Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ewa Emmerich

Użytkownicy
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ewa Emmerich

  1. wielokropek = rozczarowanie tym, że zapomniał (jak inaczej wyrazić rozczarownie??) *** Przycięłam tekst, ale nie znaczy ,że jest już dobrze. Resztę zostawiam Autorce. PozdrawiaM. dziękuję, za podpowiedź ;P
  2. cierpię na bezsenność wypisuję nutki na które się nie zgadzacie to przez te teksty łomoczące w mojej głowie wciąż i wciąż i mniej i więcej i jeszcze więcej i jeszcze mniej ciągle ta bezsenność nie mogę zamknąć oczu aby zasnąć a wy protestujecie bo ile można tego słuchać bo ile można tak żyć (nie można) piaskowy dziadek zapomniał o mnie piszecie do niego w tej sprawie zdesperowane listy ale on ich już nie czyta nie można przekupić snu a więc skazana zostałam na bezsenność każdej nocy i każdego cholernego dnia choć wpuszczacie mi do ucha w kółko kołysanki nocy i próbujecie usypiać bajeczkami dla grzecznych dzieci a ja wciąż cierpię na bezsenność
  3. No i siedzę w krzakach bzu i trawię. Szukam i błądzę, ktoś przesunął trawę: szur, szur. Chyba jakiś szczur. Uff. Ale wracając wzrokiem w temat, który już zapisałam w zeszycie. A może nie? Nieważne. Tak więc przejrzałam swoją kartotekę, wgapiłam się w nią, nadłamałam nieśmiało kilka zasad – chociażby w słonecznym słowie – i posprzątałam wszystkie zbędne wióry. Zdaję sobie sprawę, że moje wędrówki marzeń są trochę wstecznej daty, ale nic na to nie poradzę, że współcześni mnie ni to bawią, ni to smucą i bez zbędnych słowotoków – nużą. Tak więc, szanowny pan świętej pamięci Miron, wygryzł i byle jak wypluł kilka literek i ogólnie nutek, ale żalu nie mam i nie składam Panu Bogu zażalenia ogólnie. Trochę lingwistyki, aby się zabawić, chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło (pan Miron umarł z racji swojego dostojnego wieku). Innym przykładem jest pewien francuski dziecięcy konik, który nijak nie pasuje w moje sztywne struktury poezji tak zwanej. Próbowałam go zastrzelić wczoraj, ale nie wiem, co mi z tego wyszło, bo go dzisiaj nie widziałam. I tyle. Dzisiaj było co innego. Dzisiaj chyba umarł mój turpizm. Jak chwycisz we wzrok coś takiego jak “Medaliony”, zrozumiesz, co mam na myśli i pójdziesz moją drogą daleko od mięsa. Bo, gdy zaczynasz – bezpodstawnie zresztą (?) - nieufnie spoglądać na mydło i wstydliwie wahasz się otworzyć lodówkę, to coś w tym musi być. Ale jak to się mówi, obrzydzenie turpizmem jest rzeczą jak najbardziej ludzką, więc w tym przypadku weszłam na właściwy tor. Dobrze. Ostatecznie pochowaliśmy wszystkie trupy, opuszczamy cmentarze moich wierszy (wiersz od wierch – dach słomiany) i wychodzimy na ulice marzeń. I tego trzymać sią trzeba. Mój ukochany surrealizm. Pasmo niekończących się fal i włosów. Stąpam. Kraina piękna. Bzy pachną. Zamykam oczy. Szczur przebiegł po trawie – szur, szur. I mysz jak haszysz. A ja siedzę na tej ulicy domków z bzu i próbuję zapłodnić myślami swoją wyobraźnię. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się powołać na świat zdrowe dziecko, a nie wiecznie krótkie poronienia, jakimi są te tak zwane szalone wiersze moje, które nie wnoszą we mnie niczego nowego lub rodzą się oszukanym, chorym bachorem. Kaptiati.
  4. przybyłem do miasta z daleka gdy było ono tylko muzeum betonowych czworościanów i zbiegiem sztywnych perspektyw z więzienia słońce delikatnie poruszało ich konturami czułem się lekki i namalowany szarym pędzlem bryła wysuniętą spod włosia kształtem wymyślonym prze demiurga szedłem pod górę krokami z komiksu woskowe figury mijały mnie bezosobowo co jakiś czas z ziemi wyglądał kret perspektywy krzyżowały swe miecze ostre brzytwy do przecinania krat w więzieniu ponad moją głową bez ostrzeżenia ataku bezgłośnie zestawienie bezsensu tego miasta gdy do niego przybyłem tamtego ranka i jedyne czego chciałem to zmyć z siebie kreskę tego świata oszukać demiurga prześlizgnąć się przez most perspektywy wyjść ze swojej dziury i stać się prawdziwy na szóstej z kolei ulicy zobaczyłem trzy gołębie tańczące wokół śmietnika niczym małe dziewczynki dobrego syna małe dziewczynki titorelliego gruchały śmiechem tak słodko tak pięknie przysiadały na płotach zasłuchane potem powoli zrywały się by tańczyć z owadami i przysiadały znów na dachach ponad perspektywą tworząc nieświadomie widok dla moich oczu przede mną przepływał skrzyżowany do walki szereg sztywnych i wysublimowanych form pełnych gestów i słów wyjętych ze słownika pytałem zeskanowany da szarości – dokąd idziesz rzeźbo z piasku i metalu? – stopić się w jedno z tą kupą żelastwa wpiąć we włosy gwoździe i tańczyć w rytm nadjeżdżającego pociągu a gdy mnie minie wyrwać szyny i je skrzyżować przeciw perspektywie zorganizować krucjatę – i z nimi cierpieć – młotkiem popełnić samobójstwo im bardziej miasto mnie pochłaniało tym większy wstyd przygniatał mi plecy po rynku doszedłem na czworakach utytłany w błocie i kałużach pełzałem i wiłem się - czy to śmierć? - podchodząc i padając u stóp sześciennego gmachu wstyd wlazł mi na głowę by lepiej się wszystkiemu przyjrzeć - nie mogłem nawet unieść wzroku - - wstyd go opuścił - ja nie mogłem odejść kilka godzin później zimna łopata wymiotła moje mięso z tego świata... teraz na złomowisku starym dworcu przetokowym widzę ślepca prowadzącego na smyczy swego brata - czy to nie zdarzyło się wczoraj? na ławce samotnie czekam na obróbkę, Samuelu
  5. Ewa Emmerich

    Modlitwa

    Proszę Cię, Boże o trumienne łoże, bym tam dzisiejszej nocy otrzymała pomocy w postaci kostuchy, tej białej staruchy która pozwoli bez mała odłączyć duszę od ciała i da mi kres cierpieniu, które wyrosło w mym cieniu. Śmierć niech mnie zabierze, może wtedy w swoje szczęście uwierzę.
  6. za drzwiami stoi mój pan za drzwiami stoi mój pan i patrzy za drzwiami stoi mój pan i patrzy na mnie patrzy jak całuję moje pragnienia za drzwiami stoi mój pan za drzwiami stoi mój pan i czeka za drzwiami czeka na mnie mój pan zerka przenikliwie przez drzwi zimno ale smutno patrzy jak dopełnia się znikający akt mojej sztuki ukrytej za drzwiami które oddzielają mnie od mego pana
  7. Ewa Emmerich

    nostalgia VI

    jestem w samotnym pokoju nikt mnie w nim nigdy nie odwiedził popołudnie sobota roku pańskiego za ścianą słychać odkurzacz i ja za tą ścianą tutaj dotykam swoich kości przełykam ślinę i czuję przełyk owijam wokół niego palce palce trupie sine pod paznokciami zimne tak bardzo chciałabym przytulić swoje kości do jego kości tak bardzo pragnęłabym by porwał mnie tam gdzie jest teraz gdziekolwiek jest i badam przed sobą powietrze delikatnie dotykam kształtu który jest moim marzeniem i smutek we mnie i łzy umarłeś pusta prycza pusta ja pusta szklanka nie mam już siły pytać nie mam już siły chodzić – dokąd pójdę? - ciebie już przecież nigdzie nie ma wielki poemat o samotności a ja mała w środeczku niego walę pięścią w powietrze powietrze, którego też nie ma w samotności nic nie ma w samotności jest pustka pustka jest nicością więc samotności też nie ma... gdzie jestem? bez ciebie kolejna nostalgia. szósta.
  8. scena pełna bezładnych krzeseł. reżyser za kulisami zaciera ręce. z mroku wyłaniają się trzy postacie to dwie aktorki i aktorki. zaczyna grać marsz żałobny brahams'a. schodzą na brzeg sceny. zatrzymują się tuż przy budce suflera. marsz się urywa. reżyser zgryza wargi. aktorzy otwierają usta do dialogu. dialog zaczyna się. dialog trwa. dialog kończy się. cisza. aktorzy odwracają się w prawo. aktorzy odwracają się w lewo. idą. giną za kurtyną. giną na atak serca. kurtyna przesuwa się jak w kinie. zasłania krzesła. rozlegają się brawa. głuchy dźwięk demaskuje tylko jednego widza. reszta ukryta. reszty nie ma. reszta jest milczeniem. brawa.
  9. kocur patrzę w prawo patrzę w lewo – drzewo stoi i patrzy się we mnie i ja stoję i patrzę się w nie oboje rozrastamy się w tym śnie płot połamany stoi w kącie zakurzony zaplątany w sieci pająków za zasłoną wstaje z klęczek nowe słońce bardziej płonie niż świeci (ale to już było) (nie moje) ... melancholijny kocur nigdy nie śpi w marcu der Kater sieht aus rechts sieht aus links – der Baum er steht und sieht aus mir und ich stehe und sehe aus ihm wir beide zunehmem in dieses Traum der zebrechend Zaun steht im Ecke bestaubt verwickelt im Spinngewebs auf der Vorhang aus der Knien steht auf die neue Sonne die mehr brennt als daß sie leuchtet (aber das war) (nicht mein) ... der melancholich Kater nimmer schläft im März katt jeg se til hØyre jeg se til venstre – tre den stå og glo på meg og jeg stå og glo på den begge øke i den drøm brekke tømmer stå i hjørne som on støv binde på edderkoppnett bak forhang reise seg et ny sol et mer steke enn lyse (men den allerede være) (ikke min) ... et sorgmodig katt aldri sove på mars ;-D
  10. witam panie mięso podaję ci piszczel zarośnięty skórą paznokcie mnie świerzbią nie odwracaj swych białek i źrenic skoro przed tobą i za tobą lustro przyłóż nadgarstek do uszu pulsuje – to krew z mózgu z serca z płuc i z powrotem po tobie krąży do dnia sądnego również zatacza się po twoich ustach one zejdą ze skórą zsinieją i zbledną zgniją chociaż teraz upojnie czerwone zamaskowane chemią i twoje zęby spróchnieją chociaż dbasz o nie aż lśnią czasami i robaki niezawinione obskubią twą skroń ale nie martw się dziś jeszcze życie się w tobie tli nie wiadomo jednak jak długo wystarczy trochę gazu złomu braku powietrza wystarczy że wsłuchasz się w swój oddech uparte powietrze włazi wszędzie wpełza ci bezwiednie do nosa a twoje płuca tętnią wciąż jeszcze żywymi tkankami proszę – skontroluj to – ile tak wytrzymasz? no dobrze to żaden dowód ale słuchaj serce bije ci zajadle bez twojej zgody czasem nawet go nie słyszysz jesteście oboje zrośniętym płodem nieświadome na co dzień swego istnienia zależne od siebie bezwiednie a w dół? proszę – ruszasz palcami u nóg one niedługo będą tylko martwą grudką kości smętnym mięsem potem gnojem potem tylko kupą bezużytecznych gałęzi w trumnie kilkadziesiąt metrów pod zimną ziemią ale zostawmy twój pogrzeb teraz dotknij paliczkami rzepki pleców czaszki nosa uszu którymi słyszysz własne istnienie cudze istnienie to wszystko umrze rozbierze cię ze skóry na wieczną pamiątkę rzeczy zostanie po tobie grudka kości zjadaczu martwych kurczaków – dzwoni telefon – – to dzwoni do ciebie kupa mięsa – Hallo?
  11. pojękuje stunogi dzban bez ucha stugniły upadają bilety co tę sztukę wyśniły ach gdyby z wiersza wylecieć butelkami bez kroków upadłyby sto kilogramy zarośniętych mroków i idę zastanowiona nad lubością siły zarażona świeżością przepierzastej kiły gubię słowa w zanadrzu pod kurzastymi krocie wiruję w ścianie lęków i zwijam paprocie nie mam kurzych łapek zakończonych mogiłą więc wypadam z rymu od nowa raz dwa cztery – słowa! siedzę na parapecie czas mnie długo gniecie nienawiść i trwoga mej rzeki stonoga wyczekuje przyszłości – uwaga – żadnych rymów do miłości! spróbuj jeszcze – masz czas – raz zapalam ognie w ciemności lampie wszystkie światła pojękują w teatralnej rampie syczą ciągną się w koło jak zapis złośliwy moja noga zazdrości i mój palec jest krzywy puszczam stokrotki jeża w maliny bez cienia oto mojej nauki bezdenne rojenia i jestem poezją mój teatr spalony ... nie! nie!! nie!!! to jest romantycznie głupie-je-je!!! Trzymaj się koncepcji m o j e j percepcji zaczynaj ale. klakson – kamera – mutacja! deszczu leje w siano żar mój przeczerwony i kręcza i wesień mój teatr skulony i jestem ploetą anetą i etą i krzesłem i razem i artem i metą i stolik i lampka i żuczek coś jeszcze i szycie zawiłe przystrzyżone kleszcze i rzeki i rawy i kubek mi nalej uwaga odchodzę infinitum tak dalej enialna! dostajesz trzustkę! stawiam ci óstkę! PRAWO! KRAWO! UFF.
  12. tam, gdzie mgła zapuściła swe skrzydła tam, gdzie unoszą się mroczne straszydła ukrywa się istota – człowiek z czerwoną nogą z myślą i postawą do świata wrogą na granicy śmierci i ostatecznych drgawek zaciera ręce wyjmując z torby słoiczek pijawek gdziekolwiek nie spojrzy – welon ukrycia gdziekolwiek nie spojrzy – mszane podszycia ale on się nie boi, nie tym razem w razie czego otruje cię śmiercionośnym gazem i węszy ukryty za spróchniałymi drzwiami jego kieszeń brzęczy nędznymi groszami wyczulony na każdy obcy zapach wie, jak wielką moc posiada w swych łapach wyczulony na szelest wysuszonych gałązek stworzył z tym lasem swoich myśli związek i każdy wrogi dźwięk, zapach, kształt narażony jest na jego krwawy gwałt tam, gdzie mgła upuściła swoje skrzydła tam, gdzie unoszą się leśne straszydła ukrywa się istota – człowiek z czerwoną nogą z myślą i postawą do świata wrogą...
  13. bardzo chętnie, panie ptaszek panie orzeł, weź pan mnie gdzie nie spojrzę nie zobaczę gdzie nie potknę nie zapłaczę a więc trzymaj mnie, panie ptaszek i od nowa bardzo chętnie, panie sówko panie huczek, dzięki ci i gdzie nie wetknę się nie przytnę gdzie nie zetnę tam nie wytnę a więc trzymaj mnie, panie sówko i od nowa bardzo chętnie, droncie jeden kurko wodna, miło mi i gdzie nie wpadnę nie utonę gdzie nie palnę nie zapłonę droncie jeden, dzięki ci i od nowa bardzo chętnie...
  14. pada deszcz nieznany złodziej snu idąc własną drogą mylę drogowskazy nie poznaję twarzy czuję się tu obca – miałam jej towarzyszyć być dla niej Jej szczęściem – zatraciłam w Niej siebie i już mnie nie będzie widziałam Jej miłość – piękny stary człowiek umarły na wieki w myśli moich grobie pogrzebany w piaskowcu zasypanym śniegiem ubieram kolczyki i gdzie pędzę – nie wiem Ona nie wiedziała i ja jestem bez myśli – zapłakała nade mną – może mi się przyśni? niegodzę rzeczywistości z mojej duszy stanem wypatruję purpury zasypiam nad ranem i znów pada deszcz i znów oczy płaczą z dylematu nad faktem czy Ją kiedyś zobaczą?
  15. kolekcja obciętych paznokci poduszka wypchana włosami a na talerzu sałata i w głowie totalny zamęt mówią o mnie Pani Anoreksja mówią o mnie, że czekam kolejka się nie posuwa lecz śmierć już widzę z daleka zawiasy moich kości przemarzniętych do szpiku olej mojej krwi bulgoczącej w rurkach tautechonicznych struktura mięsa i wapnia struktura duszy i ciała struktura moich białek tłuszczu i soli – to banał a wszystko ledwie się trzyma na bladych pajęczych nogach twarz blixy, boląca szczęka – nigdzie się przed tym nie schowam zabije mnie własne ciało a mam niedobory wszystkiego jednak najbardziej mi brak uczucia jakiegoś dobrego...
  16. pod wpływem pstryknięcia palcami gaśnie światło z mroku wyłania się śmieszny arbiter cudów w zabawnym kapeluszu i spodniach rozbłyska sztuczna tęcza po całym pokoju człowieczek kiwa zgiętym paznokciem przyciąga ku sobie wyciągniętą gałąź ręki ludzie siedzą z twarzami bez wyrazu czy kiedyś któryś mrugnie okiem? w cyrku pod czaszą tańczą balony kolorowe męczące gumowe głowy nabite w butelkę uśmiechają się – płaczą – krzyczą ponad przeciętność targane przez wiatr a u ich sznurków publika przygwożdżona do krzeseł niema z rybimi oczami do których arbiter przybliża swą wielką głowę szelmowskie wargi wysadzane zepsutymi złotymi zębami a potem powoli oddalają się zgodnie z ruchem kamery arbiter cudów – nędzny mnich świątyni ameryki z pękiem coraz to nowych balonów sztucznych kolorów namalowanych wyrazów twarzy arbiter cudów przebiegłym wzrokiem zachęca wprost ze szklanych telewizorków puste oczy zahipnotyzowanej publiki arbiter cudów pęka ze śmiechu
  17. "SAMOTNOŚĆ TO PLAC ZABAW SZATANA" to cytat z "Bladego Ognia" Vladimira Nabokova. To tak a propos.
  18. CIEMNY POKÓJ wokół pełno papierów światło daje tylko księżyc sączy się przez okno wieczór budzi się ze snu Pająk: osiem łapek, mała główka sieć zniekształcony blaskiem księżyca rośnie do wyobrażalnych rozmiarów nurkuje w stosie makulatury i zdjęć szukam wspomnień codzień gwiazdy łypią złowieszczo bladym okiem przykute do nieba sowa śpiewa Jazz: nadzieja jest ślepym wirusem który noszę w sobie ZEGAR WYBIJA DWUNASTĄ jego włosy czarne niczym krucze skrzydła jego oczy zamknięte śpią pełen marzeń i ideałów przenosi się do mojego pokoju tu światło jest za ostre blask go poraża musi cofnąć się w strefę cienia odrzuciłam go beznamiętnie Oto ja: przekreślam jego pragnienia fantom, który nie widzi w nich siebie jego słowa rozsypują się w drobne literki, literki w kreski bazgroły leżą na dywanie wiatr porywa suche liście PÓŹNA NOC nie mogę zasnąć wszystko szlag trafił jego sylwetka unosi się nade mną jego kontury tworzą grube kreski Strach: mysz zachrobotała w dziurze sowa ucichła w samochodzie włączył się alarm odchodzi SAMOTNOŚĆ DO ŚWITU cienie na ścianie pogłębiająca się powoli jasność wyrwa w świadomości ból odrzuciłam go zamaskowana jego sylwetka gubi się w świetle jego kontury gwałtownie bledną wstaję i powracam do miejsca gdzie nigdy go nie było zasypiam. na amen.
  19. automatycznie rodzi się szklane dziecko zamazanego ekranu wyszczerza zamazaną pikselami twarz zachluśnięte zamazanym głosem zapala płomienie pudełka w którym zamieszkało zasztachnięte pojedyńczymi nachnięciami dziecko zamazanego ekranu uśmiecha się płynnie pikselami bezwiedne swego czarnobielstwa bez szyi z włosem wypunktowanym pikselami w ciemnym żelaznym pokoju dziecko zamazanego ekranu mówi językiem zaciśniętym na dysku zaprogramowanym bez duszy i nieświadome dziecko uśmiecha się i nieświadome dziecko zacina się i nieświadome dziecko dławi się pikselami i nieświadome dziecko wybucha i i i i i
  20. słyszę: powoli przesuwają się w przód wskazówki słyszę: niedługo wybuchnie bomba tykająca w moim sercu kiedy się urodziłam było przesądzone że umrę od ogromnej dawki trucizny moje linie papilarne wiją się wokół dłoni i palców słyszę: mój zegar przestaje bić nie wygrywa już pozytywka po godzinach czuję: baterie się wyczerpują napędowe słońce gaśnie dotykam swojej białej skóry zerkam we własne oczy wbite w lustro z zapartym tchem nasłuchuję kiedy mój zegar zatrzyma się bezpowrotnie żaden zegarmistrz go nie uruchomi znów słucham: kiedy mój zegar zatrzyma się za pięć dwunasta słucham: kiedy trucizna mojej krwi przestanie krążyć słucham: przytknięta do własnego ucha
  21. Ewa Emmerich

    marzenie

    w słońca promieniach pulsują twarze - moja i twoja - to o tym marzę moje ramoina w twoich ramionach moja bezbronność w twoich wrzecionach w dłoniach bezpiecznych w dłoniach świetlistych ustach najsłodszych spojrzeniu czystym jesteś ostoją dębem i skałą i wodospadem - moją Niagarą a ja zgubiona gdzieś na północy zaklęta w kręgu tajemnych mocy w twoim uścisku i pocałunku zlęknionym wzrokiem szukam ratunku
  22. uczę się ciebie kochanku siedzę i drążę tematy: ma miłość musi być ideałem musi wyłamać dogmaty usłana różami w swej duszy myślą się stała i gestem i oddalona w dal siną szeptała cichutko: "jestem" unosząc się zgrabnie w przestworzach zerkając z ufnością w twe widmo wtuliła się w czerń twoich kości – miłosne otchłani skrzydło bez słów, bez ciała, bez mroku w drzwich za kanapą stanęła i szemrze: "stałam się myślą, powłoka moja runęła"
  23. ze źródeł wypływających wprost ze skał wytrysnęła Goplana zanurzona w blasku gwiazd po kolana zawirowały błękitne suknie wypachniały włosy skrystalizowane wody usta zmienione w lody ze źródeł wypłynęła Goplana zatańczyła obleczona w powietrze przezroczysta Goplana niebiańska Goplana skroplona rosą w blasku poranka ze źródeł wytrysnęła Goplana fontanna włosów spływa po kolana skrystalizowana wróżka rusałka mieniąca się gwiazdami tryskająca w niebo i opadająca Goplana zmartwychwstała
  24. nie wytrzymuję tej jego samotności – a może swojej własnej? – jego oczy w moich oczach jego usta w moich ustach samotne jego twarz w obrazie mojej twarzy jego ręce w kościach moich rąk i ta samotność która zerka z jego ściany prosto na ścianę która jest we mnie
  25. wyszumieć się w lesie zaszufladkować tąsknotą urosnąć pyłem na kresie drogi nazwanej psią cnotą jestem tylko człowiekiem kobietą o sile kruczego pióra zdycham piersią z umarłym mlekiem bezboleśnie uciskana skóra jestem kobietą samotną tęsknotą moje jestestwo odrzucam miłość stokrotną popełniam na sobie morderstwo i raz na zawsze znieważona utkana w pajęczym ulu w oczach kałuża słona i czerwone nerwy bólu smutna bolesna kobieta dziewczynak o duszy staruszki samotna bezdenna rozeta a w środku pustka wielkości gruszki samotna cielesność moja wyśniona dusza bez ciała skorupka moja jak koja życie swoje przespała
×
×
  • Dodaj nową pozycję...