Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ewelina Kwiatkowska

Użytkownicy
  • Postów

    45
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ewelina Kwiatkowska

  1. Dziękuję :) Przeglądając ten dział, wygląda na to, że haiku jest męską domeną. Ale świetnie sobie radzą co poniektórzy... Pozdrawiam, Ewelina
  2. Pańska propozycja podoba mi się, więc pozwolę sobie na zmiany. Kilka subtelnych poprawek i od razu lepiej... Coż, ja dopiero poznaję barwy... Dziękuję i pozdrawiam, Ewelina
  3. Piszę - bo obrazy słowem tylko umiem tworzyć. Płótnem niech będzie ten skrawek papieru. Tutaj - dodam ciepłe słowo pastelowe, tam - chłodne litery błękit nieba tworzące. Kolorowego pazia królowej umieszczę na tym kwiatku. Tutaj na pierwszym planie skąpany w porannej rosie liliowy dzwonek. Obłoki - baranki, niech ścigają się w górze. A na źdźble trawy posadzę małą biedronkę. Jeszcze tylko trochę czerwieni. Piszę - bo wciąż tyle obrazów mam w głowie. Tych niepotrzebnych nikomu, byle jakich. Jeszcze nie potrafię dobierać kolorów, wciąż się uczę poznawać barwy.
  4. mgła przesłoniła kroplę porannej rosy na pomarańczy
  5. Przez malutki otwór wpadały promienie słońca. Nie były jednak w stanie rozproszyć półmroku panującego w pomieszczeniu. Powietrze było przesycone wilgocią i wonią stęchlizny. Lynette powoli otworzyła oczy. Niechętnie podniosła się ze starego, zielonego materaca, zasłanego szmatami niby pościelą. Podeszła do umywalki, stojącej pod przeciwległą ścianą i przemyła twarz. Spojrzała w lusterko. Skrzywiła się na widok blizny na prawym policzku. Zasłoniła ją dłonią, jakby chciała ją ukryć na zawsze. Zaczesała rude włosy tak, by możliwie jak najbardziej zasłaniały prawą stronę twarzy. Na jej wargach pojawił się cień uśmiechu. Idąc korytarzem mijała wiele znajomych twarzy. Sztuczny uśmiech, powitanie, czasem zamienienie kilku słów i znowu uśmiech. Czuła się idiotycznie, ale inni pewnie nie czuli się lepiej. „Przedstawienie musi trwać” - mruknęła pod nosem. -Witaj Lyn – usłyszała za sobą znajomy głos. - Wróciłaś? -Tak się składa, że mam dosyć pałaców na Marsie i postanowiłam wrócić do Szczurzej Nory – uśmiechnęła się. - Witaj, Jay. Uściskała potężnego czarnoskórego mężczyznę. Ten zaśmiał się ukazując rząd równych, białych zębów. Jednak zaraz spoważniał i objął ją ramieniem. -Rozumiem, sam próbowałem odejść i nic z tego nie wyszło. Ale to nie znaczy, że mamy więcej nie próbować, kiedyś musi się udać – westchnął. - Ach, właśnie, zapomniałbym. Szef cię szukał. -Wczoraj wróciłam, mógłby mi dać trochę luzu. Nie wiesz czego chciał? - zapytała. -Nie wiem, w każdym razie był w nie najlepszym nastroju – odpowiedział Jay. -W takim razie pójdę do niego od razu, a potem pogadamy, dobrze? -Teraz ci się udało, ale potem tak łatwo się nie wymigasz od rozmowy ze mną. -Nawet nie śmiałabym próbować – Lynette poklepała przyjaciela po ramieniu i ruszyła w stronę windy. Wsiadła i nacisnęła guzik 2A. Chwilę potem była na piętrze, na którym mieścił się gabinet Aarona. Zapukała i od razu weszła do środka. Za wielkim biurkiem siedział szef, a na sofie pod ścianą dwoje ludzi. -Lynnete, wreszcie jesteś – powiedział Aaron. - Poczekaj chwilę, proszę, musze uzgodnić wszystko z państwem. Lyn usiadła i przysłuchiwała się temu co szef mówił do klientów. -Gwarantuję, że znajdzie pan dobrą pracę w przeciągu tygodnia od wylądowania. Na Marsie potrzebują dobrych pracowników. Przy zarobkach męża nie będzie pani musiała pracować... Aaron pożegnał się z ludźmi, a kiedy wyszli odezwał się do Lynette: -Muszę cię wysłać na przymusowy urlop, moja droga. Musimy ograniczyć ilość statków wysyłanych na Marsa do minimum, gdyż policja siedzi nam na karku... -O nie, Aaron, nie zrobisz mi tego... - dziewczyna pobladła. - Nie możesz, ja potrzebuje tej pracy. -Wiem, że nie masz się gdzie podziać jak wszyscy ci włóczędzy, ale nie mam wyboru. Możesz tu oczywiście zostać i korzystać ze stołówki za darmo, póki cała sprawa się nie uciszy. Nie powinno to długo potrwać. -Co za wielkoduszność, mogę zostać w Szczurzej Norze i jeść pomyje na twój koszt. Doprawdy nie spodziewałam się takiej nagrody po tym, co dla ciebie zrobiłam. -Nie myśl, że tego nie doceniam, ale mamy kłopoty. W tym miesiącu złapali trzy transporty. Nie mogę ryzykować... -Ale ktoś poleci, dlaczego to nie mogę być ja? - przerwała mu. -Podjąłem decyzję i jej nie zmienię. - powiedział stanowczo. - Jedź do miasta i zabaw się trochę, należy ci się. Lynette wiedziała, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami. Na zewnątrz, mimo wczesnej pory, panował upał. Do hangaru właśnie wprowadzano statek, który niedawno wylądował. Dziewczyna przeszła przez drogę i ruszyła w kierunku wysokiej skały stojącej samotnie pośrodku piasku. Usiadła w jej cieniu. Z kieszeni wyjęła paczkę papierosów i zapaliła. Oparła się o skałę i patrzyła w dal. Aż po horyzont rozciągała się pustynia. Lynette poczuła się nagle bardzo samotna. Na lądowisku wylądował mały, nienależący do korporacji statek. Lyn z daleka widziała, że wysiadł z niego jeden tylko człowiek. „Na taki statek może sobie pozwolić tylko marsjańska elita” - pomyślała. - „Pewnie jakiś znudzony życiem bogacz przyleciał w poszukiwaniu przygody”. Zdarzało się już, że przylatywał ktoś szukający nowych wrażeń na Ziemi. Jednak odlatywał szybko, przerażony nędzą, brudem i wyniszczonymi miastami. Ci, którzy do tego wszystkiego doprowadzili, już od dawna nie żyli, a ich dzieci i wnuki mieszkały na Marsie. Mars... Planeta marzeń. Wybudowano tam kolonie, żeby, jak mówiono, dać każdemu człowiekowi nowy dom. Prawda była taka, że na Ziemi pozostała trzecia część ludzkości. Najubożsi, przestępcy i wszyscy, dla których nie było miejsca w nowo powstałym „raju”. Dziewczyna przymknęła oczy i zatopiła się w przyjemniejszych myślach.
  6. Cóż nic nie zastąpi oryginału. Myślę, że podczas tych tłumaczeń najpierw z japońskiego na angielski, potem na polski utwór może stracić. Pozostaje chyba tylko nauczyć się japońskiego :)
  7. mnie to pachnie męskim szowinizmem :)
  8. A jak w takim razie ma się sprawa z haiku przetłumaczonymi z języka japońskiego? Bo nie wszystkie się da przetłumaczyć, żeby zachować formę. Czy one przestają być haiku?
  9. Czytałam "Obłęd" Krzysztonia, przebrnełam przez wszystkie tomy, ale moze dlatego mi sie nie podobalo, ze z przymusu czytalam...
  10. Poczytalam sobie haiku na www.namida.pl i musze przyznac, ze sa naprawde dobre. Moze ta zgodnosc sylab w wersach ma swoj cel, bo trzeba naprawde sie wysilic, zeby dobrze dobrac slowa, nie wystarczy napisac kilku bezladnych slow. Mnie taki rygor nie bardzo odpowiada, ale moze uda mi sie kiedys napisac cos, co zasluguje na nazwe haiku:) Podziwiam niektorych autorow na tym forum, bo wbrew pozorom to nie jest latwe napisac te trzy wersy. Dziekuje za komentarze i pozdrawiam, Ewelina
  11. diagnoza? ja bym powiedziala, ze koncowe stadium, tuz przed obłedem, albo tez histeria, jak zauwazyl Pan Marek
  12. Poczytalam tutaj kilka haiku i spodobalymi sie. To pierwszy stwor z tego gatunku, jaki napislam. Pańska wersja i mnie bardziej do gustu przypadla. A czy ta sylabizacja musi byc tak surowo przestrzegana? Ale taka forma, wiec chyba musi... Nie wiedziala tez, ze nie wolno uczlowieczac. Dziekuje i pozdrawiam
  13. motyl na kwiecie przysiadl, rozłożył skrzydła czeka na śmierć
  14. urwany oddech niepokój w sercu spojrzenie niewidzących oczu łza na policzku przeszywający ból niemy krzyk utrata zmysłów paniczny lęk obłęd
  15. czytając pamiętnik spisany przed laty zamyślam się, wspominam złote refleksy zachodzącego słońca wpadają przez okno obłoki złote na tle herbacianego nieba kolor starej fotografii
  16. Uciekłam, nie chcialam by tak było, po prostu sie bałam. Nie miałam zamiaru uciekać, a uciekalam. Od tego wszystkiego co miałam, od tego czego mieć nie chciałam. Uciekłam, ot tak... bo taki kaprys miałam.
  17. Sympatyczne. Jakies to wszystko znajome :)
  18. Wiersz bardzo mi sie podoba, ma w sobie to cos. Czytalam i jakos tak smutno mi sie zrobilo...
  19. Kiedy przyjdzie lato, bedzie dobrze, dziecko. Na błękitnym niebie zaświeci słoneczko. Nie bedzie ci juz zimno, kiedy przyjdzie lato. Zerwę bukiet polnych kwiatów, w lecie wróci do nas tato. Kiedy przyjdzie lato, by nie przerwać snu twojego, będę płakać cicho, choć nic nie ukoi żalu mego. Stojac nad mogiłą, patrzę na twą buzię. I tylko to napełania mnie siła, że kiedyś przyjdzie lato.
  20. I can't touch you can't even see you can only feel your presence... You won't be called a guardian angel, angel at all... Your wings so black, your soul chaotic... Please, stay with me forever my Nathaniel...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...