Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Danuta Kurczewicz

Użytkownicy
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Danuta Kurczewicz

  1. 1. dokładnie splecione bez grzywki podziwiało je wiosenne słońce polubiły odcienie jesieni śliwy i wiśnie mgły mleczno-srebrne bawiąc się w chowanego zaklepuje pasemka kto pierwszy pod datą rocznik ten długie warkocze splatał w auli na ścianie cień 2. usiadł przy stoliku z brzegu sweter w paski wytarte dzinsy miejsce o krawat nie prosi niecierpliwym oczopląsem zakreślił koło na dębowych deskach szukając omnis homo mendax omnis festinatio tarda est* pokiwał głową szarpiąc bezradność komórki 3. pili drinka dzieliły ich długie warkocze zwężone źrenice i nerwowe uśmiechy piękno nie lubi barw "rozmytych w czasie" zima jest dla koneserów bez wtajemniczenia w realność i żal do artysty posługując się wizerunkiem przedstawił rzeczywistość w kontekście abstrakcji podając dłoń rzekła: omnis amans amens omnia causa fiunt* i przypadkowo zauważyła że w drugiej galaktyce już świta * omnis homo mendax - każdy człowiek jest kłamcą omnis festinatio tarda est - wszelki pośpiech opóźnia **omnis amans amens - każdy zakochany jest szaleńcem omnia causa fiunt - wszystko jest dziełem przypadku
  2. tak HAYQ - sprzedaż "wiązana."pozdrawiam Emm, fajnie, żę wpadłaś literatki pełne... do dna! pozdrawiam
  3. Aniu, HAYQ - dzięki, tak miało być - tomik o "tamtych czasach" więc i wiersze różne: formą też. Pozdrawiam.
  4. jasne "ryby też pragną jeść" - bawię się Twoim sarkazmem, pewnie dobrze, najwięcej bólu jest w śmiechu - temat trudny. pozdrawiam
  5. śledzik z setką ser żółty do piwa na wejście pet w zębach gardłowe - cholera - mariola łokciem wyciera stolik w "małpiej łapie" od przdsionka do lady - wre - sikają cebulowe przystawki literatki dzwonią na brodzie dobry omen - spływ kajakiem w tłuszczu wąsate kanały - cudzysłowy mieszają wymyka się brodatym skłonem czosnkiem naciera wrażliwy procent - gdy - kazaczoka grają krzywych nóg marioli w czerwonym krocza odbiciu - fałdowanie - jak lekkie jak lekkie miód spadziowy wprost zza lady
  6. Widzę ciebie na odległość wiązań szosy smugi samolotu gonię kilwater i ukośne czucie chwili śpiewam gdzie chowają smutki tam jesteś drepczę w miejscu - receptory ładowane twoją ciszą mieszam kolory - ugniatam plastelinę wiarygodność bez czerni i bieli mistrzu udziel lekcji chcę czuć w popiersiu puls w oczodołach mirrę i kadzidło by łzy nie miały mocy ujścia Widzę ciebie gdy sznuruję resztki i ustawiam noskami do słońca opalone - czekoladki słodkogorzkie
  7. wczoraj słonecznym uniesieniem spadliśmyw resztki suchych liści poskręcały się pierwsze krokusy w zapleśnio-zgniliźnie wilgotnej kołdry nasączonej słoną kroplą (walerianowym zapachem podtrzymywane) kiedy żelazne zęby masując kręgosłup odsłaniały ku słońcu zwiodczałe szyje dało się zauważyć jak mało w nich siły bycia jak ciągnie je korzeniowa masa uśpienia i wtedy przyszedł rozkwit powiew wiatro-minuty nie wiedziałam że potarfi rozpoznać potrzeby naszych gleb przykryć liśćmi zainfekowane płuca by odsłonić przygiętą w pół i drżącą ale nadal w pionie myślenia linię - jeszcze naszą
  8. Plazma na miejscu nagiego Rubensa Bolesna (przezroczysta w teledysku) z pociętych starych opon układa co jeszcze całością być może wszystko z szuflady wyklętej - pięćdziesięciometrowa Aleja Róż. Mercedes-bus doberman o kumplu jamnikowatym Ikarusie 280 w galerii psiej rzeczywistości (to śledź) i Ford Wola ze swoim 5D Extreme na wszystkie S (Światowit Świt Sfinks...) świeża Aleja Róż. Szkoły dbają o mięśnie nóg w budynkach (widmach) kurze na krzesłach piórem między żebra ścian wspominają (osiedla tysięczne z kolekcją szpitali teatrów i żłobków) zieleń nad zieleń pośrodku Aleja Róż. Twoje dzieci wnuki moje - duże sprawy przy łóżku: cegła pustak wielka płyta... za ścianą Aleja Róż.
  9. wyrębem lasu tasowano karty wieżowce powiększały ekrany na bocznicy powagi semafor patrzył pod skosem aż rozjechały się pociągi pozostało strzepywanie torów zalakowane butelki tożsamości kapsle obce wytrącone z równowagi godziny przeżarte - niespełnione papierki prawdy kłamstwa kalkowanie wielkości rzucone w rów w krzywym zwierciadle
  10. dzięki Emm! dogłębnie, właśnie tak... wiersz jeszcze pachnący farbą drukarską (lata peerelu choć nie tylko), komentarz trafny i szczery (mówią, że wiersze bywają "trudne") od teraz im nie wierzę - pozdrawiam danuta
  11. stoi przodem do potrzeb. bezrobocie mu nie grozi. obłaskawia okrągłości wyszukaną formą (ocieplony gładki, wybielał, et cetera). tyle, że tamten bliżej bodziaków pająków, ważne dla zmysłowego łączenia z naturą. czekając na przygodę życia (połączył dupo-ściany, człowiek a człowiek) można było pogadać z kobitą od kawałków gazety na bieżąco była z problemami, a dzisiaj... czyta się o burzach nuklearnych, rozdrabnianiu maku kościach na mleku, nic bo nic - d. boli, żona woła - wino stygnie na rozmyślanie z możliwością powrotu - inteligentna deska klozetowa "wychodek nad przepaścią" to sen o tatrach za wysoko na dolne przygody.
  12. biały pies biała laska czarne okulary tak cicho wiatr schował się pod kapeluszem słońce okryło profil jakie to ma znaczenie gdy ślady uciekają pod uginający się chodnik biały kwiat biała noc czerwona poziomka na ustach waniliowo-obleśne obrazy katapultują się cienie naramiennego dotyku obwąchiwanie zamysłu przyjacielskim ogona szelestem jakie to budujące zważywszy na drogę w głębinie osnutą wiatry w odrostach zapisane tęcze w szmaragdzie odbite oczu twoich leżakowanie
  13. Spotkałam cię pod krzewem migdałowca jak mrówka w runo wtuliłam swoją twarz a byłeś niczym młody pęd jałowca do dzisiaj różu płatek na kolcu masz Spotkałam cię i ziemia ciepłą była biel kolan nakreśliła miłości ślad która już wiosna nie pamiętam miła powiedziałeś wczoraj - przecież tyle lat Pozostawiłam ciepłej dłoni drżenie by rósł wyżej wyżej i obficie kwitł nawet gdy przyblednie moje spojrzenie a gwiazdy ocenią że to tylko mit Spotkałeś mnie po krzewem migdałowca zszarzało słońce i wieczór się kładzie na ustach szczypta muszkatołowca i płatki różu wystarczą w zasadzie
  14. dla Ani we mnie tłum - przygaszony - skołowany wstążki wiążą człowiecze przenikanie w granat ziemi szyny po śladośladzie w zapamiętanym rzęs stukocie dwie linie na bezludziu we mnie blask i śpiew - ornamenty baroku kaskady spadających kolorów i słów uśmiechem rozwiniętych w butonierce we włosach jeden dzień tygodnia a przestawia na bocznicę pisane wjeżdża rydwanem (kwadrygą) w rozpołowione jabłko dwie pestki w nowym - dwa cienie (papilarna akceptacja) nie kłamią godziny nie mędrkują witraże srebrne buciki w migdałowym ust kaprysie na jesiennych schodach dotyk wnoszą gładkie jest patrzenie na diadem w dół w górę - tak spada czas a podnosi się miłość
  15. wykrzyknikiem modeluję... kiedy myślę o uśmiechu piękny - krzyczą oczy moje a jak włosy w dłoniach splatam kruczoczarne - wołam w snach o dołeczku policzkowym powiem prosto - cud natury usta składam jak do gwizdu krążąc dalej mapy śladem bliżej ciepłych pól równika Himalaje zaliczyłem zostawiając wzruszeń ślad spadam teraz na równinę gdzie na pępku O! położę dalej pójdę jak lunatyk bo inaczej tu zostanę przed doliną westchnień w niepewności i... będę czekał aż ułożysz wszystkie dozwolone znaki wykrzyknikiem modeluję... w udzie gracji widzę dużo łydkę rzeźbi mięsień z moim połączony na paznokciach lakier - kupiłem wczoraj
  16. W jakim wieku wygaszać emocje? Terapia zdrowotna w którą stronę? Spódnica w kratkę biel bluzki spod serdaka i śpiewanie na nutę gotowania gdzie się życie waży jak kartofel nie krzyczy - bulgocze - miesza łyżką akompaniament wystukuje częstując częstując spragnionych dostatek. Wytwornie podane z charyzmą w bukiecie - ktoś policzył osiemdziesiąt pięć stąpnięć a jakby zatrzymały się na pięćdziesięciu.
  17. lubię poniedziałki - otwierają przy wtorku pełnią wchodzę daleko od szkła książki czytam w środy od końca - notatki na bezsen (lata siedemdziesiąte) z optymistyczną puentą wspomnę o czwartku - pół na pół wypiję odstawię zagryzę pestką zawrócę ilorazem- przeczekam piątek - plotkowanie gwiazdy polarnej z meteorytami - zawsze spadają oddalam czas przez świetlne fluidy (wciąż się uczę) w sobotę - by nie popaść w agonię - jem lody ananasowe - kuszę tym co za mną a w niedzielę rzucam miedziaka w naiwność i leżę - leczę migdałki dla poniedziałku co nieco - coraz częściej
  18. idą bez celu jak można mieć cel idąc bez oczu idą siłą odlewu jak komputer siłą oprogramowania zapis skamieniałości ciężkie bary długie rozstawione nogi zewnętrzny napęd motoru z brakiem podmuchu od wewnątrz lekkość niżej stóp ......................... gdzie prowadzą oczy? w kratkach ściekowych można uchwycić barwę w ciemnym zaułku - odbiciem od tafli sumienia pod trotuarem w plątaninie korzeni szerokością globu (przegniłe brązy odrosty sepii) jak doszyć oczy? motek wełny rozszarpał pęd istnienia gałki przebarwił zachodni wiatr brak surowca na źrenice (jedwab odszedł wraz z przekształceniem fabryk) zostały napy spinają na docisk ........................... idą jak ciemny dzień niepewna noc brak harmonii "tłum" to dużo dla jednej myśli niewiele dla serc kutych przez różnych kowali
  19. cyrk spacer plażą wernisaż musical w Saskim kolacja przy świecach stukot oczy jak śliwy z rozłupaną pestką usta - brzoskwinie sok zmiękcza naskórek i jeszcze ręce niekontrolowane skurcze gdy wiatr falbanką poruszy opacznie głos Kiepury gramofon otwiera lekko po nucie przy wstrzymanym wdechu rzęsa na milimetr dwa zbliżenia ciszy snop myśli w podwiązce zakotwiczony
  20. Miło było w "lesiściach" - dziękuję, bardzo, bardzo - siepodoba Szeleść jeszcze, a proszę, dwie chwile niech się w rzeczce rozkocham wiosennie śladem mięty pomiędzy badyle rozrzuconej jak oczy dziecięce Kiedy gnały nie widząc potrzeby nurtu rzeki i śpiewu w szuwarach trochę zwolnić, chociażby, ażeby tak na przekór bieganiu bo zaraz Pokruszone szelesty za oknem i ciągoty w zastronę spaceru pisz POETKO o modzie na wiosnę "w zieleścieniach, szeleściach, lesiściach" - u...! pod forsycją usiadę i sobie szelest wpiszę w zadumę po latach
  21. Dzięki Waldemarze, "bezkrzyk" pozostaje, serdecznie pozdrawiam. Pan Biały - "pomyślnikowe uzupełnienia" - ten wiersz tak ma; jak wynika z Twojego odbioru, nie jest aż tak mocno dopowiedziany; zapis ten to niepokój niezrozumienia, czegoś co wraca, pozostając "zakwita przymrużeniem"... i tylko. Dziękuję i pozdrawiam.
  22. zdrapał zieleń, zaoliwił czerwień, zostawił brzoskwinie w dole ramy. w dwunastu łodygach spiął co ziemskie, maluje glicynie dla Abrahama. rozczesuję farbom włosy, rzucam odcień między twarze - brązowieją charaktery. rozwieszam szarości, ukryte szmaragdy - odsysane oczu odcienie. przetrawiam. takie słoneczniki... zanim namaluję Abrahama dla Van Gogha - splotę różanecznik z małosolnym i skuszę wrzosowym odplamiaczem.
  23. pergamin wchłania krzyk - bezkrzyk - wosk łzy zastygłej jutro nakapie nowym aromatem pręgą na obrusie zesztywnieje klimat jak rozsznurowane buty wiązania pogubi - straci grunt czas odwilży w przedziałku mamrocze o wypadaniu włosów - niestabilna nawierzchnia wosk osiada na rdzawych paznokciach lekko wtapia się w linie - zakwita przymrużeniem
  24. Dzięki Oxyvia J. - bo z kotami różnie bywa, a mucha? zaufać trzeba choć "zgryźliwa". myślę, że znajdziesz coś dla siebie w moim wierszu, odczytasz własnym odczuciem; w penetracji życia takie obrazy magą być czytane na różne sposoby. Pozdrawiam. a ten kot to twarda sztuka? niby miękki jak maskotka a dziwacznie okiem mruga! a te muchy zmora nocy nawet dzień mają na karnet lecz tak spojrzeć z innej strony... mucha to niepokój wielki mucha to drapanie skóry więc dlaczego kot tak twardy wierzy w znak jak mało który... szary biały i brązowy przed niedzielą po niedzieli kiedy wszystkie wzdęto-brzucho przy obiedzie już siedziały drzemką wiało i studziło nieba ziemię a pomiędzy znaki czarne wyrzuciło - jasność lecz go nie kręci
  25. Kot to zwierze bardzo ciche, mruczy wtedy, i tylko, gdy muchy brzęk rozprzestrzenia się za ścianą snu. Kiedyś, a była to pora drzemki, więc: wszystkie pająki, ćmy noco-dnia i motyle wszechobecnej doby legły na wznak. A kot w kłębek, owinięty sierścią snu, rozwijał obrazy w błogości mleka skąpane. Tak już sobie zanurzył smaki: po rzęsy, po czucia oczne, aż do wypukłości przesytu, że cały w miseczce jak okręt na morzu. Tak się pławił w pianie, po tłuszcze, pod kożuchem bieli. A była to pora niedzielnej suszy, z brakiem konewki, co rdza ją upiła śmietnikowym brązem. I wtedy to kot poczuł znak; jednym punktem zawadził o zmysł, na grzbiecie zatrzymał kroplę. Skrętem wąsów na łapę upadła druga, trzecia, czwarta, piąta - kroplobłot - w miseczce przechlapane sny. Znak to znak - chrapnął. Dwie muchy pluły wodoskrętem - zobaczył jasność lecz rozłożył wąsy pod następny sen. Znak to znak.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...