Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

adam sosna

Użytkownicy
  • Postów

    4 140
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez adam sosna

  1. Jak ja ale proste tak mnie się
  2. Podejdę do okna biegać w błękicie szarym chmurom każę przy biurku usiądę - napiszę wiersz to nie mglisty Londyn - do nieba gołębie zaniosą - pospolicie frunąc nie chcą? - murom trzeba runąć bo dzielą: świat, ojczyznę tym co je wznoszą - "nie", mogę ich przeprosić - "nie" wolę wyrażę ptakom łagodnie powiem - "nie" żołdakom myśli wpinanych siłą powtarzanego słowa dla ich wygody - "nie" powtórzę co wciąż tworzą? to niezgoda Adam Sosna(2006.04.07)
  3. Jechał pan na koniu pata-tam pata-tam Rzucając umęczonym ludziom błyskotki Kolorowe szkiełka pata-tam pata-tam Miał pomóc – przeszkadza śnić O lepszych dniach o łatwiejszej przyszłości W imieniu garstki umierających uciekać żywym Nakazał szybko w zieleń ku swobodzie strumieni Gonionych powszechnym ciążeniem ku morzu Pycha w gestach w słowach Sług umniejsza - prawo do jego stanowienia Muszą być wierni panu najmniejsi Dla lżejszego życia w dolinie marzeń Adam Sosna(2006.04.08)
  4. dragon-fly jakoś inaczej - chyba lepiej tak
  5. sęk (jaki sęk) w tym, że chyba nie do końca o kocice w tym wierszu chodzi nie rozumiem słowa "chaotycznej"
  6. mayka serdeczne dzięki mnie też ten ostatni za długi (przepakowany) zmieniam albo lepiej wyrzucę
  7. Z moich kolan uważnie przyglądały się światu czytać w ich oczach zachciałem aprobatę tajemnica – poczekaj do nocy – nie dowiesz się jak jest bezradne z pozoru układały ogony we wzory podobające się kotom kibicowały rzekom błądzącym w lodzie na drodze do morza ku wodzie udającej je – morze nie powinno być niczym rozcieńczony pot Obojętność złamać – tylko ja je głaskałem pod włos - prychały na mnie dając przyjemności trochę i ciepła - powinno słońce grzać by schowały pazury wołające o krew zlizywaną szorstkimi jęzorami z pomarszczonej skóry przyjemnie się podgrzać w czułości wezwanej uczuciem ze stróżowania nad krecią norą drążoną pracowicie w poszukiwaniu smacznych kąsków i bezpieczeństwa strugi powietrza gną żagle jak ciężar bólem grzbiety czas gotowy już do kompromisu z przestrzenią Adam Sosna(2006.04.04)
  8. "Słońcem dotykającym wieże skał Falami wzruszeń Obmywającymi białe piaski" to bym wywalił a reszta ok takie moje pozdrowienia
  9. Jaro Sław jak zwykle! myślałem, że coś do mnie - a nie pozdro.
  10. dzie wuszka juzci a jam Ci wysłoł
  11. Jaro Sław ja do inżynierów? od czasu kiedy jeden z nich po dziesiątym kielichu pedzioł: "ni ma jutra bez komputra" jestem z całym szacunkiem
  12. jacek sojan napisałem w pięć minut bo jakiś piękniś-poeta napisał: "wiersz o strukturze cepa" nie wiedziałem o co mu chodzi nie wiem do dzisiaj
  13. zak stanisława te nazwy to z encyklopedii i ze złości się nie obrażam tylko cieszę widziałem chłopów jak cepami w stodole na klepisku jak szyli potem strzechy
  14. ukoronowali klepisko snopkiem zboża na drzwiach do stodoły grzecznie czekały dwa cepy ręce w rękawicach z pracy ujęły dzierżaki (długa część cepa) charakterystycznym ruchem okrężnym przeniesionym przez rzemień na bijaki (krótka część cepa) ziarno na chleb ziarno dla kur słoma w strzechy chroni przed Adam Sosna(2005. październik)
  15. to mnie się podoba bez poprawek
  16. "ale ją to nie kręci" napisałbym ale jej to nie kręci żle pewnie
  17. "I odrzuciłem narzędzie zbrodni na bok." czy to zbrodnia?
  18. coś zmieniłem
  19. możemy się tylko domyślać
  20. le mal chodzi o to - one nie wiedzą i ja ?
  21. EWA SOCHA to dobrze bo ja już miałem dość wpatrywania się w to dzięki
  22. Na moich kolanach usiadły przyglądając się uważnie światu Wyczytać w ich oczach zachciałem aprobatę Tajemnica – poczekaj do nocy – nie dowiesz jak one Bezradne z pozoru układały ogony we wzory podobające się kotom Kibicowały rzekom błądzącym w lodzie na drodze do morza ku wodzie Udającej je – morze powinno być słone nie słonawe niczym rozcieńczony pot Obojętność złamać – tylko ja je głaskałem pod włos - prychały na mnie Dając przyjemności trochę i ciepła - powinno słońce grzać by schowały Pazury wołające o krew zlizywaną szorstkimi jęzorami z pomarszczonej skóry Przyjemnie się podgrzać w czułości wezwanej uczuciem ze stróżowania Nad krecią norą drążoną pracowicie poza oczami W poszukiwaniu smacznych kąsków i bezpieczeństwa Strugi powietrza gną żagle jak ciężar bólem grzbiety Czas gotowy już do kompromisu z przestrzenią Z przemieniającymi się z pięknych kwiatów w smaczne owoce Adam Sosna(2006.04.04)
  23. Zszedł do garażu; odszukał samochód, który miał nazywać swoim – na zaciemnionej przedniej szybie, na bocznych widniało jego nazwisko – jak w taksówce – pomyślał. Dotknął dachu – pojazd otworzył się ukazując wygodne wnętrze. Usiadł, na wyświetlaczu pojawiło się zapytanie – dokąd?. Do domu – odparł. Nie odczuł, kiedy pojazd ruszył, ani kiedy się zatrzymał. Nie zdążył pomyśleć słowa; automatyczna ostryga pękła. Był przed blokiem. Fajnie jest – dumał. Mogę spać dłużej – podróż do, z pracy trwa sekundy. Tylko jak trafić do Karola? Wyciągnął rękę w kierunku wyświetlacza; nie dotknął; pojawił się krzepiący napis: MENU; pod nim dwie pozycje: CATALOGS oraz SKINS. Nawigacja była prosta – wystarczyło wyciągnąć rękę, by przemieszczać się, gdzie się chciało. Pod CATALOGS były trzy pozycje: World Catalogs, Land Catalogs, Time Catalogs. Wskazał „Land” – wyświetliła się lista kategorii; wybrał PRIVACY. Zawierała tylko trzy pozycje – mógł się domyślić, kto był autorem pomysłu pojazdu i nawigacji! KAROL RYSZARD ZYGMUNT widniało na wyświetlaczu. No to do Karola. Nie zdążył zakląć już był pod gmachem gdzie Karol urzędował. Znajome wejście, windy, sekretariat – tym razem inna dziewczyna skierowała go prosto do laboratorium. Przywitał go tam człowiek w masce, kombinezonie basebollisty – Karol. Fakt, że się nie przebrał ucieszył Pawła. -Mówiłem dwa tygodnie – przywitanie było serdeczne. -Wiem. Dostałem służbowy samochód. Mówiłem – DOM, a ten mnie tu przywiózł. Możesz coś na to zaradzić? -Żartujesz chyba. Nie znam się na samochodach i ich kierowcach. -Nie? W takim razie przepraszam – udał, że wychodzi. Czekaj! Rysiek pewnie dał ci najnowszy model z autonawigatorem, bez kierowcy. Co jest źle? Wszystko dobrze tylko słabo się kryjecie. Skoro świeżo upieczony policjant dotarł bez trudu do ciebie. -Polecę cię śledczemu przy okazji. -Kontaktujesz się z Ryszardem, konsultujesz z Zygmuntem... -Skąd wiesz o Zygmuncie? -Wyczucie. Mam nosa i smak. -Potrafisz żartować ze swoich przypadłości. -Dzięki Zygmuntowi nie są tak dokuczliwe. Miał rację. Można z tym żyć, nawet wykorzystywać. Bardzo mi pomógł. -Lubisz go? -Trudno go nie lubić. -A mnie? -Zadałeś pytanie na które wczoraj nie wiedziałbym jak odpowiedzieć. -Dzisiaj? -Lubię. Taak. Spotkałem trzech facetów, którzy uparli się pomóc mi. Jeszcze na domiar złego lubię ich. Problem polega na tym, czy oni lubią mnie. -Jeden tak. Pewnie przez ten pomysł ze zjeżdżalnią, z ruchomymi schodami. Masz jakiś pomysł odnośnie katalogu i jego rozbudowy? -Pewnie coś mi przyjdzie do głowy. Przekażę ci za kilka dni. Dzisiaj chciałem po prostu zobaczyć jak wygląda odtajniony glina. -Przyjemnie. Chcesz herbaty? -Dzięki. Teraz kiedy mam taki samochód do dyspozycji łatwo jest szybko przemieszczać się po mieście. Napiję się w domu. -Cześć. -Cześć – Pawłowi było przyjemnie słyszeć, że ktoś go lubi. Ostryga – tak nazwał w myślach samochód czekała pod budynkiem. Miała wiele zalet i jedną wielką wadę – nie można było pogadać z kierowcą. Zresztą kiedy? Postanowił zmienić kolor oraz wystrój wewnętrzny – środek będzie ascetyczny, zewnętrzny kolor jaskrawy. Zmiany były bajecznie proste – komputer wiedział co robić. Wiedział również jak się zachować gdy umyślnie zostawił pilota w łupinie – nic nie robił, tylko zamknął małża. Klepnął połyskujące jajko, nakazał mu pilotem powrót do gniazda Następnego ranka, po śniadaniu wezwał pojazd. Czuł się królewsko wydając dyspozycję. Bez kłopotów dostał się na niezbyt wygodną ławę pojazdu – wystrój można było zmieniać jedynie pilotem po zamknięciu łupiny, więc nie wiedział w co się pakuje wybierając „ascetyczny”. Przyszedł mu do głowy świetny pomysł – zaproponuje Karolowi pozycję „fakir” dla miłośników przesiadywania na gwoździach. Jadąc pojazdem służbowym trafiał do garażu omijając schody, poręcze, portiernię. Windy musiało przywołać jego pojawienie się w podziemiach – nie musiał nawet muskać skanera by zajechać na „swoje” piętro. Widocznie wszechobecne kamery przekazały komputerowi jego podobiznę, ten go rozpoznał i „zaprowadził” prosto do gabinetu. Sekretarka już się krzątała, wyglądała jakby była od godziny. Przywitali się. -Dzwoniła pani Grażyna. Mówiła, że ma dla nas pięćdziesiąt sześć kartonów herbaty, że z panem uzgodniła. -Ile? -Pięćdziesiąt sześć. -Wygląda, że popracujemy tu dłużej niż trzy miesiące – uśmiechnął się. Agata spojrzała na niego dziwnie. -Albo dzisiaj skończymy – powiedziała. –Dzwonili z sekretariatu naczelnego naczelnych, prosili na dziesiątą trzydzieści. Z tego co wiem, proszą po trzech miesiącach nie trzech dniach. -Cholera. Krawata nie mam -Mam pójść kupić? -Nie warto. Pójdę bez. -Niech pan pamięta, że nie tylko o pańskie siedzenie tu chodzi. -Czyżby chciała pani oglądać mnie dłużej niż trzy miesiące? -Pana niekoniecznie. Wypłatę tak. -Nie dość, że wścibska jeszcze weredyk. -Mam iść po ten krawat? -Niech pani robi, co uważa za słuszne. Punktualnie o dziesiątej trzydzieści, stawił się na spotkanie z szefem. Co dziwne – nie czuł obawy, ani nie miał nadziei. W sekretariacie poproszono go by usiadł, zaczekał kilka minut. Był na wierzchołku piramidy, więc mógł siedzieć godzinę. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy – wielkie lustro, zapewne weneckie. Wynalazek Wenecjan trwał dłużej niż ich zapadłe w morze miasto. Nie przeszkadzało mu, że jest obserwowany – niech sobie patrzy, myślał – domyślając się kto go obserwuje. Po chwili poproszono, by wszedł do gabinetu. Zaskoczenie – niewysoki, starszawy, łysy, niepozorny człowiek przywitał Pawła pośrodku prawie pustego, dużego pomieszczenia. Pod ścianą, właściwie przy wielkim oknie, stało staromodne biurko przy nim dwa fotele. Starszy uśmiechnął się, wskazał mu fotel a sam zajął miejsce po przeciwnej stronie. -Podoba się panu mój gabinet? Lubię przestrzeń, powietrze. Powinienem był zostać górskim ratownikiem lub zawodowym żeglarzem. To lokum ma tę zaletę, że gdy przychodzi deszcz z wiatrem wystarczy otworzyć okno by mieć wrażenie jakby było się na łodzi albo górskim szczycie. Brak tylko falowania do pełnej symulacji morza ale to zbyt wiele by kosztowało. -Podoba mi się. Gabinet mi się podoba. Jestem zaskoczony pana wezwaniem, także tym, że nie ma tu lustra. Starszy zaczął się śmiać. -Sądził pan, że jest obserwowany przez to szkło? Muszę opowiedzieć to sekretarce. Ucieszy się, bo to jej pomysł – to zwykłe lustro. Wszyscy odwiedzający się na to nabierają. Do rzeczy. Zwykle przyjmuję nowych po trzech miesiącach lub wcale. Postanowiłem w pańskim przypadku nie czekać – już dzisiaj wręczam stały angaż. Proszę. Wygląda pan na zaskoczonego, czego pan się spodziewał? -Że powie pan: przepraszam – pomyłka. -To mieliśmy nieco inne oczekiwania – od wczoraj głowię się, jak pana zatrzymać. Niewątpliwie pańskie dość niezwykłe zdolności miały znaczny wpływ na podjętą decyzję, jednak decydującym momentem był wybór sekretarki. Widzę zdziwienie, a to takie proste – sprawdzamy kandydatki naszymi sposobami, przyjmujemy; ostateczny wybór pozostawiamy bezpośredniemu przełożonemu. Wśród przedstawianych kandydatur są zasługujące na większą uwagę. Naszym zdaniem podjął pan optymalną decyzję – wybrana kandydatka jest najlepsza. Zasięgaliśmy opinii naszego pracownika – Karola, naszego konsultanta neurologicznego – wszystkie wskazywały, że niezależnie od własności organizmu, jest pan cennym nabytkiem dla firmy. Były głosy przeciw, głównie ze strony biurokratów, dla których przepisy są święte. Na szczęście mam decydujący głos w materii zatrudniania współpracowników. -Podlizywać ja się powinienem – Paweł czuł się coraz pewniej. -Los szefa. Musi podlizywać się podwładnym, żeby być szefem. Ma pan jakieś pytania? -Tak. Dwa: co ja mam właściwie robić? czy moja sekretarka może jutro iść na strzelnicę? -Za to pana lubię, panie Pawle. Dwa pytania, które powinny pana zdyskwalifikować – muszą zatem być szczere. Po pierwsze – pan powie co pan będzie robił, po drugie – sekretarka na strzelnicę? Ma pan zamiar dyktować jej polecenia strzelając? -Ona chce – mówi, że jest w tym dobra. -A pan. -W szkole miałem marne wyniki. -Zgoda. Idźcie. Tylko niech pan uważa, żeby pana nie ustrzeliła. -Idę z Ryszardem. On jest większy i głośniejszy. Może się na nim skupi? -Wątpię. Niech pan już idzie, bo całą dniówkę przegadamy zamiast pracować i proszę się czuć pełnoprawnym pracownikiem firmy. Witamy na pokładzie, jak mawiają Amerykanie w starych filmach. -Dziękuję. Postaram się nie sprawiać kłopotu. -Standardowy tekst brzmi – nie zawiodę, ale pan musi być oryginalny. Powodzenia. Szef okazał się przyjacielsko nastawiony.
  24. jest: zostawiłbym tobie te kilka kartek mnie się przywidziało: zostawiłbym tobie kartki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...