Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

bogdan piatek

Użytkownicy
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez bogdan piatek

  1. Malowany Dzbanku...Nigdy nie wątp.A co do Boga,to isnieje,przecież sama wiesz.
  2. Miło,że ktoś jeszcze pisze do rymu.Coś jest w tym wierszu i w jesieni.Magia i może nie smutek,ale leciutka melancholia,która ma swój urok.Pozdrawiam.
  3. Czasami powietrze aż syczy Od nienawiści i agresji Nie biorę w tym udziału Daremnie mach mi przed oczami Czerwona płachta I tak widzę miłość Choć James Bond Znów uratował świat Zabijając przy tym setki ludzi Co tam film Prezydent pewnego mocarstwa Wygłosił przemówienie Mówił że jego kraj Bedzie stał na straży pokoju W związku z tym trzeba Zwiększyć wydatki na zbrojenie Śmieszno i straszno A niedawno jechałem autobusem W towarzystwie kibiców Pewnej drużyny piłkarskiej I miałem wrażenie Że jadę na wojnę Na spacerze w lesie Drzewa i rośliny są przyjazne I choć widziałem jak Do sieci pająka wleciała mucha Odszedłem wiedząc co ją czeka A na kanale przyrodniczym Widziałem jak lew zagryza antylopę I rozmyślam o ewolucji i o duchowości Że jeśli ludzie przestaną mordować Siebie nawzajem i zwierzęta To po jakimś czasie Lew zacznie skubać trawę Ale patrząc na ludzkość Śmiem wątpić że to nastąpi
  4. Dzieki.Milo,ze ktos w ogole czyta,a jesli autentycznie sie podoba,podbudowuje.Pozdrawiam.
  5. Patrze w górę na mój skrawek nieba Gdy mijają mnie młode dziewczyny O anielskich buzkach i boskich kształtach Klnące jak szewc albo papuga marynarza A w reklamach telewizyjnych i na bilbordach Równe piękne panie wodzą na pokuszenie I na zwiekszenie sprzedaży Choć zewsząd straszą bessą Niedzwiedz ziewa z nudów To biznes się kręci kasa się zgadza Konsumpcja i komercja kroczą zwycięsko Zdrady przełykane gładko jak Bankomat połyka karty płatnicze Dziesięć przykazań jak atrapa Siedem grzechów w rozkwicie Ulica dyszy pożądaniem koniec świata Wydaje się bliski a może już nastąpił Ale gdy patrzę w górę Mój maleńki skrawek nieba Wciąż jaśnieje nade mną
  6. Czuje się lekki jak motyl Jak motyl wolny Choć zewsząd chcą mnie przyszpilić I wstawić do gabloty opisawszy wlaściwie Nie po to motyl monarcha Przelatuje ponad trzy tysiące kilometrów By skończyć jako eksponat Choć sądze że raczej zaliczyli By mnie do pospolitych szkodników W rodzaju bielinka kapustnika Nie jestem peselem Nie jestem nipem Nie marze by stać się vipem Choć czuje się ważny Nie mniej od dostojników państwowych I nie bardziej od drzewa czy kamienia Nie wszystko da się opisać i przyszpilić Ale z wysoka wasze próby Wygladają naprawde zabawnie
  7. Na szczęście rzadko mnie to dopada Bezsenna koszmzrna noc Pyzata niedawno twarz księżyca Dziś pokazuje swój surowy Profil po liftingu Leżę mam otwarte oczy Moje dlonie i stopy są lodowate Krew w żyłach równie czarna jak noc Gilotyna opada z łoskotem Ucięta glowa Dantona toczy się Po podlodze i mruga do mnie Śmierć stoi tuż obok mnie Czuje jej obecność Zmysly mam bardziej wyostrzone Od jej bezlitosnej kosy Upiorne cienie tańczą Na firankach i na ścianie Noc czernieje groza narasta Oblęd jest tuż tuż Zamykam oczy I wtedy ekploduje jasność
  8. Wskoczylem na właściwy tor Na szczęście nie wykoleilem się Stałem tylko na bocznicy Przez długi długi czas Jak mogę być w połowie drogi Skoro tyle lat stałem w miejscu Spirala nakręca się A podróż dopiero rozpoczyna Czas ruszyć z miejsca W góry tam zawsze czułem się dobrze Moja wiara przenosi je bliżej Pasmo nieszczęść zostawiam za sobą A choć lubię samotne podróże To przecież chciałbym Żebyś była obok mnie Zwłaszcza w chwili gdy Zatrzyma się pociąg albo serce
  9. Wiosna przeszła w lato zbyt szybko I nie postrzeżenie wszystko dzieje Się zbyt szybko Ma wrażenie że przez ten pośpiech Omija mnie coś ważnego Ale i tak kocham to życie Chociaż cywilizacja i nowoczesne Technologie rozwijają się błyskawicznie Ludzie coraz bardziej dziczeją Zamiast na drzewach Bujamy sie na betonowych blokach Jedną ręką trzymając się Metalowego pręta a w drugiej Trzymamy komórkę i rozmawiamy Po mimo tylu urządzeń które Ułatwiają komunikowanie się Coraz trudniej się porozumieć I muszę wyznać że Chiciaż kocham to życie Pare razy uwierało mnie Jak ciasny but tak mocno Ze miałem ochotę je zdjąć Tylko bałem się że zabiorę Ze sobą na tamtą stronę Swą opuchniętą stopę
  10. Poczucie jedności a zarazem wyobcowanie Czuje sie związany z ludzmi Choć z drugiej strony Nie przystający do nich inny Zgiełk szum ulicy szum mediów Pada deszcz i grzmi Idę chodnikiem jak Starej piosence Czerwonych Gitar Bez parasola z rękami w kieszeni Dzwięk burzy mily memu sercu Chciałbym panować nad żywiołami Choć czasem nie panuję nad zmysłami Jestem już całkowicie przemoczony Ale już blisko do domu Statystycznie rzecz biorąc Do końca też już bliżej niż dalej Nie wierzę statystykom Wierzę w myśl która Kształtuje przyszłość I słowo które staje się ciałem
  11. Wiecznośc to tylko chwila rozciągnięta do granic możliwości Chwila bywa wiecznością Skurczoną do granic absurdu Spojrzenie Twych zielonych oczu Tak głębokie przepastne Że ocean wydaje się przy nim kałużą Zostanie ze mną na zawsze Nawet po mojej fizycznej śmierci Bo zostało zapisane w mojej duszy Jest realne bardziej niż dziewczyna Przejeżdżająca obok mnie na deskorolce Przechodzę przez jezdnię I nagle czuję łzę plynącą po mojej twarzy Nie ścieram jej pozwalam by wyschła Nie jest to bynajmniej łza smutku Bardziej radości choć dla mnie jest znakiem i sekretną pieczęcia
×
×
  • Dodaj nową pozycję...