Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

kasia 3kowalska 3

Użytkownicy
  • Postów

    42
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez kasia 3kowalska 3

  1. Jest długi. Tak, z całą pewnością jest zawsze długi, chociaż jak urwie się kawałek, to tyle tego, co kot napłakał, po prostu mniej niż innych kawałków innych rzeczy. Ile ma metrów? Nie wiem, bo nigdy nie starałem się przeczytać tego, co jest napisane na okładce. Okładka jest dość miękka i nie wzbudza podejrzeń, jest tylko nośnikiem informacji o tym, że pod nią nie kryje się nic interesującego, chociaż, jak wszyscy wiemy, pozory mylą. Co zaś tyczy się środka…Środek śmierdzi. Jeśli przyłożyć nosowe dziurki, to czuje się zwyczajny smród. Za smród zwyczajny uważam woń związaną z człowiekiem, a ściślej mówiąc z człowieczym gównem. Pewnie każdy już wie (i pewnie wiedział od początku tego pisanego dupstwa), o czym mowa. Z całkiem śmiertelną powagą (niech o ten zwrot nie obrażą się ci, co cholernie boją się śmierci) śmiem twierdzić, że żadne perfumowanie papieru toaletowego nie ma sensu. Jeżeli taki pseudo pachnący papierek znajdzie się w toalecie (kiedyś toaleta była tylko poranna) to niech nie liczy ten, co go tam umieścił na to, że opróżniający się man or woman doceni wartość kosztownego, bądź, co bądź, zakupu. Nic z tych rzeczy, żadnych skrupułów i zahamowań: papier zwyczajnie trafi pod dupę. Czego by nie robić, tego typu papier był i będzie tylko do dupy.
  2. Pięć ostatnich wersów to sentencja natchnienia - bardzo ładnie i przyjemie napisane. nawiasem wspominając, to: brud, anie bród pozdr.
  3. Jest uroczo-smutne. Czekam na cd. Pozdrówka
  4. Drogi(a) j. renata'o dzięki bardzo za wypowiedź. Moje zdanie jest takie: z każdego gówna i n z każdej drobniutkiej rzeczy można zrobić coś niebagatelnych rozmiarów. Warunek jest jeden: trzeba przejaskrawiać i w taki sam sposób widzieć wiele rzeczy ( przejaskrawiony), a tekst będzie zastanawiał lub przynajmniej bulwersował. Wiadomo, że wszystko ma kilka odcieni i zanim sformułujemy definicję czegoś zdążymy wymyślić kolejne setki pytań i zastanawiań. Bardzo dziękuję i ciepło pozdrawiam.
  5. Drogi Mikołaju zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości: kobiety myślą i zastanawiają się, a mężczyźni wymyślają i kombinują - to oczywiście żart chociaż może nie do końca? Próbowałam stworzyć coś na kształt beletrystyki, ale póki co w głowie pomysłów i dziwności od cholery, a zbyt mało odwagi i wiedzy by porywać się z piórem na swoją wyobraźnię. Prawdą jest też, że pociąga mnie opis stanu realnego świata, z czego również można zrobić coś poza blogiem ( może kiedyś, może wkrótce). Dzięki bardzo za Twoje zdanie. No, cóż. Masz rację, ale znowu wyślę coś na kształt poprzedniego. Proszę o wyrozumiałość lub nie czytać. Pa
  6. Dzięki bardzo Pozdrawiam
  7. Dokładnie tak, chociaż refleksja to zbyt duże słowo. Dziękuję i pozdr. i milutkiego dnia.
  8. Dziękuję bardzutko. Jeśli chodzi o muzę, to i owszem, uwielbiam, ale tylko słuchać.
  9. Niech każdy idzie kędy chce, niech każdy robi jak mu się wydaje, niech gra muzyka i niech śpiew na wargach trwa. Życie ogólnie jest zbyt krótkie by się przejmować i paskudnieć, więc znój codziennych ludzkich starań obróćmy w żart, ot tak, dla jaj. O ileż śmielej wtedy będzie do przodu iść. Po każdym ruchu nieudanym powiemy sobie: to jest żart i nic do serca nie weźmiemy i zawał u nas nie ma szans. Och, jak cudowna jest tandeta (wmawiajmy sobie-taki plan): bez barw niejasnych i kaprysów, bez całkiem retorycznych pytań, filozozdań i powątpiewań, wziąć to, co daje dziś komercja i żyć, ot tak, cd.jest - dla jaj. Lecz kiedy przyjdzie czas nostalgii, zaduma jakaś (kto to wie) może, dla draki, paść pytanie: ‘czym w moim życiu, do cholery, są owe jaja?’. Odpowiedź jasna i klarowna: -te jaja, mój obywatelu, to takie nic, to zero gołe co teraz biega, świeci tyłkiem i woła: -’ty matole, ty biedny, mały popaprańcu! Ja-takie zero- zrobiłem z Ciebie samo dno.’ legenda: zero=TV, radio, wszechwiedzący głupcy, etc.. dno =człowiek uczestniczący w masie, poddany systemowi w jakim żyje bez używania szarych komórek, bez zadumy , czyli innymi słowy my - wszyscy ludzie matki Ziemi.
  10. Dla niektórych: opowiadacz tutaj, to tramwaj.
  11. Przeczytam, chociaż on działa na mnie chyba zbyt mocno; zawsze potem, muszę 'dojść' do siebie. PS' Czy jeśli dojdę zbyt mocno potem, to na zawsze zostanie smród?-dygresyjka po samoistnym skojarzeniu. Bardzo dziękuję za Twój głos w mej sprawce. Słońce dla Cię.
  12. Pracy dużo-oj i to bardzo dużo. Przede mną. Moim zdaniem pięciolatek i porno to przegięcie. Naturalnym jest fakt, że do rzeczy 'figlarnych' ciągnie dziecko przez ciekawość i posiadanie zwykłych, normalnych objawów, oczywiście. Troszkę inaczej ma się sprawa, jeśli wszystko pokazane jest bardzo dokładnie, a jeszcze gorzej, jeśli dziecko-w trakcie zapoznawania sięz golizną i kopulacją- obserwowane jest przez nauczyciela. Poza tym nie wydaje mi się, aby u tak małego dziecka pozostało to bez oddźwięku w życiu przyszłym. Bardzo dzięki za koment.
  13. Czas robi swoje.
  14. OK Leszku, a może być Lechu?
  15. Chociaż w żadnej mierze nie było moim zamiarem budowanie Orwell'owskiej atmosfery, to muszę jednak przyznać, że pisząc je poczułam to samo, co podczas czytania '1984'. Cudowna książka. Oczywiście, że pan Leszek ma rację. Bardzo dziękuję. Pozdrówko
  16. Dięki zatem,że jesteś zwykle złośliwy i dzięki w ogóle. PS' Nieopierzone niestety, mogą pozostać nieopierzonymi.
  17. Cieszy mnie fakt, że dla niektórych to nie chłam. Niestety, ciąg dalszy dopiero znajdzie się na papierze, ale pomysł i koncepcja są już od dawna. Co do porad pana Leszka-chętnie się dostosuję, ale najpierw muszę znależć odrobinę czasu. Bardzo schlebiają mi Wasze wypowiedzi. Troszkę odfrunęłam, ale podejrzewam, że wkrótce ktoś postawi mnie na ziemi. Pa
  18. noweluchna="M jak miłość", i cała reszta przez 'g'. Jesteś niezwykle wyrozumiały. Powiedz mi tylko dlaczego wszyscy w tym kąciku nie chcecie trywialności i dosłowności. Dlaczego delikatną kobietę trzeba nazwać 'znad lilii wodnych mgłą', a nie babą? Przecież jeśli powie się słowo 'kwiat' to powinno wystarczyć by zobaczyć malowniczość i urodę całej łąki. Zaznaczam, że powyższe wywody nie dotyczą moich próbek-one są naprawdę słabe.
  19. Widzisz, mój drogi przyjacielu. Dzisiaj mam 60 lat i na wszystko patrzę z perspektywy siwej głowy. Mogę spokojnie opowiedzieć Ci o wszystkim, czego doświadczyłem, chociaż serce moje przepełnione jest goryczą i ciągłym pytaniem o sens, o sens wszystkiego. Tak do końca nie wiem ile mam lat, ani gdzie się urodziłem. Rodzice nigdy o tym nie mówili, a ja nie miałem prawa pytać. Nasze pytania, moje i innych dzieci, z założenia były „nie na miejscu”. Nie wolno było. Nie pytaliśmy. Jak przez mgłę widzę roześmiane twarze moich rodziców, jakichś starszych ludzi, zwierzęta, no wiesz…psy, koty; czasem przypomina mi się zapach świec, gdy we wszystkich oknach zabrakło prądu; smak deszczu i obecność chmur. Były też place zabaw. Jeden taki miał nawet „diabelski młyn”. Tak długo nim jeździłem, że przez dwa następne dni na samą myśl o karuzelach robiło mi się niedobrze. Gorąco na duszy, kiedy przychodzą te wspomnienia. Dziwne, bo pamiętam tylko takie krótkie… epizody. Potem nagle wszystko się skończyło, to znaczy skończyła się spontaniczność i roześmiane twarze i nawet nieumyślne wdeptywanie w psie kupy. Dla Ciebie psie kupy to żadna frajda, a dla mnie po prostu życie, które zatrzymało się szóstego czerwca 2666 roku o godzinie szóstej rano. Pewnie powiesz, że to cyfra diabelska. Nie wiem. Dla mnie, to przejście z radości w nieustający smutek. Zresztą sam zaraz usłyszysz.. Kiedy o szóstej rano przyjechaliśmy pod RUM, miasteczko w którym zaczęła się i skończyła moja rozpacz, byliśmy oczarowani. Dookoła żadnych murów, żadnych bodyguard’ów tylko mnóstwo jaśminu i czereśni. Pachniało, a mama zatrwożonym głosem wyszeptała, że bez ochroniarzy w takim vip-miasteczku nie mamy szans na bezpieczeństwo. W ogłoszeniu podane było, że RUM jest najdoskonalszym miejscem na ziemi; dla mojej rodziny oznaczało to firmę ochroniarską, supermarkety i takie tam. Weszliśmy. Nie było żadnej bramy, ratusza, ani głównej ulicy, a mimo to instynktownie wiedzieliśmy którędy wejść i dokąd podążyć. Samochody musiały być parkowane poza miastem. Do dzisiaj nie mam pojęcia jak to się działo, że nikt tych samochodów nie okradał, mam na myśli ludzi z tak zwanej reszty świata. Zamieszkaliśmy w trzypiętrowym domu. O wiele za dużym jak na naszą trzyosobową rodzinę-mama, tata i ja, ale takim samym jak innych mieszkańców. Oczywiście. Był piękny i od razu umeblowany. W salonie na poddaszu kominek z czerwonej bursztynowej cegły-drogiego i bardzo rzadkiego materiału. Dach ze szkieł, a ponad nim odwiecznie nieskazitelne czyste niebo. W czasie lata dach i ściany domu dawały ożywczy chłód. W czasie zimy mieliśmy ciepło. Przytulnie? Nie, tego słowa wtedy nie znałem. Na nasz przyjazd nikt się specjalnie nie cieszył i nikt nie dziwił. Potraktowano nas jak starych mieszkańców, co w zupełności odpowiadało moim rodzicom. Ja przeżyłem szok. O życiu tam mogę opowiedzieć Ci z najdrobniejszymi szczegółami, bo był nakaz prowadzenia pamiętników. W każdym domu ojciec rodziny opisywał wydarzenia dnia ze wszystkimi detalami. Codziennie o szóstej wieczorem, odbywał się pamiętnikowy rytuał. Wiesz już, że nie wolno było o nic pytać. Musieliśmy dostosować się i już. Odwrót? Masz na myśli wyprowadzenie się z RUM? Nie wiem. Nigdy nie próbowaliśmy i nawet nie przyszło nam to do głowy. Psychiczność nasza trwała w absolutnej bezwoli. Tak było prościej i wygodniej. Mówiliśmy, że jesteśmy szczęśliwi, ale znaczenie tych słów nie było naszym. Powtarzaliśmy to, co mówili inni. Moje życie tam dzielę na kilka okresów. Pierwszy to jaśminy i zapach. Drugi to jednakowość i obojętność, które nawiasem mówiąc, towarzyszyły mi do końca egzystencji. Trzeci to szkoła, czwarty- kościół, piąty-zakochanie i szósty- więzienie. Dwa z nich już poznałeś. O szkole mogę długo, ale nie chcę. Dla mnie była całkiem zwyczajna, bo tylko takiej doświadczyłem. Spędzałem w niej czternaście godzin każdego dnia. W niedziele było krócej-dziesięć godzin. Uczyło się nas tam około tysiąc osób w różnym wieku. Nigdy nie robiliśmy sobie krzywdy. Nie skarżyliśmy jeden na drugiego. Za trójkę w dzienniku można było pójść do więzienia, więc byliśmy najlepszymi uczniami w kraju. Nawet, jeśli ktoś miał ochotę na zrobienie psikusa nigdy mu się to nie udało. Dorośli natychmiast przystępowali do akcji. Zakładali delikwentowi kajdanki i wsadzali do więzienia. Oczywiście, że normalnego więzienia. A czy są jakieś inne? Skąd wiedzieli, że istnieje zagrożenie ze strony ucznia? Odpowiedź jest bardzo prosta: po minie, po wyrazie twarzy. Obowiązkiem wszystkich obywateli było trwanie w smutku. Usta osób wiarygodnych wyrażały rozpacz, a miny gotowość do płaczu. Oczy-nie. Nie były smutne tylko złe; moim zdaniem, jedynie człowiek z nienawiścią w sercu, gotowy do samobójstwa może mieć takie oczy. Jeżeli z jakiegoś powodu wargi lekko uniosły się w kącikach ust, padało podejrzenie, iż zawierają w swych zmarszczkach tajemniczy świat, znany tylko ich właścicielowi, bo nieopisany w ojcowskim pamiętniku. Daj mi spokój; ja nie mam pojęcia, kto wymyślił, że wszyscy mamy być jednakowi. Wtedy tak miało być i już. Też byłem „uniformem”. Każde miejsce w RUM, w którym zbierało się więcej niż cztery osoby, miało swoją specyfikę. Oj, nie mów mi, że rozumiesz, bo nie rozumiesz! Czy uważasz za normalne, aby dziecko zadające pytanie ‘skąd biorą się dzieci’ otrzymało od razu odpowiedź z najdrobniejszymi detalami? W naszej szkole tego typu zjawiska były na porządku dziennym. Wyglądało to mniej więcej tak: - proszę pani, a skąd biorą się dzieci?-pytam; mam dopiero pięć lat. - zaczekaj chwilkę, uczniu. Zadzwonię po specjalistę. Czekałem 15 minut, po czym wszedłem do sali wyświetleń i tam w sposób szczegółowy dowiedziałem się na temat kopulacji. Pokazano mi film erotyczny, ze wszystkimi zbliżeniami miejsc intymnych, a pani, która była od tych spraw, udzielała swojego głosu, opowiadając o tym, co widzę na filmie i nie tylko. Pamiętam, że pomimo totalnego zadziwienia i jednak ciągłych wątpliwości czułem wstręt. Każdego dnia, przez siedem dni, wymiotowałem. Wtedy pierwszy raz znienawidziłem moich rodziców i od wtedy mój wzrok był naprawdę zły. Tak w tej szkole było ze wszystkim. Niektórzy cieszyli się, że przynajmniej tam mogli zadawać pytania. Za każdym razem zjawiał się specjalista i tłumaczył. Ja nie spytałem już nigdy. O nic. Kościół, to dopiero odlot. Nie dziw się. Tam mieliśmy taki haj, że głowa mała. Stary…Nie mów mi o swoich dreamach dopóki nie dowiesz się o Kościele. Sam budynek był jednym wielkim niuchem. PS’ Chyba przynudzam i pewnie nikt nie ma ochoty na ciąg dalszy. Z pewną taką nieśmiałością wysyłam tę , no cóż, może chałę, a może nie-chałę.
  20. Zaproponowałeś i przeczytałam i pewnie domyślasz się, że nie wyskoczę przed szereg. Świetny pomysł. Zadziwił mnie portier: wydawał się być obślizgłym głupkiem, a okazał się po prostu współczesnym handlowcem. zdrówko
  21. Facet najwyraźniej nie wzbudzał mojego zaufania, ot co. Czekam na kolejne opowiadanie, bo naprawdę czyta się przyjemniutko.
  22. Czasem lepiej nie spełniać marzeń-rzekłaby bohaterka. Przyjemne, chociaż zakończenie opowiadania znane jest po przeczytaniu 1/3 jego objętości, a może nawet od samego początku. nażeczona -ort. pozdrowionka
  23. Dzięki serdeczne. Wprawdzie myślałam, że napisałam na ocenę na cztery litery. Tym bardziej cieszy mnie opinia dwóch ostatnich komentatorów. Pa
×
×
  • Dodaj nową pozycję...