Kiedy brał ją za żonę był wdowcem z piątką dzieci.
Przez kolejne lata urodzi i wychowa potomstwo,
którym ją Bóg obdarzył. Silna i zaradna z trudem
zdobędzie worek mąki, bomby nie przeszkodzą
miesić ciasta w dzieży, musi upiec chleby, jutro
jadą na roboty, da synom na drogę. Wojna
odbierze mu rozum, resztę życia spędzi w bramie
pijąc samogon. Zostanie smykałka do stolarki,
rzeźbiony wiatrak, nikomu nie potrzebne
dzieci wyjdą na ludzi. Najmłodsze ocali
ślubną fotografię Szczepana i Józefy o gładko
zaczesanych włosach i twarzy strwożonego ptaka.
Nie ma sezonu na jastrzębie.