spopielał wiersz na dnie szuflady
skurczony trzyma siłą fason
z omdlenia ramion chudych bladych
kartkę wyciągnął istny macho
rozmyte słowa też nie iskrzą
w rozanieleniu rozespanym
a słowa przeciągnięte znikąd
już nie nabiorą swej ogłady
podpiera głowę stare pióro
atramentowy ma zagłówek
o jedną wiosnę wstecz się budząc
pomknie z wigorem choćby w górę
niecałe siedem
pachnie niefrasobliwością
oczy zbyt okrągłe
wiosna potyka się w biegu
w rumiankowej otoczce
zdziwienia
zaledwie do dziesięciu policzysz
nasze przytulenie
ten ząb
rozhuśtany na szali strachu
przechylił się
w dorosłość