
Greeley Skądinąd
Użytkownicy-
Postów
69 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Greeley Skądinąd
-
Pieśń o Kadłubku
Greeley Skądinąd odpowiedział(a) na Greeley Skądinąd utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dzięki serdeczne za łaskawe przyjęcie. Wiersz jest rzeczywiście inspirowany twórczością Leara i jemu podobnych. Nie jestem jakimś tam wielkim poetą, dla mnie pisanie jest raczej odskocznią od rzeczywistości (może trochę zemstą na niej) i staram się, żeby przynosiło innym radość (stąd pójście moje w kierunku poezji nonsensu), więc jeżeli choć cień uśmiechu zagościł na Twojej twarzy, cel uważam za osiągnięty. Zajrzałem też w Twoje wiersze z ciekawości i jestem pod wrażeniem. Nie komentuję, bo nie uważam się za krytyka, ale podobają mi się i nie jest to pochlebstwo "odwdzięczające" za pozytywny komentarz. Zapraszam na bloga, choć teksty staram się umieszczać gdzie się da (między innymi na tym forum w dziale "Limeryki"). Pozdrawiam serdecznie. PS. Co do tych tłumaczeń, to masz rację, zwłaszcza jeśli chodzi o Leara i jego Limeryki - niektórzy tłumacze silą się na dosłowność i gubią po drodze wdzięk i humor. -
Zaś w Egipcie R. (Faraon), pod Memfisem z gadającym toczył długo spór Ibisem: o sens życia i kształt świata i czy Ibis tyle gada także wtedy, kiedy trafi na półmisek.
-
Lecz gdy dama owa poszła do wygódki wnet owiały ją w tym miejscu jakieś... smutki i tęsknota za futerkiem, gdyż pożytki płyną wielkie z sierści dolnej, choćby włosek był malutki.
-
Pieśń o Kadłubku
Greeley Skądinąd odpowiedział(a) na Greeley Skądinąd utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Hen, gdzie fal spienionych toczą się odmęty, gdzie tańcują w krąg łososie i delfiny, na mieliźnie, co podobna do łysiny, żył człowieczek raz, bezuchy i bezpięty. Żył beztrosko, choć był mały niczym kubek, tak szczęśliwie, jakby już był w niebo wzięty, na kolację jadał zupę z psich podróbek a nazywał się Kadłubek Jan Wincenty. Raz go delfin młody spytał nieopatrznie: „Mój Kadłubku, jakie skrywasz w sercu winy, że swój żywot pędzisz cicho i nieznacznie na mieliźnie wciąż podobnej do łysiny. Możeś ty jest jaki zbrodniarz albo ubek a nie żaden Jan Wincenty tyś Kadłubek?” Lecz mu nie rzekł ani słowa ów człowieczek, bo akurat się zachwycał tłustym śledziem, co go razem z konfiturą z dwóch porzeczek miał zjeść zamiar, jako deser po obiedzie. „Och, Kadłubku, no a może tyś wyklęty w swoim kraju, czarna owca i „non grata”? - rzekła foka, łbem pluskając, gdzie okręty zawijają tylko raz na cztery lata. Ale znowu nasz bohater ani słowa nie powiedział, no bo właśnie jadł był kaszę, którą w dziobie mu przyniosła stara sowa a do tego wypił rumu dziesięć flaszek. „Ty, Wicenty, musisz bracie być wygnańcem, za swój wygląd, tudzież pewnie za poglądy, - wybulgotał mors siwawy, niegdyś blondyn, popisując się przed foką swoim tańcem. - „Albo może tyś hodowcą leśnych hubek, a nie zwykły Jan Wincenty tyś Kadłubek?” Jednak słowa po Kadłubku jak po kaczce popłynęły, nie czepiając się go wcale, gdyż zajęty był chowaniem w wyżymaczce tłustej szynki, którą wędził przy powale. „Nie – odezwał stary się wieloryb - on na pewno okradł w nocy własną matkę, zapakował jej dobytek w zgrzebne wory i przypłynął wynajętym, tutaj, statkiem.” Jan Wincenty nie wymówił ani słowa, tylko cisnął garść pietruchy wprost do gara, w którym wrzała właśnie zupa ogonowa, przyrządzona z lwich ogonów i kalmara. Chociaż bowiem całkiem mały był to gzubek, to apetyt miał wprost straszny Jan Kadłubek. Wszystkie ryby żarła cięgiem ta ciekawość: Skąd i po co tu zabłądził ów człeczyna? Czym przyjechał w owe strony i co za gość? A Wincenty milczkiem spijał stare wina, po czym legał, dając spocząć swym oczętom, z miną całkiem niesłychanie wniebowziętą. I tak trwała ta idylla bezustannie, aż, któregoś dnia niechcący, po obiedzie, nieopatrznie zasnął Jan Wincenty w wannie i utopił się, gdzie w krąg pływały śledzie - na mieliźnie, co podobna do łysiny, gdzie tańcują też łososie i delfiny. Tam nagrobek tkwi (skromniutki miał pochówek), na nim napis: „Stań przechodniu zaganiany - tutaj leży pewien Dablju Dżej Kadłubek, człowiek znikąd mianowicie nam nieznany. Miał tu u nas opierunek no i wikt, lecz kim był – do dzisiaj nie wie nikt." -
Raz pewien pan, spod Kurozwęk widząc homara wydał jęk: “Och, czemuż mnie to życie złe nie dało takich nosić szczęk?”
-
Pewien alfons nieroztropny zaś z Malborka chował kasę zarobioną do rozporka, lecz gdy spotkał konkurencję, ta obcięła mu potencję i z rozrywek pozostała mu machorka.
-
Pewna Szwedka, fest-kobita, spod Sztokholmu do fryzjera, dzierżąc męża, rzekła: „Gol mu, bracie plecy i ramiona, no bo niech na miejscu skonam, jak w tych kudłach się nie zalągł jakiś mol mu!"
-
Gdyby malarz był zalotnik wiedziałby, że grzyb - sromotnik pannom wszystkim się kojarzy z czymś, co chłop ma niżej twarzy.
-
Pewien muzyk ludowy w Porąbce grywał zadkiem "frullato" na trąbce, lecz choć ćwiczył szalenie i nadymał siedzenie, wychodziło jedynie mu w "moll-c"
-
Niestety, podobno imć Bruce'a juz taka psygoda nie rusa. Pseprasam za wadę wymowy - wsak cłek ze mnie jest jaskiniowy.
-
Olłejs - mniej estetycznie, czyli nic co ludzkie(?) nie jest nam owce, tfu... obce. Rzekła smoczyca, gdy jak na złość jej koleżankę dopadła przypadłość miesięczna, zwykła kobiecie: "To nie używasz owieczek?"
-
Pacnęła Piotrka-piłkarza po pupie palcem, podusią. "Piotrusiu" - prędko powtarza - "pragnę pozostać pimpusią!"
-
Udała mi się podpucha jak widać znajdzie, kto szuka:)
-
Wyleniały donżuan spod Wólki przed paniami odgrywał wciąż rólki. Lecz do czasu (mój Boże!) bo w miłosnym ferworze pewna dama potłukła mu kulki.
-
Sztywny Pal Azji ("Trylogii" cz.3)
Greeley Skądinąd odpowiedział(a) na Greeley Skądinąd utwór w Limeryki
Gdy Azja popasał w Chreptiowie spoili go miodem Lipkowie. Lecz wskutek tych uciech tak sparły go chucie, że tyłka nadstawił. Na zdrowie! -
"Naści piesku kiełbasy" czyli - hajda na kolubrynę!
Greeley Skądinąd odpowiedział(a) na Greeley Skądinąd utwór w Limeryki
Kmicicowi, kiedy bronił Jasnej Góry pośród mnichów wciąż doskwierał zew natury. W końcu zadarł jakieś kiecki... - "Przebóg! Toż to ksiądz Kordecki!" - "Mój Babinicz, znajdź waść lepiej kawał rury." -
Lecz już jako chrobry bodygard wymyślił z kolegą "pop-nyg-art" - "new" w sztuce kierunek dla leni - za trunek dziś sprzeda go chętnie ten wyga.
-
Indiance pewnej, pod Pernambuco, wyrósł w noc ciemną na polu buk o- gromny, że iście: gdzie jego liście nie znajdziesz rymu do “Pernambuco”.
-
Ja zaś, choć nie jestem wieszczem, dodam swoim stylem przaśnym: jeśli nawet zleciał z deszczem, to jedynie z deszczem kwaśnym.
-
Lecz kiedy do szyi ci kamień ze młyna przywiąże, to zamień ów ciężar na mniejszy, byś w skwarze tamtejszym nie dostał przy śmierci omamień.
-
Zoofila-recydywę z Bukaresztu pewna klaczka chciała wsadzić do aresztu lecz niesnaski trwały krótko dziś pozwany wraz z powódką znowu zgodnie sobie jadą - ona z wierzchu.
-
Choć trawą zarosły mogiłki i parkę zapomniał ten świat, dziś pozwy zanosi im chyłkiem w niebieskie instancje pan wiatr.
-
Lecz cóż takiej hożej niewieście po jednym paluszku (choć w cieście) przydało by się mieć rączki ze dwie plus - interesik na mieście.
-
Żył satanista w Drzewianach co cięgiem grał na organach. A na dodatek (cóż za gagatek!) wcale nie wierzył w Szatana.
-
Pewnego piekarza z Trójmiasta wlepiła raz baba do ciasta i chciała go upiec, lecz on nie był głupiec, więc sam wlazł do pieca. I basta!