
UFO
Użytkownicy-
Postów
461 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez UFO
-
Zwyczajny początek. Zwyczajne słońce. Wschód. Piękny. A co z wysypiskami ludzi? Dokonującą się na stosie ślinianą profanacją. Ktoś bez pamięci nasyłający na innych złodziei dźwięku. Nie postanowił nabrać się na własny marketingowy chwyt. Mężczyznę w rozszarpanym ubraniu należy kopnąć. Pięciomiesięczny uszkodzony płód spalić na wysypisku. Dać Hagensowi. Nie reanimować. Iloraz inteligencji X-a był niższy od maksimum o dwanaście. Bez podejrzeń, bez szwanku, bez żadnych upewnień był decydentem. Spotkał dziewczynkę. Wzrost, wiek nieważne. Urodziła się. Piękna, cudowna, kochana. Mądra z pewnością będzie. Urosła. Zrobiła pranie, sprzątanie, gotowanie. Pomogła sąsiadce. Naprawiła zamek. Wygrała trzy konkursy muzyczne. Odrobiła życie. Zrezygnowała z nowej spódniczki. Siostra potrzebowała bardziej. X kochał wysypiska, kochał się na wysypiskach, na wysypiskach zabijał. Spotkał dziewczynkę. Wzrost, wiek nieważne. Była w sklepie. Zakupy miała nieduże. Pomógł jej nieść. Nie było dźwięku dookoła, nie było dźwięku w jej głowie. Nie było jej. Najpierw odprowadził, potem zadźgał, potem zostawił. Zakupy na stole. Najpierw odprowadził. Do domu. „To tu umarłaś najpierw”. Ojciec doktor. Matka NN. Siostra egoistka. „To Twoje wysypisko. Nie znali Cię. Nie doceniali Cię. Mieli, nie widzieli. Zobaczą.” Zwyczajny koniec. Zwyczajne słońce. Zachód. Piękny. Złodziej dźwięku nieosądzony. Ojciec na rozprawie załamany. Dlaczego, za co. Moje dziecko to było. Sędzia skazuje ojca. Za słońce. Wyrok. Odczyt: „Życie jest jak słońce. Wszyscy się nim zachwycają, gdy wschodzi i zachodzi. Najrzadziej wtedy, gdy świeci – i to najjaśniej i najgoręcej jak potrafi.”
-
A ja sie zgadzam z Sanestisem w większości. Poza tym pamiętaj, że ten "kawałek prozy" zobowiązuje i wywołuje, nazwijmy to refleksje i wyrażanie swojego zdania, więc nie uważaj wypowiedzi kolegi za atak. Napisał, co myśli. Co do Twojego tekstu, to język jest w porządku. Tematyka, cóż...doczytałam do końca i to Ci sie chwali, ale mnie to nie bierze. Przeczytałabym coś w innym klimacie, więc jak napiszesz to zarzuć na forum.Pozdrawiam ciepło
-
Michał, uważam,że to świetny tekst. Troche mi brakuje bardziej dopracowanego zakończenia, bo dalszej części chyba nie będzie prawda? Ale czyta sie naprawdę przyjemnie. Zastosowałeś technikę, która nadaje ciekawe tempo tekstowi. Masz plusa+ ;) pozdrawiam
-
Dzięki motylku:D Miło mi to słyszeć:)
-
Rumianku-reszta może się niebawem narodzi:)Cieszę się, że sie podoba
-
Świetne, naprawdę świetne:) Kurczę, aż Cię lubię bardziej:P:P:P ciepłe pozdro
-
Jay, sama nie wierzę, że zrobiłam taki błąd, hihi. Dzięki:* Asher, Piotrze, dzięki za komenty. Od razu mi lepiej:D:P
-
Dzięki Basiu:) no pośpiechu troche było, ale lubie dopracowywać teksty, więc...;) narkos
-
Napiszcie czy to sie nadaje do czytania czy nie;)Pozdro
-
Wysiadłam z pociągu. Powinnam była jechać nim do następnej stacji, ale postanowiłam przejść kilka kilometrów na piechotę. Odpocząć od tych rozwydrzonych bachorów, śliniących się psów i kontrolerów sprawdzających co pięć minut czy mam bilet. Dworzec był nieduży. Ściany stacji pomalowane sprayem. Graffiti przedstawiało raj. Kasjerka, jak to z kasjerkami bywa, dbała wyłącznie o swój tyłek wygodnie usadowiony na obrotowym krześle, czasami tylko klikając coś na klawiaturze. Czyżby pasjans? Obok filaru skręciłam w prawo i tam czekała na mnie taksówka. Niebieska. Pomyślałam, że najpierw podjadę do centrum, a stamtąd będzie już z górki. - Nigdy wcześniej nie widziałam taksówki marki ford focus – powiedziałam do kierowcy. – Nie żeby to w czymś przeszkadzało, chciałam zagadać po prostu – dodałam w myślach. - Pierwszy raz widzę na oczy kobietę, znającą się na markach samochodów – rzucił z szyderczym uśmiechem, odwracając się w moją stronę. - Dobrze, jeśli to poprawi pana męskie wyobrażenie o kobietach służących jedynie jako posługaczki, albo znawczynie garów, to proszę bardzo – ma pan świetny niebieski samochód - zaakcentowałam słowo niebieski. - Lepiej? - Spokojnie kobieto. Wyraziłem tylko zdumienie. - Ale przecież do cholery nie byłby pan zdumiony, gdyby bardziej doceniał umiejętności płci żeńskiej. Na każdym kroku podkreślacie, jacy to nie jesteście silni, sprawni i fantastyczni. Jak to się nie znacie na motoryzacji i jakości wiertarek. I wcale nie jest pan zdumiony tym, że znam markę pana samochodu, tylko świadomością, że równie dobrze jak pan, potrafiłabym naprawić auto, albo zrobić remont mieszkania bez pomocy jakiegokolwiek mężczyzny. A to burzy pana chory porządek świata – westchnęłam. Chyba zaszkodziła mi jazda tym pociągiem. Zero spokoju, to potem człowiek jakiś dziwny chodzi. To, że miałam ochotę kogoś mentalnie opluć, to inna sprawa. - Pani ma trudne dni? - Ja miewam proszę pana raz w miesiącu trudne dni, które po sześciu dniach się kończą, a pan ma zaburzony system myślenia. – Wysiadłam i trzasnęłam drzwiami. Wzięłam swoją cholerną torbę i przeszłam cztery kilometry w tym upale. Doszłam alejką do centrum. Przed sklepem stała gruba kobieta z dzieckiem. Krzyczała na sprzedawcę i tak palnęła drzwiami, że szyby wypadły. Wtedy zaczęła uciekać. - Ciekawy widok, co? – powiedział jakiś przechodzień. - Dość oryginalny - Okoliczni mieszkańcy zdążyli się przyzwyczaić. Ta kobieta, Jowita, codziennie robi tu awantury a potem biega przez pół miasta. W monopolowym już trzy razy wstawiali nowe szyby. - Normalna sielanka. - A pani to chyba nie stąd? - Nie. Przyjechałam tu na szkolenie – nigdy nie rozmawiałam z obcymi. Ale czasem lubię zrobić coś, czego nie lubię. Zapytałam tego przechodnia, jak mogę dotrzeć pod adres, który podała mi szefowa. Miałam tutaj zamieszkać kilka dni. Dali mi nawet mieszkanie służbowe. Przed blokiem, w którym miałam się zatrzymać biegał wesoły ekshibicjonista. Co sobie będzie żałował… Wygrzebałam z torby klucze i weszłam do środka. Dziwne, telewizor był włączony. Widocznie poprzedni lokator wyniósł się stąd całkiem niedawno. Wzięłam prysznic, potem trochę posprzątałam i poszłam spać. I choć to obrzydliwie brzmi, od następnego dnia miało odmienić się całe moje życie.
-
Oj Jay, tak sobie czasem myśle, że chciałabym Cie spotkać;) Tekst jest świetny, klimatyczny. Nie wiedzieć czemu widze w Twoim utworze dużo siebie - zarówno pod względem merytorycznym, jak i w stylu. Ode mnie oczywiście plus:)
-
Bo to proza poetycka:P
-
Kolejny raz ja. Kolejny raz bez konstrukcji. Bez weny, początku, więc tym bardziej bez końca - choć z życiem o to trudniej. Przeżywam rozdarcie między światem krwi i półkrwi. W nadziei. Oczy mam zbluzgane przez kochających szarość światła. Ocieram się o szkielet bezdomnych, których ręce zatopione są w mojej głowie. Zapadnięta gdzieś na podłożu prawdy. A światło, które miałam wchłaniać pozostało nieodbite. I żal. Kiedy byłam mała rozłożyłam na podłodze kilka kartek papieru i położyłam się na nich. Potem poskładałam wszystkie, razem z włosami, które mi wypadły i razem z czasem poświęconym na życie-marzenie. Uczyłam się żyć sama. Czuję, że trzeźwieję. Dziś poszłam nad jezioro. Jak zwykle cichą, leśną drogą. Zabrałam kartki ze sobą. Najpierw zmoczył je deszcz. Potem na rozstaju dróg wpadły do błota. Jedną porwał wiatr, inna przykleiła mi się do buta. Resztę podniosłam i zaciśniętą dłonią pełną mojego życia dotarłam na ławkę nad jeziorem. Ręce ociekały mi błotem i niebem. Z oczu leciały krople krwi. To był 9 dzień. Wróciłam i odeszłam gdzieś w kąt. Wszystkie parametry nędzy łamały mi palce. Nie mogłam pisać. Swojego życia. Na tej rzekomo białej kartce, którą dostałam. Wcale nie była biała, czysta ani pusta. Stała się taką dopiero po kąpieli w nadziei i wybaczeniu. Codziennie muszę się uczyć, że istnieją takie słowa. Mogą funkcjonować jako mentalne mydło. Też z ludzi. Zapisywałam dni niebem. I tak było dobrze. Później dali mi do ręki długopisy, które skrzywiły mi kości. Kości mojej duszy. I serca. Zbudowanego jakby z zapałek. Wypalonych zapałek… Widzę tutaj. Dziesiątki chodzących parszywych kłamstw, rozmnażających się w każdej minucie ucisku. Rodzący się nefilimowie osaczają grób słońca. Trumna zbita nie z desek, a z ludzi. Otwiera się na czas krzywoprzysięstwa. Najgorzej jest przecież być takim samym. Jak ktoś, coś, nieważne. Bo nie warto. Poprzebijane gwoździami członki ich ciał ociekają słowami wypowiedzianymi przez kogoś innego. Słowami zabarwionymi na każdy odcień nieistnienia. Smak ich duszy wymyślony… Ktoś mnie pytał, o czym marzę. Zanurzyć się w wodzie. Tyle na początek. Potem pływać już wiecznie. Bo tylko wieczność mnie interesuje. Postrzał nieodpartych znaczeń. Moja klepsydra to Gabor. Nieistniejący pierwiastek prochu. Jego domu. Domu, z którego uciekł 2 dnia mnie. Odnalazł mnie i nie odszedł nawet wtedy, gdy chciałam go zabić i napawać się widokiem jego zalanej krwią podłogi. Teraz on jest moim katem. Za paznokciami ma kawałki skóry zdartej z mojego umysłu. Karze mi być. Poza granicami pulsu. Bo co to za wyczyn, kiedy umierający nagle woła, że zrozumiał, co to znaczy żyć. Gdy w strachu i niezrozumieniu końca wybacza i błaga o swoje imię, którego nie potrafił zapisać na ściśniętej w dłoni kartce. Nie tylko własnej. Umarłam. Kilka dni po tym, jak przestałam słyszeć bicie serca Boga. Szmatę, którą wytarli moje życie (moją krew), wykręcili później nad trumną. Kilka kropel zmieszało się z prochem i kamieniami, którymi ciskali mi w głowę. Dlaczego trzeba tak długo nie oddychać, żeby zobaczyć w końcu powietrze. Widziałam mój pogrzeb. I szkielet… …mojego serca. A jednak był. Ocalał. Skóra powoli zaczęła się pojawiać. Wydłubane oczy zakopane obok wróciły na swoje miejsce. No i jestem. Tak co kilka dni. Bo ktoś mi przeczytał, że to nie upadek decyduje o przegranej. I miał rację. 10 dzień. Znów listopad. Niedługo nowy wiek. Koniec. Koniec i początek mnie. Za życia chcę żyć. Zostało jeszcze kilka dni. Niebawem mnie obudzą. Zaklej mi oczy niebem. Proszę. I w ziemi zakop me stopy.
-
Panki Rokko i Hipergloria (fragment większej całości)
UFO odpowiedział(a) na Tomek Zając utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Zając piszący o królikach....doprawdy fascynujące. Jak na wszystkie Twoje przemądrzałe komentarze, których udzielasz na forum, ten tekst jest rozczarowaniem. I na pewno nie jest podstawą dającą Ci prawo do pyszałkowatego wypowiadania sie na temat tekstów innych forumowiczów. Pozdrawiam -
Kiepsko to brzmi z tymi powtórzeniami, nowe życie i nowe życie. Może spróbuj jakoś to ominąć. Na razie na nie. Ale podoba mi się "nowe życie nowym dotknięciem pióra".Pozdrawiam
-
Zgubiłam się (miniaturka)
UFO odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Mnie sie nie podoba. Ale ciepłe pozdro -
Bardzo klimatyczne:) Pozdrawiam jazzowo;)
-
Wierz mi, że UFO to nic nadzwyczajnego;)Ale chyba czasem warto mieć coś, na co sie czeka, co można odkryć. Ciekawe, jak dalej potoczyły się losy Twojego bohatera:D Pozdrawiam. UFO
-
Historie miłosne (VII)
UFO odpowiedział(a) na Jay Jay Kapuściński utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Hehe, Jay Ty to jesteś szalony:D Zapytałabym Cie o Twoje fantazje erotyczne,ale to chyba nie jest odpowiednie miejsce:P(Nie utożsamiam Cie z Twoimi bohaterami rzecz jasna,tak mi sie jakoś skojarzyło:P)W każdym razie fajnie sie czytało,lubie Twoją lekkość pisania.Pozdrawiam ciepło -
Zrobił na mnie wrażenie ten tekst, działa na emocje. A tak w ogóle to podoba mi sie Twoja twórczość;)
-
Kochani dziękuję za przeczytanie i pozostawienie śladu. Ktoś kiedyś powiedział mi, że bardzo żałuje, że jest tak mało ludzi, z którymi można porozmawiać na niecodzienne tematy. Czasem w naszym świecie jest też mało ludzi, z którymi można porozmawiać o codziennośći. Cieszę się, że tekst się Wam podoba, bo jest mi bliski. Pozdrawiam:)
-
Dotarliśmy do miasta, ale z niewiadomych mi przyczyn nie zapytałam, jaką nosi ono nazwę. Pamiętam tylko ostatnią lampę, którą ominęliśmy o drugiej w nocy. Pola zmieniły się w las domków jednorodzinnych, bloków, wieżowców i supermarketów. Przez kilka minut pod stopami mieliśmy chodnik. Potem schody hotelowe. W końcu po wielu godzinach zdjęłam buty. Ale tylko na chwilę. O trzeciej wyszliśmy do sklepu po coś do jedzenia. W hotelu było za drogo. Szczerze mówiąc, w całym tym budynku najbardziej podobały mi się drzwi wyjściowe. Dawały mi poczucie bezpieczeństwa. - Masz ochotę na coś konkretnego? – Zapytał z łaski swojej. - Na lody. - Powinienem był się domyślić. Kobiety w najdziwniejszych okolicznościach i prawie o każdej porze potrafią jeść lody. O co w tym chodzi? - Nie zrozumiesz. - Chciałbym zrozumieć. Chociaż jedną kobietę spośród wszystkich żyjących na ziemi. Może zacznę czytać jakieś babskie poradniki. Albo książki psychologiczne. - Gówno ci to da. - Jaki optymistyczny akcent… Potrzebne mu do szczęścia książki. Moje życie. Jest jak książka. W której wszystko wyjaśnia się na ostatniej stronie. Na szczęście zaczęłam ją czytać od wstępu i nie pominęłam żadnego zdania po drodze. Osobiście znam…Osobiście znałam kilka osób, które zaczęły czytać swoją powieść od epilogu. Wtedy powieść stała się już tylko nowelą. Naprzeciwko wyjścia - w odległości mniej więcej trzystu metrów, stały budki z fast foodami. Parking był na lewo. Czasami wydaje mi się, że miasto jest najpiękniejsze nocą. Czasami wiele rzeczy mi się wydaje. Najbardziej mi się wydaje, że żyję. Poszliśmy w prawo. Z tamtej strony było dużo dużych budynków. I jeden mały, do którego zmierzaliśmy. Nowelistyczny okaz kolejny raz pojawił się na mojej drodze tego wieczoru. Pod sklepem. Sklep był dziwnie odosobniony od tych wszystkich dużych budynków znajdujących się w pobliżu. Jego nazwa pochodziła od jakiegoś zwierzęcia, czy owada. Nieważne. Był to sklep samoobsługowy. Drzwi frontowe były skierowane na zachód. Stamtąd wiał wiatr. Zimny. Jak ludzie. My szliśmy od drugiej strony – naprzeciw magazynu. Odechciało mi się lodów… - Gabor, co to jest? Zapytałam, bo zobaczyłam czerwoną plamę na chodniku. - Może ktoś upuścił słoik z dżemem. Uspokój się. Nie uspokoiłam się. Bo miałam rację. - A może nie…- sam dokończył. Trudno mi zapomnieć tamtą chwilę. Napływający potok uczuć. Czułam, jakby czas się zatrzymał. Nie wiedziałam, gdzie jestem, co tam robię, jak się nazywam. Choć wszystkie te słowa tak banalnie brzmią. Może dlatego, że są nadużywane. Ludzie w moich czasach bardzo nadużywają słów. Z każdym dniem coraz trudniej wyrażać uczucia słowami. Podobno najsilniejszym słowem jest gest. Pod drzwiami magazynu leżał człowiek. Nie wiem, co było gorsze – to, że tam leżał, czy to, że kilka osób przeszło obok niego rzucając pogardliwe spojrzenia i nad niczym się nie zastanawiając. Lewici. Zabił się. Miał dwadzieścia lat. Ciemne włosy. Białe oczy. Nieduży nos. Przez który najwyraźniej nie chciał więcej wdychać powietrza. „Wdychając świeże powietrze umieram” - słowa pewnego znanego wiersza pewnej znanej poetki życia. Przez kilka metrów lśniły czerwone ślady zagubienia tego głupio niegłupiego chłopaka. Któregoś dnia na lekcji usłyszałam słynne słowa: „ tysiąc i jeden to zawsze tysiąc”. Ludzie wszędzie widzą cyfry. Nawet we krwi. Było tam dużo krwi. Może on sam chciał na nią patrzeć? Krew jest piękna. Ale nie w tym znaczeniu. On(nie umiem znaleźć innego określenia) nie spotkał na swojej drodze prawdy. Wiedział o tym, czy nie, było mu źle właśnie z tego powodu. Nie spotkał swojego człowieka. Tak wiele zależy od tego, kogo się spotyka w umyśle. I w życiu. Zostawił list. Miał go w lewej kieszeni kurtki. Gabor miał komórkę, więc mogliśmy szybko wezwać …Pomoc to złe określenie. Pomoc nie istniała podczas tamtej minuty. Może minutę wcześniej, ale nie wtedy, gdy go znaleźliśmy. Zanim przyjechała policja i inni rutyniarze, Gabor znalazł ten list. Pożegnalny? Nie, chyba nie. Brzmiał dziwnie, pamiętam każde słowo. Widzę w myślach charakter pisma „onego”. I kilka miejsc, na których jego łzy zostawiły wyraźny ślad. To on pojawił się na mojej drodze, czy ja na jego? Połączyła nas imaginacja. Krótki fragment listu był napisany ołówkiem. Wciąż nie wiem dlaczego, ale całe życie po coś. „Żyję w wyobraźni człowieka, który trzyma tę kartkę. Wybrałem ten sklep, bo kiedy byłem mały, mama zawsze kupowała mi tu lizaki. Czy ktokolwiek zrozumie, jak napiszę, że pragnę żyć?” - Ja rozumiem – szepnęłam. Szkoda, że nie zdążyłam go znaleźć. Uświadomiłam sobie, że na świecie jest mnóstwo ludzi, których nie znajdę. Powstrzymywałam łzy, ale to prawie nigdy nic nie daje. W ogóle, co to za sformułowanie „prawie nigdy”. Bez sensu. Gabor podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Cała poryczana. W jednej chwili. Jak klasyczna baba. Czuła, sentymentalna i rozdarta klasyczna baba. Ale Gabor wszystko rozumiał. Widziałam jego spojrzenia. Tyle chciałam mu powiedzieć, tyle nazwać. Nie udało mi się. Pamiętam tylko jak powiedział, że płacz czasem jest piękny. Przez łzy wycieka serce, chcąc pokazać się światu. Czasami są w życiu takie chwile, kiedy człowiek jest spragniony wieczności. Kiedy wieczność żyjąca w sercu każdego człowieka nagle się nasila. Zawsze w nieuchwytnych chwilach - pięknych, szczęśliwych, wspólnych. Właściwie całe życie jest chwilą pragnienia. I tak naprawdę dopiero w chwili śmierci człowiek jest przygotowany do życia. Ale śmierć przecież nikogo nie zaspokaja. Jest obłędem. Śmierć nie daje życia. Zastanawiam się, czy naprawdę żyją na świecie ludzie, którzy wierzą w pójście do nieba? Tak z całych sił. Realnych sił. Mający realne dowody. Przecież to tylko słowa. Młody chłopak pod sklepem nie otrzymał pomocy, popełnił błąd. Z jednej strony rozumiem, z drugiej…Nigdy nie będę potrafiła. Jego droga dobiegła końca. Teraz już wszystko wiadomo – co osiągnął, ile skończył szkół, jakie miał przyzwyczajenia, jaką zupę najbardziej lubił, kogo kochał, co zrobił dobrego, co złego. Był bogatszy od całego tłumu, który nagle nas otoczył. Najbogatszy w tej minucie. Minucie ciszy. W każdej chmurze widziałam garść nieszczęścia. I każda ot tak po prostu płynęła sobie dalej. Po niebie. Wisiała nad innym człowiekiem. W ciągu dnia setki cierpiały dokładnie w ten sam sposób. Potem deszcz zrozumienia i nauki, płacz, oczyszczenie. I dalej po niebie w nieznane. Nazajutrz po samobójstwie „onego” siedzieliśmy z Gaborem na schodach przed hotelem i gapiliśmy się w chmury. Bez słów, bez siły, bez walki. Kilka powyższych niektórym niezrozumiałych treści przyszło mi do głowy. To był drugi dzień. Każdy dzień miał być osobnym odniesieniem do własnego „ja”. Nie udało się. W złych chwilach dni wydają się podobne, wynikające z tych samych ran i ludzi. Posterunki i szpital mieliśmy już za sobą. Posterunkowy powiedział nam przy wyjściu: „jesteście wolni”. To chyba taki nieświadomy zabieg. Zastanawiam się tylko, co on rozumie przez wolność. Wiedział, co mówi? O szesnastej był pogrzeb. Zaraz na drugi dzień. Szybko. Ale to też bez znaczenia. - Idziesz? – Zapytał, kiedy wybiła piętnasta na hotelowym zegarze. Jeszcze godzinę wcześniej byłam pewna, że nigdzie nie mam zamiaru wychodzić. Na cmentarz tym bardziej. To były pierwsze słowa Gabora w tamten nędzny dzień. Nie rozmawialiśmy. Czasem to strasznie nudno nie wydawać z siebie dźwięku, ale wtedy można przynajmniej lepiej skupić się na wewnętrznym krzyku własnych debilnych myśli. Wiedzieć wszystko i nie wiedzieć nic. Słyszeć niewidzialne. Słyszeć siebie w ciszy serca. W krzyku serca. Drze się tak, że aż poczerwieniało. Za nic nie potrafię go przekrzyczeć. Ale to cenny przyjaciel. Kocham moje serce. Przez chwilę myślałam, że coś…że jakaś więź łączy mnie z „onym”. Chyba mi się wydawało. Nadwrażliwość na dziwne przeżycie? Tak, to drugi dzień, ale czuję jakby minął cały wiek. Jakbym nie miała przeszłości, żyjąc cały wiek. Jakby ten wiek był przyszłością. A wcześniej? - Zaraz się ubieram – powiedziałam od niechcenia. Rano przez chwilę gapiliśmy się w chmury, potem przesiedziałam kilka godzin w swoim pokoju. To dziwne, ale nawet dokładnie nie pamiętam, jak on wyglądał. Całkowicie pomijając to, jak ja wyglądałam w tamtych chwilach. Wyszliśmy wpół do czwartej. Chciałam iść sama, ale nie znałam drogi. Teraz już wiem, to był ten jego Kłodzk. Nie było zbyt wielu ludzi przy trumnie. Kiedyś przez przypadek byłam na pogrzebie pewnego bezdomnego i wtedy było więcej lojalnych, pamiętających, może dłużnych. Tak sobie myślę, że na moim pogrzebie byłoby całkiem sporo ludzi. Rozmawiałam o tym kiedyś z Asią. Myślałam, że się przerazi jak zacznę ten temat, bo ludzi śmierć przecież przeraża. Nie tyle własna, ile kogoś bliskiego. Albo i niebliskiego, wystarczy, że jest efektowna, może efektywna. Też może być. Ale Asia podchwyciła temat. Bo dlaczego niby miałybyśmy o tym nie rozmawiać? Doszłyśmy do wniosku, że ciekawie byłoby widzieć swój pogrzeb. Brutalne! Zaczęłam zastanawiać się nad tym, dlaczego ci wszyscy ludzie potrafią jednomyślnie przychodzić na pogrzeby, bo za życia nie widuję ich zbyt często. Są, ale ich nie ma. Dla mnie. Tak jakby to oni umarli za życia, a kiedy ja umrę to nasze światy się trochę zbliżą. Może po prostu tak? Cholera ich wie. Miałam jakieś fazy. Nie płakałam. Nie wtedy. Już nie. Chyba była tam mama „onego”. Z butelką spirytusu w jednej ręce i pogniecionym zdjęciem syna w drugiej. Krzyczała, że ma wyrodne dziecko, że skończy ze sobą. Tak było przez chwilę, zaraz potem odkręciła sprawnie butelkę i zrobiła kilka łyków – „na zdrowie”. Kilku kumpli z podstawówki, kilku z liceum, trzech wujków, żadnej cioci, sąsiadka i nauczyciel matematyki, bo czemu nie? Aha! Jeszcze ksiądz. Jakby mu nie zapłacili, to pewnie by nie przyszedł. Odbębnił swoje i poszedł dalej „pracować”. Żeby chociaż się przejął. Mruczał pod nosem od niechcenia, ziewał i poszedł. Przeanalizowałam szybko nasz dzień. Rano niebo, potem ściany swoich pokoi i ani jednego słowa. Potem spojrzenia ludzi. Miałam jakieś dziwne przebłyski, jakbym już gdzieś to wszystko widziała. Trumna była zamknięta, szkoda, bo chciałam go sobie wyobrazić żywego. Jak się uśmiechał, jak złościł, jak pamiętał i…jak patrzył. Nie będę miała po nim nawet żadnej pamiątki. - Wspomnienia też mają przecież swoje granice. Prawda? -Powiedziałam nagle zdając sobie sprawę, że trzeba mieć coś oprócz wspomnień. - Chyba tak. - Jak wielką odwagę trzeba mieć, żeby…On chciał żyć. Miliony ludzi chce żyć, choć są nieprzygotowani na ten system.
-
Obopólna niekorzyść
UFO odpowiedział(a) na Jay Jay Kapuściński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jejku, fantastyczny tekst, naprawdę.Cieszę się, że zajrzałam, bo dużo bym straciła. Super:)Pozdrawiam:D -
Oczywiście, że nic złego w tym nie ma. Wręcz przeciwnie, pisanie daje możliwości wyrażania emocji i siebie:)Więc piszmy dalej:D Ciepłe pozdrowienia i wesołego dnia:)
-
Bardzo miło słyszeć, że chciałabyś poczytać więcej. Może będzie okazja, staram się ją wydać,3maj kciuki;)Chociaż w sumie...częściej piszę dołujące teksty...mam nadzieję,że u Ciebie wsio ok;)Pozdrawiam