Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Andrzej_Kosinski

Użytkownicy
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Andrzej_Kosinski

  1. Pożeglował rozsądek w długi rejs z gwiazdami,
    Znowu noc szarpie duszę niepewności kłami.
    Rozpływają się formy, padają kanony;
    Wybucha układanka: świat już jest zmieniony.

    Jedyny, absolutny, stoję na ruinie.
    Czas utknął na mieliźnie, dalej nie popłynie.
    Ja -burzyciel, ja- twórca, ja- władca istnienia
    Ponad światłem radości, ponad mgłą cierpienia.

    Mrówcza armia mych manii zeżarła strukturę;
    Przemienił się wiatr buntu w destrukcji wichurę
    By zniszczyć sedno bytu, przerwać sieć logiki,
    By rozsiać czarne nuty śmiertelnej muzyki.

    Na końcu tylko cisza zostanie - z nicością;
    Ja destruktor zatańczę, zatańczę z radością,
    Splunę na świat miniony, splunę na ruinę
    I stopię się w nicości, w ciszy się rozpłynę.

  2. Poezja? - diabelskie wino!
    Niechaj wiéc spływa do czary
    Ten kordiał, jak piekło stary,
    Tak słodki, jak grzechy świata,
    Niech serce z rozumem swata,
    Niech wzburzy słabe sumienie,
    Niech przegna milczące cienie,
    Niech porwie w taniec szalony
    Mój uśmiech z pęt wyzwolony.

    Prowadź mnie wino, wciáz prowadź,
    Daj wolności zakosztować,
    Daj mi lutnię, daj mi harfę,
    Rzuć na niebo tęczy szarfę,
    Niechaj kłócą się kolory,
    Rozpuść chmur pierzaste sfory,
    A ja, dzięki wichrów mocy
    Wzlecę ku latarniom nocy,
    By rozświetlać z nimi mrok,
    By wlać w ziemię winny sok…


    A gdy usnę już pijany,
    Bądź poezjo mi Aniołem.
    Pocałunkiem opatrz rany,
    Prosto ułóż mnie pod stołem.

    Przygładź włosy potargane,
    Utul zbuntowane czoło,
    Zetrzyj wino rozchlapane
    I uśmiechnij się wesoło.

    Potem zanuć kołysankę,
    By sen mógł się śnić bezpiecznie…
    Na bok odstaw pustą szklankę
    I dopilnuj… bym spał wiecznie.

  3. Nie wstrzymają nas fosy, mury, barbakany,
    Nie wystraszą nas miecze, działa i kusznicy;
    W wielkiej bitwie grunwaldzkiej Krzyżak pokonany
    Pozostała formalność - zdobycie stolicy.

    Z rozwagą, asanowie, ostrożnie, powoli
    (By pośpiechem nie sprawić satysfakcji Złemu)
    Rana mieczem zadana jątrzy się i boli,
    Więc dobicie rannego nie sprawi problemu.

    Przywilejem zwycięzców jest uczta po walce
    Niechaj sycą więc oczy zdobyte sztandary,
    Niechaj w tłustej pieczeni zanurzą się palce,
    Niech w zwycięskich toastach zderzają się czary.

    Wreszcie widzi Europa, jak sarmackie męstwo
    W proch obraca imperia i Słowian jednoczy
    Polski rycerz, jeżeli uwierzy w zwycięstwo,
    Gdy zechce, nawet w zbroi każdy mur przeskoczy.

    W Pałac Wielkiego Mistrza wypalimy działa
    (Wszak trudno szturm prowadzić przez fale Nogatu).
    Drżyj, zarazo krzyżacka, samaś tego chciała!
    Strzelamy w twoje serce, nie zaś dla wiwatu!

    Śliczne oblężenie! Gdzie nie sięgniesz wzrokiem
    Masy odważnych wojów, machiny, armaty,
    Wróg niedługo się podda, wszak nie jest tłumokiem,
    Nie ma sensu narażać rycerstwa na straty

    I tylko ta bezczynność… A w Mazovii żniwa…
    Dobrze by tam wrócić, chłopstwa dopilnować,
    Polska nacja bojowa, lecz niezbyt cierpliwa,
    Gdzież grunwaldzkim herosom zamczyska szturmować!

    Witold zwinął namioty i na Litwę wraca,
    Zimno wrześniowych nocy daje się we znaki...
    Miło jest powojować, lecz cóż, w domu praca,
    Dostaliście nauczkę, starczy wam, Krzyżaki!
    ...

    Pławimy się w wiktoriach, nasze wielkie czyny
    Obiecują profity i emerytury
    Lecz gdy ciążą zanadto zwycięskie wawrzyny,
    Opadając na oczy- wyrastają mury.

  4. Wszechświat w granicach nieskończony
    Wybudowałem w swojej głowie.
    Lśnią w tym chaosie słów miliony,
    A milion znaczeń w każdym słowie.

    Patrzę w chaosu doskonałość,
    W walkę głupoty z intelektem-
    Tak trudno mi ogarnąć całość;
    Nie wierzę, bym był architektem.

    A jednak, jednak budowałem…
    Z trudem, choć całkiem przypadkowo.
    Czasem królestwa w proch zwalałem,
    Aby budować móc na nowo.

    Tutaj z precyzją i z mozołem
    Stawiałem zasad grube mury;
    Sam później w nie waliłem czołem,
    By zmienić kształt architektury.

    A kiedy miłość mnie dotknęła,
    Tworzyłem w szale opętania
    Swe najpiękniejsze, cudne dzieła;
    Potem burzyłem bez wahania…

    Jądra galaktyk nienawiści
    W moim kosmosie biją żarem;
    Dziwki, bluźniercy i sadyści
    Są mym natchnieniem i ciężarem.

    Tu fantastycznie szpetne smoki
    Walczą z pięknymi aniołami;
    Garbata wiedźma śle uroki,
    Złe bazyliszki straszą kłami.

    A na Wszechświata Mego krańcu
    Rzadkie mgławice ukojenia;
    Tu wiją się w ulotnym tańcu
    Sny, paranoje i złudzenia.

    W mgławicy zdarza mi się usnąć,
    Opaść w iluzję odprężenia
    I wówczas mogę chociaż musnąć
    Świata utopii, jak z marzenia.

    A wtedy widzę Kosmos mały,
    W swoich granicach określony,
    Ja go w ramiona biorę cały,
    Dosięgam wzrokiem każdej strony.

    Co widzę? Piękno, ład, perfekcję,
    Marmury zasad, snów spełnienie…
    Wtedy pojmuję złudy lekcję,
    Ze wstrętem pluję na marzenie…

    Szalej, chaosie mego świata,
    Kosmosie! Płyń i nie miej granic!
    Ja budowałem cię przez lata,
    Ja cię nie zmienię, nie oddam za nic!

  5. Choć zburzono operę, nadal trwają bale
    Stado tańczy szalone w wielkim karnawale,
    Bo dziś miejscem fety jest każda ulica,
    Dziś masa napędem świata, dziś masa zachwyca.

    Wchłaniają wciąż idee, przeżuwają, trawią,
    Na resztkach odrzuconych beztrosko się bawią,
    A reklama jest menu w uczcie zwanej życiem,
    Bo dziś najtańszy proszek - największym odkryciem.

    Przestali dawno wierzyć w niezniszczalność woli,
    Niezależność jest mitem, a myślenie boli,
    Po co marzyć, naprawiać, walczyć z wiatrakami,
    Kopię rzuć, Don Kichocie, chodź tu, baw się z nami!

    Zatańcz, błędny rycerzu, zajmij miejsce w kole,
    W którym wciąż wszyscy grają jednakowe role,
    Tłum pociągnie cię z sobą i z trosk cię wyleczy,
    Śpij rycerzu spokojnie, jesteś w stada pieczy!

    Kiedy uśniesz zwiedziony, na ziemię cię rzucą
    I będzie już za późno, kiedy cię ocucą
    Uderzenia buciorów pędzącego stada
    I widok tego noża, co ku szyi spada.

    Pokolenia tańczących rozdepczą twe ciało,
    By po heretyku nic już nie zostało,
    Jest przecież przeciw tłumom, ten, kto nie jest w tłumie,
    A tłum wszelkie bunty świetnie tłumić umie.

  6. a jakze, podobalo mi sié, juz po pierwszej lekturze, wiec nie mam nawet zamiaru czytac po raz kolejny przed napisaniem recenzyji, bo jeszcze znajde jakis drobiazg, do którego przyczepié sié bezsensownie i bede trul nadaremnie ;)
    dla mnie to problem (wiersz) rozdarty miedzy marzeniem, a rzeczywistosciá, miedzy twardá glebá a chmurami pelnymi niespelnionych marzen

  7. Smierc Aleksandra Wielkiego (323 p.n.e.)

    To nie nocne ćwiczenia, skąd więc zamieszanie?
    Cała armia w rynsztunku, choć nie widać wroga.
    Na twarzach lęk, napięcie i oczekiwanie;
    W pałacu króla- królów umiera syn boga.

    Ciało blade, spuchnięte, uperlone potem
    Usta zmięte bełkotem lub rozdarte krzykiem.
    Wokół łoża wodzowie w szatach tkanych złotem
    Toczą zawziętą kłótnię z bezradnym medykiem.

    On miota się w konwulsjach i pięści zaciska
    Tak, jak gdyby w nich tkwili wciąż Achemenidzi.
    Tyle razy drwił z śmierci, która nagle bliska.
    Nie umknie jej tym razem… lecz widzi… znów widzi…

    Ojciec prowadzi konia… tak, to on, poznaje!
    Bucefał wierzga, rwie się i dyszy chrapami,
    Lecz gdy gładzi mu grzywę, koń spokojnie staje,
    Po chwili go dosiada i gnają polami.

    Zatrzymują się nagle… Gdzie jestem? To rzeka…
    Strome brzegi… nurt wartki…jestem nad Granikiem
    Tam po drugiej stronie armia perska czeka...
    Spina konia, miecz ściska i cwałuje z krzykiem.

    Czuje wilgoć i ciepło… to nie woń Graniku
    Zamiast trzasku oręża słodkich szeptów słucha
    To kobieta… lecz która? Miałem ich bez liku
    Powieki opadają, kiedy żar wybucha...

    Cóż to? Wszędzie płomienie… ogień miasto trawi...
    W ustach słodki smak zemsty… a może to wino?
    Wszyscy strachem przejęci, on świetnie się bawi,
    Nagle nic już nie widzi, bo od dymu sino...

    Kadzidła… świece… ołtarz… dłonie ofiarnika...
    To świątynia w Egipcie i wyroczni słowa:
    „Witaj synu Zeusa!”- i dreszcz go przenika
    Całe ciało wiotczeje i opada głowa...

    Podnosi ją powoli… znów wypił zbyt wiele
    Na posadzce zwłoki odwrócone tyłem...
    Długa włócznia tkwi sztywno w zakrwawionym ciele…
    Trup ma twarz przyjaciela… Czy to ja rzuciłem?

    Jest znowu w Macedonii, pilnie kogoś słucha...
    Głos mądry, głos poważny po sali się niesie,
    Wtem widzi oczy mówcy i krzykiem wybucha:
    „Nie patrz!!! Nie patrz tak na mnie, Arystotelesie!!!”

    Słońce nieubłaganie znika za Eufratem,
    W krwawych barwach i w ciszy kolejny dzień kona
    Obsypujác świątynie purpurowym kwiatem...
    W pałacu króla- królów umarł syn Amona.

  8. dziekuje za powyzsze recenzje, a co do tej powtarzajacej sie zwrotki, to spróbujé wyjasnic jej pochodzenie: otóz od dawien dawna jestem fanem twórczosci Jacka kaczmarskiego, i kiedy pisalem sobie ten wiersz prawdopodobnie wyobrazalem sobie, ze moze kiedys ktos go bedzie chcial zaspiewac i uzyc tej powatarzajacej sie frazy jako refrenu... ale faktycznie, kiompozytorem nie jestem ani tez glosu nie mam (chyba ze po kilku glebszych, ale tak to chyba kazdy), wiec lepiej sobie chyba darowac muzyczne eksperymenty... Faktycznie, lepiej sobie chyba darowac to bezustanne powtarzanie, moze wystarczyloby pzrytoczyc ten "refren" jedynie na poczatku wiersza i na koncu? Bo nie, naprawde nie zalezy mi na wydluzaniu wiersza na silé, to juz tráci grafomaniá ;) Co do pisania litanii... mam w zanadrzu jeszcze kilka, ale nie wiem, czy czytelnikom starczy cierpliwosci ;)

  9. Atak Wikingów na klasztor Lindisfarne (793)

    W mroźnej akustyce romańskich kamieni
    Klap…klap…klap…słychać szybkie kroki nowicjusza
    Śnią snem sprawiedliwych mnisi umęczeni
    Lecz trzeba ich obudzić- horyzont się rusza!

    Gdy słyszą bicie dzwonu, wstają źli, mruczący
    Godzinę temu przecież wszyscy się modlili:
    „Miej nas w swojej opiece, Panie Wszechmogący!
    Nie znasz dnia marny człeku, godziny, ni chwili!”

    Przez okna refektarza widzą, jak w oddali
    Kwadraty białych żagli przesłoniły morze
    „To już koniec, owieczki. Koniec, moi mali!”
    - Opat zbladł- „Normanowie! Chroń nas, Panie Boże!”

    Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
    Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
    Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
    Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?

    Najeźdźcy skaczą w morze i brodzą przez fale
    Bez trudu prują wodę mięśnie jak ze stali
    W ich dłoniach lśnią topory, ale to nie drwale
    I nie drzewa, nie drzewa będą dziś ścinali

    Lecz mnisi już w kaplicy w pełnej gotowości
    Opat ściska krucyfiks, wznosi go do góry
    Konfraternia gotowa na przyjęcie gości
    Chórem gardeł modlitwę zanosi pod chmury

    „Panie, Twojej obronie dusze powierzamy
    Chroń od głodu, zarazy i dziczy z Północy
    Zdław diabelskie nasienie, nie dopuść do bramy!
    Chrońcie nas wszyscy święci, chrońcie nas, prorocy!”

    Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
    Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
    Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
    Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?

    Z rudych bród spływa woda pomieszana z potem
    Rąbanie bramy z dębu to niełatwa praca
    Sił dodają wizje wielkich skrzyń ze złotem
    Jak i wina w piwnicach- upór się opłaca.

    Żal tylko, że w klasztorach gładkich dziewek braknie
    Cóż, na brzegach Sekwany nasycimy żądze
    Tam urodzaj zdobyczy, których Wiking łaknie:
    Są niewiasty i miasta, sława i pieniądze!

    W skryptorium brat Wincenty miota się bezradnie
    „Gdzie ukryć mam rękopisy przed barbarzyńcami?
    Gdy tu wtargną, bezcenne dziedzictwo przepadnie!
    Ach, po cóż było pracować dniami i nocami?”

    Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
    Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
    Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
    Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?

    Już brama cała w wiórach i oto wbiegają:
    Kwiaty w wirydarzu miażdżą buciorami
    Dokąd teraz? Gdzie złoto? Przez chwilę słuchają…
    I biegną do kościoła, zwabieni głosami.

    „Panie, któryś Sodomę strawił płomieniami
    Swą potęgą grzeszników prowadząc do zguby
    Użyj karzącej mocy! Ujmij się za nami!
    Uderz w pogan gromami, oszczędź nam tej próby!”

    Wódz rozbójników pierwszy wtargnął do kościoła
    I uśmiechnął się, widząc kielichy złocone.
    Trudna część wykonana… otarł więc pot z czoła
    Ujrzał mnichów stłoczonych, i ruszył w ich stronę…

    Oto na scenie dziejów wielka konfrontacja:
    Który z bogów zwycięży? W czyich ustach racja?
    Czy w słowie miłosiernym Człowieczego Syna?
    Czy w bojowym okrzyku wyznawców Odyna?

  10. Femme fatale



    W kryształach oczu femme fatale

    Nie znajdziesz ukojenia.

    Błyśnie błękitem zimna stal,

    Zamrozi twe marzenia.



    Wznieć wtedy ogień i w nim spal

    Torturę zniewolenia.

    Wytrwale patrz w ognistą dal,

    Niech zajmą się wspomnienia.



    Opuść powieki i zrób krok.

    Nie lękaj się płomienia.

    Gdy z ciała tryśnie mleczny sok,

    Zaleczy oparzenia.



    Kiedy już minie pierwszy ból,

    Niech porwą cię płomienie.

    W rozgrzane łona głowę wtul,

    Tam znajdziesz zapomnienie.



    I z całej siły wbij się w żar,

    On wchłonie twoje ciało.

    Wszechmocny żar… największy dar…

    Zawsze ci będzie mało…



    W kryształach oczu femme fatale

    Ognisty żar pulsuje…



    Zniszcz mnie płomieniu, połknij, spal!!!

    Wiem, kto cię kontroluje…

×
×
  • Dodaj nową pozycję...