Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

bogdan piatek

Użytkownicy
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez bogdan piatek

  1. Czasami powietrze aż syczy
    Od nienawiści i agresji
    Nie biorę w tym udziału
    Daremnie mach mi przed oczami
    Czerwona płachta
    I tak widzę miłość
    Choć James Bond
    Znów uratował świat
    Zabijając przy tym setki ludzi
    Co tam film
    Prezydent pewnego mocarstwa
    Wygłosił przemówienie
    Mówił że jego kraj
    Bedzie stał na straży pokoju
    W związku z tym trzeba
    Zwiększyć wydatki na zbrojenie
    Śmieszno i straszno
    A niedawno jechałem autobusem
    W towarzystwie kibiców
    Pewnej drużyny piłkarskiej
    I miałem wrażenie
    Że jadę na wojnę
    Na spacerze w lesie
    Drzewa i rośliny są przyjazne
    I choć widziałem jak
    Do sieci pająka wleciała mucha
    Odszedłem wiedząc co ją czeka
    A na kanale przyrodniczym
    Widziałem jak lew zagryza antylopę
    I rozmyślam o ewolucji i o duchowości
    Że jeśli ludzie przestaną mordować
    Siebie nawzajem i zwierzęta
    To po jakimś czasie
    Lew zacznie skubać trawę
    Ale patrząc na ludzkość
    Śmiem wątpić że to nastąpi

  2. Patrze w górę na mój skrawek nieba
    Gdy mijają mnie młode dziewczyny
    O anielskich buzkach i boskich kształtach
    Klnące jak szewc albo papuga marynarza
    A w reklamach telewizyjnych i na bilbordach
    Równe piękne panie wodzą na pokuszenie
    I na zwiekszenie sprzedaży
    Choć zewsząd straszą bessą
    Niedzwiedz ziewa z nudów
    To biznes się kręci kasa się zgadza
    Konsumpcja i komercja kroczą zwycięsko
    Zdrady przełykane gładko jak
    Bankomat połyka karty płatnicze
    Dziesięć przykazań jak atrapa
    Siedem grzechów w rozkwicie
    Ulica dyszy pożądaniem koniec świata
    Wydaje się bliski a może już nastąpił
    Ale gdy patrzę w górę
    Mój maleńki skrawek nieba
    Wciąż jaśnieje nade mną

  3. Czuje się lekki jak motyl
    Jak motyl wolny
    Choć zewsząd chcą mnie przyszpilić
    I wstawić do gabloty opisawszy wlaściwie
    Nie po to motyl monarcha
    Przelatuje ponad trzy tysiące kilometrów
    By skończyć jako eksponat
    Choć sądze że raczej zaliczyli
    By mnie do pospolitych szkodników
    W rodzaju bielinka kapustnika
    Nie jestem peselem
    Nie jestem nipem
    Nie marze by stać się vipem
    Choć czuje się ważny
    Nie mniej od dostojników państwowych
    I nie bardziej od drzewa czy kamienia
    Nie wszystko da się opisać i przyszpilić
    Ale z wysoka wasze próby
    Wygladają naprawde zabawnie

  4. Na szczęście rzadko mnie to dopada
    Bezsenna koszmzrna noc
    Pyzata niedawno twarz księżyca
    Dziś pokazuje swój surowy
    Profil po liftingu
    Leżę mam otwarte oczy
    Moje dlonie i stopy są lodowate
    Krew w żyłach równie czarna jak noc
    Gilotyna opada z łoskotem
    Ucięta glowa Dantona toczy się
    Po podlodze i mruga do mnie
    Śmierć stoi tuż obok mnie
    Czuje jej obecność
    Zmysly mam bardziej wyostrzone
    Od jej bezlitosnej kosy
    Upiorne cienie tańczą
    Na firankach i na ścianie
    Noc czernieje groza narasta
    Oblęd jest tuż tuż
    Zamykam oczy
    I wtedy ekploduje jasność

  5. Wskoczylem na właściwy tor
    Na szczęście nie wykoleilem się
    Stałem tylko na bocznicy
    Przez długi długi czas
    Jak mogę być w połowie drogi
    Skoro tyle lat stałem w miejscu
    Spirala nakręca się
    A podróż dopiero rozpoczyna
    Czas ruszyć z miejsca
    W góry tam zawsze czułem się dobrze
    Moja wiara przenosi je bliżej
    Pasmo nieszczęść zostawiam za sobą
    A choć lubię samotne podróże
    To przecież chciałbym
    Żebyś była obok mnie
    Zwłaszcza w chwili gdy
    Zatrzyma się pociąg albo serce

  6. Wiosna przeszła w lato zbyt szybko
    I nie postrzeżenie wszystko dzieje
    Się zbyt szybko
    Ma wrażenie że przez ten pośpiech
    Omija mnie coś ważnego
    Ale i tak kocham to życie
    Chociaż cywilizacja i nowoczesne
    Technologie rozwijają się błyskawicznie
    Ludzie coraz bardziej dziczeją
    Zamiast na drzewach
    Bujamy sie na betonowych blokach
    Jedną ręką trzymając się
    Metalowego pręta a w drugiej
    Trzymamy komórkę i rozmawiamy
    Po mimo tylu urządzeń które
    Ułatwiają komunikowanie się
    Coraz trudniej się porozumieć
    I muszę wyznać że
    Chiciaż kocham to życie
    Pare razy uwierało mnie
    Jak ciasny but tak mocno
    Ze miałem ochotę je zdjąć
    Tylko bałem się że zabiorę
    Ze sobą na tamtą stronę
    Swą opuchniętą stopę

  7. Poczucie jedności a zarazem wyobcowanie
    Czuje sie związany z ludzmi
    Choć z drugiej strony
    Nie przystający do nich inny
    Zgiełk szum ulicy szum mediów
    Pada deszcz i grzmi
    Idę chodnikiem jak
    Starej piosence Czerwonych Gitar
    Bez parasola z rękami w kieszeni
    Dzwięk burzy mily memu sercu
    Chciałbym panować nad żywiołami
    Choć czasem nie panuję nad zmysłami
    Jestem już całkowicie przemoczony
    Ale już blisko do domu
    Statystycznie rzecz biorąc
    Do końca też już bliżej niż dalej
    Nie wierzę statystykom
    Wierzę w myśl która
    Kształtuje przyszłość
    I słowo które staje się ciałem

  8. Wiecznośc to tylko chwila rozciągnięta do granic możliwości
    Chwila bywa wiecznością
    Skurczoną do granic absurdu
    Spojrzenie Twych zielonych oczu
    Tak głębokie przepastne
    Że ocean wydaje się przy nim kałużą
    Zostanie ze mną na zawsze
    Nawet po mojej fizycznej śmierci
    Bo zostało zapisane w mojej duszy
    Jest realne bardziej niż dziewczyna
    Przejeżdżająca obok mnie na deskorolce
    Przechodzę przez jezdnię
    I nagle czuję łzę plynącą po mojej twarzy
    Nie ścieram jej pozwalam by wyschła
    Nie jest to bynajmniej łza smutku
    Bardziej radości choć dla mnie
    jest znakiem i sekretną pieczęcia

×
×
  • Dodaj nową pozycję...