Mam dosyć cierpienia…tak zwyczajnie to brzmi. Za zwyczajnie. Przecież zwyczajne nie jest…Jeszcze trochę na tym świecie i zacznę odgadywać rynek głupoty. Ludzi traktuje się jak towary na podmiejskim targowisku: jak nie będzie pasować, to zawsze można wymienić. No. Ewentualnie załatwić zwrot pieniędzy. Nawet lepiej. Bez sensu.
Ja się nie będę zgadzać na wszystko, nie będę klękać, nie będę wstawać.
Nie będę ogólnie. W ogóle. Wcale.
Niewiara wszędzie i tysiąc nowych teorii. Ale o co ci znowu chodzi, o czym ty mówisz? Nie, ja wcale nie mówię o tym, co można pomyśleć na pierwszy rzut…czymś tam. Tak sobie do siebie mówię. Aha…
To jedno prawo mi tylko zostało.
I co teraz? Nie chce się nic. Ciągle ktoś powtarza, że nic mu się nie chce i nawet jak człowiek jest pełen zapału, chęci i energii to po prostu zajoba dostaje słuchając tych wymęczonych trupów chodzących obok.
Weź już idź stąd…dobra, żebyś mi tylko potem nie mówiła, że Ci mnie brakuje…
I wszędzie wokół brud…
Nawet w umyśle własnym…to niepoukładane, to porozrzucane, niezamiecione. Niewyrzucone śmieci się zdarzą…
Zgraja arcydupków, którzy pogardzali wszystkim i wszystkimi jest ważniejsza dla świata, bo mają nazwisko. I śmierć za sobą. Trochę pieniędzy zarobili na takich to ich teraz wynoszą na piedestały…Koniec.