Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Natasza Dziedziejak

Użytkownicy
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Natasza Dziedziejak

  1. zanim pomyślę co chciałam powiedzieć miałam jeden dzień nauczyć się grać na flecie jem kalafior miałam przechodzi w drugi pada deszcz specyfika tego miejsca mojego otoczenia aura szarości wcale nie od fajek śniło mi się parę dni temu że idę z chłopakiem przez las jest gęsta mgła nic nie widać jestem w knajpie może nawet Pani Ka patrzę w lustro i mam totalnie duże źrenice czarne ogromne nie widać tęczówki potem otwieram drzwi przygniata mnie słońce jak walec [sub]Tekst był edytowany przez Natasza Dziedziejak dnia 21-08-2004 18:38.[/sub]
  2. Patrycja: hmm, może i racja z tym skondensowaniem, sprubuję coś pozmieniać, również dzięki pozdrawiam obie panie
  3. Jestem w labiryncie luster. Otoczona twarzami. Otoczona stęchłym mięsem. Rozwieszam skórę jak baldachim. Kolejna bezsensowna rzecz. Za niedługo będę wyrażać się tylko w ten sposób. Wszystko jako symbol. Będę czerwonym krzyżem z napisem Caritas. Światełka z choinki wokół głowy. Ikona. Oto jestem. Proszę czcić.
  4. ciche uśpione popołudniem miasto klei powieki dachów ze sobą Łączy się przestrzeń nieba Tekturowy świat kolekcja blaszanych pudełek Odwracam wzrok w drugą stronę Ale jest jedna strona Zamykam się i powoli otwieram Jak powój Otrzepuje z kurzu Wbijam paznokcie do krwi głęboko Poczucie czegokolwiek By dało się zaspać spokojnie Budzić co rano jak reszta Reszty nie ma Istnieje tylko ja Ciche uśpione miasto wydłubuje sen zza dziąseł ulic
  5. . [sub]Tekst był edytowany przez Adam Szadkowski dnia 19-06-2004 23:47.[/sub]
  6. spróbuję zrobić wersję alternatywną, bardziej subtelną, chociaż upieram się, że ta odrobina brutalności jest tam potrzebna, dziękuję za komentarze i pozdrawiam
  7. możliwe, całkiem możliwe:)jeśli jeszcze pod pseudo Aditya :)
  8. nie wiem czy pójście na łatwiznę czy próba podkreślenia, potrzebowałam tam mocnego słowa
  9. Zaczęłam się leczyć w zielonym szpitalu. Zgniłozielonym. Jak wnętrze duszy. Opowiadałam podłodze wszystkie historie swojego życia. Przytakiwała. Robiłam przerwy na tabletki. Dużo piłam. Dużo piję. Nie palę. Święta wyrocznia podłogi orzekła: jeśli nie połamiesz kości podczas rzucania się o ściany to przeżyjesz. Tak się stało. Siedziałam w kucki i głaskałam się po głowie. Ściągałam skarpety z nóg i zakładałam. Przychodzili karmili mnie z łyżeczki a ja plułam jedzeniem po ścianach. Brałam swoje gówno w dłoń i lepiłam z niego rzeźby. Ustawiałam potem na parapecie. By wyschło na słońcu i skruszało. Miałam plany na przyszłość. Więcej rzygać mniej czuć. Tak było. Często. Najniższy stopień degradacji Ciała umysłu ducha. Siedziałam na parapecie czekając aż skruszy mnie słońce. [sub]Tekst był edytowany przez Natasza Dziedziejak dnia 19-06-2004 19:54.[/sub] [sub]Tekst był edytowany przez Natasza Dziedziejak dnia 19-06-2004 23:44.[/sub]
×
×
  • Dodaj nową pozycję...