Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Miranda X

Użytkownicy
  • Postów

    129
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Miranda X


  1. bliżej mi do utraty niż do neru. pewnie
    mogę wyjść albo nie wyjść. oto jest pytanie.
    więc zostaję, jak spławik na powierzchni czerni,
    plamię się w gęstej cieczy. zanurzam po żyłkę.

    utrata bywa czysta, ale wiedz, że nigdy
    nie wybierasz, gdzie toniesz. przez co brniesz, w czym brodzisz.


  2. wyśniłam ten sen do krwi, do najgłębszych wydechów,
    zbielałych jak lodowiec kostek. och, mogę wypić
    bajkał, zdrapać zębami szron z syberyjskich jabłek.
    tylko cóż z tego, skoro tak przejmująco marznę?

    sypiam w niedźwiedzim brzuchu, rodzę się każdej nocy
    inna, gdzieś indziej, wyżej. zlizuję z siebie resztki
    matki, potem się toczę poprzez pozorną jawę,
    i kąsam futro z żalu za pogubionym latem.

    brudzę co wieczór język sokiem przywiędłych jagód
    jakbym piła atrament z upalnych widokówek.
    wtedy najbardziej łudzi to miękkie migotanie
    firnu. skaczę - upadam. speszona idę dalej.

    staczam się z mapy - niżej, na południe. do miejsc, gdzie
    łatwiej o trochę słońca, nie trzeba wciąż przebierać
    nogami, chuchać w dłonie, więc zgniatam karłowate
    drzewa, porosty. spływam leną, tonę. raptem.

    tli się jakaś przyjemność w tym, jakże cichym, dryfie,
    przypływach i bezwpływie, tonięciu w czułym mule,
    jestem zielona, jak on, byłam taka i dawniej.
    tylko cóż z tego, skoro tak przejmująco marznę?

  3. jest zimne. ten, który ostrzega przed żarem,
    to tchórz zapętlony w styczeń, pogmatwany przez chłód.
    rozbity jak woda na szybach, zmieszany jak minione dni-
    pod nogami. w śniegu.

    ziąb ujednolici mój kolor, kształt, tempo marszu,
    będzie wkładać w to samo chłodne łóżko,
    aż zgubię płynność języka
    przez krótkie dotknięcia oszronionych latarni.

  4. poukładano nas jak kopce na obrzeżach
    kartoflisk. śpimy tyłem do wiatru, słońca i
    siebie. skwarzy nam plecy, przyprawia ostro,
    o mdłości. do jutra najgorsze minie.

    zbudzisz sie, gdy zdmuchnę ci pył z łopatek
    i odgarnę z ramion. wtedy się pokochamy.

  5. P. Stanisława - dziękuję :) tytuły to moja pięta achillesowa, więc tym bardziej się cieszę

    P. Lecter - Serdecznie dziękuję za lekturę :)

    P. Mariusz - Ja tu jestem od stosunkowo dawna i stale, tylko pisze tak rzadko że aż wstyd :) Dziękuję :)

  6. od wczoraj naprawdę kocham śniące się pociągi.
    pełzną ze mną w ogonie, trzeszczą o starych podłogach,
    gwiżdżą o miałkim piasku, kołyszą o ogrodowych huśtawkach,
    a ja siedzę przy oknie z myślą: oby nie zapaść w jawę.
    wtedy bardzo się dziwię, że wszystko można zebrać w garść:
    pędy malw, koniczynę, włosy - i odchylić mi głowę do tyłu,
    nawet pęk białych pasów z asfaltu, smugę czerwonego światła,
    nawet smycze wszystkich psów w mieście. i siebie.

  7. Dzień dobry! przepraszam za to opóźnienie w odpisywaniu na komentarze, ale cierpię na sesję :)

    P. Gęba w Niebie - dzięki ;)

    P. Wilcza Jagoda - oj tam ;) dziękuję

    P. Lecter - dziękuję:)

    P. F.Isia - intensywnie myślę

    P. Stefan - dziękuję ;)

    P. Supay - rytm padnie. Nie rozumiem co się Pani nie podoba w antarktyce :)

    P. Kasia - dzięki ;)

    P. Lady C - proszę mi wierzyć, że pierwszy wers pani komentarza to chyba największy komplement, jaki na chwilę obecną mogłam usłyszeć. Dziękuję za wnikliwą lekturę. Zastanawiam się nad sugestiami, chociaż skłaniam się ku obronie tekstu. Kolejno:
    starsze - mowa o siostrach, więc to, że chodzi o siostry zdaje się być oczywiste
    sucha matka - na zasadzie wysuszona, zniszczona, drobna (a może szorstka i nieczuła - rzecz czytelnika)
    wystygnie zimowe pisklę, które już w tytule wypadło z gniazda. Obecność zimy przynosi chłód, ale co w takim razie jest równoznaczne z jej brakiem? być może zimno, ktorego nikt z nas nie jest w stanie sobie wyobrazić.

    P. Aleks - przyjemnego? :) niech będzie, dziękuję.

  8. szybciej od własnych skorup. Podsłuchałam jak starzy
    mówili: nie dożyje trzech króli, powieki
    ma jeszcze zalepione, skrzydła nagie. Żarzy
    się w nich skarga na ziemię. Zanim spłyną śniegi,

    trzeba będzie doczytać wszystkie książki ślepym
    siostrom ze starej szkoły. Mają długie palce,
    wąskie paski na biodrach, smukłe witki wierzby,
    które czuć znacznie mocniej, gdy słuchają starsze,

    a lektor pomija wers. Ich wargi są małe,
    zimne jak Antarktyka, ostre niczym sople
    na domu suchej matki, gdy każda podaje
    szybko rózgę następnej, potem pnie się po szkle.

    Mężczyźni, zbierajcie chrust, zasuwajcie rygle,
    aż odpadną wam palce. Aż całkiem wystygnie.

  9. Franko, dziękuję, to bardzo miłe :) chociaż nadal nie czuję się pewna siebie pisząc. i coraz częściej zdarza mi się, że wiersze, które mnie samej średnio się podobają (jak np. ten) są chwalone, a te, z których jestem zadowolona - już nie do końca :) czasem czuję się jak totalne bezguście :)

    P. Nessa - dziękuję :)

  10. małe pęcznieje tym, co uchodzi z matki;
    gładkie jak balonik, podobnież leciutkie
    beztrosko puste, wyłuskane z czasu.
    ot, pestka dyni.

    i dynie pęcznieją. te polne lampiony,
    wszystkie zaszłe słońca i wzeszłe księżyce.
    można się urodzić na jesieni, wypić
    sok z tegorocznych malin na brak rumieńców,
    potem spadziowy miód.

    ktoś zawiesi balony w dziecinnym pokoju,
    nisko nad kołyską i powie: patrz dziecko,
    to twoje portrety, a kiedy dorośniesz
    pękniesz razem z nimi.

  11. bywa zbyt widno. wtedy wszystko rośnie
    i istotnieje. rzuca cienie, w których
    łatwo się chować, znosić do nich zwoje
    nitek i kłaczki kurzu, słomki, wióry.

    jesteśmy tacy drobni, zabawnie nieważni,
    wręcz niepoważni - snując marzenia na wyrost,
    zbyt luźne plany. włóżmy je. długie rękawy
    splączą się pod łapkami, zapragniemy szybko
    zbiec wyobraźni.

    spomiędzy prętów naszej klatki z gęsich piórek,
    wyścielanej włóknami krochmalonej bawełny,
    którą łatwo poszarpać jest mysim pazurem,
    znów uciekniemy

    i nauczymy się wracać do siebie,
    sennie migrować - przeczuwając jasność -
    przez miękki trzepot skrzydeł ciem, brzęczenie
    zimnych świetlówek. gdy dojdziemy - zgasną

  12. dzień dobry :) przepraszam, że tak późno odpowiadam na komentarze.

    Toby - dziękuję:)

    Panie Marcinie - dziękuję, cokolwiek autor chcial przez to powiedzieć :)

    Panie Jerzy - dziękuję, bardzo mi miło:)

    Panie Jacku - niekoniecznie przez przypadek :)

    Panie Adamku - dziękuję za komentarz :)

    Panie Jacku - nooo spodziewałam się tego :)

    Panie Sylwestrze - proszę się nie martwić, nie jest Pan jedyny, mi też z braku podtekstu w zamyśle wyszedł w końcu podtekst że hej. I w sumie nawet mnie w pewnym sensie pociesza, że Pan też... Pozdrawiam i całuję ;)

    Pani Fisiu - dziękuję pięknie

    Pani LadyC - ano dokonało się, skróciłam go o statnią strofę i zmieniłam kilka spójników. Cieszę się, że jest lepiej :)

  13. układam głowę na poduszkach kocich
    łap. teraz tylko wibracja i słodki
    pyłek na twarzy, nierytmiczne kroki
    pana, stuk, chlupot, a potem szeroki

    strumień mleka wprost w miskę. nie wstawajmy
    jeszcze. dopiero zamknęłam poranny
    chłód tam, za oknem, a gdybyśmy sami
    byli na zewnątrz, opukali ściany,
    i zmatowili szyby oddechami

    wpuściliby nas, więc policz kocięta
    w szeregu, pomyśl o napiętych wędkach,
    huśtających się rybach. żyłka skręca
    się szybko, ryby wirują. na święta

    będą jak znalazł. na poduszkach kocich
    łap jest bezpiecznie i co dzień się rodzi
    nieśmiała pewność, że grudniowe mrozy
    zawsze zbliżają do ciepła, sierpniowy
    upał do chłodu - mamy proste losy.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...