Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Archie_J

Użytkownicy
  • Postów

    420
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez Archie_J

  1. Cytat
    Łatwe rozwiązanie; wielkie bum! i po problemie. A gdzie gorycz, gdzie pustka nie do zapełnienia, gdzie oswajanie się z samotnością, gdzie poczucie, że nowe szczęście ma zbyt wysoka cenę? Czyta się gładko ale pozostaje niedosyt...
    Pozdrawiam - Ania


    Rzeczywiście pozostawiłem nieco niedosytu, dziękuję za zwrócenie uwagi, kolejnym razem będzie do syta ;)
    dzięki za komentarz,
    pozdr.
  2. Usiedli w ogrodzie. Wcale niezadbanym. Krzewy róż przysychały za sprawą intensywnych promieni słonecznych. Pojedyncze płatki unosił delikatny wiatr, wirowały przez chwilę w górze, po czym opadały chaotycznie, bez żadnych reguł, bez wcześniejszych planów.

    - A jaka będzie przyszłość? – spytała odgarniając włosy z twarzy.
    - Nie wiem, niczego już nie wiem.

    Powiedział to, co myślał, rzeczywiście ostatnio niewiele mógł przewidzieć. A jednocześnie widział jej ból, znał jej każdy grymas, najmniejszy gest, który zdradzał, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała.

    - Ty nigdy nie mogłeś mi nic obiecać, zawsze tylko uśmiechasz się głupio i mówisz, że jakoś to będzie. Ale ja wiem, że nic się nie wydarzy. Nadejdzie koniec… - przez przejrzyste szkiełko jej nowych okularów w blasku dnia zalśniła łza, najpierw jedna, mozolnie próbowała wydostać się z okolicy oka, by już za chwile nabrać prędkości i spłynąć po zarumienionym policzku. Potem druga, trzecia i kolejna. Podał jej chusteczkę.

    - Przepraszam, masz rację. Jak głupiec łudzę się, że podołam tym wszystkim zadaniom. Wyobrażam sobie, że pogodzę życie zawodowe z prywatnym i nikt na tym nie ucierpi. Ale ty wiesz, że to się nie uda, znasz realia, znasz mnie. Potrafię tylko mówić, unikać odpowiedzi…

    Uniósł się i wstał, po czym znów opadł na wiklinowy fotel. Przez chwile siedzieli tak w milczeniu. Unikali spojrzeń, ona odwróciła głowę, on przyglądał się, jak kilka mrówek targa wielki okruch po betonowej posadzce. Zapragnął być z nimi, stać się tak małym jak one. Może wtedy udałoby mu się uniknąć zderzenia ze światem.

    I nagle rozległ się hałas, wielki odgłos wybuchu niósł się po okolicy. Z policyjnych ustaleń wynikało, że to awaria instalacji gazowej. W jednej chwili nie było już niczego. Ani zgrabnego domu, ani wiklinowego fotela, po ogrodzie rozrzucone leżały kawałki gruzu.
    Nie było ani jej, ani jego…
    Tylko uniesione podmuchem wiatru płatki usychającej róży opadały bezwładnie w miejscu, gdzie przed chwilą rozmawiali…

  3. Hm... taka poezja z grilla wyszła właśnie...
    coś budzi i przygląda się planom, pod wpływem niechcianego odchodzi, zwiodłeś "coś", nie chcesz go a na koniec przychodzi ci myśl, że i tak z cosiem przegrasz, niezdecydowany.

    Nie tym razem, pozdr. :)

  4. Trochę się pobawiłem, proszę nie mieć żalu :) Ogólnie nie przemawia, ale może trochę dopracować?

    [quote]Utytłany w popiele
    z krwią
    brnę przez mokradła

    na drugą stronę
    dotrzeć pragnę
    niekompletny

    bez nóg i rąk
    lecz z głową na karku
    i z sercem

    próbuję wytrwać
    nic mnie nie złamie
    co najwyżej wzmocni

    dopadnę kiedyś drani
    sprawców piekła
    wymierzę im sprawiedliwość
    bez-praw-nie




    pozdr. :)
  5. Cytat
    Ten wers jest nadzwyczajny:
    "nadal bawimy się kłębkiem niepowodzeń".
    Wg mnie wejście - 2 pierwsze wersy - kładą wiersz. "Wypalone ego" zupełnie do mnie nie przemawia, a to "pomiędzy" nie jest chyba dobrym pomostem. Przynajmniej mam takie wrażenie. I motyw przemijania, lęku - nie jest zbytnio świeży. Ale wpisana tutaj młodość huczy - i to jest kolejne pozytywne wrażenie.
    Bardziej na tak.
    Pozdrawiam.


    Dręczy mnie ten początek i pewnie go niebawem zmienię, niech tylko coś godnego w mej główce się zrodzi.
    Dziękuję za odwiedziny i to "bardziej na tak", pozdr. :)
  6. przemknąłem w ciszy między
    wypalonym ego a skrajnymi fantazjami
    gdzieś po twojej stronie
    nadal bawimy się kłębkiem niepowodzeń
    i-gramy z Bogiem w karcianych barwach
    z niemym lękiem nadchodzącej starości
    udajemy że ta burza nie dotyczy naszych mózgów






    takie moje stare wierszysko

  7. Cytat
    ehh, mnie się po nocach marzy, że moim lekarzem prowadzącym jest gregory house... ehhh, a niech to będzie i zwykły hugh laurie... co tam, niech stracę:)


    nie tylko tobie się marzy :D

    hehe... zastanawiające jak to się ludzkie ideały zmieniają, w dzieciństwie każdy chciał, żeby go leczyła dr Queen xD
  8. Nie potrafię, zostałem już pobudzony, moje serce ruszyło z miejsca, przyjemny chłód gdzieś zniknął, może bezpowrotnie. Ostatkiem sił staram się jeszcze wmawiać swojej podświadomości, że jestem zimny, że to wszystko mnie nie dotyczy, ale do cholery, jestem szczęśliwy, z nią, tu i teraz. I nie ważne jest, co dzieje się wokół, choć ta namiastka chłodu pozwala myśleć o doczesności (czyli o biologizmie no i o przyszłości). Dystansuję się jak mogę, bronię rękoma i nogami, ale to na nic. Wpadłem i w tej chwili nie wiem czy bardziej należy się cieszyć czy rozpaczać.
    Może to przez moją głupotę, przez ciągłe igranie z Bogiem, szukanie tych ciągłych potwierdzeń. Ja, niedowiarek, zimny sukinsyn, pieprzony socjopata…
    Czasem tęsknię (to nieodpowiednie słowo), zazdroszczę, że ludzie potrafią mieć swoje urojenia, że Ktoś widzi swojego anioła i z nim rozmawia, obcuje… poświęca życie dla tych imaginacji. Ale nie trzeba mieć wpisanej diagnozy, żeby uczynić swoje życie wyjątkowym, nie muszę być chory na schizofrenię paranoidalną czy mieć nerwicę natręctw, nawet nie muszę być uzależniony od otępiającego mnie leku, który działa na moją podświadomość każdego ranka i każe funkcjonować w tym świecie, mało tego, żąda wręcz ode mnie akceptacji ogólnie przyjętych norm społecznych, których jedynym celem jest zaszufladkowanie ludzi, bez odchyleń, bez debilizmu, bez tych biednych i bogatych, złych i dobrych… Wystarczą one…
    Słowa… moja najsilniejsza broń, jedyny atrybut, który pozwala mi żyć, teraz, w długi czwartkowy wieczór, zamkniętemu w pokoju (żałuję, że nie w tym bez klamek). Zresztą czas i miejsce akcji w tej bajce są nieistotne, tak jak nie liczy się dzień jutrzejszy i to, w jaki sposób będę tłumaczył moją nieodpowiedzialność oraz brak kompetencji.
    To tylko albo aż słowa, narzędzie ułatwiające rozmowę albo jej namiastkę, czyli wymianę informacji. Konwersację, przez którą łzy leją się strumieniami, egzystencja traci wszelki sens i nadchodzą te najokropniejsze myśli o samobójstwie. Cholera jasna, chyba nie ma nic, co bardziej by mnie denerwowało… Dość dziwnej mody na używanie ciosów poniżej pasa, broni tak chwiejnej, jaką jest groźba odebrania sobie życia. Tym razem granica nie została przekroczona i to na nowo zmusza mnie do potulnego poddania niepewnego losu w czyjeś ręce. I już na stracie (będącym jednocześnie metą błogich swawoli) wiem, że niewiele się zmieni, że tak naprawdę jutro obudzę się i poddam doczesności. Będę śmiał się, narzekał, klął na tych, którzy wydają się mi maluczcy. Wraz z otwartymi powiekami powróci przeklęty optymizm i ta najwierniejsza, matka głupców…
    Znów będę macał namiętnie rękawy płaszcza, mankiety koszuli i wszystko, co mi wpadnie w ręce, ponownie wyglądał będę na tego asa, kartę ratującą życie, przepustkę do wieczności…

×
×
  • Dodaj nową pozycję...