Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

ktoś mało ważny

Użytkownicy
  • Postów

    35
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ktoś mało ważny

  1. Pytasz co mi jest, co mnie boli Bo jeszcze przed chwila sie smialem Wszedzie było mnie pełno A teraz siedze sam w pokoju Chowam twarz w dłoniach Oczami wedruje daleko stąd Nie o przestrzeń, lecz o czas Wracam do dziecięcych lat Jak drzazga w palcu, we mnie tkwi Nie ma mnie dla swiata Autoizolazja nie pomaga Chyba lepiej sie wygadać Spod dywanu wybiorę zdarzenia Nie będzie to bajka typu "Klan" Ślad na psychice Jak czerń opon na ulicy -Tatusiu przytul! -Powiedz mi, ze Ci na mnie zalezy -Chce w to wierzyć, prosze -Chodzmy do lasu lub na działkę -Zobacz co dzis narysowalem -Popatrz, odstaw szklanke -Daj mi szanse na normalny dom -Tak trudno Cię Kochać -Pokaz mi jak wyglada życie -Jak to powinno wyglądać -Przestań nas juz bić -Mamusie po glowie Zimna Cyna naczynia Chrzęsci pękająca czaszka Peki włosów potargane Czerwień płynąca z nosa -Daj mi oddech, wytchnienie -Zabierz ciągly strach, który mi ofiarowałeś -Podeptałes beztroske! -Ukołysz bezpiecznie i pogłaszcz Do tego powinny służyć ręce [Zamiast dotyku siny ślad pięści]
  2. Musiałbym niejednego wypić by mi się spodobało - po co to wszystko?
  3. Pozdrawiam serdecznie Janusz Lechicki- i co?? siedziałby sobie chłop w "blogowisku" i nit by się nie czepiał (tekst też raczej poezją nie jest, ale kto mu to powie? i po co skoro reakcja jest znana? ) ja się uśmiałem: "bankomat z psitki" "Kiedyś czysta jak lilia dziś jak drzwi kibla brudna" cud metafory :)) (zaryzykowałbym nawet stwierdzenie że to nasz dawny przyjaciel DZIAŁA G. powrócił, ale to moze być tylko zbierzność stylów] Pan namiętny poprawiacz chyba zapomniał o zasadach pisowni duzą literą. A i do przyjaciół mych mu cholernie daleko. Jak górnikom w chodniku do robotników wysokościowych
  4. Dziękuje za wszystkie opinie, szczególnie Natalii za wytknięcie błędów - starałem się poprawić i nieco pozmieniałem.
  5. Jestem pod wrażeniem, ale Roch i ktoś tam mogli isę nie zabijac bo robi się z tego niesmaczna degrengolada. Język niekonsekwentny i zawiera płycizny. pozdro dla Natalii;-)
  6. Pojechał tuż po 13, chociaż takie sprawy załatwia się raczej w godzinach porannych. Wziął czarną, skórzaną teczke by się nobilitować w oczach znudzonych mieszkańców tej zapyziałej i pachnącej kresami mieścinie. Mógł wziąć swój tradycyjny, kolorowy plecak, lecz był on nazbyt dziecinny by załatwiać sprawy niemal urzędowe. Zapytał o drogę. Uzyskał odpowiedź i nieśpiesznie, uzbrojony w aktówkę, zawadiacko medrającą u to prawej, innym razem lewej nogi, kierował się w uprzednio obranym celu. Szukał pewnego budynku. Doszedł do niewielkiego skrzyżowania i obserwował budynki ze schodkami, lecz żaden z nich nie przypominał Ośrodka Sanitarno-Epidemiologicznej. Skorygował swoje niewłaściwie zapatrywanie i zasięgnął informacji u dwóch kobiet, ciągnących walizki na kółkach i zawrócił o kilka domów. To było to. Zdziwił się, że budowle tego typu ma pod opieką firma ochroniarska, lecz w obliczu wizji ataków bakteriologicznych nawet w takiej pipidówie zapanowała terro-histeria. Wszedł przez drzwi pamiętające pewnie Gomułkę. Było niezbyt jasno. Bezzapachowo. Ściany pomalowane emulsją na biało, drewniane posadzki. Po lewej stronie krzesło z mężczyzną w średnim wieku siedzącym na nim, który wypełniał jakies papiery. Na wprost siebie miał schody, z lewej ich strony ciagnął się korytarz z rzędem drzwi. Jedne się otworzyły ukazując kobietę średniego wzrostu w białym fartuchu. Zdziwionym wzrokiem patrzył na nią i niego do momentu gdy człowiek nie spytał: - Pan może tutaj? Odpowiedział dziwnym tonem: - Ja..? Na badania, ale nie wiem gdzie się udać. - To prosze na górę, schodami. - Dziękuje uprzejmie. Dosyć szybko pokonał schody, znajdując się na piętrze. Tutaj niska blondynka spojżała na niego przez chwile, wymienili kilka słów i zostawiła go przed gabinetem z napisem "Tylko dla personelu, pukać by wezwać pracownika". Jednak przez szeroko uchylone drzwi nie wysondował niczyjej obecności. Pozostało mu czekanie. Miał więc czas, by dokładnie zapoznać się z wszelkimi instrukcjami jak dokonać pobrania wymazu oraz co do wypełnienia karty badania. Nie czekając zbyt długo zabrał się do wypełniania obustronego druczku. Niemal skończył, gdy podzeszła do niego wysoka brunetka z niebieskimi oczami, wyglądająca na około 35 lat. - Dzień dobry, ja na badanie, już zacząłem postępować zgodnie z instrukcją, tylko wciąż nie wiem za wiele jak to się odbywa... - Tak, prosze wypełnić kartę, wziąć probówkę z patyczkiem, zejść do pobieralni wymazów, wrócić... i dać mi to razem z wypełnioną kartą. Zrozumiał Pan? - Myśle, że tak. A więc zabieram sie do dzieła. Zaraz wracam. A czy mogę zostawić tu teczkę? - No... Wie pan. Jeśli tam jest kasa to może lepiej nie... teraz to nigdy nie wiadomo. Pomyslał, że "siostra" przez to usiłuje mu przekazać, że nie ma zbyt silnej woli czy też kleptomanię, dlatego wolał za wczasu ustalić z nią zakres ewentualnej"inwigilacji" - Tam raczej nie ma skarbów, zresztą... Może pani sprawdzić. - Oh, gdzież bym śmiała, nie skorzystam - Powiedziała z szarmanckim uśmiechem, wodząc oczami za schodzącym już na parter Chłopakiem. Otworzył trzecie drzwi od lewej z napisem: "Pobieralnia..." Ukazała mu się... najzwyklejsza w świecie wc, która wyróżniała się może mikroskopijnymi rozmiarami tak, że przy jego słusznym wzroście, niewiele brakowało by dosłownie bił głową o sufit. Poczynił zgodnie w instruktażem wsuwać patyczek tam, gdzie... Zawsze jest ciemno. Powinny być widoczne ślady strawionego pożywienia, konkretnie ekskrementów. Jednak niczego nie zaobserwował. Tego mógł się spodziewać. Przecież nie jadł od 3 lat. Czasami co prawda wydalał [co świadczy o stopniu zaśmiecenia organizmu, nawet w młodym wieku], lecz przecież żywił się jedynie sokami. Chwila konsternacji. Przecież potrzebował tych badań do podjęcia pracy. a tu co - gówno. A raczej jego brak stanowią nie lada problem. Próbował jeszcze przez kwadrans czeprać patyczkiem jak najglębiej by coś jednak pobrać. A tu klops. Bo niby co powie pani w fartuchu? Że doszedł jakiś czas temu do wniosku, że wyżywi go miłość kosmosu oraz własna? Że codzienna godzina uśmiechania się do siebie przed lustrem zastępuje mu 2500 kalorii? Dla niego powyższy fakt był "chlebem powszednim" [ a raczej brakiem chleba powszedniego], lecz przekonanie kogokolwiek, wg niego było syzyfową pracą. Może i miało to sens - nowy wiek, wielu poszukujących, ale nie chciał się bawić w prorokowanie. Chciał tylko żyć dalej po swojemu. Wg swoich zasad. Porazając innych nowatorstwem. No bo jak można nie jeść?!... Już dawno wszem i wobec został uznany za wariata, czubka, świrusa, pojeba, wykręta, frika, szajbusa, dziwaka itp. W najlepszym przypadku uważany był za egoistę, narcyza i egocentryka. Czy to siła woli, czy też niespotykany wręcz fakt sprawiały, że nigdy się specjalnie nie wysilał, jednak niemal zawsze miał, czego chciał. Jeśli tylko zechciał. Przy całym swoim aspołecznym zdziwaczeniu i niekompatybilności potrzebował jednak czasem zaistnieć w trybikach biurokracji, pod egidą systemu gloryfikującego szablon. Zależało mu na pozytywnym wyniku badań. Wracając do domu uśmiechał się do siebie, jak zwykle "oszczekał" go pies sąsiada. Bydle głupie, acz zadbane, gdyż rasowe. Takie to małe nic a wymodzone jak Cindy Crawford. Popatrzył na niego złowrogo z domieszką pogardy - jak zwykle. Czasami posłał mu jakiś kamyk na grzbiet, ale dziś w jego głowie zakiełkowała niepokojąca myśl. Wymagało kombinacji mięsno-usypiającej oraz szalonej głowy. * * * Po 10 dniach od oddania pierwszego wymazu, mężczyzna mógł odebrać książeczkę sanepidu. Była nowiutka, pachnąca. To jego przepustka i szansa na lepszą przyszłość. Co prawda Badające nigdy przedtem nie widziały, aby wymazy charakteryzowały się takimi wynikami, ale cóż. Znak czasów. Gdy pierwsza fala zdziwienia ucichła, po prostu machneły ręką. "A co nas to obchodzi, teraz w końcu żrą byle co"
  7. Marta....hmmmmm.... to właśnie moje imię. "Wątpliwa twórczośc"? To był komentarz do wątpliwego utworu..... czy raczej jego podsumowanie i interpretacja(moja). Lecz widzę, że "apel" poskutkował. Proszę się nie unosic tylko pisać dalej, a zacząc od warsztatu. pozdr. MARTA prosze się zająć sobą i nie wścibiać poetykierskiego nosa w nieswoje style
  8. [NIE na Poezji współczesnej..... Apel (jednej z Mart) o przeniesienie "tego" tworu minimum piętro niżej. pozdr. -Marta Apeluje o posługiwanie się swoim imieniem, jeśli już coś oceniamy i nie wścibianie/ przemycanie swych wątpliwych "twórczości"
  9. Droga dziatwo od lat piętnastu oraz starsi Przedstawiam problem zawsze aktualny Co nigdy nie schodzi ze szpalty ni eteru O Marteczcę czas zacząć bajeczkę Nie bedzie piękna ani romantyczna Zabija urok nienazwany proza życia Wszak można się rozmarzyć niekiedy Lecz konkluzja zawsze liczy pieniędzy Dziewczynka chaotyczna z domu w częściach Zapragnęła za wszelką cenę szukać szczęścia Chcąć sie wyrwać z objęcia szponów złych Szukała kogoś, przy kim poczuje się piękna Konsekwencje to zupełnie inny temat Kiedy już nie była z nikim formalnie związana Postanowiła zapolować na księcia z czata I gdy Marteczka po raz pierwszy weszła Miała chęć poznać kogoś do rozmowy Kto przytuli i miłe słowo powie na noc Dla kogo będzie tą wybraną Lecz jednocześnie bardzo chciała wiedzieć Jak to jest, gdy dwoje lgnie do siebie A, że akurat w potrzebie jest wielu Co nie wiedzą jak się traktuje kobiety I nie chcą tego wiedzieć- mają peeleny I tak stała się dziewką ogólnodostępną Chowając za kołnierz cnotę Rozmieniająć przyzwoitość na drobne Lecz w końcu mogła sobie pozwolić na wiele Kiedy podsypali miętosiciele z sieci Sprawa znana od dawien dawna Eufeministycznie: najstarszy zawód świata Co tydzień inny powód by nogi rozkładać Sypie się moralność jak sypie się sałata Przez komórkę do mamy: "praca dobrze płatna" Podczas przerwy semestralnej sobie nazarabia Gdzie kresy a gdzie Kraków, ślinią się krakusy Czynią zakusy na damę na czacie poznaną Pewnie kompleks dużej pupy i małych cycek Nie przeszkadza by ćwierć patyka za dwa h liczyć Biznes kwitnie a oczy coraz mniej niewinne Kiedyś czysta jak lilia dziś jak drzwi kibla brudna Dokąd zmierza krótkowzrocznie tak robiąc? Z deszczu pod rynne od małofajnego dzieciństwa Nie obowiązuje jednak ulgowa taryfa Bo nikt nie zmuszał by robić bankomat z psitki Wystarczyłoby wykrzesać z siebie nieco wysiłku Aby w ostateczności mieć czystą miłość Dalekowzrocznie myśłeć o przyszłości Szmal nęci, ale on nie ogrzeje w nocy Nim się nigdy nie nasyci samotność Można staromodnie pozostać komuś wiernym Trzeba pielęgnować, ale to się opłaci Może ciuszki by miały metki mniej trendy Na skróty gdzieś dojdą jedynie człowieczki
  10. Zobacz tęcza, poświata przepiękna Już po burzy, mamy deszcz na rękach Znów mówimy sobie coś od serca Myśli strzelistę i życia pełne jak wiosenna łąka Rozmawiamy znów szczerze codzień Nie od święta Oby ta pogoda trwała niezmiennie I dobra wola wybrała z entropi piętnem Nie martwie się teraz niczym Do Ciebie się uśmiechne Zapraszam Cię na spacer, prosze - daj rękę Może dotrzemy tam, gdzie jest mniej cierpień Albo siły by je przetwać więcej
×
×
  • Dodaj nową pozycję...