Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Freshness Freshness

Użytkownicy
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Freshness Freshness

  1. Stary Talim ibn Shamai siedział uważnie przed domem na jednej z mniejszych ulic Belfaji. Żar niechętnie uwalniał zmęczone miasto a stragany i skwery pustoszały w przygasającym gwarze. Mrużąc oczy, Talim obserwował rzednący tłum przed zakładem rzeźnika. Gdy ostatni kawał mięsa wyrwała wreszcie garbatej praczce jeszcze bardziej garbata wdowa po szewcu motłoch uznał, że większych atrakcji już nie doczeka. Talim nie jadł mięsa, nie rozmawiał też z przechodniami i nigdy nie żebrał w bramie Miłosierdzia w północnym Belfaji. Talim wolał towarzystwo swoje i swoich myśli, a tłum obserwował, by sprawdzić czy jego dom jest jeszcze bezpiecznym miejscem dla tego, czemu poświęcił niemal całe życie. Gdy słońce zaszło za Meczet Uwielbienia siedzisko przed drzwiami było już puste. Talim kochał ciemność, wielbił ją za schronienie jakie dawała, a w oknach swego domu nigdy nie palił świateł. Wchodząc do domu, upewnił się, czy każdy niepowołany gość zostanie odpowiednio zaanonsowany (co sprowadzało się do ustawienia misternego splotu szkiełek i nici ze szczyptą prochu przed drzwiami) i z namaszczeniem odszukał jedną z cenniejszych ksiąg świata w trzecim z kolei pokoju wypełnionym gryzącym obłokiem suchych oparów. Talim potrafił poruszać się w ciemnościach, potrafił też odczytywać tak swoje księgi. Dla ludzi miał ledwo otwarte szparki, w których nie widać było nawet koloru jego oczu. Dla ksiąg za to jego oczy otwierały się szeroko, ukazując szare tęczówki emanujące wrażliwym błękitno-szarym światłem. To światło wirowało, pobudzało cyfry, pismo, pojedyncze znaki ksiąg do tej samej emanacji, do tańca. Talim ibn Szamai ożywił księgę, jej szyfr już zagęścił powietrze wokół niego, już prawie mu się poddał i pozwolił ujarzmić, gdy nabrzmiałą ciszę rozdarł metaliczny brzęk tłuczonych szkiełek.
  2. Stoję, a przede mną DRZWI. Odwieczne, nieprzeparte DRZWI. Za DRZWIAMI zawsze jest bezpieczniej, lepiej. Tak, za DRZWIAMI jest stanowczo wygodniej. Pukać? Nie Pukać? Zapukam. Pukanie jest dosadne natarczywie. Wywierca się w świadomości pukanego przyczynową korbą skótkowego otworzenia. Opukane drzwi nie są ujarzmione. DRZWI, w które zapukano dają do zrozumienia, że to pukający istnieje później. DRZWI były wcześniej, a pukający przybył po DRZWIACH, przed DRZWI. Wpukać można dużo: przyjęcie na studia, wizytę u lekarza, miejsce w kempingu na szkolnym biwaku. No ale stoję naprzeciwko nieodpartego faktu DRZWI. Fakt umatematycznia dążenia logiczne przedaktu, czyli moje. Pojedynczy dwuskrzydłowy, dwudziestoczterogwoździowy, jednoklamkowy, czterozawiasowy akt drzwi. I akt oskarżenia zarazem! Dlaczego tu stoi i nie puka!? Niepukate? Inteligentne aby? Drzwi mają cel! Nie są bezcelem - wygwożdżone w zaklamkowane zadanie - oddzielać, oddzielać, odzielać! Drzwi są duże, ja też jestem duża. Jestem wielka, ale kto przy zdrowych drzwiach spojrzy na niezdrowego niepukającego? Żeby nie pukać wystarczy być DRZWIAMI, a żeby pukać koniecznie trzeba być przed DRZWIAMI. No więc stoję. Zapukać? Wszyscy pukają... A może by...nie, nie nie! To jest złe... A może? Za... za... za... załomotać... o... ZAŁOMOTAĆ! Załomotam. Załomocę, drzwi załomocę. Załomotane drzwi stają się PO łomocącym. Z pozycji powodu dla istnienia pukającego - mnie - przechodzą w stan dosadki, dopuczka, dopuczątka. Dopukane drzwi. JA, a PRZEDE MNĄ drzwi. Małe, malutkie, malusieńkie, malusie drzwi, drzwiczki, drzwiczusie. I już jestem JA i drzwi dla mnie, a nie DRZWI, a dla nich, przez nie i przed nimi ja. Teraz to JA i drzwi, nie DRZWI i ja.
  3. Podejdź blisko. Bliżej jeszcze. Nie dosłownie, nie pośpiesznie. Wzbudź na mojej skórze dreszcze, Dotknij ciepłym mnie powietrzem. Muśnij włoski cichym szeptem. Moja twarz przy twarzy twojej Nieskończenie z tobą stoję Wprost twych ust są usta moje Nie dotykaj - czuć cię wolę W cichych szepcie czworga powiek
  4. dziękuję, małe refreshing
  5. rytm rytm rytm rytm [3 wyr./s] nieprzerwanym ruchem ciał rytm rytm rytm rytm ugnij zegnij wygnij stań rytm rytm rytm rytm pot skapuje równomiernie rytm rytm rytm rytm nie odsuwaj się ode mnie trans... [1.5 wyr./s] kołysany hipnotycznie zero słów bo wszystko w rytmie dźwięki monotonne sennie nie odsuwaj się ode mnie rytm rytm rytm rytm [3 wyr./s] konwulsywne ruchy ciał rytm rytm rytm rytm ostra fala kantów fal rytm rytm rytm rytm głośnik - krzyczysz nadaremnie rytm rytm rytm rytm nie odsuwaj się ode mnie
  6. tak mi się podoba przesłanie, widoczne wyraźnie, pokazane dosadnie, a tak odpycha mnie infantylna forma. Niestety nie jest ona słodko-dziecięca, ale właśnie odstręczająco nieumiejętna. To nic. To, czego wytrawni, napuszeni grafomani szukają przez całe życie masz już dość płytko pod pancerzykiem. Wystarczy teraz tę skorupkę powolutku rozbijać. :D
  7. Nie pierwej będziesz wolen od szczeźniałej Szkarady myśli co z dna ducha ryczą Nim zamordujesz w sobie przekonanie O wszechpotędze Twojej, którym żyją Nie wyżej sięgniesz obłąkanym wzrokiem nie dalej stąpniesz rozedrganym krokiem Nie więcej zdołasz chwycić i zniewolić Niż żółcie Twoje zechcą Ci pozwolić Zażewiem buhać w siano łacno zdołasz Lecz jak będziesz kamień kruszył swoją szczapą Jak przez ściśnięte gardło chcesz zawołać O pomoc w stronę Tych, co serca mają?
  8. Zawsze, kiedy zaczynasz oplatać czytającego nastrojem, przepłaszasz go (i nastrój, i czytelnika) jednocześnie jednym niewygodnym słowem. Lubię kiedy... słowo jest dostosowane do sytuacji nie tylko znaczeniowo, ale i jego brzmienie współgra ze środowiskiem. I denerwujące są te przecinki - jak w wierszu o Chotomskiej: "Był sobie jeden poeta blady, który miał w biórku różne szuflady: w pierwszej przecinki, w drugiej nawiasy..." Subiektywnie mi się nie podoba, ale nie sądzę, by ktoś jeszcze podzielał moją opinię.
  9. Byłam dzisiaj zakochana. W białym śniegu po kolana Brodząc, szłam ramieniem w ramię. Mróz zgnębiony tym kochaniem, Chcąc vendetty ciągle jeszcze, Pruł mi ciało srogim dreszczem Byłam dzisiaj rozkochana. W sypkim śniegu po kolana Stojąc, oczu szlistą barwę Piłam szybko, zbyt zachłannie. Drżenia głosu wyszeptane Kołysały trwożnie światem. Byłam dzisiaj niekochana. W szarym śniegu po kolana Chodząc, usłyszałam wiele, Pytaniami godząc śmielej. Odepchnięte - powtarzałam, Odpowiedzi - doczekałam... Będę kiedyś pokochana. W brudnym śniegu po kolana, Myśląc, widzę znów dokładnie To, co serce skryło na dnie. Teraz sama w śniegu chodzę, Rozglądając się po drodze.
  10. W człowieku mieszka kolekcjoner wrażeń, Który ciągle chce szukać miejsc, ludzi i świateł. I słusznie nas wodzi drogami Europy Po chatach, muzeach, pod gzymsy i stropy. Historia szeroko nam usta otwiera I my nowe szlaki biegniemy przecierać A dom opuszczony zostaje i czeka Na dzień wytęskniony powrotu człowieka Wnet znów chcemy spojrzeć na kształty znajome Więc chłoną je uszy i oczy i dłonie I nagle niezwykłą bliźniaczość widzimy Tych cudów wzdłuż świata i ziemi rodzimej. Każdego wspomnienia masz skrawek w Cieszynie, Co było, co jest, co będzie, co minie. Świat moim ogrodem, Europa mieszkaniem, A Cieszyn zostanie mi gniazdem i staraniem.
  11. Kiedy siadam przed klawiaturą ze szklańcem truskawek to, przepraszam, nie po to żeby ręce co chwilę wycierać Truskawki są soczyste i niech tak pozostanie ścierpię w zimie czerwone plamki na klawiszach Bo przecież nie wezmę widelczyka nie pójdę po wykałaczkę łyżeczkę śmietanę czy cukier Truskawki są rozkoszne pozwalają ucieszyć się podniebieniu pestki z zębami bawią się w chowanego i nic moich palców od truskawek nie oddzieli
  12. jak nie kochać, jak nie czekać, kiedy widząc cię z daleka omal serce nie umarło ...omal piersi nie rozdarło Wstaję i zrezygnowana siadam wstaję, biec chcę i upadam przecież płakać nie przystoi ...ale płacz zwykł myśli koić noc dzisiejsza odpowiednią by upuścić stróżkę rzewną łzy popłyną pełne wrażeń tylko... kto je zauważy?
  13. Do Ciebie, Boże, ręce podnoszę O zdrowie jego i dobro proszę. I proszę także, niech on mi przyśle Te słowa, o których od dawna już myślę. Do Ciebie, Boże, ręce podnoszę, O szybką odpowiedź na maila proszę. I proszę także niech mnie pokocha, Bo widzisz, że ciągle w poduszkę szlocham. Do Ciebie, Boże, ręce podnoszę, O trochę ciepła, miłości proszę. I proszę także nie każ winnego Grzechu miłości niespełnionego.
  14. z będziości w byłość przez jesteści codnie myślosłów nieopodal czynorobów gonię sensobrak dopada zwłaszcza w siłodeficycie gdy przemyśleniotok płynie w mózgowiokorycie przestraszeniowo umykam mękoodpowiedzi a jednak pytaniowość korzeniowo siedzi barierojęzyk pozwala na skrytoprzesłanie bo zwykłoludzie nie siłują się z trudnopoznaniem
  15. to ty tyle widziałeś to tobie tonąca machałam to tu tuliłeś tak ciepło to tylko tyle zniknęło
  16. szczyt gorąca - w słońcu piasek; szczyt przestrzeni - niebo jasne; szczyt świeżości - zieleń wiosny; szczyt potęgi - kamień prosty; szczyt uśmiechu - zaraźliwość; szczyt tężyzny - wstrzemięźliwość; szczyt urody - piękno źrenic; szczyt artyzmu - kwiatów wieniec; szczyt rodości - radość dziecka; szczyt pomocy - posąsiedzka; szczyt pokoju - snu gwarancja; szczyt ogłady - tolerancja; szczyt dowcipu - brak szyderstwa; szczyt percepcji - oczy serca; szczyt mądrości - nauczanie; szczyt poezji - jedno zdanie.
  17. nie. prezent dla intrygującej, acz zagubionej znajomej.
  18. zawsze podchodź doń ostrożnie nasrożone to okropnie strach się bać a lęk uciekać w sumie jednak miło czekać kiedy z tym posiedzisz trochę lęk twój zmieni się w ochotę i już nigdy nasycony nie odejdziesz dobrowolnie od tej, która z takim krzykiem chętnie miele wciąż językiem skrywać uczuć, mysli tabun nie jej cel i nie jej zawód zawód przeto przydać zdoła bo choć nie znać, furii skora wtedy oczy jej z zapałem na wierzch wyjdą, usta małe wnet poczerwienieją szczerze gdy na ciebie zamach bierze niepokorna, niezbadana nie zna ta nad sobą pana nic nie umknie jej uwadze iść chce? - idzie, kłaść się? - kładzie Warto poznać ją też bliżej anioł krzyczy, diabeł ciszej tak oboje szepczą słowa których jej też strzeże głowa zawsze jednak wierna sobie kark ma sztywny, olej w głowie może się uparcie spierać jednak ukryć już się nie da pojmij Paulino w końcu promieniejesz równie Słońcu każdej chwili swojej nie szczędź, by blask ten jeszcze upiększyć już niedługo, mam nadzieję też zobaczysz co się dzieje proszę ciebie więc tylko o jedno bądź nią nadal, bądź królewną
  19. ręką wodzę po pościeli jak wędrowiec w himalajach prąc do przodu - wgłąb topieli tułacz obcy w obcych krajach szedł bez wody bez wytchnienia mając tylko przed oczami cel jedyny, upragniony ten, którego nikt nie splamił sam przedzierał się przez mrozy skały czując po omacku aż stopniały śniegi, zaspy w cichym szepcie, w ciemnym blasku Wzgórza chętnie go przyjęły w falującym ruchu trwając z każdym jego silnym krokiem prześcieradło przesuwając Dziwną moc miał dotyk jego Bo gdzie stąpił nagą ziemię wnet pokrywał dywan kwiatów rosząc teren - mokre plemię przemierzyły stopy jego przestrzeń niezmierzoną całą - drżący grunt krokami mierzon nic nie stoi co gdzie stało aż wytrwały doszedł celu tak samotnie u wrót stojąc niestrudzenie szedł mil tyle więc wpuszczony został nocą
  20. Panie Jakowiec, czy Pan zawsze pisze wierszem?
  21. Najważniejszemu z mędrców zadano pytanie. Szanowny pan Mędrzec odpowiedział na nie. Nikt nie zrozumiał słów Mędrca ni w ząb. Każdy pomyślał: więc ja jestem głąb. (rok) Po roku pytanie czyjś giermek ponowił (gdy Mędrca zapytał okropnie się spocił) Każdy wsłuchiwał się w Mędrca odpowiedź Nikt nie potrafił znów sedna jej dociec (rok) Gdy minął kolejny rok bez odpowiedzi Dziecko niechcący spytało raz trzeci Nikt ich nie słuchał - cichutko szepnęło Każdy - wciąż żyją, a dziecko - usnęło.
  22. Chociaż bardzo łatwo usprawiedliwić jego brak - brakuje mi rymu. Zaskoczenie. 4 ostatnie wiersze są bardzo impresywne. Czytając, przez chwilę, naprawdę poczułam się głupio z powodu wiary w... anioły. Podoba mi się.
  23. ciemny kaptur wdzieję czarnej nocy szatę zło mnie nie dosięgnie ty mnie nie zobaczysz nocy mroki czy ciemności tyś pieczęćmi naznaczona w mroku mi świetlistą będziesz w moim świetle mrok twój skona zdążę po kryjomu za horyzont spłynąć bez tchu drogą biegnąc zmysły twoje myląc dusza twoja mi powolną serce twoje ja rozprułem tu, gdzie będziesz zawsze - przy mnie żaru wieczną więź wykułem opuść serce, myśli chociaż tobie stoją mogę jeszcze wierną rozporządzać wolą twoja wola nic nie znaczy ja jej królem jestem, byłem odkąd zna mnie - tyś zdradzona zbroję serca rozkruszyłem czemu dręczysz duszę? co intencją twoją? cierpień mi przysparzać? ja wysiłki zdwoję! za twój jeden włos, za rzęsę by nie spadła w proch tej ziemi zniszczę łotra, co się ważył dotknąć cię zbrodniami swymi tyś oprawcą moim! serce chce do ciebie pierś rozrywa krwawo żywcem w czerni grzebie! Ja stworzony dla twej klęski? źle pojmujesz czyny moje żyję, aby kochać jedną i dlatego do cię gonię przecież ty uciekasz ciągle trwogą lica ci zachodzą ja nie mogę cię poniechać bo ty nie dasz mi pokoju dręczysz nocą, dręczysz w słońcu każesz znaleźć oczy swoje to dla ciebie duszę męczę i dla ciebie cierpię znoje wiem, że jesteś zagubioną nie wiedziałaś przed kim znikasz jednak daj mi poznać siebie i odetchnij przy mnie cicha
  24. Czytanie tego wiersza przypomina wchodzenie po schodach. Wiesz... przy Twoim wierszu wjeżdżałam windą 70km/h zadowolona, pełna nadziei, tylko... no cóż, w pewnym momencie zabrakło prądu. Pierwsze 6 linijek - imponująco (naprawdę profesjonalnie); 7 - zgrzyt ze 'śmigłymi', ale siłą rozpędu ciągnie w górę; 8 - oj... 'rączy' mnie zniechęcił.
  25. a mi się podoba 'Gdy patrzyszna mnie w ten sposób' - wyglądałoby, że Ty [u]naprawdę[/u] jesteś oszołomiony sposobem w jaki ona na Ciebie patrzy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...