Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Misfit

Użytkownicy
  • Postów

    64
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Misfit

  1. Dzięki za rady, faktycznie czasem gdy wpadnę na jakiś pomysł, który wydaje się mi interesujący to zupełnie zapominam o formie i się tak rozpisuję. Przykróciłem trochę tak jak ja to widzę.
  2. A widziałeś ty kiedykolwiek nazwę tego działu? Warsztat. WARSZTAT. W-A-R-S-Z-T-A-T. Oczekuję tutaj wskazówek jak uczynić wiersz lepszym. A ty co napisałeś? Właściwie nic. Wywnioskowałem tylko, że ci się nie podoba. To ma być pomocny komentarz?
  3. deszcz znów spłynął po nim smutkiem jak wtedy gdy z matką stawał pod zimnym marmurem wpatrzony w rzędy krzyży zabierała go tam tylko w deszcz - miał skrywać jej łzy i tak je widział były większe od deszczu
  4. Jak dla mnie to taki przegadany wiersz o niczym. Może po prostu do mnie nie trafia.
  5. Jeśli nasuwa Ci się coś takiego, to najwyraźniej nie rozumiesz tego wiersza. Chociaż faktycznie może trochę przesadziłem z tą strofą o niej i o nim. No ale w domyśle końcówka miała wszystko wyjaśniać. Tak czy siak mała zmiana. Papieros to papieros. Szkoda, że Ciebie nie wzruszyło i nie zaskoczyło. Mam nadzieję, że to nie do końca wina wiersza.
  6. Spotkała go pewnej nocy spacerując jak zawsze wpatrzona w ziemię teraz przychodzi do niego co wieczór by zapalić symbolicznego papierosa za jego duszę by porozmawiać w ciszy o wieczności przemijania i przemijaniu wieczności on wie o tym dużo odciśnięty na zawsze w betonowym parkiecie centrum Hiroszimy cień człowieka który wyparował
  7. Klaudiuszu, tak sie składa, że ornitologią się interesuję i orłów bielików wcale nie jest mniej niż pand wielkich :) Zresztą orła nie raz widziałem, a pandy nie, więc to dla mnie osobiście większa rzadkość. A temat - jeśli dobrze go zrozumiałeś - myślę, że jednak nie jest ograny... Mona Lizo - faktycznie mogłobybyć poeci, ale lepiej gdy jest ogólniej - może być więcej interpretacji. Faktycznie nie chodzi mi o wszystkich Ludzi, dlatego napisałem Ludzie, a nie ludzie :)
  8. Trwamy zawsze na skraju łóżka dywanu wymarcia zagrożony gatunek zmniejszające się terytorium czytałem o pandach wielkich na wolności jest jeszcze niecały tysiąc takich jak my jeszcze mniej zawsze chcieliśmy trafić na kartki powieści przyjęła nas tylko czerwona księga
  9. Właściwie miało być nieco zrogowaciało, ale faktycznie może to aż przeszkadzać w czytaniu. A i zgodnie z sugestią żeby nieco więcej było, troszkę pozmieniałem.
  10. Wleciała któregoś ciepłego wieczoru otwartym oknem ćma rozgnieciona na ścianie zaschnięta nie do zdrapania paznokciami wpisane w krajobraz pokoju permanentne przypomnienie mawiałaś że przyciągnął ją blask moich oczu
  11. Dzięki za słowa uznania, obiecuję, że następnym razem przy dobrym koncepcie dłużej zastanowię się też nad formą :)
  12. Może i niezbyt dobitna puenta, ale nie mogłem powstrzymać się od tego drobnego nawiązania :)
  13. Faktycznie, panie Nabkowski, wiersz ma trochę formę opowiadania, więc faktycznie wersyfikacja nadaje się do zmiany. Przekonał mnie pan :) Wogóle forma po zastanowieniu się nie była zbyt dobra. Na usprawiedliwienie się mam fakt, że to mój pierwszy wiersz po jakiś 2 miesiącach przerwy i na tyle spodobał mi się pomysł, że zapomniałem zwrócić uwagę na formę. Ale już to nieco zmieniam.
  14. Mocne światła reflektorów uniemożliwiają mi zobaczenie twarzy kierowcy. Właściwie to nie widzę nawet zarysów ciężarówki. Szkoda. Wolałbym widzieć. Tak przynajmniej zawsze to sobie wyobrażałem. No, ale ta cała historia przerosła zupełnie moje wyobrażenia. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym wiem tak naprawdę mniej. Szaleniec włamał się do mojej głowy i zabarykadował drzwi. Teraz już nie ma innego wyjścia, musi wyskoczyć oknem. Ale nie boję się. Przez cały ten czas ani przez chwilę nie czułem strachu. Wiem, że to najlepsza droga. Zaufałem Dianie, wiem, że ma rację. Światła wciąż tylko świecą i świecą. Zupełnie jakby ktoś włączył zwolnione tempo, jak na hollywoodzkich filmach akcji. Długie ujęcie kamery na moją zastygłą w bezruchu twarz, potem na kabinę nadjeżdżającej z łoskotem ciężarówki. Czas naprawdę potrafi płatać figle. A może tylko moje myśli przyśpieszają? Ściskam Dianę niecierpliwie za rękę. Jest zimna jak zawsze. A może nawet bardziej niż zwykle? Śmieszna sprawa. Właśnie teraz, w takim momencie, przypominają mi się tamte ciężarówki podczas naszego pierwszego spotkania… *** To był oczywiście jej pomysł. Teraz już przyzwyczaiłem się do tego, ale wtedy byłem nieco zdziwiony. Większość normalnych ludzi umówiłoby się w jakiejś restauracji czy kinie. Pewnie sam bym to zaproponował, gdyby nie to, że to Diana już od początku przejęła inicjatywę. I zostało tak do teraz. Staliśmy więc z nią na poboczu posypanym białymi kamyczkami w samym środku nocy jak, nie przymierzając, jakiś alfons ze swoją kurwą. Kiepski sposób na pierwszą randkę. Ogromny ruch przy drodze krajowej bynajmniej nie dodawał sytuacji romantyzmu. My jednak wpatrywaliśmy się jak zahipnotyzowani w przejeżdżające ciężarówki. Diana, z błyszczącymi oczami, gestykulując szeroko mówiła coś o sensie istnienia. Coś, czego jeszcze wtedy nie mogłem zrozumieć. Wiedziałem tylko, że tiry jeszcze nigdy nie wydały mi się tak interesujące jak wtedy, gdy Diana powiedziała mi, żebym się im przypatrzył. Stałem więc tak, starając się sprawiać wrażenie, że wiem o czym mówi. Nawet mi się to udawało, ale tylko do czasu, dopóki śmiertelnie nie przestraszyłem się własnego szalika. Nie wiem nawet dlaczego. Zawiał wiatr, jakiś kształt mignął mi przed oczami, a ja prawie dostałem ataku serca. Diana spojrzała na mnie z rozbawieniem. Słowem wielka klapa. Każdy tak powie. Pewnie w zwyczajnych okolicznościach też byłbym tego zdania i postanowiłbym darować sobie tą znajomość. Jeszcze rok temu szczerze bym się uśmiał, gdyby ktoś powiedział mi, co teraz robię. Ale to było zanim poznałem Dianę... *** Diana Xara Malicka. Tak mi się przedstawiła przed wejściem do apteki. Wychodziłem właśnie śpiesznym krokiem, gdy pierwszy raz poczułem na ramieniu jej chłodny dotyk. Właściwie nawet nie zdziwiło mnie to oryginalne drugie imię. Zbyt pochłonięty byłem wyglądem nieznajomej. Musiałem wyjść na totalnego idiotę, kiedy tak stałem z otwartymi ustami nie mogąc wyksztusić słowa. Wyglądała bardziej jak przywidzenie, dziwaczny wytwór umysłu, niż prawdziwa osoba. Jej luźne, kwieciste ubranie, jakby żywcem zdjęte z bohaterki musicalu „Hair”, niemalże zrywał z niej wiatr. Nieuchwytność po prostu biła z jej ciała w sposób tak silny, że miałem wrażenie, że w każdej chwili może najzwyczajniej w świecie rozpłynąć się w powietrzu. Jednak tak się nie stało. Zamiast tego popatrzyła na mnie tym swoim dziwnym wzrokiem od którego do teraz dostaję dreszczy. Zupełnie jakby patrzyła na jakiś punkt daleko za mną, jakbym był przeźroczysty. Z odrętwienia wyrwał mnie jej miękki głos. - Zapomniałeś tego. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na małe pudełko, które trzymała w dłoniach okrytych szerokimi rękawami. Spojrzałem na nią pytająco. Kupowałem przecież tylko neo-angin i na pewno go nie zapomniałem. A zresztą, skąd ona się wzięła w tej aptece? Nie widziałem jej tam... Zanim zdążyłem jednak zadać te pytania, Diana zbliżyła się do mnie. Zresztą, teraz wiem, że nawet gdyby udało mi się ją o to zapytać, nie usłyszałbym odpowiedzi. Diana ma raczej w zwyczaju pokazywać, niż odpowiadać. A to jeszcze bardziej rozbudza ciekawość. Nie zważając na moje wahanie Diana wyciągnęła do mnie rękę z pudełkiem. - Więc niech to będzie prezent... *** Uuuu, uuuuu ! Potężny dźwięk klaksonu wyrywa mnie ze świata wspomnień. Światło wciąż uniemożliwia dostrzeżenie czegokolwiek. Wydaje się, że ciężarówka w ogóle się nie przesuwa. Stoimy na tej szosie i czekamy w nieskończoność. Diana przytula się do mnie. Spogląda mi głęboko w oczy. A raczej głęboko za mnie, jak to ma w zwyczaju. Myślę, że gdy to robi, widzi we mnie wszystko. Wie, że nie waham się. Pokazała mi coś, czego złapałem się kurczowo i nie zamierzam wypuścić. Niezależnie od ceny. Musiała o tym wiedzieć już od samego początku... *** Pomarańczowo-białe pudełeczko wyglądało jak opakowanie jakiegoś leku. Nic jednak nie mogłem odczytać, litery były całkowicie zamazane. Obracałem je przez jakiś czas w dłoniach, zastanawiając się, kim dziewczyna, która mi to dała właściwie jest i dlaczego dała mi to opakowanie. W końcu postanowiłem odpowiedzi poszukać w środku. Ulotka, nic więcej nie znalazłem. Wszystko napisane oczywiście mikroskopijnym, nieodczytywalnym druczkiem. I tylko mocny, czerwony szlaczek szminką. Numer telefonu. Pomyślałem, koniec, to wszystko jest jakieś chore. Pudełko wylądowało prawie w koszu, w ostatniej chwili jednak coś mnie powstrzymało. A potem już tylko patrzyłem, jak moja ręka wystukuje cyfry na klawiaturze komórki. - Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz. *** Spacerowaliśmy po pustym mieście. Wyglądało przytłaczająco nierealnie, kojarzyło mi się ze scenografią na jakimś planie filmowym. Tydzień po tym dziwnym spotkaniu przy szosie, Diana zupełnie niespodziewanie pojawiła się w progu moich drzwi. - Diana? Skąd wie... - Ciii – przerwała moje pytanie – ubieraj się. Idziemy na spacer. Stary pijak próbował właśnie niestrudzenie kroczyć do przodu, mimo, że głową haczył prawie o chodnik. Diana obserwowała go z pogardą. Nic nie mówiliśmy, jedynie nasze kroki równomiernie stukały o powierzchnię dziurawych płyt chodnikowych. Kiedyś pewnie przejmowałbym się tym, ale wtedy czułem, że to niepotrzebne. Po prostu szliśmy przed siebie. - Pamiętasz – zaczęła Diana niespodziewanie – to co ci mówiłam przy drodze? Szczerze mówiąc nie pamiętałem ani słowa. Cała sytuacja była dla mnie zbyt nowa, bym skupiał się na znaczeniu słów tajemniczej towarzyszki. Zanim jednak zdążyłem otworzyć usta usłyszałem jej głos - Nie martw się. Dzisiaj będzie więcej. Dzisiaj zrozumiesz więcej – powiedziała głosem tak spokojnym, jakby mówiła o pogodzie. Tylko czego więcej? Choć te wszystkie tajemnice nie do końca podobały mi się, wiedziałem, że nie mogę odmówić. Jej ręka delikatnie zacisnęła się na mojej. Popatrzyłem na nią. Czy to możliwe, by była jeszcze piękniejsza niż poprzednio? Wyglądało na to, że jestem kurewsko wielkim szczęściarzem, pomyślałem. Cichy dźwięk zatrzymywanego samochodu obok nas oderwał mój wzrok. Suki. Oczywiście w najgorszym możliwym momencie. - Dobry wieczór – zabrzmiał znudzony głos policjanta - Dokumencik proszę. Przecież było nawet jeszcze przed północą. Czego oni chcą od normalnych ludzi? Lepiej zajęliby się tamtym pijusem na ulicy. - Przykro mi, ale nie mam przy sobie, proszę pana. - Taaa – przeciągnął wąsaty gliniarz zgrywający strażnika Teksasu – a co tu robisz? - Spacerujemy, proszę pana. Po prostu. - Spacerujecie?! – powtórzył robiąc przy tym minę jakbym przyznał się do wielkiej zbrodni. Popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem, trochę jakby niedowierzając. W tym momencie odezwał się z tyłu drugi, mniejszy. - Dobra, zostaw chłopaka, mamy wypadek na Nakielskiej. Jakiś pijak wpadł pod samochód. Gliniarz jeszcze raz spojrzał na mnie robiąc grymas Chucka Norrisa, po czym odwrócił się w stronę samochodu i odszedł szybkim krokiem. Spojrzałem niepewnie na Dianę. Stała, przypatrując się księżycowi, jakby nic się nie stało. - Dziwne, że ciebie się nie czepiali – rzuciłem trochę niezdecydowanie. - Może się im spodobałam? – odparła podchodząc bliżej *** Prowadziła mnie nieśpiesznie za rękę w sam środek ciemnego lasu. Nawet już nie pytałem. Odpowiedziałaby, że za chwilę przekonam się sam. Księżyc w pełni oświetlał drogę, sprawiając, że nawet w gęstwinie drzew bez problemu wiedziała którędy iść. Po kilkuset metrach stanęliśmy. Diana uniosła powolnym ruchem głowę do góry. Ciemne włosy opadły na jej ramiona. - Rozejrzyj się – powiedziała lekkim tonem, którego jeszcze nie znałem – wsłuchaj się. Poczuj. Posłusznie zadarłem głowę. Podobno feromony potrafią zupełnie zmienić postrzeganie świata. Chyba Diana musiała mieć ich sporo, przeszło mi przez myśl. Nie wiem jak i dlaczego, ale rzeczywiście czułem. Każdą żywą cząstkę tego lasu. - Jak często twoje istnienie dostarcza ci radości? Jak często czujesz elementarną przyjemność, dlatego, że jesteś? Usłyszałem głos w swojej głowie. Byłem tak oszołomiony, że chwilę zajęło mi zdanie sobie sprawy, że to głos Diany. Narastał z każdym wyrazem. Wkrótce przestałem rozróżniać słowa. Trafiały do mnie jak monotonna, jednostajna muzyka. Czułem, że ich znaczenie omija mój umysł i przenika prosto do podświadomości. Rozejrzałem się wokół. Z zaskoczeniem zauważyłem, że leżę na ziemi. Cała jakby falowała, trzęsła się i pochłaniała mnie swoją miękkością. Poczułem na sobie zimne ciało Diany. Miałem wrażenie, że jesteśmy we wnętrzu szklanej kuli, na powierzchni której migoczą różne barwy i kształty. Coś naginało moją psychikę, a ja wcale nie zamierzałem protestować. Nagle straciłem grunt pod plecami. Na policzkach poczułem chłodny powiew wiatrów wiejących wysoko ponad lasem. Prawa fizyki zostały zapomniane. *** Warkot wielkiego silnika narasta. Zbliża się, teraz jestem już tego pewien. Jeszcze tylko chwila. Oślepiony światłem zamykam oczy. W moich objęciach Diana wydaje mi się jeszcze zimniejsza niż zwykle. Niezwykłe. Jak ona cała. To, co dała mi w tym krótkim czasie, jest nie do opisania. Gdyby nie ona, pewnie piłbym teraz tanie wino z chłopakami.. Właściwie, to żal mi ich. Teraz dopiero wiem, że życie bez Diany było lizaniem cukierka przez szybę. I wreszcie będę miał okazję odwdzięczyć jej za to. Głuchy stukot kół wypełnia moją czaszkę. Już prawie. A oni zostaną tutaj. Szkoda, że nie mieli okazji jej poznać. To wszystko potoczyło się tak szybko... *** - Jak mi się podobało? Diana... To, to...nie potrafię tego opisać. Ale jak... - po raz kolejny przerwała moje pytanie przykładając mi dłoń do ust - Chcesz wiedzieć? – spytała uśmiechając się wręcz figlarnie – jeszcze dziś możesz się przekonać. Tamto, w lesie, było tylko namiastką. Patrzyłem na nią wzrokiem, który określiłbym jako mieszaninę zachwytu z niedowierzaniem. Kim ona tak naprawdę jest? Nie po raz pierwszy zadawałem sobie to pytanie. - Diana, poczekaj. Ja już się gubię w tym trochę. Powiedz, kim właściwie jesteś? – zacząłem najpoważniej jak potrafiłem W odpowiedzi usłyszałem jej uroczy śmiech. - Słodki jesteś – odparła wesoło. Podobno, gdy kobieta mówi ci, że jesteś słodki, tracisz wszystkie szanse. Nie podobało mi się to. – przecież sam możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie... – przerwała na chwilę, po czym spojrzała na ścianę za mną – Chcesz, żeby to, co stało się tam, w lesie, trwało wiecznie? - Tak. Chcę – ze zdziwieniem usłyszałem swój własny, przytłumiony głos, jakby dochodzący z wnętrza papierowej tuby... *** Dziwne, że nawet nie próbuje hamować. Sądziłem, że wciśnie pedał. Zresztą to i tak bez znaczenia, nie zdążyłby. Na wątpliwości też już za późno. Mam ochotę się roześmiać, ale jakiś skurcz ściska mi usta. To się dopiero nazywa zaufanie. Kilka dni znajomości i stoję tu na szosie, w oczekiwaniu na poznanie...właściwie to nawet nie wiem czego. Chyba wszystkiego. Perfekcyjnej doskonałości niebytu, jak to określiła. Czuję już ostatni podmuch ciężarówki. Przedni zderzak prawie dotyka mojej klatki piersiowej. Otwieram oczy, by spojrzeć jeszcze na Dianę. Tak podświetlona wygląda jak anioł. Czy ten grymas to uśmiech? Niesamowity widok. Jestem szczęśliwy...
  15. Pewnego dnia z maszyny do pisania wypadł mi klawisz od dużych liter pisałem właśnie o Bogu niedługo później posypały się „m” oraz „z” na kartkach nie mogło już być nic o miłości i zapominaniu znak zapytania wpadł do kosza przestałem dziwić się światu a na koniec z premedytacją wydłubałem wykrzyknik maszyna rozbiła szybę już-nie-ideał sięgnął bruku
  16. Właściwie to takie śmiefemeksmeryment :D
  17. Iluzoniryczne kwiaty melancholilii eterozkwitły astralabastrem nadszedł mistyczeń wilgorące powietrzepoty jasnostalgicznych iskrzydeł efemerysują obrazy przeszłościościeżek ku nostalowym wspomnikom umysł wizjęknął echałaśliwie wyrwany z mglistnienia w zapomnieświadomości w pierwszą wpomniedzielę mistycznia zawszędzie tonę w myślintroweryzmie Wiersz został przeniesiony do działu „Poezja – Forum dla początkujących poetów, ponieważ nie spełnia kryteriów określonych dla działu "Z" MODERATOR
  18. Układasz życie z pomocą tablicy wzorów Zawsze najpierw rozwiązujesz problemy w nawiasach Znasz miejsce od którego funkcja uczucia rośnie Oszacowałeś z niską niepewnością prawdopodobieństwo przyszłości Sens zamknąłeś w wykresie punktowym Ale gdy stosunek Y do X ukrył się między kratkami nie potrafisz obliczyć prostego układu z dwiema niewiadomymi
  19. Prędko usiądź wygodnie w swoim domku ocieplanym styropianem zwiększ głośność i nie odrywaj wzroku właśnie piękna pani z idealnym uśmiechem zjada pyszne styropianowe ciasteczko posypane styropianowymi wiórkami i osłodzone styropianem Wszystko firmy Acme Hollywood ® Jak ona to robi że nie tyje? a ty musisz łykać tyle tych styropianowych pigułek żeby zmieścić się w swoją ulubioną sukienkę firmy Acme Najlepsza jakość styropianu I nie słuchaj tego starca mamroczącego bez ustanku pod nosem „Kiedyś to tylko styropian był ze styropianu”
  20. A mi się spodobało. Odniosłem wrażenie, że ta forma doskonale pasuje do treści. Takie wyżalanie się flegmatyka nie mogącego poradzić sobie w życiu, który nawet wyżalać się dobrze nie potrafi... Dosłownie stanął mi przed oczami jak mówi powoli "Jestem tylko przechodniem...."
  21. Lśniące ostrza paranoi przecinają kurczowo trzymane ostatnie sznurki nadziei Puste spadanie w nieważkość bezsensu i tylko rozpięta siatka strachu zabezpiecza przed otchłanią Dłoń wyciągnięta ku górze zastyga z rozstawionymi palcami jak kwiat w niemym błaganiu o słońce... lub chociaż kilka pigułek
  22. Znów mleko rozlane przy piciu cholerny kartonik rozerwany podczas otwarcia Kot mógłby je wypić ale wciąż tylko leży pod drzwiami smętny moje palce tak nie drapią za uchem Kaktusy zwiędły zapomniałem je podlać ale wiedz że wcześniej pytały o Ciebie Mówiłem że już niedługo i bardzo chciały wierzyć tylko kot mnie wydał Zawsze był wyczulony na drżenie głosu
  23. Ach, cóż za wspaniała, konstruktywna krytyka. Argumentacja jest naprawdę miażdżąca...
  24. Mógł przyjąć, że tylko strugi deszczu pełznące bez pośpiechu po szybach zamazywały malejącą łunę miasta Mógł założyć, że tylko przemoknięte ubranie skurczone w lodowatym uścisku powodowało drżenie każdej komórki ciała Mógł przez otwarte okno wyrzucić walizkę starych ubrań i wspomnień by stopiła się z ciemnością minionej szosy Mógł nawet wmówić sobie że przeszłość nie będzie miała ochoty wlec się za nim dziurawą E-65 W żaden sposób nie mógł jednak znaleźć odpowiedzi na bezzębne szyderstwo starego taksówkarza A którą trasą do tego "Przed Siebie"?
  25. dwa...plum...trzy...plum zardzewiały, cieknący kran rozpoczął powolne odliczanie szczoteczka do zębów zawirowała śmiało przyjmując rolę wahadła pięć...plum...sześć...plum ołowiane myśli przyczepione do powiek ciążą bardziej i bardziej ciało całkiem nieśpiesznie przewraca się na drugą stronę dziewięć...plum...dziesięć...plum kafelki skaczą zamglone szczoteczka dosięga podłogi ...pstryk... seans wspomnień hipnoza zmysłów bodźce przeszłości wciąż na nowo odnawiają połączenia nerwowe wspomnienia o podłożu somatycznym
×
×
  • Dodaj nową pozycję...