy i Mądrości. Drzemie w tobie
    niewyobrażalna siła. Dotknij tego - i podał jej wielobarwny, błyszczący przedmiot,
    wyglądający jak kamień. Amanda wzięła go w dłonie i poczuła jak na zmianę zalewają
    ją fale gorąca i zimna.
    - Co to jest? - spytała oddając przedmiot.
    - To jest moja droga kryształ sirrushów. Oprócz tego, istnieją jeszcze takie dwa. Wiem,
    że jeden jest w Noa a drugi ma Akavetta. Wysłałem już tam moje oddziały.
    - Po co ci akurat te kryształy? Nie możesz mieć innych?
    - Nie. To kryształy, w których jest ukryta Moc. Są stworzone przez samych bogów.
    Jak już zdobędę pozostałe dwa, sprawię, by mój Pan i Mistrz, twórca Ciemnej Mocy,
    Dermott powrócił i rządził światem a fragmenty Enida i Shani spalę w piekielnym
    ogniu w Manor’hie, tak aby czuli ból przez wieki, nigdy nie umierając. - zakończył
    lodowatym głosem Wormar.
    Zaległa chwilowo cisza, tak ciężka, że niemal dusiła.
    - Lordzie Wormar... - zaczęła niepewnie Amanda. - Czy ja posiadam jakąś Moc?
    - Oczywiście. Dotknij jeszcze raz kryształu z tej strony. - uczyniła tak jak powiedział.
    I poczuła niewyobrażalną rozkosz i wydała z siebie cichy jęk.
    - Czujesz? To twoja Moc. Dermott pragnie cię jako swojej córki i kochanki. Ten
    rozkoszny żar, to Ciemna Moc. - rządzisz nią.
    - Och... - kolejny jęk wydobył się z gardła Amandy. - Tak! To jest To! To moja Moc!
    Czuję ją na całym ciele. Aaaa! Ja nią rządzę i ja będę Królową Ciemności! Teraz już
    wiem, że mam ją w sobie i wiem, gdzie jej szukać. Nic mnie nie powstrzyma! - krzyknęła. -
    Będę rządzić i zabijać!!! - słowa odbiły się echem w kamiennych murach.

  5. światło dzienne gaśnie
    cienie długimi rękami pieszczą świat
    przeklęci nie moga dojrzeć nigdzie światła
    wstaje armia dumna i pewna swej nocnej potęgi

    ktoś puka do okna
    deszczu krople spływają
    księżyć oświetla ich przeklęte ciała
    idą bez żalu by siać śmierć i cierpienie

    zawodzii i jęczy wiatr
    w nim ich bezradne głosy zaklęte
    istnieją w cieniach twych myśli czarnych
    żyją w śmierci śmierć jest ich życiem

    noc zmierza ku końcowi
    próg szkarłatnego piekła zanika
    przeklęte jest ich życie w wiecznym cierpieniu
    schodzą pod ziemię by znów powstać z martwych

    nie ma dla nich zbawienia
    nie ma drogi powrotnej

  6. Cytat
    wstęp jest kompletnie niepotrzebny (pozwoliłam sobie tylko przelecieć wzrokiem po nagłówkach i nie zagłębiać się bardziej) - takich rzeczy czytelniek powinien dowiadywac się z treści, stopniowo, po kolei - w ten sposób książka będzie ciekawsza, a zgłębianie świata bardziej wciągające

    hmmm... ja osobiście muszę się przyznać, że wstępy tego typu również we wszystkich książkach omijam wracając do nich po przeczytaniu całej lektury ;)

    Cytat
    następne też słabe np. "z powodu wypicia zbyt dużej ilości alkoholu" - kto tak pisze? - mi to kompletnie nie pasuje do powieści, jest zbyt sztywne i nienaturalne - zresztą całe zdanie, wg mnie, kiepskie

    Mnie również się to nie podoba, ale pisałam sam początek 4 lata temu, więc prosze o wybaczenie. Widać będę musiała wszystko słowo po słowie jeszcze raz redagować...

    Cytat
    reszty pozwoliłam sobie nie przeczytać - dość skutecznie zniechęcił mnie ten pierwszy akapit (i jego język)

    Przykro mi.. No ale cóż.. przecież nie będę nikogo do niczego zmuszac.

    Pozdrawiam
  7. Cytat
    Najlepiej na początku prolog i rozdział 1, potem już kolejne rozdziały pojedynczo. Ewentualnie wszystko oddzielnie.

    Pozdrawiam



    Wrzuciłam najpierw Prolog.. I chyba niepotrzebnie wstęp, jak sądzę po pierwszym komentarzu.. jednak w powieściach fantasy jest coś tekigo niezbędne.. :( przykro mi.. :(
    Resztę będę dodawać w miarę jak będę mogła...
  8. Na początku chciałabym zaznaczyć, iż jest to opowiastka licząca sobie 15 rozdziałów + prolog. Akcja utworu jest obsadzona w świecie fantasy (od razu to mówię, gdyż znam ludzi, którzy nie lubią fantasy i nie chce ich zmusząc do czytania czekokolwiek).
    Starałam się zbudować świat totalnie od podstaw, także, jak w każdej opowieści fantasy na początku musze zawrzeć parę słów od siebie o świecie, który czytelnik ma poznawać...
    I proszę się niezniechęcać objętością utworu i infantylnością początkowych rozdziałów ;)


    "CIEń ISTNIENIA... podróż od początku do końca Istnienia"

    Słowo Wstępne:

    CZAS
    W całej powieści występują inne miary czasu, niż te, których używamy obecnie. Otóż nasz „rok” jest w powieści nazywany „dekadą”. W każdej dekadzie jest dziesięć „pełni księżyca”, które odpowiadają „miesiącom”. „Dni” natomiast nazywane są „świtami”. Każda pełnia księżyca ma 28 świtów, co czyni długość dekady równą 280 świtom. „Godziny” są określanie mianem „obrotów klepsydry”. Tzn.: jeśli coś trwa dwie godziny, to znaczy, że trwa dwa obroty klepsydry.

    ODLEGŁOŚĆ
    Inaczej mierzy się również odległość. Mierzona jest w stajach, jardach, łokciach, stopach i calach. Przykładowo: odległość z wioski do wioski podamy w stajach a nie w łokciach. Z kolei grubość miecza odmierzymy w calach a nie w stopach.

    PIENIĄDZE
    Pieniędzmi są denukt, raxa i feon. 1 denukt to 10 raxi a 10 raxi to 1000 feonów. Wszystkie są monetami. Nie ma banknotów papierowych. Feon jest moneta miedziana, raxa srebrną a denukt złotą. Dla orientacji mogę podać, że 1 denukt dopowiada wartości 100 dolarów amerykańskich. W bankach są też wystawiane tzw. złote papiery, czyli po prostu czeki.

    JĘZYK
    W powieści można się spotkać z terminem „Dawna Mowa”. Był to język używany kiedyś i zachował się jedynie wśród gatunków długowiecznych, np. elfów. Wszystkie wyrazy można sprawdzić w słowniku zamieszczonym na końcu książki. Znaczenia niektórych z nich można się domyślić z kontekstu zdanie, bądź są tłumaczone przez następną wypowiedź.

    ZWIERZĘTA
    Występują też nieznane dotąd gatunki zwierząt, takie, jak tatzelwormy, zeglodony czy manaty. Ich wygląd i zachowanie jest zwykle opisane w książce a więc nie będę się tu nad tym skupiać.

    WIEK
    Wiek bohaterów jest określany zgodnie z gatunkiem, z którego dana postać się wywodzi. Tak więc dwie osoby mogą się znacznie różnic wiekiem a wyglądać na rówieśników. Żeby unikać niepotrzebnych pomyłek, podam tu średnie wieku ważniejszych gatunków:
    syrena 50 lat
    człowiek 75 lat
    tebry, menanie, nunagrzy
    i większość stworzeń na Kontynencie 100 lat
    krasnolud 200 lat
    wampir 300 lat
    Elfy są praktycznie nieśmiertelne. Odchodzą do „Krainy Loa”, gdy uznają, że ich czas na ziemi dobiegł końca. Przejście do tej krainy mieści się w Ettarielaen i nikt spoza gatunku nie ma tam wstępu. Oczywiście elfy mogą umrzeć od ran zadanych mieczem, bądź inną bronią, albo, gdy zostaną przeklęte przez swój ród (co zdarza się niezwykle rzadko). Dlatego słysząc, że krasnolud Yazon ma 80 lat, nie myślmy, że jest stary, bo w przeliczeniu na ludzkie lata, ma ich dopiero 30.

    AMULETY
    Osoby oddane Jasnej, bądź Ciemnej Mocy (czarodzieje i magowie) muszą nosić na szyi amulety Mocy, przedstawiające połączenie Słońca i Księżyca. To one dostarczają im Mocy a ich brak spowodowałby niemoc w wykonywaniu jakichkolwiek zaklęć. Oczywiście, by nosić taki amulet, potrzebne są lata nauki, ale i tak nie każdy może się nim potem szczycić. Często czarodziejów i magów nazywa się „Wybrańcami Mocy”. Osoby oddane Mądrości noszą amulet przedstawiający rozłożyste drzewo. Amulet ten sprawia, że zawsze maja „czysty”, świeży umysł i mogą się skoncentrować na przypomnieniu sobie ważnych informacji. Analogicznie do magów, mędrców często nazywa się „Wybrańcami Mądrości”. Białomistrzowie i Czarnomistrzowie noszą amulet przedstawiający połączenie dwóch pentagramów z wpisanym w nie okręgiem i krzyżem. Po bokach pentagramów widnieją skrzydła, symbolizujące lotny umysł i dominacje. W zależności, czy amulet nosi Białomistrz czy Czarnomistrz pentagram światła jest na górze, bądź na dole.

    Tyle już chyba wystarczy.

    A więc zapraszam Cię , Drogi Podróżniku, na magiczną i pełną niebezpieczeństw wyprawę po Oshuun.
    Na podróż od końca do początku Istnienia...

    PROLOG

    W karczmie "Pod wilczym kłem" było już dość tłoczno. Kilkoro ludzi, choć była jeszcze
    dość młoda godzina, tańczyło i śpiewało z powodu wypicia zbyt dużej ilości alkoholu.
    Gospoda znajdowała się w pięknym mieście. Widok z okien rozpościerał się na pola
    jęczmienia i pszenicy. Większość osób czekała na nadejście pewnego starego człowieka
    którego nazywali Kapciuch, z powodu jego pozszywanych i wiecznie zniszczonych
    butów. Pojawił się, jak zwykle, razem z zachodem słońca. Staruszek przychodził tu
    codziennie od wielu lat i przy blasku kominka snuł tajemnicze opowieści. Jak co dnia
    usiadł blisko ognia i , jak zwykle, zamówił grzane wino. Upił go nieco i pogrążył się
    w myślach
    - Miliony lat temu, wedle "Księgi Istnienia”, rozdział pierwszy. - zaczął swą opowieść. -
    nie istniało nic. Nie było świata, słońca, gwiazd. Wszechświat wypełniała bezgraniczna
    ciemność. Tylko jedyny Bóg unosił się w pustce. Z Niego zrodzili się Ceria i Darc -
    uosobienie Mocy i Mądrości Oni zaś stworzyli Enida, Shani i Dermotta. Pierworodny Enid
    miał chęć do czynienia tego, co prawe. Był uosobieniem Mądrości. Shani miała
    duszę piękną, jasną i czystą. Lubowała się w Jasnej Mocy. Dermott, złem przepełniony
    i chęcią zniszczenia, nienawidził swego rodzeństwa i stworzył Ciemną Moc. Miał
    respekt jedynie przed gniewem Ojca.
    I posłał Bóg dzieci z wnukami, by stworzyły Świat. Sam usunął się w Nicość.
    Ceria i Darc wiedzeni Przeczuciem postanowili Go odszukać i zmusić do powrotu.
    Zostawili swoje potomstwo i także pogrążyli się w Nicość, osamotniając trójkę
    tak różnych Istot.
    Enid stworzył olbrzymią przestrzeń Ziemi i miejscami pokrył ją Wodami. W środku
    postawił Wielki Kontynent, zwany Oshuun - Żywioły, olbrzymią wyspę pośród
    bezkresu Oceanu.
    I Enid widząc, że są mądre, pozostawił je.
    Shani stworzyła mieszkańców Kontynentu. Pierwsze rasy istot rozumnych i miłujących
    Jasną Moc: elfy, później krasnoludy, niziołki, rusałki i inne rozmaite rasy dobrem wypełnione.
    I Shani widząc, że są dobre, pozostawiła je.
    Dermott tworzył rasy złe i mordercze, podobne do niego: orki, gobliny, trolle i wiele
    innych do szpiku zepsutych. Dał każdej osobne atrybuty. Orki były wysokie, silne i okrutne,
    o zielonej skórze . Gobliny, mniejsze, ale sprytniejsze i przebiegłe. Trolle, kolosy
    z kamienia, o diamentowych zębach i sile dwudziestu ludzi.
    I Dermott widząc, że są złe, pozostawił je.
    Enid stworzył dodatkowo zwierzęta podległe już stworzony rasom, takie, jak węże, ryby
    ptaki, smoki, jednorożce, konie, mangusty, mirii, tatzlewormy, si smitey i wiele innych.
    I Enid widząc, że są w miarę mądre, pozostawił je.
    Razu pewnego cała Trójka postanowiła stworzyć rasę odzwierciedlającą cechy każdego
    z Nich. Miała być stworzona na Ich obraz i podobieństwo, na dowód Ich istnienia.
    Tak powstali ludzie.
    I Trójka, widząc, że są i dobrzy, i źli, i mądrzy, pozostawili ich.
    A potem jeszcze każdy z osobna tworzył następne istoty na swoje podobieństwo.
    Istoty piękne i dobre, jasne i mądre, przerażające i okrutne. Tak, że pod wodą panowały
    wielkie ryby o ostrych zębach i parzydełkowatych płetwach, ale i też piękne i smukłe
    stworzenia, takie jak wodne smoki o długich szyjach i seledynowych skrzydłach,
    cudne syreny mające złote połyskliwe włosy i tajemnicze oczy. W powietrzu
    królowały gryfy, orły, sokoły i jastrzębie a obok nich latające potwory o skrzydłach
    błoniastych i ostrych szponach, podobne do nietoperzy, ale zgoła od nich większe
    i groźniejsze W jaskiniach i pod ziemią mieszkały i płazy, i rozmaite robaki, i wielkie
    szczury, i pająki, i wiele innego stworzenia dobrego, złego lub mądrego.
    Razu pewnego pokłócił się Enid z Dermottem o człowieka. I w wyniku ich kłótni powstały
    wampiry - mądre lecz mordercze stworzenia. Dermott targany nienawiścią stworzył Demony,
    aby nękały wszystkie istoty dobre i mądre. Shani i Enid w trosce o swoich podopiecznych
    stworzyli Dobre Demony, tzw. Ayze.
    I tak dopełniło się Stworzenie.
    Na Kontynencie zaczęły się kształtować wszelkie cechy poszczególnych ras.
    Elfy pokochały drzewa i budowały na ich rozłożystych gałęziach swoje domostwa
    o dachach spiczastych i białych ścianach. Łączyły drzewa drewnianymi pomostami
    tworząc małe wioski. Krasnoludy odnajdywały przyjemność w szukaniu rozmaitych
    kruszców w ziemi i skałach. Wyrabiały z nich piękne przedmioty. Ponadto krasnoludy rozwinęły się
    w budownictwie i wykuwały w skałach całe pałace i przyozdabiały je wyrobami ze
    znalezionych w ziemi materiałów. Ludzie natomiast, pracowali na roli, siejąc i zbierając
    płody ziemi. Czuli się szczęśliwi i usatysfakcjonowani. Zdarzały się między nimi ostrzejsze
    spory, ale zawsze po pewnym czasie ustępowały albowiem mieli oni w sobie i dobro i zło.
    Rozwinęli się także w budownictwie. Ich potężne pałace i twierdze o wysokich, strzelistych
    wieżach nie miały sobie równych. Rasy złe także się rozwijały, co prawda nie tak szybko,
    jak pozostałe, bowiem nie posiadały zmysłu, który pozwalał dostrzegać pracę w pocie czoła.
    Więcej czasu poświęcali na walki między sobą, niż na budowanie domów, czy uprawę roli.
    Czasem poszczególne rasy dobra i zła toczyły bitwy między sobą, zawsze inicjowane
    przez Ciemną Moc i wygrywane przez Jasną, albowiem dzieci Dermotta nie działały
    z rozmysłem i nigdy nie miały żadnego planu ataku. I tak równowaga panująca na Świecie
    zaczęła się psuć. Wojska Dermotta coraz częściej napadały na dzieci Shani.
    Nienawiść pogłębiała się. Wymyślano coraz to nowe sposoby zadawania sobie bólu
    i śmierci. Bardzo złościło to Shani, więc wybrała się do Dermotta a Enid
    przysłuchiwał się ich rozmowie.
    "Bracie" mówiła "Czy nie dość już zabijania? Czy naprawdę musimy tak żyć?'
    "A cóż złego widzisz w zabijaniu?"
    "Twoje działania rozbudziły nienawiść wśród moich czystych ludów."
    "Śmierć powinna triumfować! Sama widzisz, że zwycięstwo zła jest nieuniknione!" - odpowiedział
    Dermott głosem pełny nienawiści.
    "Nie!!!"
    Ziemia zadrżała, czarne chmury przykryły niebo. Znów przemówił Dermott:
    "Aby zmienić stan rzeczy musiałabyś mnie zabić!"
    "A więc dobrze!"
    I tak rozgorzała Walka Bogów. Świat drżał w posadach. Deszcz, wiatr i pioruny
    bezlitośnie smagały Ziemię. Widząc to Enid odszukał w Nicości Rodziców
    i błagał Ich o pomoc. Oni zaś zebrali razem swych troje dzieci i rzucili na Nich
    zaklęcie ostre jak brzytwa, które rozpłatało każdego z nich na troje.
    Ceria i Darc wzięli po cząstce każdego z Nich i stworzyli lśniący, migotliwy kryształ.
    I tak powstały trzy kryształy sirrushów, a w każdym z nich znajdowała się część
    Dobra, Zła i Mądrości.
    I rozrzucili Rodzice kryształy po Kontynencie a sami znów pogrążyli się w Nicość.
    I tak bogowie zniknęli, zostawiając stworzenie samo. Chaos i bezład triumfował.
    A ta gospoda znajdowała się na głównym gościńcu prowadzącym do krainy elfów -
    Ettarielan. Była najbardziej uczęszczaną gospodą na szlaku i słynęła z dobrego grzanego
    wina. - Kilka osób się zaśmiało. Jeden z pijanych krzykną:
    - Co tam staruszku? Bajeczki o elfach nam opowiadasz? - czkną i przewrócił się
    wywracając stół. Kapciuch jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi i ciągnął
    dalej swą opowieść, choćby z tego względu, że liczba słuchających go stale wzrastała
    - Kraina, w której znajdowała się ta karczma nazywała się Noctum. - odchrząkną i upił łyk wina.
    Jeden z pijaczków wszedł na krzesło i zaczął wymachiwać rękoma.
    - Uuuu!!! Patrzcie! Jestem czarownik! Zaraz zamienię cię w żabę! - i wskazał palcem na Kapciucha.
    Kilku, jego równie pijanych kumpli, wybuchło gromkim śmiechem. Staruszek
    wzruszył ramionami i podjął znów opowieść.
    - Po zniknięciu Bogów wyznawcy Jasnej i Ciemnej Mocy cały czas toczyli ze sobą
    bitwy i bitewki, coraz bardziej pogrążąjąc się we wzajemnej nienawiści, co w efekcie
    końcowym doprowadziło do Pierwszej Wojny Mocy, która zniszczyła słabą rasę -
    ludzi. W wyniku dużego stężenia dwóch różnych mocy powstały trzy nowe gatunki:
    tebry, menanie i nunagrzy. I tebry i menanie byli wojownikami. Dla nich liczyła się tylko
    walka i nic więcej. Wszelkie inne sprawy załatwiali za nich specjalni druidzi i magowie.
    Byli mistrzami w walce wręcz. Jednakże posiadali słabą odporność na magię i wszelkie
    magiczne i niemagiczne trucizny. Za to rany otrzymane w walce bronią goiły im się
    nadzwyczaj szybko. Nunagrzy, natomiast, byli wyjątkowo paskudną rasą. Jedyne uczucie,
    jakie w nich zostało to nienawiść. Umieli porozumiewać się z niebezpiecznymi stworzeniami,
    które oswajali i trzymali w swoim królestwie. W walce nie dorównywali tebrom i menanom,
    ale nie byli w niej źli. Odziedziczyli także po ludzkich przodkach sposób rozmnażania,
    bo dwa pozostałe gatunki rozmnażały się bezpłciowo z jaj wytworzonych przez
    swoich władców. Jaja te, zostawały zakopywane na specjalnych polach uprawnych,
    których żadne z żyjących stworzeń nie potrafiło znaleźć Jednakże wszystkie trzy
    nowopowstałe rasy zachowały w miarę ludzki wygląd. Rasy, takie jak elfy, żyły
    w przyjaźni z driadami i rusałkami. Razem zamieszkiwali Krainę Elfów - Ettarielan,
    położoną na wschodzie Kontynentu. Krasnoludy, zwane smoczymi ze względu na bliską
    przyjaźni z tymi właśnie stworzeniami, zamieszkiwały Góry Smocze, położone na
    południu. Menanie, tebry i nunagrzy żyli, średnio, sto lat, jak większość stworzeń
    na ówczesnym Kontynencie. Krasnoludy, natomiast, kończyły żywot po mniej więcej
    dwustu latach. Elfy zaś, były prawie nieśmiertelne. Ich śmierć mógł spowodować
    tylko głęboki żal lub przeklęcie przez ich ród. No i oczywiście śmiertelna rana.
    - Bzdury. - warknął jeden z pijanych i pociągnął łyk z butelki, którą trzymał w ręku.
    Jego koledzy rzucili się na niego, bo zaczął się przewracać. On zaś podparł się ręką
    o blat baru i ponownie pociągnął łyk z butelki. Stwierdziwszy, że jest pusta,
    rzucił ją o ziemię ze słowami:
    - Widzicie? Jestem potężny jak Yanisenes! - i po tych słowach wyrzygał się, brudząc
    sobie ubranie. Jego towarzysze ryknęli śmiechem.
    - Owy Yanisenes - zaczął znów Kapciuch, wypijając do końca wino i prosząc o następny
    kubek. - był menanem i jak głosi legenda miał siostrę Amandę, która była tebrom.
    Byli, ponoć, potomkami Cerii i Darca. To rodzeństwo zapoczątkowało Drugą
    Wojnę Mocy, a było to tak ...



    i tutaj pojawią się kolejne rozdziały...

  9. Tylko nie krzyczcie od razu na mnie ;) Po prostu tego nie mogę znaleźć nigdzie na stronce..
    Mam pytanie odnośnie prozy - jak duże mogą być to prace? Bo z chęcią bym zamiasciła moją opowieść ale ma ona 15 rozdziałów + prolog.. I nie wiem, czy utwory o takiej objętości mozna tu zamieszczać...

    Aha! I wyczytałam, że jest ograniczenie co do zamieszczania wierszy (i dobrze! :) ) ale nie mogę znaleść ile czasu trzeba czekać od zamieszczenia utworu do zamieszczenia kolejnego... :(

  10. Znów zmrok zapada i gwiazdy już gasną
    Niczym stary prorok co przed chwilą zasnął
    Ale dalej istnieją ukryte za chmurami
    Spoglądają na nienawiść świecącymi oczami

    Czemu śmierci dywanem jest zasłana ziemia
    Ucieka od światła szukając wciąż cienia
    Dziewicze i piękne jeszcze Niebo zostało
    Nieskalane grzechem czystości nie oddało

    Spójrz na Niebo
    Delikatnie zdobione błękitną poświatą
    Nie odwracaj się od niego
    Stań na palcach by dotknąć go ręką

    W błękitnej łunie tonę by znów się odrodzić
    Me spojrzenie blednie gdy muszę odchodzić
    Gdy rozkładam skrzydła i szybuję jak orzeł
    Słyszę głos wolności wzburzony niczym morze

    Wzrok ślepy podnoszę wciąż patrzę za siebie
    Nie posiadam siły by spojrzeć na Ciebie
    Ciemność spowija mnie swoim całunem
    Krzyczę do Nieba by puściło mnie z dymem

    Czemu śmierci dywanem jest zasłana ziemia
    Ucieka od światła szukając wciąż cienia
    Dziewicze i piękne jeszcze Niebo zostało
    Nieskalane grzechem czystości nie oddało

×
×
  • Dodaj nową pozycję...