
asher
Użytkownicy-
Postów
2 273 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez asher
-
Jest OK., Basiu, ale jak mi kiedyś ktoś powiedział, cytując kogoś innego: czytać, czytać, czytać... żeby język był bujny i pewne rzeczy wypadały lepiej :) eliminuj wypady w stylu: wypowiedziała zgrabne zdanko w celu itp... niech emocje wynikają czasem z dialogu. Podkreślam jednak, że to moje widzimiesię :)
-
Co Ci przypomina?! Nie zostawiaj niepewności na weekend :))) Kraksa na węźle opatkowickim odbyła się jakoś w lutym...
-
Wy nie wieta, a ja wiem, że Autor dostał wyróżnienie w jakimś konkursie. Nie poznali się, więc tylko poróżnienie, ale może innym razem :)
-
Poprawki zrobione. Dzięki :) Pomysły na "Szorty" powoli się kończą, więc biorę się za poważniejsze sprawy. Będzie jeszcze o spotkaniu absolwentów i okaże się, że wszyscy są przedstawicielami handlowymi :) i jeszcze parę metafizycznych pomyłek :) Żałuję, że nie posłałem do Pilcha jakiejś zabawki. Teraz piszą, że na 33 opowiadania wydane w tym tomie ledwie jeden jest radosny. I wyszła kicha o babciach i dziadkach. Polecam dziś recenzję w Wyborczej...
-
Żartowałem :0 Też poezji nie czytuję :)
-
No i miodek. Moje klimaty :)
-
Rozumiem, Michał, że dużo czytałeś :))) A Tobie Wuren dziękuję za nawrót, bo już nudy śmiertelne naszły...
-
Trudno włazić w to z butami. Mam mieszane uczucia. W tekście jest lekkość literatury i ciężar emocjonalny, ale gdzieś mi włazi w tryby poezja, która psuje mi odbiór. To jest zawieszone między poematem, prozą, a scenopisem. I może w tym cały urok :)
-
* K. zaciekle czyścił wacikiem do uszu kratkę wywietrznika nad piecem w kuchni. Wydłubywał kłęby sadzy i klął pod nosem. Nigdy by na to nie wpadł, lecz ostatnio sytuacja zmuszała go do nadludzkiej kreatywności. Co dnia po powrocie z pracy musiał szukać sobie zajęcia między 18.00 a 21.00, bo żonka z koleżanką namiętnie oglądały „Miodowe lata”, potem „Samo życie” i na deser „M jak miłość”. Akurat szły „Mostowiaki”. Serial był tak przebiegle skonstruowany, że każdą scenę zamykał jakiś dramatyczny akcent – ucięcie rozmowy, zła wiadomość, radosny telefon itp. Po każdej mógł nastąpić koniec, ale wciąż pojawiała się następna i następna. Szlag mógł człowieka trafić. K. zrobił już wszelkie, nawet najgłupsze rzeczy. Wyszedł z psem, wyrzucił śmieci i wymienił worek. Zrobił pranie i ładnie wszystko wywiesił. Wypastował buty na jutro. Zdarł pajęczynę w łazience. Wymienił żarówkę. Odkamienił czajnik. Umył liście fikusa... A serial trwał i trwał. Żonka z sąsiadką z przejęciem komentowały aktualne wydarzenia, a na „jedynce” już na pewno na murawę Stamford Bridge wybiegali piłkarze Barcelony. K. pocieszał się, że jutro mecz będzie na „dwójce” i żonka pójdzie z rewizytą oglądać inną durnotę na Polsacie. Dopadł pilota, gdy tylko Gąsowski zaczął nucić swoją smętną balladę. Zaklął w duchu. Od 3 minuty Chelsea prowadziła 1:0. Obie panie spojrzały na niego zniesmaczone. - Jeszcze „Kulisy serialu” – powiedziała żonka jak do niegrzecznego dziecka – Bądź dżentelmenem, misiu. Dżentelmena od skończonego „pantofla” dzieliła bardzo subtelna granica. Dlatego K. tylko pokręcił głową. - Oj, Krzysiu. Poszedłbyś do Marka – odezwała się sąsiadka – „Kiepscy” lecą. Pośmiejecie się i w ogóle. - Mam mecz – odparł kategorycznie, odkładając pilota jak najdalej od nich. Sąsiadka wyszła, a żonka ku jego satysfakcji zaczęła szukać sobie zajęcia. Teoretycznie wszystko było zrobione, lecz nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie wymyśliła. Z obrażoną miną wzięła się za prasowanie mokrego jeszcze prania. Korzystając z okazji, skoczył do lodówki po piwo. Udawał, że nie widzi karcącego spojrzenia, jakim odprowadziła go do salonu. Lekki bełkot, smrodek, obsikane kafelki. I co z tego? Trzeba mieć coś z życia. Zanim zdążył porządnie rozsiąść się na sofie, było już 3:0 dla Chelsea. Cała frajda przepadła. Kupiona za setki milionów euro maszyna do wygrywania łatwo rozprawiała się z geniuszem Ronaldinho, Deco i Eto'o. Patrzył mimo to, bo w jego mniemaniu był to finał i wiedział, że taki mecz w tej edycji Ligi Mistrzów już się nie zdarzy. I nastąpił cud. Jeszcze przed przerwą Barca strzeliła dwa gole. Znów wszystko się mogło zdarzyć. W przerwie otworzył drugie piwo. Zerknął przez szparę w drzwiach sypialni i uśmiechnął się tęsknie do ukrytego pod cienkim szlafrokiem ciała żonki. Nagle zgasło światło i powabne ciało okrył mrok. Wrócił na sofę, licząc na sensacyjne rozstrzygnięcia w drugiej połowie. Ale tak się nie stało. Mecz był emocjonujący, jednak to Chelsea wygrała 4:2 i przeszła dalej. Niepocieszony K. wstąpił do kibelka, umył zęby i przebrał się w piżamę. Niedługo miały być skróty pozostałych spotkań. Interesowało go wyłącznie to, czy Manchester poradził sobie z Milanem, resztę wyników miał daleko i głęboko. Długo nie mógł zasnąć, rozmyślając nad stanem swojego małżeństwa. Tam, gdzie kończyły się seriale i mecze, zaczynało się prawdziwe życie. Poślubił piękną zgrabną i miłą dziewczynę, która po kilku latach była już tylko piękna i zgrabna. Ciągle wiele wymagała, nic nie dając w zamian. Koleżanki były ważniejsze, seks przestał ją cieszyć, codzienne obcowanie zmieniło się w stek docinków, pretensji, aluzji. K. próbował rozmawiać, jednak albo udawała głupią, albo naprawdę nie wiedziała co się dzieje. Coraz częściej więc obrażał się i zamykał w sobie. Spała w sypialni, on w salonie, bo tam był telewizor, który pomagał zasnąć. Tata zawsze mawiał, parafrazując Nicholasa Blake’a: ożeń się młodo, będziesz długo żałował. Żart niepostrzeżenie stał się rzeczywistością. Zawodowo K. też nie bardzo się spełniał. Był „witryniarzem”, lecz po kilku latach tłustych, kiedy zaprojektował strony www dla setki klientów, planował rozbrat z tą profesją. Złożył nawet kilka aplikacji na admina, ale póki co korporacje milczały. Kiedyś marzył o dziecku. Oczami wyobraźni widział blond maleństwo o niebieskich oczach i niezwykłej inteligencji – predystynowane do najważniejszych życiowych nagród. Teraz, z taką żoną i lichą pracą, żal mu było sprowadzać potomstwo na świat. Wił się w pościeli osrebrzonej blaskiem telewizora. Czuł się jeszcze w pełni sił, a już trafił w objęcia pustki. Wiedział, że jeśli czegoś nie zrobi, depresja wkrótce zaprosi go do ciemnego pokoju, zamknie drzwi i wyrzuci klucz. Nagle zmroziła go myśl, że może żona ma kochanka. Nigdy nie znalazł nawet śladu czyjejś obecności w domu, nigdy nie miał powodów do podejrzeń. Coś jednak było na rzeczy. A jeśli tak, to dlaczego? Nie widziały gały co brały? Oświadczyny przyjęła bez mrugnięcia powieką, zamieszkali w ślicznym mieszkanku, na nic się nie skarżyła, mieli wspólne plany, kochali się... Bawił się pilotem, raz po raz zmieniając kanały. Nic go nie cieszyło, niczym nie umiał się zainteresować na tyle, żeby potem zasnąć. Panienki z satelitarnych sekstelefonów dla emigrantów wyginały się na ekranie, udając niesłychanie podniecone. Ze wstrętem odwrócił się bokiem do telewizora. Niech tańczą, i tak to, co najważniejsze zasłania wielki numer telefonu. K. sięgnął ręką za plecy, włączając kanał na chybił trafił. - ... wiatrówka i zestaw nabojów za jedyne 299 zł + koszty przesyłki. Kup już teraz. Dzwoń! Przekręcił się na łóżku z szerokim uśmiechem. Może to było jakieś wyjście. „Telezakupy” przeszły teraz na zestaw naczyń żaroodpornych, które wychwalała pod niebiosa etatowa ekspertka, późnej pan udający lekarza specjalistę a’ la Lew Starowicz zaproponował zestaw feromonów w sprayu dla przedstawicieli obu płci. I to też był jakiś pomysł. K. machnął jednak ręką, przekonany, że nigdy w życiu nie kupi w ten sposób żadnego wynalazku. Gdyby to wszystko naprawdę działało, byłoby na półkach normalnych sklepów. Obraz nagle zafalował, jak gdyby jedna rzeczywistość wizualna chciała nałożyć się na drugą, i na ekranie pojawił się młody przystojniak z małym czarnym przedmiotem w ręce. - Jesteś niezadowolony ze współżycia? Mamy na to sposób. Supernowoczesny chip w kolczykach pozwoli ci odzyskać harmonię w związku. K. słuchał jak zahipnotyzowany. - Sygnał wysyłany przez zdalnego pilota sprawia, że twoja żona robi tylko to, co zechcesz. Seks, proszę bardzo. Wspólne oglądanie meczu przy piwku, wystarczy kliknąć. Liczba zestawów promocyjnych ograniczona. Dzwoń teraz. Nie zawiedziesz się. Bez namysłu zerwał się z łóżka i sięgnął po telefon. Sympatyczny głos kobiecy poinformował go o dodatkowym rabacie za szybką reakcję i poprosił o adres, pod który ma dotrzeć przesyłka. Nie kosztowało to K. aż tak wiele. Te parę stów był skłonny zaryzykować dla dobra sprawy. Wkrótce potem zasnął. Tydzień później odebrał w biurze przesyłkę. Poczekał aż wszyscy wyjdą i z wypiekami na twarzy zajrzał do środka. Trochę się zaniepokoił, gdy na dnie pudełka zobaczył malutkiego pilota w folii i etui z kolczykami. W instrukcji wyczytał, że w kolczykach umieszczono mikrochip, który perswazyjnie oddziałuje na mózg. Wystarczy założyć je żonie i skorzystać z pilota. Na koniec sprawdził, co oznaczają poszczególne przyciski. 1. Seks. 2. Gotowanie. 3. Prace domowe. 4. Zakupy. 5. Sport. 6. Piwo. 7. Spacer. 8. Koleżanki. 9. Rodzice. 10. Sen. 0 natomiast oznaczało słodką bezczynność. Bardzo użyteczny wydawał się też przycisk z ikonką przedstawiającą przekreślony głośnik. Wrócił z pracy w wyjątkowo dobrym humorze. Spóźnił się na kolację, która czekała w kuchence mikrofalowej, ale wcale nie czuł głodu. Zamiast codziennym zwyczajem przez kwadrans zdejmować kurtkę i buty, od razu wparował do pokoju. Siedziały z sąsiadką przy ciasteczkach i kawie, oglądając „Miodowe lata”. - Misiu, nie zdjąłeś butków – zaszczebiotała żonka. - Bo mam prezent. Popatrzyły na niego zdziwione. Wręczył jej pudełko i spokojnie poszedł się rozebrać. Szeptały, chichotały, cmokały – znaczy nie było źle. Jak gdyby nigdy nic wrócił do pokoju i usiadł na pufie w kącie. Żonka założyła kolczyki, a sąsiadka przystawiła jej spryskane od wyciskania pryszczy lusterko. Podziękowała i wróciła do podziwiania serialu. Czekał niecierpliwie. W przerwie na reklamy sąsiadka pobiegła poluzować pęcherz. Zdenerwowany jak chłopak przed zrobieniem psikusa K. ukradkiem kliknął przycisk aktywujący chip. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, ale oczy żonki zrobiły się jakby szklane. Dał na „1”. Poruszyła się miękko i spojrzała na niego takim wzrokiem, że w pierwszej chwili nieludzko się przeraził. Sąsiadka wróciła z łazienki. - Hanka, idź do siebie. - A nasz serial? - Proszę... Niepocieszona sąsiadka cicho zamknęła drzwi. Czerwony jak cegła K. został brutalnie powalony i obdarty z ubrania. Godzinę później rozpaczliwie szukał pilota, który wypadł mu z ręki podczas manewrów miłosnych. Na czworakach, z zamglonymi oczami macał podłogę, a omroczona działaniem chipa żonka lała go pantoflem w najbardziej wypięte miejsca. Ty cholero! – myślał zadowolony – Następnym razem ci pokażę. Wreszcie znalazł pilota i szybko kliknął „0”. Nagusieńka żonka rozłożyła się na sofie. Przetarł spocone czoło i rozmasował purpurowe pośladki. - Jasny gwint, to działa! - Co działa, misiu? - A nic takiego – mruknął i kliknął wyciszenie. Odetchnął z ulgą. Dziś zamiast serialu miał być film science-fiction, a zamiast: „misiu, zrób sobie jeść”, „wyprasuj sobie sam” czy „zmyj po sobie”, wylegiwanie się na sofie. Życie zrobiło się piękne. Po raz pierwszy od wielu lat spał z żonką w sypialni i to nie pupa w pupę, tylko w czułym uścisku. Przez kolejne tygodnie przywoływał z pamięci wszystkie stare przyzwyczajenia, których tak mu brakowało. Mógł od czasu do czasu odpuścić kąpiel, wyskoczyć z kumplami na bilard, nie myć przeklętych naczyń od razu po jedzeniu, zamawiać pizzę i pikantne skrzydełka, pić piwo i puszczać bąki. Rzadko dezaktywował chip, bo ilekroć to robił, dawna żonka od razu dawała mu popalić. Mijały tygodnie. Pewnego dnia sąsiadka Hanka napadła na niego w windzie. - Coś ty jej zrobił, potworze?! - Nie rozumiem – odparł z chytrym uśmieszkiem – Złościsz się, bo spędza ze mną więcej czasu? - Ty dobrze wiesz! – pogroziła mu różowym tipsem – Pytam ją ostatnio co ma zrobić Marysia Mostowiakowa, a ona nawet nie pamięta kto to jest! Ze mną też rozmawia inaczej. Szprycujesz ją czymś? - Zwariowałaś. Ta rozmowa zaczyna być męcząca. Na szczęście winda dojechała na parter i mógł dać nogę między bloki. - Już ja się dowiem! – wrzasnęła za nim Hanka. Postanowił, że będzie używał pilota tylko w razie palącej potrzeby. I tak już mu się znudziło, bo do dyspozycji miał tylko jedenaście wariantów. Gdyby to od niego zależało, wymyśliłby jeszcze ze czterdzieści. Jakość znosił fanaberie, szczebioty, chłód sypialni i gorąco żelazka tym bardziej, że coraz częściej przesiadywały u Hanki. Nawet jeśli coś razem knuły, był przekonany o swojej przebiegłości i miał niezbitą pewność, że sprawa się nie wyda. Kiedy zaczynał tęsknić za bliskością żonki, po prostu klikał. Aż któregoś dnia idealny - zdawać by się mogło – mechanizm zawiódł. Odprężeni po seksie, oglądali razem mecz i popijali piwo. Żonka ambitnie dyskutowała z nim na temat niuansów taktyki, poziomu wyszkolenia czy techniki poszczególnych piłkarzy. - Ale wolej!!! I patrz, poprzeczka. U nas mało który młotek by tak potrafił. - Fakt – przyznał zachwycony i wyskoczył do kibelka. - Fuj!!! Wybiegł przestraszony z łazienki. Żonka wypluła piwo i zgorszona popatrzyła na ekran, a potem na niego. - Co jest grane, misiu? – zapytała zdezorientowana. - Nic, kochanie. Siedzimy sobie przy meczu – odparł przerażony, klikając pilotem, który odmówił posłuszeństwa. Wstała i z wyniosłą miną poszła do Hanki. Spanikowany K. przez resztę wieczoru gmerał przy pilocie, ale niewiele wskórał. Doszedł do wniosku, że padły baterie. Tylko jak takie zdobyć? Były nietypowe, nigdy takich nie widział. W końcu umęczony zasnął na sofie. Rano okazało się, że żonka nie wróciła na noc. Zadzwonił do sąsiadów, ale Marek tylko odburknął: wróci, kiedy będzie chciała. Wziął wolne i przez cały dzień biegał po sklepach, wypytując o baterie. Nikt takich nie miał. Zdruzgotany łaził po mieście, bijąc się z ponurymi myślami. Sprawa od początku była ryzykowna. Przecież wystarczyło, żeby raz zdjęła kolczyki, gdy był poza domem lub przestała je nosić, a cały misterny plan wziąłby w łeb. A teraz nie dość, że wyładowały się baterie, to jeszcze sąsiedzi nie chcieli oddać mu żony. Późnym wieczorem wsunął klucz do zamka, ale drzwi nie dawały się otworzyć. Klucz nie pasował! K. nacisnął dwonek, potem zaczął donośnie pukać. Usłyszał ciężkie kroki. W drzwiach stanął zwalisty przystojniak ze złotym łańcuchem na szyi. Zza jego barów wychyliła się uśmiechnięta żonka. - To jest Stefan – powiedziała zimno i kliknęła pilotem. Bydlak podał mu czarny worek z rzeczami i wyciągnął pięści jak do bójki. K. cofał się bledszy od ściany, którą miał za plecami. Napastnik ruszył za nim, więc jedyne co pozostało K., to zwiewać po schodach. Sadził wielkie susy, a z worka sypały się pojedyncze skarpetki i majtki. - Durniu! Wystarczyło kupić drugi telewizor – usłyszał. Nie miał czasu odpowiadać, bo ze Stefana był sprinter nie od parady.
-
A dziekuję uniżenie :)
-
Poczekaj co inni rzekną, ja tylko w dobrej wierze zgłosiłem swoje fochy :)
-
Ot, pliczek z poprawkami podmieniony... ;)
-
Niespełnione marzenia. (fragment) "Idealista na samym szczycie"
asher odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie sarkazm, raczej powątpiewanie :) Zazdroszczę Ci idealizmu, ale jeśli ma przejawiać się w Twoim pisaniu, musisz go zawoalować, bo inaczej kawa na ławę i wypracowanie wychodzi. Podobnie jak w przypadku handlu słowem w Zaawansowanych :)) -
Nie nadzwyczajnie, nie wyjątkowo, ale odmiennie - jakieś masełko maślane, coś chcesz powiedzieć, ale nie wiadomo co. Wystarczy, że miasto wyglądało inaczej i wyczuwało się aurę. Zdanie pośrodku do kosza :) Jest inaczej, jest aura, ale jakoś na nie? Co to jest aura uśmiechu losu? Wiatry są pomyślne ale wieje wilgotny wiatr? Ja bym zrobił tak: Tego dnia miasto wyglądało inaczej. Wyczuwało się aurę jakiejś przychylności, zwiastun czegoś dobrego, mimo że warunki atmosferyczne stały z tym wszystkim w całkowitej sprzeczności. Bez przerwy padał śnieg, wiał ostry, przenikliwy, przepełniony wilgocią wiatr. Rena wyjrzała przez okno. Kilka postaci przestępowało z nogi na nogę, tkwiąc na przystanku w oczekiwaniu na spóźniony autobus. Wreszcie nadjechał. Zasyczały rozsuwane drzwi. Zmarznięci podróżni w pośpiechu wtargnęli do środka. W ogóle nie łapię jak ten akapit o przychylności ma się do reszty. Coś się zdarzy, tak? Jeśli tak, to się nie czepiam :) I sory za wymadrzanie.
-
A dzięki piękne :)
-
Listy z czkawką-"Akurat"
asher odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No, będzie z tego całość. Tylko trzeba będzie jakieś międzymyki wprowadzić, bo cięgiem zanudzi... :) -
Niespełnione marzenia. (fragment) "Idealista na samym szczycie"
asher odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Piotr, pogadamy na te temat za - powiedzmy - 5 lat, ok? Jeśli dalej będziesz tego zdania i tej nie zastąpi inna, a furta zatrzaśnie, przyznam Ci rację. Dziś nie mogę, bo znam tę drogę. Pisz utwory terapeutyczne, ale tak, żebyś się potem z siebie nie śmiał :) A co do obrzydliwości, o których piszesz, są częścią miłości - czy tego chcesz czy nie? Wolisz podziwiać ideał? Proszę bardzo... -
MOże za mało to - bo tylko jedno zdanie. Ale zmierzałem do tego, że oglądając serial kryminalny, gdzie nie ma zmiłuj, ona czuje, że żyje...
-
Widzisz, Basiu. Różne są szkoły - wybrać musisz Ty :)
-
28 dni później to film. Dannyego Boyla. Tego od Transpotting. Tak mi się skojarzyło. KOniec świata też trzeba umieć pokazać....:)
-
Basiu, w pierwszym akapicie chyba się nieco zamotałaś - jest dużo, ale o niczym :) Znana mi pułapka. Jak wpadne co można z tym począc, jutro dam znać... w pośpiechu wtargnęli - brzmi lepiej ubrała go - sweter, no chyba, że była nago (mniam).. no i co tam słychać - fuj. - Czesć, Renko, co porabiasz? - To i owo.. znaczy będzie ciąg dalszy... a już myślałem ,że jakaś puenta :))) Nie pogniewaj się za wymądrzenia. Przeczytaj na głos. Wyjdą ci wszystkie chropy i łatwo upłynnisz język..
-
Znakomity pomysł. Wydaje mi się jednak, że za krótko. Warte jest rozwinięcia fabularnego, ale jeśli pozostawisz to jako świadectwo "przeżyłego", też się obroni :) Polecam "28 dni później" i parę innych ciekawych zabawek w tym stylu.. :)
-
Ja Centy: bez urazy. Staram się i takie i takie. Tekst złożony z samych króciaków lub samych powielokroć złożonych tak samo by mnie nudził. Basiu: To autentyczny wypadek na autostradzie pod Krakowem. Zrobiła to kobieta (pominąłem ten fakt...). Na widok mgły przyhamowała gwałtownie i sobie pojechała. A potem była masakra i cud że nikt nie zginął. Jedna babkę ponad godzinę wycinali z puszki sardynek. Wampirko: obiecuję, to już ostatni. tak mi pasowało do tego gostka. Jakoś też obie sytuacje mi się związały we łbie... :)
-
Sugestia warta zachodu :))) Dzięki!!!
-
Dobrze odbierasz, Nata. Dlatego ciężko się czyta. Dzięki Wam za wskazówki. Zabieram je do poprawiania. Dla ostatniego zdania to pisałem, więc jak ma odpaść to razem z całością :)