Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mumia Abu-Jamal

Użytkownicy
  • Postów

    42
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mumia Abu-Jamal

  1. Smutno mi będzie, kiedy się okaże, jak bajecznie prosta jest życia droga. Niczym sprinterska bieżnia bez wiraży, gdzie padając nie dałbym się zdublować. Kiedy wysłucham, jaki jestem mały, że każdy mój ruch był spisany z dawna. Istnieją zapiski, co przyjść kazały, lecz powstanie prawa było bezprawne. W życiu, jak w szachach, jest do przewidzenia wynik w gry trakcie, lecz nie na początku. Biały król, czarny niczego nie zmienia. Czuje, że o nim zdecydują pionki.
  2. Na kartce spisany wiersz leży głucho pośrodku cichej parkowej alei. Ludzie spojrzawszy wzdychali w duchu na stratę innych, co go ominęli. Raz aleją przechadzał się filozof. Pomyślał, wiersz leży, całkiem bezdomny i wystawiony na deszcze i mrozy. Musi pocierpieć, by służyć potomnym. Niedługo po nim błazen tędy kroczył. Spojrzał, nie znalazł w nim nic zabawnego. Pomyślał, wiersz smutny, lecz przykuł oczy zatrzymał mój marsz, tak więc dopiął swego. Kolejny człek uboczem dążył skromnie, a wiersz niespodziewanie ugrzązł w śmieciach. Obok emeryt, ni do się, ni do mnie rzekł, oto był jakiś inny poeta. Zaciekawiony tym wszystkim przysiadłem, wkrótce następny, co przeglądał śmietnik znalazł, lecz myśli już jego nie zgadłem. Wyrzucił po chwili go, znów, na ścieżkę. Sam pomyślałem o jakimś ratunku dla wiersza, lecz nie, może to i dobrze, zostawię. Poezja nie ma kierunku i chociaż nie wśród poetów, to krąży.
  3. Mi nierzadko również. Dziękuję za uwagę. M A J
  4. Patrz, jak odchodzą, odchodzą poeci, wraz z nimi uczucia, myśli i słowa. Osierocą swe papierowe dzieci nie mogąc ot tak się przekwalifikować. Odchodzą, spójrz teraz, łap ich, zatrzymaj. Razem, jak myszy, za prawdy flecistą. Bo ten odchodzi od ludzi w dal siną, odprowadza w niezrozumienia przystań. Plotkują wciąż moje szare komórki, że znów są strajki na kolei rzeczy. I choć bez sztyletów, trucizn, dwururki, popatrz odchodzą, odchodzą poeci.
  5. Bieg powierników życia pochodni, płonących, by znaleźć znicz olimpijski. Żywiących nadzieję, choć sami są głodni, część żaru chowając w płaczące kołyski. Nie wstydząc się płakać czynią właściwie. Uczą się smucić, by potrafić cieszyć się celem za drogą. Wszystko, co żywe przechodzi przez śmierci przejście dla pieszych. Blask płonącej wiary rozwiewa miraże, niweczy ambicje na puste korzyści. Znaczysz swą drogę niedopałkami marzeń, dobiegniesz do celu, lecz nie osobiście. Mijając na co dzień bezkresne przestrzenie, większość twych marzeń w proch się obróci. Za nic masz przez innych niedocenienie. Podążasz dalej, choć mogłeś zawrócić. Nagłe milczenie, wszystkiego, co znałeś. Nawet bez własnego serca uderzeń. W kolejce tych ludzi miejsce masz stałe, co życie za jutro oddają w ofierze.
  6. Z serca własnego mych myśli mrowiska wydobywa się lawa ścieżką krętą, dla niektórych z nas jest wprost oczywista zaś dla innych będzie wręcz niepojęta. Cokolwiek pomyślę już pomyślane zostało. Też to, co w życiu swym powiem już wielokrotnie było powiedziane. Wszystko wyrażać muszę w cudzysłowie. Chociaż wysławiałbym się nader pięknie, to jednak słyszałem, innymi słowy, lecz nie moimi. Co więc rzeknę dobrym być może, złym, lecz nihil novi.
  7. Widzę przeto, że chodzi jednak o niewiele mniej niż jabłko. A nie powinno. MAJ
  8. Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy, bo przeważnie nie ma róży bez kolców, ni dymu bez ognia, tak po wsze czasy jednym świat dogadza, drugim mówiąc płońcie. Ale i las wszak wzrosnąć musiał wprzódy nim spłonął. Róża, nim w kolce obrosła bezpieczną była. Chronił ich ogródek, który nie słyszał o perzach czy ostach. O raju mowa, co nie tajemnicą winno być, gdyście tacy mądrzy, bystrzy. Z tych, co nie kłócą się, a i nie krzyczą, cieszą się spokojem w swym świecie czystym. Lecz własny rozum będzie dla nas zgubą, proste symbole zrozumieć niełatwo. Adam szturchnął raz Ewę w nocy mówiąc, wiesz, tu chodzi o coś więcej niż jabłko.
  9. Coniedzielny spacer wokół kościoła dla dziecka z ciekawością zamiast oczu niczym poza zabawą być nie zdoła, gdyż dlań tylko dotknąć oznacza poczuć. Niedziela za niedzielą, jak po sznurze, w starym kościele z nowym jego członkiem, ciągle niewidzącym. Pan w garniturze, starzec w kielichem, mały chłopiec z dzwonkiem Przyszedł czas, że widnokrąg się nie kończył na próchnie dzwonnicy, kamiennym murze. Mogły już poza nastoletnie oczy patrzeć, na krzyże. Krzyży bardzo dużo. Stał, znieruchomiał, zalał oczy łzami. Mimo iż nie dotknął, poczuł głęboko. Dłoń starego księdza oplotła ramię. Jęknął, czy. Odparł, patrz, o tam, wysoko.
  10. Na moich oczach dzieją się pobieżne odczyty. Pozdrawiam. MAJ
  11. Primo: Wiersz nie ma zwrotek, przerzutnie i wersy to złudzenia optyczne. Secundo: Nie znam kobiety, któraby dobrowolnie Mumią raczyła się tytułować. Pozdrawiam Waści. MAJ
  12. Czyśli nieumesanych dalsz ciągły. MAJ
  13. Choć astronomicznie co rok powtarza się taki sam dzień to jednakowe są kartki kalendarza, a między nimi równy nocy cień. Chociaż nad nocnym mrokiem nikt się w południe nie głowi, to każdy wie, że w środku nocy nowy dzień się rodzi. Ranek więc się w nocy zaczyna, wieczór pierze w ciemnościach zszarzałe obłoki. Nocy milcząca melodia czeka po dniu, nim rozplakatuje wszędzie swe mroki. Mroki poezji, której nikt nie czyta, czyliż nudne są jej czarne na białym treści? Poranne słońce ziewaniem się wita, by kolejny utwór światła pożarem skreślić. Na pogorzelisku dnia nic niemal się nie ostanie, gdy pożar już zgaśnie. Wersów cienie chowają się za drzewami, pod lipami czasem fraszki. Niekiedy nawet zwrotki, rzadziej całe wiersze da się przeszmuglować ludziom za dnia. Rzadko wprawdzie, lecz natchniony księżyc przebłyskiem zaćmienia olśni naraz świat. I zaniemówi wszystko na ten moment, przyjmie na stojąco każde słowo mistrza. Zauważy naokół złocistą koronę, będzie ją wspominać do nowego przyjścia. Nie bez powodu ludzie żyją na biegunie, mogą wnet obrócić od i do poezji głowę. Każdego dnia normalność zrozumieć. W dachu swego igloo na krześle obrotowym.
  14. Całość jest w miarę dobra, z powodu merytorycznych niedociągnięć, jak na przykład napojenie odrobiną szczęścia. Jak gdybyśmy mieli przeżywać życie niczym nocne dromadery. Bez wymagań. W miarę dobre to Pan wiedz, dobre jest rzeczywiście. MAJ
  15. Suchym poboczem życia autostrady wędruję nie oglądając się za siebie. Naokół mnie łąki, gdzieniegdzie sady, przede mną zaś ścieżka kończąca bieg w niebie. Dymiące pojazdy niekiedy przystają, chcąc mnie podrzucić, lecz ja odmawiam. Podążam dalej patrząc, jak znikają. Wiedząc, że zbłądzą i znów się pojawią. Czasem o nich myślę. Te głowy za szybą, zdają się skupiać ironii zalążek. Nie mogąc nic pojąć spoglądają krzywo na tryb mej wędrówki, inny od ich dążeń. Nie potrafią powrócić po ropę skręciwszy, kierunek ich jazdy wyznacza potrzeba Przede mną zaś teren coraz to wyższy. Trawiastozielone schody do nieba.
  16. Adwokat, mimo iż serce ma czyste, to całe się życie włóczy po sądach. Chwalić prawych, karcić kryminalistów. Na cóż zamykać. Ziemia jest okrągła. Jemu już niczym kur grzędy jest widok aż po brzegi pełnej sądowej ławy. Autosugestię tłumu karmi krzywo wydmuchując życie z niedobrej kawy. Pośród niebieskich maszynistek marzeń, na stenogramie widać plamkę słoną. Przez którą pękną kraty i ołtarze, prześwit na kartce ekshumuje wolność. Otworzą się klasztory i więzienia, psychiatryczne szpitale, wyschną morza. Ich nikt nie słucha, choć do powiedzenia mają jedno. Diabeł zmienia poroże.
  17. Wszystkie muzy już gdzieś powyjeżdżały, pozostał cichy śmiech na sekretarkach. Na wyobraźni drzwiach wiadomość mała o nałożonych na serce podatkach. O końcu dotacji z ciała budżetu. Miłość poszła szukać sponsorów z zewnątrz. Nieopłacalne szczędzenie bezdechu. Wspomnienia zastawione pod codzienność. Nie mogąc dni chwycić się ludzkie drzewo schnie ograniczone czaszki doniczką. Siejąc wiersze na cmentarzu poetów. Lasów myśli papierowym schronisku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...