Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Weronika Imago

Użytkownicy
  • Postów

    40
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Weronika Imago

  1. w obłokach pary z ust żebrzę pudełko od zagubionych zapałek ciemniej zimniej przecież wiem ściany nie oddają ciepła
  2. w obłokach pary z moich ust żebram choć o jedną zapałkę ciemno i zimno cztery ściany nie oddadzą ciepła
  3. w obłokach pary z moich ust żebram o choć jedną zapałkę ciemno i zimno cztery ściany nie oddadzą ciepła
  4. dziękuję za tą błyskotliwą uwagę:)
  5. dziękuję bardzo... a poza tym jestem otwarta na wszelkie sugestie w.i.
  6. kochałam tylko raz popełnia się grzech prawdziwej miłości nie dostałam rozgrzeszenia podgrzewane dania nie smakują tak samo wytarte serce jak durszlak przepuszcza ziarenka kiełkujących miłości już nie pomoże nawet szkło powiększające oślepiona żyje w ciemności odtrącam kolejne koła ratunkowe czasami dobrze czuć się skrzywdzoną i stabilnie przywrzeć do dna
  7. tematyka podobna. przedstawienie zupełnie inne. bardzo mi się podoba.pozdrawiam:) w.i.
  8. dziękuje i wybaczam bo również podoba mi sie przestawienie pozdrawiam w.i.
  9. pierwsze prawo w świecie zwierząt musisz przeżyć gryźć uciekać zabijać reprodukować musisz być i myśleć o sobie pierwsze prawo w świecie ludzi „kochaj bliźniego swego…”? człowiek też zwierze
  10. biorę prysznic raz drugi trzeci chcę zmyć z siebie szarość świata i przywrócić biel płatkom niezapominajek
  11. to nie do końca cała treść, bo wydaje mi się że wiersz ten można zrozumieć na dwa sposoby, jako właśnie cześć na rzecz niedoskonałości, bo za te wszystkie drobne felerki najczęściej kochamy drugiego człowieka, bo dzięki nim staje się nam bliższy ale czy nie można go przeczytać jako obraz kogoś kto stara się za wszelką cenę sprostać wymaganiom mu stawianym, być lepszym by być zauważonym, a jedynym efektem tego jest samotność, bo takie zachowanie przeraża innych, boją się zbliżyć by nie czuć się gorszymi? ps. dziękuję za wszystkie plusiki i sugestie, wiersz miał właśnie w lekki sposób przedstawić pewną myśl, lecz mówiąc szczerze bałam się, by nie okazał się za lekki, a przez to banalny
  12. pani miss doskonała królowa perfekcji ładna buzia zgrabne nóżki śpiewa tańczy wiersze pisze rysuje w szkole nie miewa problemów towarzyska uczynna miła pomocna dla starszych i mniej doskonałych stara się jak może sprostać nie sprosta bo nie kocha się ideałów
  13. złote święto a od niego naszyjnik z pomarańczy wspomnienie deszczowej nocy i mglistego poranka żaru nieoswojonej miłości niezgrabnych gestów niedotartych ciał rozlanego soku strachu nieopierzonej namiętności wie(m) że od pereł wolę zapach pomarańczy
  14. Nie-wypłakane łzy pieką Nie-wyśmiany śmiech dusi Nie-wypowiedziane słowa wracają w snach Nie-spełnione pragnienia rozpalają tlący się żar Nie-przeżyte życie boli najbardziej…
  15. ani o tym ani o tym...
  16. oddam wszystkie skarby świata temu kto wytłumaczy sens zabijania w imię sprawy bez sprawy strzelania twarzą w twarz przeciągania Boga na swoją stronę bo przecież nie na tamtą bo nie uwierzę że i oni i modlić i wierzyć i kochać
  17. rano stało się wspomnieniem niedostygłej kawy i porzuconego snu autobus ścisk czyjaś ręka znów osuneła się za nisko przymrużyła oczy ukryte za wiśniowymi oprawkami powróciła do doliny zielonych stokrotek
  18. czy żołnierze stojący po dwóch stronach barykady mierzący do siebie wzrokiem pozbawionym wyrazu nawet nienawiści czy żołnierze którzy nie znają się i żeby było jasne strzelają bez większych uprzedzeń po prostu dla sprawy czy ci żołnierze trafiają do jednego nieba? czy stwarza się dla nich osobne przedziały? czy będzie okazja sobie rękę podać i wyjaśnić że oni tak po prostu bez większych uprzedzeń dla sprawy
  19. również pozdrawiam, i zapewniam że ten wiersz miał coś przekazywać...może tylko faktycznie zbyt nieczytalnie...i zdaje się można go też zrozumieć, jako sprowadzenie życia do kilku liter je opisujących, a tu właśnie chodziło o coś zypełnie przeciwstawnego
  20. biała kartka czarne litery trzy kropki wykrzyknik i znak zapytania czy aby na pewno nic więcej?
  21. tak wiem, znów gdybanie...:)
  22. a gdyby tak siłować się na rękę z codziennością są jakieś szanse chociaż na remis czy powali od razu dosadnością swoich argumentów czy zastawi miejsce na snucie domysłów na nie-dopowiedzenia do może nie-jutra zawsze można spróbować zawsze można wygrać albo przynajmniej nie-przegrać
  23. bardzo mi miło, że komuś się ten wiersz spodobał, dziekuję :) co do gdybania... też wolę od tego działanie...ale wiersz ten jest raczej wynikiem chwili emocji, niż dłuższych przemyśleń...
  24. A gdyby zagrać ci piosenkę Rozedrganą struną uszyć rytm Gdyby wyśpiewać Wytańczyć Wyczytać Z białych przerw Między znakami… Gdyby nauczyć kota szczekać Wiosny płakać śniegiem Gdyby zanucić Zamruczeć Zamilknąć Milionem słów… No gdyby… Tak po prostu… No właśnie …Co wtedy?...
  25. *** …Wyszła z domu…na deszcz…jak zwykle, inaczej niż wszyscy… podniosła ręce ku chmurom i obserwowała krople tuż na sekundę przed tym jak rozbijały się o jej czoło, policzki, ramiona… …chmury…niebo - szarogranat o burzowym zabarwieniu…tajemnica… jak zwykle chwilowy impuls zwyciężył, znów mu się poddała…zaczęła biec, tak zapamiętała w tym biegu do nikąd, że nie zauważyła jak jej sukienka rozdarła się o krzak czerwonej róży…róży, która zakwitnie niedługo, nie, jeszcze nie teraz… w sumie ona była nawet jak i ta róża…zatrzymana na moment przed rozkwitem, trwająca w półstanie… nie okłamujmy się to jej najbardziej odpowiadało…już nie-dziecko, już nie-ograniczana, jeszcze nie-dorosła… rozpuściła włosy…opadły bezwładnie na ramiona…jak zawsze…nie ważne jak bardzo się starała, co robiła i ile wysiłku włożyła w ich ułożenie…zawsze opadały w bezwładny-uporządkowany - nieład… znów to poczuła…ten trudno uchwytny nastrój oczekiwania…niebo…ziemia…drzewa…wszystko tkwiło w zawieszeniu…czekając… *** …usłyszała śpiew…zamknęła oczy…nasłuchiwała…powoli sprzed jej oczu ciemność zaczęła się rozmywać…zastępować zaczęły ją skaliste góry, wzburzone fale rozbijające się o brzeg na miliony maleńkich istnień…konia z rozwianą grzywą…znów wrócił…biegł po porośniętej niewielką trawą równinie…wolny…uwiązany…zależny od ziemi, po której biegł… deszcz przestał padać…melodia ucichła…powoli otworzyła oczy… zaczęła kierować się w stronę domu…zamyślona zapomniała spojrzeć w niebo…nie dostrzegła tęczy…ale ona tam była…w końcu spojrzy w niebo…w końcu uśmiechnie się do tęczy…bo jak można inaczej? *** ponownie spojrzała w gwiazdy…ach który to już raz?...gwiazdy mają moc…moc przyciągania…jakiś mistyczny czar, a może świadomość, że pamiętają one czasy nie-pamiętne…stateczność, wraz z księżycem usilna próba udowodnienie, że może nie wszystko przemija, lub przynajmniej nie przemija tak szybko… poszła nad jezioro, gdzie indziej jak nie wśród niedbałego, ospałego plusku rozbijających się o brzeg fal rozmawiać z gwiazdami…tak by cię usłyszały?...trawa…hmm…była wilgotna…soczysta… *** pisała…często nawet nie myśląc o znaczeniu napisanych przed sekundą słów…przychodziły…spływały na nią one szybciej niż zdołała się z nimi oswoić…do końca pojąć ich sens…może były to chwile podczas których do głosu dochodziło coś…nieobjęte ramionami świadomości…spoza jej ram wyzwolone…natchnienie uzależnia… *** dlaczego wciąż żyła ledwie dotykając stopami ziemi…zatopiona w sobie, czując się jednocześnie kimś innym…sobą ( i ) …kimś tak beznadziejnie, przeciętnie niewielkim…dlaczego dla niej nic nie było proste?...rozdmuchiwała życie do wielkich słów… czynów…uczuć gdy często zostawało tak po prostu zwyczajne… najlepiej zwalić wszystko na księżyc…to on tak na nią działał…przy jego świetle nawet ona zaczynała wierzyć… na zawsze chyba podzielona na drobne cząstki poróżnione w odmiennym dążeniu… …nie zatrać w sobie dziecka… *** …śni… o niedługo podjętej podróży…pogładziła ręką świeżą, pokrytą rosą trawę…stała chwile w milczeniu…stapiając się z otulającą ją atmosferą tego miejsca… mała rączka wsunęła się w jej dłoń…dziewczynka pociągnęła ja delikatnie w stronę niewyraźnie jaśniejącego na horyzoncie zamku… *** …muzeum…stanęła przed obrazem…nie-obrazem…niedokończonym szkicem…zawsze stawała właśnie przed nim…bo po części z nim było jak z jej życiem…jeszcze niedookreślone…nie konkretne…jeszcze bez treści…ale pełne możliwości…każda sekunda mogła sprawić…uczynić z niego wszystko… stając tu prawie każdego dnia oglądała przed sobą ten sam zarys innego obrazu… *** …wzięła do ręki pędzel…emocje same zaczęły przepływać z granic jej wyobraźni, aż do czubeczków jej palców…po drodze tylko omijając świadomość…zgasło światło…nie było nocy, dnia…zostało nieuchwytne przeczucie…tysiące niezauważalnych impulsów układających się w coraz to nowe obrazy…błysk…sekunda…i pogrążały się w pustce zapomnienia… *** wiał wiatr…fale uderzały o brzeg pieszcząc raz po raz jej stopy…a każde ich uderzenie przynosiło dreszcz…wiatr zrzucał jej włosy na twarz…przy okazji od niechcenia plącząc luźne fale lnianej sukienki…opuściła okulary na piasek…nagle mocniejszy podmuch wiatru jakby wyrwał ją ze snu…wstała…zaczęła iść…biec…przed siebie…od siebie…do siebie…płakała?...otarła w biegu łzy… …wzeszło słońce…naiwnie wyciągnęła do niego ręce…zaczęła się śmiać…wypełniło ją to uczucie…niczym nie zmącona chwila radości istnienia w tej właśnie sekundzie… zatańczyła na plaży…może odnalazła siebie?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...