Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Andrzej_Kosinski

Użytkownicy
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Andrzej_Kosinski

  1. Szumi zboże, Słońce świeci
    Bawią się na polu dzieci
    Na podwórku piesek bury,
    Dziarsko dziobią ziarno kury

    Choć podobne wszystkie kwoki
    Jak na niebie dwa obłoki
    Jednak w każdej kurzej głowie
    Niestworzonych myśli mrowie:

    Jedna kurka - ta pstrokata -
    W swych marzeniach ciągle lata!
    Chce jak orły i jak kruki
    Nad chmurami kreślić łuki

    Druga kurka - czarna cała -
    Bardzo chętnie by śpiewała
    Jak słowiki i skowronki
    Chce świergolić całe dzionki!

    Trzecia kurka (ta ma bzika!)
    Myśli, że jest miss kurnika
    Drepcze gdacząc: "Która? która?
    Ma ładniejszy dziób i pióra?"

    Czwarta zaś, na inne kury,
    Nieustannie patrzy z góry
    Na najwyższej siedzi grzędzie
    I opowieść swoją przędzie:

    "Kwoki, kokoszki i kurczaki!
    Jakże żałosne są z was ptaki!
    Dziobiąc wciąż ziarno, brodząc w kupie
    Pędzicie swe żywoty głupie!"

    "Ko, ko, ko!" - Na to inne kury -
    "Złaź no z tej grzędy, pleciesz bzdury!
    Twój los to kurnik i marzenia,
    Resztki z obiadu do zjedzenia..."

    "Biada Wam, biada!" - słychać z grzędy
    "Żałosne popełniacie błędy!
    W Każdym z was geny drapieżnika
    Marna hałastro spod kurnika...

    Drób wciąż rozdrabnia się na drobne,
    Żywoty kur - sobie podobne -
    Lecz są na szczęście przodków kości
    Zaświadczające o wielkości!

    Kura - potomkiem dinozaura!
    Potęgi nas otacza aura
    Bo były niegdyś takie czasy,
    Gdy ziemię porastały lasy

    Gdzie trzymetrowe drapieżniki
    Pędziły żywot krwawy, dziki
    Olbrzymie gady z wielką szczęką
    Były postarchem i udręką

    Aż meteoryt spadł na ziemię
    Wytępił owo smocze plemię
    Gady karlały i marniały,
    Zmienił oblicze świat nasz cały...

    I co jest przemian tych wynikiem?
    Dziś nazywamy to kurnikiem.
    Marny to widok: nędzna zgraja
    Co tylko śpi i znosi jaja."

    Lecz kurki nie słuchają wcale:
    Zawzięcie dziobią wciąż robale
    W kurniku czują sie smokami
    I nie przejmują sie bzdurami.

  2. @Andrzej_Kosinski

    Można i tak do tego podejśc... jezeli coś zrobiłem nie bardzo udanie ( wnioskując zTwojej reakcji) to chyba przejście z metaforyki świata przyrody w analogię z atawistyczną, agresywną i drapieżną naturą ludzkiego gatunku, która ma bardzo głębokie, ewolucyjne korzenie. Ale to tylko jeden z wielu punktów widzenia. Kwestia chwili i nasroju :-)

  3. Pamiętaj
    Że kiedy patrzysz głęboko w otchłań
    Otchłań jednocześnie gapi się w głąb ciebie

    Uważaj
    Byś walcząc z potworami
    Sam nie stał się jednym z nich

    W tłumie swych braci
    zachowaj czujność
    Polagaj na swym wewnętrznym głosie
    Tak łatwo jest dać się porwać rwącej rzece
    Utracić na zawsze
    Kryształową pewność
    Przejrzystą aż na wskroś
    Klarowność źródeł

    Daleko niosą mętne rzeki
    Unikaj płycizn gdzie krążą ławice
    Pamiętaj
    Jakże często ostracyzm umacnia wspólnotę

    jezeli zaś pragniesz bezpieczeństwa
    Pewności i poparcia większości
    Bądź zawsze gotów by wywszydzić
    Napiętnować
    Wziąć od czasu do czasu udział w publicznym kamienowaniu

    W ukrzyżowanku na deser
    W zwyczajnym poobiednim rytuale
    cementującym więzi miedzyludzkie

    Wytrzeszczaj więc czujnie
    Swe krwawe gały
    A kiedy napotkasz obcego
    Malowanego ptaka
    Wtedy śmiało
    bez względu na wszystko
    Pierwszy rzuć kamieniem
    Zdobędziesz poklask u swych braci

    Podpisz się pod skargą na zbyt głośnego sąsiada
    Tak miło jest patrzeć na toczącą się głowę

    Nie
    Nie dla sadystycznej rozkoszy
    Lecz z ulgą
    Ta głowa mogła przecież
    Nalezeć do Ciebie

    A przecież tak mało brakowało
    Czasami wcle nie jest konieczny
    Heroiczny akt
    Krzyk protestu
    Gest Kozakiewicza

    czasami wystarczy tylko
    Że się odwrócisz
    Dwuznacznie chrząkniesz
    Spojrzysz w złym kierunku
    Okażesz litość ofierze linczu

    Wtedy ty się szykuj
    Pamiętaj
    W tej grze
    Krzeseł zawsze będzie mniej
    Od pragnących wygodnie usiąść

  4. Najbardziej majestatycznym przejawem jesieni
    Są dla mnie

    pająki

    Spasione
    Obżarte
    Nasycone nadwyżką letniego urodzaju
    Pijane od fermentującego światła

    Bezwstydne tuczniki
    Testujące co wieczór
    Wytrzymałość
    Barokowych girland
    Śmiercionośnych koronek
    Pułapek których finezja oszałamia ofiary

    Zwisają ciężko i nieprzyzwoicie
    W swoich włochatych garniturach
    Jeszcze zanim Kapłan Żądło
    Połączy na wieczność
    Kruchą naiwną
    Zachwyconą welonem Wybrankę
    Z chorobliwą otyłością Pana Młodego

    W

    Małżeński węzeł

    Nie
    Nie węzeł

    Łańcuch

    Pokarmowy

    Nie sposób obserwować ich splecionych
    W konwulsyjnym tańcu tej konsumpcji poślubnej
    I nie pomyśleć

    O kamieniu ciśniętym w niebo
    Przez podnieconego skutecznością przemocy
    Małpoluda

    O wojnie
    Aleksandra z Persami
    Rzymian z Grekami
    Boga Jedynego z Bogiem Jedynym
    Systemu sprawiedliwego z systemem sprawiedliwym
    O machinach oblężniczych
    O kruszących się murach

    Nie sposób
    Nie poczuć zapachu prochu
    Nie usłyszeć jęku stali penetrowanej przez stal

    A wszystko to na płótnie
    O żywej pulsującej fakturze
    Na płótnie splecionym ze spulchnionej gleby
    Z fermentującego światła
    I z gnijących liści

    Malowanym kroplą krwi
    Utoczoną
    Przez zachłanne
    Pajęcze żądło

    Pokrytym
    Werniksem
    Pajęczyny

    02.10.13

  5. Gołębie

    To już do siebie mają ludzie,
    Że nawet gdy nie żyją w brudzie
    To towarzyszą im istoty
    Powodujące wciąż kłopoty

    Mam tu na myśli: pluskwy, mole
    Te muchy łażące po stole,
    Szczury, komary, myszy, kleszcze...
    Mógłbym wymieniać długo jeszcze...

    Lecz ja opiszę tu gatunek
    Powodujący mój frasunek:
    Bo można się doszukać głębi
    W żywotach dworcowych gołębi.

    Zdawałoby się – zwykłe ptaki.
    Bo co też robi gołąb taki?
    Tutaj podfrunie, tam podskoczy
    Rzadko przyciąga ludzkie oczy.

    Wędruje między peronami
    Zajęty głównie okruszkami,
    Czasem złośliwie napaskudzi
    (Właśnie dlatego wkurwia ludzi)

    Zwykle uchodzi więc za plagę...
    Lecz nie zasłużył na zniewagę!
    Bo wiecie, co jest wzniosłe, śliczne?
    Gołębi życie erotyczne...

    Bo w stadzie dworcowych gołębi
    Tak wiele emocji się kłebi!
    Gdy w tańcu odwiecznym natury
    Gołębie ruszają w konkury...

    Samiczki mają piękne piórka
    Nie jak gołębice z podwórka
    Powabne, czyściutkie, błyszczące
    Pachnące jak kwiaty na łące

    Samczyki zaś prężą postury:
    Hej, który z nas lepszy, no który?
    Więc piersi dumnie napinają
    I na samiczki wciąż zerkają

    Lecz odwraca się gołębica
    Nie, ta sztuczka jej nie zachwyca
    „Nie wzrusza mnie twoje gruchanie,
    Postaraj się bardziej, kochanie”

    Wzlatuje, siada pod dachem
    Samczyka kusi zapachem
    Ten dziubkiem skrzydełka pucuje
    Już go to nie interesuje...

    Wszak dworzec jest pełen okruszków
    Snickersów, bułek, paluszków
    Nie myśli więc niech gołębica
    Że aż tak bardzo zachwyca...

    Lecz jakże tak żyć bez dziubka,
    Tak kusi gołębia stópka...
    Gołąbek ten więc, daję słowo
    Zagrucha tam wkrótce na nowo.

    Widzicie jak pełne jest głębi
    Życie dworcowych gołębi
    (Tu zadam pytanie niewinne:
    Czy ludzkie życie jest inne?)

  6. refleksje właśnie miały być w tym wierszu najwazniejsze, nawet jeżeli trącące truizmem.. jeszcze jestem winien jedno wyjasnienie: że codzinnie w pracy mam do czynienia z koleją (nie, nie jestem ministrem transportu), stąd ta metafora podrózy pociągiem, jakby nie było dośc wyswiechtana, ale dla mnie osobiście głęboko uzasadniona.

  7. Tu każdy gdzieś się spieszy, każdy dokądś pędzi
    W nurcie miejskiego życia, z dala od krawędzi
    W chłodnym tchnieniu peronów omszałych banałem
    Równym krokiem przesuwa się ciało za ciałem.
    Parasolki, spódniczki, płaszcze, okulary
    Wirują w ludzkim tłumie, a ten dworzec stary
    Oczami setek kamer, okien i żarówek
    W milczeniu obserwuje pęd człowieczych mrówek
    I wie, że upływ czasu niczego nie zmienia
    I że zawsze tak będą gnały pokolenia:
    W tym rytmie dni i nocy, śniadań i kolacji,
    Zna etapy podróży i zna nazwy stacji.

    Na stacji "Dzieciństwo" - naiwny zachwyt światem:
    Bałwan i sanki zimą, oranżada latem.
    Hulajnogi, skakanki i strzelanie z procy,
    Wpatrywanie sie w Księżyc aż do późnej nocy,
    Bieganie na bosaka, łowienie ryb w stawie
    Jak gdyby cały Kosmos służyć miał zabawie!
    A pociąg się nie spieszy, powoli sie toczy,
    By mogły pięknem świata nacieszyć się oczy...

    Oto następna stacja - stacja "Dojrzewanie".
    Stąd dziewczynki odjadą jako piękne panie
    I choć chłopcom natura poskąpi urody
    To urosną im mięśnie, wąsy oraz brody.
    Cudownie przemienieni w mężczyzn i w kobiety
    Odkryją siebie na nowo i nowe podniety,
    Nowe gry i zabawy, tańce i hulanki
    Zastąpią hulajnogi, proce i skakanki...

    Tutaj pociąg przyspiesza, można wypaść z trasy
    Za oknem, oprócz łączek - mroczne, gęste lasy,
    Gdzie czai się niepewność i trudne pytania:
    O sens życia, cel życia, potrzebę kochania,
    O głód nowych doświadczeń, o wolność, marzenia,
    Jednoczesną potęgę i kruchość istnienia...
    Etap burzy hormonów, buntu i nauki,
    Czas planów, ideałów, poezji i sztuki...
    A od tego wszystkiego aż w głowie się miesza!
    Chwyćcie mocno za poręcz, pociąg znów przyspiesza!

    Znów zmienił się krajobraz: to kraj "Dorosłości"
    Widokiem gór potężnych wita swoich gości.
    Szczyty pieniędzy, władzy, seksu i ambicji
    I morze alkoholu - nie ma prohibicji.
    Po pracy jest zabawa, korzystanie z życia,
    Bo przecież tyle mamy jeszcze do odkrycia!
    Wspinamy się na szczyty swoich możliwości
    Nie bacząc na siniaki i stłuczone kosci
    Szablę ściskając w dłoni wyruszamy w boje
    Budujemy imperium, walczymy o swoje
    Zdobywając sztandary smutku i radości
    Coraz częściej myślimy jednak o przyszłości:
    Pojawiają się dzieci, mężowie i żony,
    A pociąg znów przyspiesza, gna już jak szalony...

    "Starość" - kolejna stacja na trasie pociągu.
    Proszę zamknąć już okna i nie stać w przeciągu,
    Proszę usiąść w fotelach, mocno zapiąć pasy
    I w komforcie wspominać minione już czasy;
    Gruby koc na kolanach i herbata z miodem
    Pomogą nam się zmierzyć z tym jesiennym chłodem...
    W marzeniach i wspomnieniach wciąż jesteśmy młodzi,
    Pociąg gna już na oślep, lecz to nic nie szkodzi,
    Choć nie widać już wiele przez zamglone szyby
    My wiemy, że ta podróż nie była na niby,
    Że żyliśmy naprawdę i mając wspomnienia
    Mozemy się uśmiechać i nie ma znaczenia,
    Że oto ten nasz pociąg zbliża się do celu
    I z donośnym stukotem wjeżdża do tunelu...

  8. Ręce wzniesione do góry
    Usta proszące o krew
    Słowa bijące o serce
    Strach- miłość- nienawiść- gniew

    Tu biały a tam czarny
    Tu pionek a tam król

    Lasu sztandarów szum
    Szaleństwo, oręża szczęk
    Tłumu strasznego wrzask
    Euforia, ból i lęk
    Krzyki, butelki i dymy
    Walka, wystrzały, śpiew

    Lecz wreszcie koniec!
    Nie żyje król!
    Z doskoku dopadł go pion
    -„Dziękuję, to dla was, bracia”
    - I nowa dupa na tron

    Znów ręce wzniesione do góry
    Znów usta proszące o krew
    Znów słowa bijące o serce
    Znów-
    -Strach
    -Miłość
    - Nienawiść
    -Gniew

  9. „Dwie masz przed sobą drogi- mówiła mu proroczo- albo ciche i długie życie w ojczystej krainie, albo żywot pełen blasku i chwały, ale krótki.”


    -przepowiednia Tetydy dotycząca losów Achillesa, gdy wahał się on czy wziąć udział w wojnie trojańskiej.(wg. T. Zielińskiego)


    Szept Tetydy

    Odbija się echem przez wieki
    Najwyraźniej słyszą go
    Serca zajęcze

    Synowie przeznaczenia
    Nie potrzebują przepowiedni
    I bez nich wsiadają na statek do Troi
    Odważnie lustrują bezkres przygody
    Nie wahają się
    Nie płaczą przy pożegnaniu
    Cyniczni mordercy miękkiego łoża

    Lecz zajęcze serca szaleją z niepokoju
    Na strzępy drą bilety tramwajowe
    Palą gazety
    Łamią okulary
    Zrzucają z balkonów telewizory
    Krepują codzienność krawatem

    A koniec jest zawsze taki:

    Biegną z walizkami nad brzeg rzeki
    Wpatrzeni w wodę płynącą ku morzu
    Czekają na greckie okręty

    Po kilku godzinach wracają
    Do biletów
    Okularów
    Gazet
    Telewizorów
    Krawata

    Aż znowu szept Tetydy
    Nabierze mocy syreniego śpiewu.

  10. Kusisz mnie, Muzo, swoim ciałem
    Ochoczo więc twą skórę pieszczę
    I choć już wszystko z siebie dałem,
    Ty szepczesz drżąca: „jeszcze…, jeszcze…”

    Ale poczekaj, moja miła!
    Poeta nie jest lowelasem,
    By nasza miłość płodna była,
    Musisz mi dać odpocząć czasem!

    Wieniec laurowy zdejmij z czoła,
    Ubierz się jakoś przyzwoicie
    (Bo musisz wiedzieć, że dokoła
    Trwa mało poetyckie życie)

    Przestań się mądrzyć i marudzić,
    No, nie patrz na mnie wciąż tak krzywo
    I zamiast znów Parnasem łudzić,
    Lepiej do sklepu skocz po piwo.

    Nie będę, Muzo, twym podnóżkiem
    Poeta nie jest pantoflarzem!
    Nie myśl, że mnie zniewolisz łóżkiem
    (Choć jestem twórcą z krótkim stażem).

    Jeżeli masz być, ma Erato,
    Ulgą i wsparciem dla poety,
    Co powiesz moja droga na to,
    By czasem wyprać mi skarpety???

    Od dzisiaj zmieniasz swe maniery,
    Koniec z rozkapryszoną damą!
    W przeciwnym razie, do cholery,
    Zostawię cię maleńka samą!

    Nie myśl, że nie dam sobie rady,
    Wiele się muz po świecie włóczy!
    Od dzisiaj robisz mi obiady,
    Może to życia cię nauczy!

    Płaczesz….? No cicho bądź już, cicho…
    Wiem…,wiem, że mnie poniosło nieco
    Jakieś mnie podpuściło licho,
    By szargać dumę twą kobiecą.

    Przepraszam! Głupiec ze mnie, głupiec
    Nie smuć się dłużej już, kochanie…
    Chcesz? Mogę jakieś ciasto upiec,
    Do łóżka przynieść ci śniadanie…???

    Obetrzyj łzy… aż przykro patrzeć…
    Nie wiem, co do łba mi strzeliło
    Postaraj się w pamięci zatrzeć
    Me słowa, jakby ich nie było…

    Co mówisz?! Chcesz się wyprowadzić?
    Lepszego szukać chcesz poety?
    A ja mam sobie sam poradzić?
    I jak tu liczyć na kobiety…

  11. Zawsze miałem dużo watpliwości co do tego wiersza... ale nie dajmy się ponieść fali politycznej poprawności... Czuję się Polakiem, wiem, przez co przeszedł mój naród. A jako że mam ciagoty socjologiczne (czy moze raczej: socjo - techniczne), zawsze fascynowała mnie tematyka genezy państwa i społeczeństwa totalitarnego. Jezeli historia faktycznie jest "nauczycielką życia" , jak mawiał (a raczej pisywał) Herodot, to mam nadzieję, że będziemy w stanie z tej ponurej opowiesci która miała miejsce ponad 60 lat temu wysnuć jakies pouczające wnioski i że pozwoli nam to uniknac pewnych błędów, pomoze nam stac się lepszym społeczeństwem...
    Ale chyba za bardzo idealizuję...

    pozdrawiam
    AK

  12. Dedykuję Erice Steinbach- przewodniczącej Niemieckiego Związku Wypędzonych.


    Na początku był Bismarck i wskrzeszenie mocy;
    Austrię i Francję deptał krok germańskiej nacji,
    Cwałowała Walkiria, kiedy szliśmy w nocy
    Wraz z Żelaznym Kanclerzem, pewni swoich racji.

    A tuż potem się zjawił wszechwładny myśliciel
    I próbował odnaleźć wśród nas nadczłowieka;
    Nie przypuszczał, że wkrótce nadejdzie zbawiciel
    I że morzem się stanie jego myśli rzeka.

    Wielka Wojna… nadzieja, krew, okopy, krzyki…
    Lecz dobił nas cios w plecy (łza się w oku kręci)
    W Wersalu na tor boczny wielkiej polityki
    Zepchnęli nas zwycięzcy- niech będą przeklęci!

    Potem Weimar, niestety- państwo upodlone
    Okrojone granice, farsa demokracji
    Kanclerz, Reichstag, prezydent- to władze spalone,
    Tylko cesarz jest godzien przewodzić tej nacji!

    Wtedy ON się pojawił, większy od kaisera,
    Wskrzeszał sny i marzenia, mówił o wolności
    Niemiec słuchał i widział, jak Wersal umiera,
    Rosła duma z blond włosów, z świętej aryjskości.

    Kiedy stał w Norymberdze, jak kapłan narodu,
    Błogosławił Germanię wyciągniętą ręką,
    Mówił, że świat oczyści z żydowskiego smrodu
    I że przyszłość zabłyśnie niemiecką jutrzenką.

    Mieszczuch nie był filistrem, a rolnik wieśniakiem.
    Nieważne, kto był księciem, robotnikiem, klechą,
    Gdy swastyka się stała niemieckości znakiem,
    A wspólnota rasowa- najwznioślejszą cechą.

    Życie stało się wiecem- łopotały flagi,
    W rytmie wojskowych marszy kroczył naród cały ,
    A trzask obcasów o bruk dodawał odwagi.
    Rzesza była gigantem; świat stawał się mały

    Gdy nadszedł czas właściwy, -ON nas poprowadził;
    Budował „deutsche ordnung” i tworzył historię,
    Lecz naród był niegodny i führera zdradził,
    Przegrał walkę o przestrzeń, zatracił swą glorię.

    Ja z nim byłem do końca, wnusiu mój kochany
    I wierzę, że opatrzność Niemców nie opuści
    A nasz naród wyleczy swe wojenne rany,
    I zapłacą za swoje żydowscy oszuści.

    Więc musisz być wciąż czujny, mój mały Hermanie;
    Słuchaj uważnie tego, co ci mówi dziadek,
    Bo jeszcze czas zwycięstwa dla Niemców nastanie,
    A wtedy już ruszymy do przodu- bez wpadek!

    I nie słuchaj tych głupot, które mówią w szkole
    Ci Żydzi, komuniści, te kłamliwe szuje,
    Bo nadejdzie Wiktoria, odwrócą się role
    I znów aryjska rasa zemstę przyszykuje!

    Ci, co mówią inaczej, nic nie rozumieją!
    Lecz z nimi także kiedyś zrobimy porządek
    I przepadną, zmiecieni dziejową zawieją,
    Kiedy staną pod ścianą ustawieni w rządek!

    Krzyknij: „Sieg heil!”, mój mały, na chwałę przeszłości
    Wiedz, że wiara w zwycięstwo z wszystkiego rozgrzesza
    Więc w nie uwierz nareszcie, zabij wątpliwości
    Tylko jedno się liczy:
    „NARÓD!!!
    FŰHRER!!!
    RZESZA!!!”

  13. Znam Wisłę nie tylko z widzenia
    To stara ma koleżanka
    Od lat dwudziestu mi mówi:
    „cześć, stary!”- Każdego ranka.
    A nocą pojawia się Księżyc
    I baje o swych podróżach;
    Rozlewa blask swój maślany
    Po oknach i po kałużach.

    Tuż za nim już drżą gwiazdozbiory
    ( Co zrobić - takie wrażliwe…),
    Klepię wiec w ramię Oriona
    I wtulam się we Lwią grzywę.

    Gdy czasem pojawia się burza,
    By spokój rozbić taranem,
    Ja zbieram jej błyskawice
    W swe serce rozkołatane.

    Ale najlepiej znam ciszę-
    Z nią nie ma poufałości
    Więc milczę cały w pokorze,
    Gdy tylko w sercu zagości.

  14. Dziękuję bardzo za komentarz.

    A mrówka to (może i trochę wyświechtany) symbol małości człowieka w porównaniu z Wszechświatem... A "krnąbrna" jest dla mnie mrówka z tej przyczyny, że nie mogę zrozumieć, jak będąc ogniwem tak skomplikowanego układu (powiedzmy: "społecznego", chociaż entomolodzy pewnie wtrącą tu swoje trzy grosze) nie rodzi się w takiej mrówce (zarażonej CHOCIAŻBY śladowym bakcylem indywidualizmu) żar irracjonalnego buntu. Amen.

  15. Wstęgą wśród gór rozpiętą przebiega ma droga;
    Po bokach: ból, i radość; szczęście oraz trwoga.
    Ku niebu rwą się sny me do skał przytroczone;
    Potoki w dół spływają, unosząc łzy słone.

    Nie boję się tej drogi, wiem jedno - iść muszę.
    Strumieni bieg zatrzymam i skały w proch skruszę,
    Gdy sen mnie zmorzy- usnę, z kamieniem pod głową,
    A ranek znów mnie porwie,naprzód, drogą nową.

    Nie znam kresu tej ścieżki, nie widzę jej końca.
    Wiem tylko, że iść będę, póki starcza słońca,
    Dopóki gwiazd wystarcza, sił w nogach i chęci,
    Dopóki serce bije i ziemia się kreci.

    Nie wypatruję celu, celem jest wędrówka.
    Brnę więc naprzód, uparta, krnąbrna ludzka mrówka.
    W co wierzę? W dal, w horyzont, w przestrzeń nieskończoną,
    W nowe piękno ukryte za nieba zasłoną…

  16. Choroba duszy w erze plastiku:
    Produkcja marzeń, pragnień bez liku
    Bo każdy żąda, bo każdy wierzy,
    Że świat jest jego, że się należy.

    Na własnym szczeblu już nikt nie stoi
    Chyba, że zlecieć niżej się boi.
    Inni uparcie pną się na górę,
    Licząc na hossę i koniunkturę .

    Konsumpcja w domu, konsumpcja w pracy;
    Zawsze najlepsze są kąski z tacy:
    Papka jest smaczna i lekkostrawna,
    Tę papkę wszyscy już żrą od dawna.

    Seks dla rozrywki, dla zmiany stanu
    Daje odetchnąć pani i panu,
    Miłość dodatkiem jest, a nie celem:
    Szminką na usta, na włosy żelem

    Trzeba mieć wszystko: Już!!! Teraz!!! Szybko!!!
    Daj forsy, banku, daj dupy, rybko!
    Nie mogę czekać, przegrany czeka
    Wyścig wychowa cię na człowieka.

    Podglądaj innych i ucz się życia,
    Wszak świat nasz nie ma nic do ukrycia!
    W telewizorze, w multikolorze,
    Medium skutecznie twój mózg zaorze…

×
×
  • Dodaj nową pozycję...