Andrzej_Kosinski
-
Postów
43 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Andrzej_Kosinski
-
-
Alicjo, rymów skladanie
od dawna nie jest juz w modzie
Lecz cenié Twoje pisanie
Nad smierc w lejácej sié wodzie.0 -
wiersz podobal mi sie ... zasadniczo ;-)
czuje klimat apoteozy masochizmu egzystencjalnego0 -
Poezja? - diabelskie wino!
Niechaj wiéc spływa do czary
Ten kordiał, jak piekło stary,
Tak słodki, jak grzechy świata,
Niech serce z rozumem swata,
Niech wzburzy słabe sumienie,
Niech przegna milczące cienie,
Niech porwie w taniec szalony
Mój uśmiech z pęt wyzwolony.
Prowadź mnie wino, wciáz prowadź,
Daj wolności zakosztować,
Daj mi lutnię, daj mi harfę,
Rzuć na niebo tęczy szarfę,
Niechaj kłócą się kolory,
Rozpuść chmur pierzaste sfory,
A ja, dzięki wichrów mocy
Wzlecę ku latarniom nocy,
By rozświetlać z nimi mrok,
By wlać w ziemię winny sok…
A gdy usnę już pijany,
Bądź poezjo mi Aniołem.
Pocałunkiem opatrz rany,
Prosto ułóż mnie pod stołem.
Przygładź włosy potargane,
Utul zbuntowane czoło,
Zetrzyj wino rozchlapane
I uśmiechnij się wesoło.
Potem zanuć kołysankę,
By sen mógł się śnić bezpiecznie…
Na bok odstaw pustą szklankę
I dopilnuj… bym spał wiecznie.0 -
Nie wstrzymają nas fosy, mury, barbakany,
Nie wystraszą nas miecze, działa i kusznicy;
W wielkiej bitwie grunwaldzkiej Krzyżak pokonany
Pozostała formalność - zdobycie stolicy.
Z rozwagą, asanowie, ostrożnie, powoli
(By pośpiechem nie sprawić satysfakcji Złemu)
Rana mieczem zadana jątrzy się i boli,
Więc dobicie rannego nie sprawi problemu.
Przywilejem zwycięzców jest uczta po walce
Niechaj sycą więc oczy zdobyte sztandary,
Niechaj w tłustej pieczeni zanurzą się palce,
Niech w zwycięskich toastach zderzają się czary.
Wreszcie widzi Europa, jak sarmackie męstwo
W proch obraca imperia i Słowian jednoczy
Polski rycerz, jeżeli uwierzy w zwycięstwo,
Gdy zechce, nawet w zbroi każdy mur przeskoczy.
W Pałac Wielkiego Mistrza wypalimy działa
(Wszak trudno szturm prowadzić przez fale Nogatu).
Drżyj, zarazo krzyżacka, samaś tego chciała!
Strzelamy w twoje serce, nie zaś dla wiwatu!
Śliczne oblężenie! Gdzie nie sięgniesz wzrokiem
Masy odważnych wojów, machiny, armaty,
Wróg niedługo się podda, wszak nie jest tłumokiem,
Nie ma sensu narażać rycerstwa na straty
I tylko ta bezczynność… A w Mazovii żniwa…
Dobrze by tam wrócić, chłopstwa dopilnować,
Polska nacja bojowa, lecz niezbyt cierpliwa,
Gdzież grunwaldzkim herosom zamczyska szturmować!
Witold zwinął namioty i na Litwę wraca,
Zimno wrześniowych nocy daje się we znaki...
Miło jest powojować, lecz cóż, w domu praca,
Dostaliście nauczkę, starczy wam, Krzyżaki!
...
Pławimy się w wiktoriach, nasze wielkie czyny
Obiecują profity i emerytury
Lecz gdy ciążą zanadto zwycięskie wawrzyny,
Opadając na oczy- wyrastają mury.0 -
Wszechświat w granicach nieskończony
Wybudowałem w swojej głowie.
Lśnią w tym chaosie słów miliony,
A milion znaczeń w każdym słowie.
Patrzę w chaosu doskonałość,
W walkę głupoty z intelektem-
Tak trudno mi ogarnąć całość;
Nie wierzę, bym był architektem.
A jednak, jednak budowałem…
Z trudem, choć całkiem przypadkowo.
Czasem królestwa w proch zwalałem,
Aby budować móc na nowo.
Tutaj z precyzją i z mozołem
Stawiałem zasad grube mury;
Sam później w nie waliłem czołem,
By zmienić kształt architektury.
A kiedy miłość mnie dotknęła,
Tworzyłem w szale opętania
Swe najpiękniejsze, cudne dzieła;
Potem burzyłem bez wahania…
Jądra galaktyk nienawiści
W moim kosmosie biją żarem;
Dziwki, bluźniercy i sadyści
Są mym natchnieniem i ciężarem.
Tu fantastycznie szpetne smoki
Walczą z pięknymi aniołami;
Garbata wiedźma śle uroki,
Złe bazyliszki straszą kłami.
A na Wszechświata Mego krańcu
Rzadkie mgławice ukojenia;
Tu wiją się w ulotnym tańcu
Sny, paranoje i złudzenia.
W mgławicy zdarza mi się usnąć,
Opaść w iluzję odprężenia
I wówczas mogę chociaż musnąć
Świata utopii, jak z marzenia.
A wtedy widzę Kosmos mały,
W swoich granicach określony,
Ja go w ramiona biorę cały,
Dosięgam wzrokiem każdej strony.
Co widzę? Piękno, ład, perfekcję,
Marmury zasad, snów spełnienie…
Wtedy pojmuję złudy lekcję,
Ze wstrętem pluję na marzenie…
Szalej, chaosie mego świata,
Kosmosie! Płyń i nie miej granic!
Ja budowałem cię przez lata,
Ja cię nie zmienię, nie oddam za nic!0 -
Choć zburzono operę, nadal trwają bale
Stado tańczy szalone w wielkim karnawale,
Bo dziś miejscem fety jest każda ulica,
Dziś masa napędem świata, dziś masa zachwyca.
Wchłaniają wciąż idee, przeżuwają, trawią,
Na resztkach odrzuconych beztrosko się bawią,
A reklama jest menu w uczcie zwanej życiem,
Bo dziś najtańszy proszek - największym odkryciem.
Przestali dawno wierzyć w niezniszczalność woli,
Niezależność jest mitem, a myślenie boli,
Po co marzyć, naprawiać, walczyć z wiatrakami,
Kopię rzuć, Don Kichocie, chodź tu, baw się z nami!
Zatańcz, błędny rycerzu, zajmij miejsce w kole,
W którym wciąż wszyscy grają jednakowe role,
Tłum pociągnie cię z sobą i z trosk cię wyleczy,
Śpij rycerzu spokojnie, jesteś w stada pieczy!
Kiedy uśniesz zwiedziony, na ziemię cię rzucą
I będzie już za późno, kiedy cię ocucą
Uderzenia buciorów pędzącego stada
I widok tego noża, co ku szyi spada.
Pokolenia tańczących rozdepczą twe ciało,
By po heretyku nic już nie zostało,
Jest przecież przeciw tłumom, ten, kto nie jest w tłumie,
A tłum wszelkie bunty świetnie tłumić umie.0 -
fajny pomysl, ale jakbym juz kiedys sie na niego nadzial (np. w piosence Nosowskiej "Gordon") ale przeciez mogles wpasc na ten pomysl jeszcze przed Nosowská, albo niezaleznie od niej i chyba tak bylo.
od dzisiaj bédé uwazal na swój dywan i zawsze mial na oku papier toaletowy;-)0 -
a jakze, podobalo mi sié, juz po pierwszej lekturze, wiec nie mam nawet zamiaru czytac po raz kolejny przed napisaniem recenzyji, bo jeszcze znajde jakis drobiazg, do którego przyczepié sié bezsensownie i bede trul nadaremnie ;)
dla mnie to problem (wiersz) rozdarty miedzy marzeniem, a rzeczywistosciá, miedzy twardá glebá a chmurami pelnymi niespelnionych marzen0 -
przez chwilé nawet wydawalo mi sie zabawne, ale koncówka (zwlaszcza dwa ostatnie wersy )psujá to wrazenie. Poza tym przez zlá sylabizacjé, wiersz traci nagle swojá rytmiké. Ale podoba mi sie ten kierunek.
po zdro wienia0 -
faktycznie, mam wrazenie takie samo jak poprzedni komentujácy, wiersz z gatunku raczej smutnych, sam kilka takich napisalem, ale po chwili zastanowienia zawsze uznawalem je ostatecznie za nieudane. Ale wiem jakie uczucia mogly kryc sie za tymi slowami...
0 -
Oj, zebys wiedzial, ze dlugo, podobno kilka dni (dluzej niz pisalem ten wiersz, ale na pewno krócej niz O. Stone krecil swój film ;). Podobno przed smierciá cale zycie przewija sie przed oczami. Wiec chcialem po prostu wrzucic kilka takich klatek z zywota Ola Wielkiego (nie mylic z ex presidentem III (póki co...) RP.
pozdrowionka0 -
Proszé Cié, nie rozchylaj nigdy sklepienia pod zbyt szerokim kátem, potem moze byc trudno zamknac je z powrotem (zwlaszcza, jezeli bédzie to sklepienie gwiazdziste ;-)
Ogólnie podobalo mi sié
pozdrowienia0 -
dziekuje z komentarz
szczerze mówiac, kiedy publikowalem ten wiersz, to bylem niemal pewien, ze krytyczne komentarze béda dotyczyly m.in. wielokropków... ;-) forma, forma.
... Pozdrawiam ....
...AK...0 -
Smierc Aleksandra Wielkiego (323 p.n.e.)
To nie nocne ćwiczenia, skąd więc zamieszanie?
Cała armia w rynsztunku, choć nie widać wroga.
Na twarzach lęk, napięcie i oczekiwanie;
W pałacu króla- królów umiera syn boga.
Ciało blade, spuchnięte, uperlone potem
Usta zmięte bełkotem lub rozdarte krzykiem.
Wokół łoża wodzowie w szatach tkanych złotem
Toczą zawziętą kłótnię z bezradnym medykiem.
On miota się w konwulsjach i pięści zaciska
Tak, jak gdyby w nich tkwili wciąż Achemenidzi.
Tyle razy drwił z śmierci, która nagle bliska.
Nie umknie jej tym razem… lecz widzi… znów widzi…
Ojciec prowadzi konia… tak, to on, poznaje!
Bucefał wierzga, rwie się i dyszy chrapami,
Lecz gdy gładzi mu grzywę, koń spokojnie staje,
Po chwili go dosiada i gnają polami.
Zatrzymują się nagle… Gdzie jestem? To rzeka…
Strome brzegi… nurt wartki…jestem nad Granikiem
Tam po drugiej stronie armia perska czeka...
Spina konia, miecz ściska i cwałuje z krzykiem.
Czuje wilgoć i ciepło… to nie woń Graniku
Zamiast trzasku oręża słodkich szeptów słucha
To kobieta… lecz która? Miałem ich bez liku
Powieki opadają, kiedy żar wybucha...
Cóż to? Wszędzie płomienie… ogień miasto trawi...
W ustach słodki smak zemsty… a może to wino?
Wszyscy strachem przejęci, on świetnie się bawi,
Nagle nic już nie widzi, bo od dymu sino...
Kadzidła… świece… ołtarz… dłonie ofiarnika...
To świątynia w Egipcie i wyroczni słowa:
„Witaj synu Zeusa!”- i dreszcz go przenika
Całe ciało wiotczeje i opada głowa...
Podnosi ją powoli… znów wypił zbyt wiele
Na posadzce zwłoki odwrócone tyłem...
Długa włócznia tkwi sztywno w zakrwawionym ciele…
Trup ma twarz przyjaciela… Czy to ja rzuciłem?
Jest znowu w Macedonii, pilnie kogoś słucha...
Głos mądry, głos poważny po sali się niesie,
Wtem widzi oczy mówcy i krzykiem wybucha:
„Nie patrz!!! Nie patrz tak na mnie, Arystotelesie!!!”
Słońce nieubłaganie znika za Eufratem,
W krwawych barwach i w ciszy kolejny dzień kona
Obsypujác świątynie purpurowym kwiatem...
W pałacu króla- królów umarł syn Amona.0 -
dziekuje za powyzsze recenzje, a co do tej powtarzajacej sie zwrotki, to spróbujé wyjasnic jej pochodzenie: otóz od dawien dawna jestem fanem twórczosci Jacka kaczmarskiego, i kiedy pisalem sobie ten wiersz prawdopodobnie wyobrazalem sobie, ze moze kiedys ktos go bedzie chcial zaspiewac i uzyc tej powatarzajacej sie frazy jako refrenu... ale faktycznie, kiompozytorem nie jestem ani tez glosu nie mam (chyba ze po kilku glebszych, ale tak to chyba kazdy), wiec lepiej sobie chyba darowac muzyczne eksperymenty... Faktycznie, lepiej sobie chyba darowac to bezustanne powtarzanie, moze wystarczyloby pzrytoczyc ten "refren" jedynie na poczatku wiersza i na koncu? Bo nie, naprawde nie zalezy mi na wydluzaniu wiersza na silé, to juz tráci grafomaniá ;) Co do pisania litanii... mam w zanadrzu jeszcze kilka, ale nie wiem, czy czytelnikom starczy cierpliwosci ;)
0 -
Atak Wikingów na klasztor Lindisfarne (793)
W mroźnej akustyce romańskich kamieni
Klap…klap…klap…słychać szybkie kroki nowicjusza
Śnią snem sprawiedliwych mnisi umęczeni
Lecz trzeba ich obudzić- horyzont się rusza!
Gdy słyszą bicie dzwonu, wstają źli, mruczący
Godzinę temu przecież wszyscy się modlili:
„Miej nas w swojej opiece, Panie Wszechmogący!
Nie znasz dnia marny człeku, godziny, ni chwili!”
Przez okna refektarza widzą, jak w oddali
Kwadraty białych żagli przesłoniły morze
„To już koniec, owieczki. Koniec, moi mali!”
- Opat zbladł- „Normanowie! Chroń nas, Panie Boże!”
Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?
Najeźdźcy skaczą w morze i brodzą przez fale
Bez trudu prują wodę mięśnie jak ze stali
W ich dłoniach lśnią topory, ale to nie drwale
I nie drzewa, nie drzewa będą dziś ścinali
Lecz mnisi już w kaplicy w pełnej gotowości
Opat ściska krucyfiks, wznosi go do góry
Konfraternia gotowa na przyjęcie gości
Chórem gardeł modlitwę zanosi pod chmury
„Panie, Twojej obronie dusze powierzamy
Chroń od głodu, zarazy i dziczy z Północy
Zdław diabelskie nasienie, nie dopuść do bramy!
Chrońcie nas wszyscy święci, chrońcie nas, prorocy!”
Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?
Z rudych bród spływa woda pomieszana z potem
Rąbanie bramy z dębu to niełatwa praca
Sił dodają wizje wielkich skrzyń ze złotem
Jak i wina w piwnicach- upór się opłaca.
Żal tylko, że w klasztorach gładkich dziewek braknie
Cóż, na brzegach Sekwany nasycimy żądze
Tam urodzaj zdobyczy, których Wiking łaknie:
Są niewiasty i miasta, sława i pieniądze!
W skryptorium brat Wincenty miota się bezradnie
„Gdzie ukryć mam rękopisy przed barbarzyńcami?
Gdy tu wtargną, bezcenne dziedzictwo przepadnie!
Ach, po cóż było pracować dniami i nocami?”
Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?
Już brama cała w wiórach i oto wbiegają:
Kwiaty w wirydarzu miażdżą buciorami
Dokąd teraz? Gdzie złoto? Przez chwilę słuchają…
I biegną do kościoła, zwabieni głosami.
„Panie, któryś Sodomę strawił płomieniami
Swą potęgą grzeszników prowadząc do zguby
Użyj karzącej mocy! Ujmij się za nami!
Uderz w pogan gromami, oszczędź nam tej próby!”
Wódz rozbójników pierwszy wtargnął do kościoła
I uśmiechnął się, widząc kielichy złocone.
Trudna część wykonana… otarł więc pot z czoła
Ujrzał mnichów stłoczonych, i ruszył w ich stronę…
Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?0 -
Femme fatale
W kryształach oczu femme fatale
Nie znajdziesz ukojenia.
Błyśnie błękitem zimna stal,
Zamrozi twe marzenia.
Wznieć wtedy ogień i w nim spal
Torturę zniewolenia.
Wytrwale patrz w ognistą dal,
Niech zajmą się wspomnienia.
Opuść powieki i zrób krok.
Nie lękaj się płomienia.
Gdy z ciała tryśnie mleczny sok,
Zaleczy oparzenia.
Kiedy już minie pierwszy ból,
Niech porwą cię płomienie.
W rozgrzane łona głowę wtul,
Tam znajdziesz zapomnienie.
I z całej siły wbij się w żar,
On wchłonie twoje ciało.
Wszechmocny żar… największy dar…
Zawsze ci będzie mało…
W kryształach oczu femme fatale
Ognisty żar pulsuje…
Zniszcz mnie płomieniu, połknij, spal!!!
Wiem, kto cię kontroluje…0
Destruktor
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano
Pożeglował rozsądek w długi rejs z gwiazdami,
Znowu noc szarpie duszę niepewności kłami.
Rozpływają się formy, padają kanony;
Wybucha układanka: świat już jest zmieniony.
Jedyny, absolutny, stoję na ruinie.
Czas utknął na mieliźnie, dalej nie popłynie.
Ja -burzyciel, ja- twórca, ja- władca istnienia
Ponad światłem radości, ponad mgłą cierpienia.
Mrówcza armia mych manii zeżarła strukturę;
Przemienił się wiatr buntu w destrukcji wichurę
By zniszczyć sedno bytu, przerwać sieć logiki,
By rozsiać czarne nuty śmiertelnej muzyki.
Na końcu tylko cisza zostanie - z nicością;
Ja destruktor zatańczę, zatańczę z radością,
Splunę na świat miniony, splunę na ruinę
I stopię się w nicości, w ciszy się rozpłynę.