Gdzieś tam pośród lasu, pośród rzek szemrzących
Gdzieś na skałach zrębie, głazach wszechwiedzących
Gdzieś pośród urwiska, albo gdzieś na dole
Rosła mała sosna, rosła w leśnej szkole.
Wiatr się jej nie imał, rzeka nie podmyła
Słońce nie sprażyło, sercem nie krwawiła
Wszystko było ładnie, do którejś tam chwili
Gdy wielcy nam drwale, pół lasu trzebili.
W pień drzewa wycięli, las tak przerzedzili
I w miejsce tych starych, nowe zasadzili
Nowe zasadzili, lecz już nie sosenki
Jakieś inne drzewa,-Przecież to są świerki!.
Jeden się spodobał, malutkiej sosence
I jednemu z świerków, dała swoje serce
Sercem obdarzyła, młode drzewko w lesie
I wnet wszem i wobec, echo się poniesie.
Świerk się odwzajemnił, sosna zakochała
I swe małe serce, na zawsze mu dała
Serce swe mu dała, i niech wie świat wielki
Że już wkrótce będą, małe tam sosenki.
Ku górze ku słońcu, razem tak się pięli
Było ładnie, pięknie, póki nie wycięli
Kolejnych drzew starych, robiąc miejsca młodym
I tak od początku, kolejne zaloty.