Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Catalina Acosta

Użytkownicy
  • Postów

    652
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Catalina Acosta

  1. Hmm..na miniaturę będzie to - Izabelo - za mało (i to piszę ja - zwolennik cięć!). Nawet w wersji kieszonkowej. Tym razem - coś bym dodała na początku. Jeden wers. I bez kropek w tytule. I w miniutworze. Pozdr. Cat
  2. Catalina Acosta

    Obok

    Wersyfikacja i interpunkcja - bo jest bardzo niechlujna. Powtórzone "trafiając" - "trafiajace" - moim zdaniem nietrafione. "Zęby pustki" też mi zgrzytają. "zabudował świadomość czasu dziejącego się dziś i jutra" - bardzo ładne. Można z tego zbudować całkiem dobry kawałek. Pozdr. Cat
  3. Catalina Acosta

    gmeranie

    A ja się zgodzę z Bezetem. Poza jednym - niech jest krótko. Bardzo mnie ujęłaś. Cmok, Cat
  4. Jestem za początkiem (kochać się przesadnie - mniam) i za końcówką. Środek mi skrzypi. Wykreśliłabym "zaszłam". "na" chyba też. Jest klimat, są zgrabne słowa - to, co lubię. Cmok, Cat
  5. Wycięłabym fragment o latach świetlnych. Może coś jeszcze - jak to ja. Generalnie - wiersz mnie ujął - ciepły, powolny, leniwy...dobrze napisany. Cmok, Cat
  6. Ja też, Włodku, ja też... Cmok, Cat
  7. Gracias wszystkim za wizytę, za "+" i "-", za rozstania i powroty! ;) Cmok&cin-cin! Cat
  8. Z "u-u" zgadzam się w zupełności. Bezet (nie słucham nikogo, wiesz że taki charakter mam) - pokombinuję coś w Twoją stronę ;) Cmok, Cat
  9. Szeptać będę Wbrew Twojemu Jeszcze Uchyl mi usta Na wskroś Twarzy Rozkołyszę biodra Oddechem Rozpuść mnie Niech boli Cyniczne Pragnienie Tak
  10. X Donato miał zadzwonić na drugi dzień. Nie zadzwonił, ale Oksana – zawalona pracą – nawet tego nie zauważyła. Przypomniała sobie o nim trzy dni później i posłała mu SMSa. Odpowiedział jej na drugi dzień. Też miał dużo pracy. Zaproponowała spotkanie w weekend, ale on nie mógł. Już wtedy zaczynali się mijać. On zadzwonił do niej. Zaproponował spotkanie – ona nie mogła - miała konferencję. Nie myślała o nim wcale aż tak często. Nie wtedy. Teraz myślała co dzień. Sto razy na dzień – każdą wolną myślą. Na przykład właśnie tą. Przed przyjazdem do Londynu Oksana spotykała się z kilkoma mężczyznami. Najbardziej pociągali ją smagli i ciemnoocy. Ostatnim był pewien Turek – mówiła na niego Faun. Ale Oksanę szybko zmęczyły propozycje Fauna. Chłopak był chłopakiem „na chwilę” i Oksana nigdy nie wiązała z nim swojej przyszłości. Zaprosił ją do Turcji. Kochał namiętnie i prosto. Bez finezji. Nie przeszkadzało jej to. On chciał ją zatrzymać. Ona nie chciała zostać. Chyba się rozstali. Chciała częściej widywać Donato, ale on nigdy nie miał czasu. Coś ją do niego ciągnęło. On to od siebie odpychał. I choć nie było wiadomo co to, choć w zasadzie nie było jeszcze czego odpychać i ku czemu podążać, jedno zdawało się gonić, drugie uciekać. Oksana goniła - nie uporczywie, nie namolnie – nigdy taka nie była, nie zwykła się narzucać. Może wtedy powinna? Może popełniła błąd? Co z resztą między nimi było? Nic. Dwa spotkania, kilka rozmów telefonicznych i SMSów. Podświadomie Oksana czuła od pierwszej chwili, że coś ich połączy. Podświadomie musiała przeczuwać i ból, skoro nie dopuszczała do świadomości faktu istnienia między nimi tak silnej więzi. I potem nagle przyszła do niego. Zrobił kolację, wypili wino. Oboje po pracy, usiedli na kanapie. Czas uciekał bardzo szybko. Kochali się też na kanapie – najpierw gorączkowo, potem namiętnie. Oksana miała nieogolone nogi – było jej wszystko jedno – liczyło się, że on jest blisko, że jest w niej. Spała w jego koszulce. W jego ramionach. Po śniadaniu poszli do miasta i znów uciekł im dzień. Powiedziała mu, że musi wracać do Polski. On jej nie zatrzymał. Chciała, żeby poprosił, by została. Nie powiedział tego słowa. Może i nie pomyślał. Nie zatrzymał jej. Złamał jej serce. Budowała scenariusze – co by było, gdyby zrezygnowała z tej konferencji? Gdzie by się z nim spotkała? Co by sobie powiedzieli? Gdzie by pojechali na urlop? Gdzie kupiliby dom i jakie imiona nosiłyby ich dzieci? Scenariuszy było co najmniej kilka. Traciła czas. Donato napisał już inny scenariusz i to jego scenariusz doczekał się realizacji. Niezależnie od tego, jak ona przebuduje swoje, nic z nich nie będzie. Bardzo starała się zdyscyplinować, ale czuła, że bez tych myśli coś w niej umrze. Coś, co umrzeć powinno, by było jej lżej. Coś, co ona pielęgnować musiała, bo...bo wciąż miała nadzieję. Nadzieja w przekonaniu Oksany nie była bezpodstawna. Oksana bowiem wiedziała. Wiedziała, że kiedyś będą razem – a do tej pory ona musi go kochać, by dać im drugą szansę, gdy przyjdzie właściwy czas. Wiedziała, że tak się stanie i był to ten sam rodzaj wiedzy, który kazał jej podążać za tlenkiem azotu. Oksana wracała do stanu emocjonalnej równowagi. Czuła się zdrowsza. Potrafiła czekać w sprawach zawodowych. Nauczyła się czekać na szczęście w miłości. Banał. Do niektórych to szczęście nie przychodzi. Nie chciała tak myśleć – i nawet nie potrafiła. Wiedziała, po prostu wiedziała, że do niej przyjdzie. I że ona będzie gotowa. Ta myśl ją uspokajała. Pogodziła się z tym, że Donato ma dziecko. Że ma żonę. I że ona nienawidzi żony! Że on dzwoni kilka razy w tygodniu. Że on sypia z tamtą. Pogodziła się ze wszystkim, ze wszystkim, co było konieczne, tylko nie z tym, że go utraciła na zawsze. Nie na zawsze. Na długo. Ale nie na zawsze. XI Baśka działała według planu. Postanowiła przedstawić dziewczynom Artura. Zdecydowała, że działać będzie systematycznie i powoli. Najpierw zapozna go z Oksaną. A potem będą mogli spokojnie spotkać się z całą resztą. Baśka mieszkała w dużej, poniemieckiej willi z ogrodem i - z matką. Każda z kobiet miała wyznaczone swoje „terytorium”, ale w zasadzie nie było to potrzebne. Dużo czasu spędzały razem. Razem chodziły na zakupy i razem jadały. Oglądały filmy i przekomarzały się na okrągło. Ojciec Baśki zmarł kilka lat temu – jeszcze gdy była w Niemczech. Matce było ciężko samej utrzymać dom, ale Baśka nie chciała go sprzedać. Pomagała mamie finansowo, przyjeżdżała na święta i wakacje. Te dwie kobiety świetnie się rozumiały. Obie były uparte, ale każda w odmienny sposób. Matka była święcie przekonana, że jest – niemal – nieomylna, Baśka natomiast upierała się bardziej dla zasady i z natury. Obie lubiły popijać – Baśka czerwone wina, mama mocniejsze trunki. Nie tylko się przekomarzały, ale i nie raz kłóciły. Były to jednak szybkie wyładowania i trzaśnięcia drzwiami, podniesiony głos i obrót na pięcie, po których następował „w tył zwrot” i wszystko wracało do normy. Nie potrafiły się na siebie gniewać. W domu nigdy nie było ciszy, zawsze coś się działo, często bywali goście. Obie kobiety były towarzyskie, ale prym wiodła mama. Mama, piękna jeszcze kobieta - zresztą też Barbara – budziła zachwyt wszystkich. Zawsze elegancka, szczera i dosadna w niezwykle subtelny sposób, w mig zjednywała sobie otoczenie. Miała oczywiście wrogów – były to panie. Barbara była niezwykle mądrą kobietą i to mądrą w sposób życiowy. Była damą w każdym calu, która potrafiła się bawić, którą uwielbiali i szanowali mężczyźni. Miała przy tym własne zdanie, którego na dodatek potrafiła skutecznie bronić, gdy zaszła taka potrzeba. To budziło zazdrość kobiet. Ale Baśka starsza otaczała się kobietami swojego pokroju, więc w jej kręgu zazdrości nie było. A niechcianych osób na bankietach, czy weselach nie sposób uniknąć, więc Baśka się nimi nigdy nie przejmowała. Stratę męża przeżyła niezwykle boleśnie. Bardzo się kochali. Wspominała go przy każdej okazji, myślała o nim co noc, co poranek. Nie poddała się jednak, wiedziała, że ma po co żyć, że o n bardzo by chciał, by żyła pełnią życia. A ona postanowiła spełnić to życzenie. Chciała doczekać wnuków. Chciała być przy córce. Te kilka lat spędzone bez niej wydawały się jej puste i stracone. Gdy Baśka oznajmiła swój przyjazd, Baśka starsza z wrodzoną sobie energią i zapałem wzięła się za odnawianie domu. Całe dnie jeździła autem między Castoramą, Ikeą i innymi budowlanymi sklepami, załatwiała fachowców, pilnowała terminów i spała snem dziesięciolatki. Córka wróciła do domu. Dziś był ważny dzień, bo na kolację przychodziła Oksana. No i miał być Artur (został przedstawiony mamie już jakiś czas temu i bywał w domu regularnie). Oznaczało to niechybnie naprawdę poważny związek. Skoro dwie najważniejsze kobiety w życiu jej córki miały poznać tego mężczyznę, Barbara nie miała wątpliwości, że córka coś zamierza. Po prawdzie bała się trochę, że może zechcą zamieszkać z Arturem osobno, ale postanowiła się nie wtrącać. Było kilka „najgorszych rzeczy w życiu” i Baśka wystrzegała się ich jak ognia – jedną z takich rzeczy było wtrącanie się, gdy nikt nie prosi. Zresztą, dwie Baśki znały się jak łyse konie i rozumiały bez słów. Cdn
  11. Catalina Acosta

    bezsennik

    Cześć Kociaku Mój! Hmm...tylko tyle napiszę. Ty wiesz. Cmok&cin-cin! Cat
  12. Catalina Acosta

    Burza

    W zasadzie to nie lubię tego typu utworów, ale musze przyznać że całkiem ładny obrazek namalowałaś, My Fair Lady. Topole mnie wyciszyły...dziękuję. Pozdr. Cat P.S. Cmok&cin-cin
  13. No tak...wiele hałasu o nic... Pozdr. Catalina
  14. Brawo! Widzę, że w międzyczasie inwencja twórcza... Radzę więcej seksu, mniej narkotyków i alkoholu - no i zero takiego "pisania". Catalina
  15. Wiesz, Meo, ja się w tym wierszu nie odnajduję. Nie czuję się na tyle pewnie, by napisać, co jest nie tak. Po prostu brak mi ...tego czegoś. Ale to mnie. Pozdr. Cat
  16. Zdecydowanie do poprawy. Są dwie części wiersza i - niepotrzebnie - się różnią. Zaburzony jest rytm utworu. Można ładnie porymować - albo wcale. Widzę, że Autorka ma nieco wyczucia. Do pracy = poprawki! Pozdr. Cat
  17. Agnieszko - mnie nie przekonujesz. Forma i techniczne dopracowanie jest ok. Brak mi treści. Pozdr. Cat
  18. Mea...stać Cię na lepsze. Widzę tygrysią kontynuację, bo Cię czytam, ale...może to kwestia gustu. Jestem na nie - po prostu nie zapamiętam przekazu. Jest dobrze, poprawnie itp. Pozdr. Cat
  19. Catalina Acosta

    vidi

    Po pierwsze - zastanawiam się nad konstrukcją czasu w tym wierszu. Pierwsza część - to czas przyszły, druga - teraźniejszy. Jeżeli tak ma być - to warto to zaznaczyć choćby podziałem na dwie zwrotki. Końcówka wiersza zupełnie mi nie odpowiada. "i nagle ktoś bulwersuje mnie swym pięknem zazdroszczę mu zgniłej pomarańczy w koszyku" - gdyby nie ten fragment, wiersz przeszedłby u mnie bez echa, na zasadzie przeczytane - zapomniane. Ale ja zobaczyłam te pomarańcze - i to o poranku. Pozdr. Cat
  20. "tysiące zachodów słońca później jabłka wciąż czerwone" - ładnie się zaczyna. "Soczysta słodycz", "wije się wężem", "wilkiem wygłodniałe", "wrząca lawa", "rozkoszy łące" - poszukałabym innych słów. Innych - nie znaczy "bardziej wzniosłych", czy "szumnych". Chodzi o słowa "perełki", dobrane, wyszukane, a nie oklepane. I na tym forum walczę właśnie o te słowa. Pozdr. Cat
  21. Dwa "twoje" - są ok i efekt jest taki, jak Pani napisała. Trzecie - "uścisku twoim" - już nie jest ok. Zgrzyta. Pozdr. Cat
  22. Nie napisałam, że trzeba ubarwiać i uwznioślać. Napisałam, że uważam pewne elementy w tym wierszu za banalne. Takie jest po prostu moje zdanie. I jest ono - siłą rzeczy - subiektywne. Jest w tym wierszu dużo piękna i po prostu uważam, że "podcinanie" utworu tylko mu szkodzi. Warto popracować nad słowami, bo jest nad czym. Powinien stać się melodyjny, a jest szarpany. "Dziś wspominam tylko te chwile , które przychodzą do głowy." - czy można wspominać chwile, które nie przychodzą do głowy? Jeśli coś nie przychodzi do głowy, to się tego nie wspomina. Czy też jutro peel będzie wspominał te, które nie przyjdą? (Oczywiście re może być w stylu - "wszystko można"). Uważam też za szkodliwe powtarzanie "twoich" - "twoim". Pozdr. Cat P.S. Jestem za łamaniem kanonów, stereotypów, reguł - ważny jest sposób, w jaki się to robi - to tak na marginesie i nie koniecznie całkiem a propos.
  23. Panie ktotam - wszystko jest pojęciem względnym, niestety żyjemy w relatywnym świecie. Wyznaję zasadę, że o upodobania i kolory nie należy się sprzeczać. To, co ja uważam za dobre, wcale takim nie musi być w oczach innych. Jeżeli coś brzmi dla mnie "banalnie", to tak napiszę - i wcale nie oznacza to, że jest to coś, co jest często widziane w tekstach poetyckich. Pozdr. Cat
  24. "Jak w Antyfonarzu zamkniete pieśni tak ja zamknięta w sobie tobie niewierna" "Niewierna tobie w Antyfonarzu zamknęłam nasze rozmowy" Z tego można zrobić klamry spinające wiersz. Pozostałe elementy są banalne - na czele ze skrzydłami miłości - choć rozumiem zamysł. Proponuję jeszcze popracować z tym tekstem. Pozdr. Cat
  25. Eh, Oleńka... "oczmami" - tu jest literówka. Tytuł nawet interesujący. Treść - nieco klapa. "spotkać twojego wzroku za rogiem ulicy" - to brzmi śmiesznie. Owszem - można tak napisać, ale cały wiersz musiałby być napisany tak, by słowo "spotykać" miało właściwy sens. Tu - tylko smieszy. Ten płaczący kasztan - trochę żałosny. Wg mnie niepotrzebnie powtórzone "przepraszam". No i końcówka też nie zachwyca. "nie zachwyce ciała powietrzem" - to uważam za dobre. Nie mogę odmówić pewnego klimatu temu wierszowi, ale proponuję jeszcze go dopracować. Pozdr. Cat
×
×
  • Dodaj nową pozycję...