Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Edyta Bijak

Użytkownicy
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Edyta Bijak

  1. Dlaczegoż to o wschodzie wolność ma zapach nocy w moim ogrodzie
  2. I cóż że kwitną wiśnie Cóż że jabłonie Z drzew opadają bezsilne dłonie
  3. Nad czystym strumieniem usiąść, odpocząć zaczerpnąć wody w trudzie i brudzie codziennej drogi I obmyć twarz opłukać nogi Jak konfesjonał w służbie ubogim
  4. "Niecierpliwie, z utęsknieniem i powagą, czekam na Niego, zaskakując samą siebie." Treściwe i lekkie - reszta do poprawek, ale myśle, że dla takich laików jak ja, mógłby być z tego całkiem ciekawy wiersz.
  5. po co słówko "kwitnących"?
  6. Coś w tym jest. :)
  7. Historia może prawdziwa. Jeśli tak, to śmiać się wypada z ludzkiej ignorancji. Nie znałam jej za bardzo. Przelotnie rozmawiałyśmy pełniąc czasem razem dyżur. Miała na imię Wioletta, nie jestem pewna. Żaliła się na okrągło, pytała, czemu ją to spotkało. Pytała dokładnie tak: "Czemu Bóg mnie pokarał?". Słuchałam, w takich sprawach, cóż można powiedzieć. Milczałam. Rok to niewiele dla wdowy. Z czasem zaczełam zadawać pytania, sprowokowana niejasnościami. On był pracownikiem na budowie. Pewnego dnia zrzucili mu coś na głowę z dachu. Nie wrócił do domu. Już nigdy. Być może ktoś poszedł do paki. Ja nie wiem, sprawa ponoć była głośna, ale o niej nie słyszałam. Wiem tylko od niej. Próbowałam jej wytłumaczyć, że Pan Bóg wie co robi, pewnie, to był dla niego najlepszy moment na spotkanie ze Stwórcą. Kto wie, co go później spotka i kim się stanie... mówiłam. Lamenty i skargi z jej ust, gdy z nią rozmawiałam były zrozumiałe. Pewnie był dobry chłopina... Nie? Pijak? I bił ją potem, gdy popił! Wyzywał i kto go tam jeszcze wie co dalej... Mówiła, że teraz jest z kimś innym, tylko jest w Niemczech w delegacji... Myślałam zmyśla, bo ma kompleksy. Gdy kupiliśmy samochód - oczywiście jej Adam - też ma dużą brykę, wróci z Niemiec będzie po nią przyjeżdżał do pracy. Dobrze jej z nim było, skoro on taki układny. Owszem, dobrze, mówiła. I dalej nie wiedziała, czemu Bóg ją tak pokarał... Nie długo tam pracowała, zarobek śmieszny w dodatku na akord a dziewczyna flegmatyczna. Zwolniła się. Po tygodniu podjechała tą bryką ze swoim chłopakiem po wypłatę. Grzeczny, przystojny, niebiedny. Teraz to ja nie wiedziałam, czemu ją to spotkało. Zostać wdową w wieku 21 lat.
  8. To już były czasy, gdy w sklepach przestało brakować towaru, nadal jednak byłam małą dziewczynką. Była zima, późno skończyłam lekcje, w dodatku zasiedziałam się na ślizgawce i zrobiło się ciemno. Wracałam do domu szybkim krokiem, pełna obaw. Śnieg trzeszczał pod stopami, w butach przebierałam skostniałymi palcami, łzy od wiatru ciekły po twarzy… Ale długo się bawiłam, nawet nie zauważyłam, kiedy tak zmarzłam… Mówiłam do siebie w myślach… mama będzie zła jak diabli. Ciężko oddychając rozglądałam się po drodze, czy już mnie ktoś nie szuka. Wreszcie most, jak tylko na niego wejdę to dopiero będzie wiało… O! Ta stara pijaczka… W zasadzie nie była stara… tylko dzieci tak za nią wołały… No ale młoda to na pewno nie była! Pomyślałam dziecięcą główką nawet z obrzydzeniem! Auuu co jest?!!! Krzyknęłam nagle gdy tabun rozpędzonych chłopaków strącił mnie z dróżki, pchając w zlodowaciałe wysokie bruzdy… Rozwydrzone bachory z nowego osiedla! A kogo oni się uważają? Czy to rodzice ich tak nauczyli, że do wszystkiego mają prawo. Nawet nauczyciele ich inaczej traktują – myślałam z wielkim żalem… I to tylko dlatego, że ich rodzice mają kasę! Patrzyłam jak gonią się i rzucają śnieżnymi kulkami pełna nienawiści, na tyle, że zapomniałam o moim strachu. - Jezuś malusieńki!!! O! Teraz to przesadzili… Popchnęli w biegu starszą panią, rower siatka i kilka zakupów wylądowało na ziemi. Po co komu rower w zimie? Wariatka. Wszędzie chodzi z tym rowerem… W zasadzie to większa z niej dziwaczka niż pijaczka, bo zachowywała się czasem tak dziwnie, jakby się spiła. Nie miałam czasu o tym myśleć, bo mi się nagle przypomniało, że sama mam kłopoty. Zauważyłam jeszcze, jak by od niechcenia, że jeden chłopiec na chwilkę przystanął. Stał. Może sekundę lub dwie. Było to takie dziwne… Jakby świat się zatrzymał między nimi dwoma. Chłopiec ze zgaszoną miną wpatrywał się jeszcze chwilkę i zwiał. Pijaczka dalej zbierała zakupy, ściskając w ręce zbite butelki mleka, zawodząc cichuteńko kilka razy: Jezuś malusieńki, Jezuś malusieńki. Jakoś nagle zrobiło mi się jej żal przez chwile. W sumie jednak po co tak rozpacza, jeszcze się skaleczy… W domu jak zwykle dostałam lanie. Było słychać mój krzyk na całej długości ulicy. W tej dzielnicy echo daleko niesie… Wyszedł na balkon. Stary jak zwykle kłócił się z matką o pieniądze. Dziwne, tyle ich mają, po co więcej sobie życie komplikować? Ojciec zaraz trzaśnie drzwiami a mama zamknie się w pokoju i tylko czasem wyrwie jej się głośniejsze chlipanie. Siostra starsza w drugim pokoju, zajęta czytaniem. Jak zwykle nie chce, albo nic nie widzi. Zerknął jeszcze przez szybę, paliło się światło w jego pokoju, słychać przytłumione głosy z kuchni. Serce mu szybciej zabiło, wyciągnął papierosa, nie wiedział czemu ale miał ochotę zajarać… Zapalił zapałkę, płomyk oświetlił jeszcze bardzo dziecięcą twarzyczkę. Hmmmm… co za smak, nawet się nie zakrztusił, rozkoszował się dymem w płucach i wokół zimowym zapachem. Powoli wracał do rzeczywistości. W uszach znowu zaczęły pojawiać się dźwięki. Jakiś płacz niedaleko, krzyki na lodowisku w oddali, kłótnie przyciszonym głosem… (jakby on nic nie wiedział). Przypomniał mu się wypadek na moście. Wpadł jak tornado na tą starą… Bach! Trzask butów na śnieżnej pokrywie. Klip. Cicho przymknięte drzwi ich pokoju. Nie on tu dłużej nie wytrzyma! Już słychać ciche chlipanie mamy. O co staremu znowu tym razem!!! Miał ochotę trzasnąć, ale wyszedł cichutko z domu. Nie wiedział czemu, ale nie wolno mu trzaskać! Szedł po cichu, po czyichś śladach, przeszedł na drugą stronę ulicy. Tu było słychać płacz wyraźniej- widział przez okno jak stara pijaczka nosi dziecko na rękach… Późno już było dla niego, ciemno… Co ona tam jeszcze szeptała?... (Jezuś malusieńki… ostatnie 2 złote). Rozejrzał się, przeskoczył barierkę od ulicy, wpadł do budynku jak bomba. - Co nie ma już mleka?!!! Powiedział z takim impetem i złością, że sprzedawczyni przez chwilę zmieszana nie zdołała odpowiedzieć. - Grzeczniej proszę! - Przepraszam. No nie ma już wcale? - Może się coś i znajdzie… ale… - Ja potrzebuję bardzo… dla dziecka, małego. Uśmiechnęła się dziwacz. Poszła na zaplecze. Przyniosła 3 butelki. - Pan ile sobie życzy? Szły do zwrotu. I niech się pośpieszy, bo już zamykam! - Te trzy biorę. Wyjął portfel, 50 zł. - Drobniej nie będzie, co ja tu poczta, czy bank? - Nie, ale to całe moje kieszonkowe. - Dobre, niektórzy tyle zarabiają… Butelki wziął pod pachę. Jakoś droga w tą stronę dłuższa. Na Boga, jak na tym moście wieje. Stał pod oknem, chwilę sparaliżowany. Za oknem cień śmigał po suficie. - Już dobrze… ciii… nic ci teraz nie poradzę… Wycie dziecka było żałosne. Z klatki schodowej wyszedł mężczyzna. Ględził brzydkie słowa pod nosem. Strach wejść w to miejsce, ale co tam! Wbiegł szybko po schodach, drzwi chyba czwarte. Mleko położył, wyjął pieniądze z kieszeni. Bam bam bam, zastukał z całych sił i w nogi. Siedział potem na balkonie całkiem spokojny. Nie potrzebował już palić. Świecił księżyc, noc była całkiem spokojna. Wcale się nie bał. Nie rozumiał tego, ale nagle miał siły słuchać kolejnych kłótni w domu.
  9. Naprawdę ładne.
  10. Fakt! Dlatego od dzisiaj przechrzcimy go na jakiegoś braciszka... :)
  11. Stały tak z wybałuszonymi oczyma. Skierowane w ten sam punkt. Przyszła im jedna wspólna rzecz na myśl. Równocześnie. Jaki śmiesznie wklęsły brzuch. Biedaczek. Jakby wychudzony na kość, co za paranoja! Żebra widzieć i inne kości, prawie cały szkielet. Nieboskie stworzenie... Była ich setka a może dwieście. I tylko w tej wiosce. Głód taki, że strach o akty kanibalizmu. Ponoć jakaś matka zjadła swoje martwe dziecko. Gdzie ten transport sanitarny?!! Obiecali, że przyślą przed suszą. Zwyczajnie się rozpłakał. Ukrył twarz w dłoniach, kciukami przytykając uszy. Wył jak wilcze szczenię, łzy , czuł że gorące, płynęły z nadgarstków do łokci. I biskup jakiś także obiecał zebrać datki po parafiach… Musi się pozbierać, musi, nie ma na to wpływu. On ma robić swoje, tyle, co może. Reszta nie jego broszka. O! Już wieczór... Trzeba jak zwykle zdjąć habit do prania!!! To wszystko, co może na dzisiaj zrobić… myślał siedząc na skamieniałej ziemi i ściągając przez głowę długą szatę. Utkwiona jednak jeszcze przy nadgarstkach – została przyciśnięta do twarzy. Z całych sił. Bujał się w miejscu przez tą chwilę, wydając dziwne gardłowe dźwięki. A ściskając obie pięści uderzał nimi w czoło, raz po raz całując je jakby w modlitwie. Wziął głębszy oddech, gdzieś daleko, daleko odpłynęły jego myśli. Siedział tak prawie nagi mężczyzna miętosząc bezwiednie swą szatę w dłoniach. Zupełnie zapomniał o tych chodzących szkieletach dzieci, patrzących nierozumiejącymi oczyma na swoje równie głodne, tylko bardziej udręczone matki. Stały tak z uniesionymi w górę oczyma. Gapiły się jeszcze przez chwilę na ten brzuszek. Jedna zmarszczyła brwi a unosząc kącik ust – dość mocno w górę, otworzyła je szerzej – z obrzydzeniem w wyrazie twarzy (kto by pomyślał – nawet na taki widok). Wyszły z kościoła. Zdjęły oczy z krzyża, przerażone profanacją artysty. Paranoja! Powtórzyły. I to ten krzyż miał tu być jak relikwia?!!...
  12. Ładny wierszyk, miło się czyta. Moim zdaniem rym tutaj psuje, ale jeżeli się Tobie pdoba... "nasycanie zdobywcą spojrzenie"
  13. Wiersz bardzo mi się podoba, przyznam jednak, że czegoś w nim odrobinę brakuje. Wzbudził jednak zachwyt, zadumę, i jeden uśmiech. O taki :)
  14. Tylko byś był Nic więcej Tylko był Zupełnie nic nie chcę Jak ta kropka jest tutaj O tu: „ .” Jak na mym Sercu Słodkiego miodu plaster
  15. Nie ma słów które wyrażą krzyk nie ma rąk które ukoją ból Nawet brakło łes na języku odkąd cie nie ma cisza i spokój w stolicy Krzyku
  16. Cytat z Ewangelii Marka 4,9: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!"; nie z "Ocalenia" COMY. dziękuję za miły komentarz. Pozdrawiam. Edyta Bijak
  17. Zazwyczaj gdy się rodzą jest podwójne szczęście – tu jednak była podwójna rozpacz. Pielęgniarka przyszła raz zobaczyła, że matka umie przewijać pieluchy, oraz że odpadł pępek i od tej pory zostały na pastwę losu. Tfu! Co ja mówię – na pastwę matki! Ojca nigdy zresztą nie widywały, bo nawet jak się pojawiał – spał pijany. No może raz przyszedł trzeźwy – zobaczył upomnienie z biblioteki i przypomniał sobie, że ma dzieci. Lał tak długo, aż musieli uciszać sąsiedzi!!! Dobrzy ludzie, nie ma jak oczy sąsiada… Nieraz lądowali przez nie na milicji… oczywiście za kradzież ogórków kiszonych z piwnicy lub, kompotu z truskawek. Oh w tej naszej dzielnicy – nie mamy żadnych przyjaciół myśleli. I była to prawda. Zresztą takim bachorom, to już nic nie pomoże, mówili inni. Nie wiem jak miała na imię, bo mi nie powiedziała. Była tak nieśmiała, że ledwo oczy unosiła znad rzęs, kiedy mówiłam jej "cześć mała". Chyba się bała że zaraz zacznę się z niej nabijać, lub wyzywać. Ale za którymś razem odważyła się uśmiechnąć i patrzyła mi przy tym prosto w oczy. Zrozumiałam wtedy, że coś się wydarzyło. Jakby czas przez chwilę inaczej płynął… I odtąd już tak trwał. Skuliła się pod pierzynką. Dusiła w dłoniach swojego misia, utulonego między szyją a kolanami. Biedaczek miał już mokrą główkę od jej łesek! Bezduszny jak pień nie słyszał jednak, jak łka, by ją pocieszyć. "Ty głupi misiu", mówiłam ci, że jesteś głupi! Dlaczego mnie nie kochasz? Przecież ja dla ciebie jestem dobra. Mówiła i przestała na chwilę płakać, może się zamyśliła. Chyba dziecięcym spojrzeniem ogarnęła jasno sytuację, bo przytuliła go mocniej do piersi (jakby świadoma że jest on bez winy). I nie oskarżając już nikogo, tylko spazmatycznie wzdychała: "Nikt mnie nie kocha" – sto razy po sto. Gorące łzy ciekły po klejącej się twarzy. Stanął jej nagle obraz przed małymi oczyma: czyjś ciepły uśmiech… spokojny głos mówiący cześć… "Może ona mnie chociaż lubi?". Bezwstydnie wytarła smarki palcami lądując z tym na pościeli. Zadumana przestała się, jak co dzień, nad sobą użalać. Pani… (uśmiechnęła się rozmarzona). Przechodziła przez ich podwórko i szła dalej, pchała przy tym wózek z dzieckiem, później z dwoma (jedno dreptało). Zawsze mówiła jej "cześć", choć się nie znały, ale uśmiechała się do niej tak ciepło... Gdy ją spotkała, miała później udany dzień, bo już tylko od tego była szczęśliwa… że nic się nie liczyło, ani lanie, ani krzyk matki. Wszedł do kuchni, otworzył chlebak, nie było nic do jedzenia…. Chciał wyjść, ale głód go zatrzymał w środku i szukał po szafkach…nic… ani kawałka. Głupia matka. Gdyby umiał żebrać, przynajmniej by głodny nie chodził – pomyślał. Ale na samą myśl – już mu się odechciało. I bez tego miał pogardy ludzkiej pod dostatkiem. Wyszedł z kuchni, skręcały go kiszki, stanął na klatce gapił się za okno i czesał palcami gęstą czuprynę, przełykając na pusto ślinę! Oj jaki głodny był, choćby spróbować czegoś kawałek! I jakby na to życzenie, darem losu, leżał na klatce suchy chleb. Szybko schował za pazuchę, bo mu wstyd by było jakby kto zobaczył (wolałby głodny siedzieć – jakby wytrzymał). Usiadł znowu w kuchni i dalej gryzać skamienializnę. Suchy chleb je dla konia! Łzy głodu i upokorzenia ciekły mu po twarzy, gryząc go patrzył zamyślony za okno i wył. Wcale mu nie smakował. Przez te łzy mu nie chciał przejść przez gardło, w dodatku był taki twardy. Przypomniało mu się, jaki dobry jest chleb smażony na patelni. Niestety nigdzie nie znalazł smalcu. Trudno! Namoczył kromki w wodzie i tak „smażył” bez tłuszczu. A potem się pysznie zajadał i tylko on wiedział jak dobry jest suchy chleb, mimo łez upokorzenia. Przeskoczył siatkę, wreszcie lato. Nigdy nikogo nie ma na tej starej działce. Zawsze tu przychodził bawić się z siostrą, ale ona gdzieś zwiała… Łaził zadowolony, że nikt się go nie czepia i rwał niedojrzałe owoce z pazuchę. "Co ty tu robisz mały?" Przez chwile skamieniał, w następnej rozważał szanse ucieczki. "Ja nie robie nic!!!" Niestety, ten wielgachny mężczyzna, odgradzał mu drogę. Cholera, znowu się skończy na milicji, i pewnie go zamkną do poprawczaka przez głupie jabłka. Już prawie się rozpłakał. "A to niedobrze, że nic. Bo trzeba coś robić mały!" Potargał go przyjaźnie po włosach. "Na Boga! Włosy masz jak murzyńska dziewczyna." Wyjął coś z kieszeni i wcisnął chłopcu do rączki. "Masz bez dyskusji iść do fryzjera! Baby noszą długie włosy"... Co za czasy, co za dzieci... odszedł z pomrukiem. "Możesz tu czasem zachodzić – przyda się ktoś, kto by doglądał, bo mnie tu przeważnie niema." Chłopiec wybałuszał oczy, ale później czuł się wyróżniony. "Gdzie żeś się szlajał?! Jakiś dziadek łaził po działce!" Szeptała. Wiem - odparł z dumą - to mój kolega – DOSTAŁEM 10 ZŁOTYCH NA FRYZJERA!!! Mówił z takim zapałem i śmiał się co chwilę rozkładając banknot i chwaląc się nim przed siostrą wiele razy. Śmiała się z nim uradowana. Pierwszy raz widziała, że jest taki szczęśliwy! Wpatrywała się w niego zachwycona jego entuzjazmem… Trzymali się potem za brudne ręce i szeptali, co sobie za nie kupią. Następne dni chodzili z drażami po kieszeniach, misiowatymi żelkami i gumami balonowymi do żucia. Tyle to on nigdy nie zarobił, nawet sprzedając miedź i butelki! Później, gdy był starszy i miał dużo więcej pieniędzy, już go tak nie cieszyły, jak tamten pamiętny banknot. Wciąż nie wiem jak miał na imię. Przyszedł do mnie dorosły, poczułam się zakłopotana. Mówił coś że mi dziękuje. Rozumiem, czuł chyba że ma dług. Tylko, że ja nic nie zrobiłam!!! Czułam na sobie tyle życzliwego uwielbienia do mnie, że aż onieśmielało. Opowiedział mi swą historię. Powiedział wtedy słowa, które na zawsze zapadły mi w pamięci. Potrafię wybaczyć tym, którzy mnie skrzywdzili. Trudniej wybaczyć tym, którzy skrzywdzili moich bliskich, których kocham. Lecz za nic w świecie nie potrafię podziękować tym, którzy wyświadczyli im dobro.
  18. Otwieram okno niech świat do pokoju się wpycha Kto ma uszy Niech słucha Tego bólu nie zagłuszy nawet cisza Kto cierpieć umie zrozumie Warkot, pęd miasta w bólu i przestrzeń za ciasna Kto ma serce Niech kocha
  19. Pdoba mi się wiersz, nie jest monotnny.
  20. Temat, co prawda dość wyświechtany, ale jak widać zawsze można napisać o tym samym coś nowego, albo inaczej. Poza tym jednak nie należy do tych najlepszych, widać jednak wyraźnie, że jesteś na bardz dobrej dordze. Porzuć tylko schematy myślowe, bądź kreatywna i nowatrska, bo Twoje wiersze mają głębie!
  21. "Bo to nie mój czas..." O niebie był dość pisane, na szczęście darowałaś sobie "błękit". "Bo to nie mój czas" - ciekawe słowa, szkoda, że na nich się bardziej nie skoncetrowałaś. Wiersz ogólnie nie jest słaby, niestety temat doąść popularny.
  22. Bardzo podobały mi się słowa: "Nikt nie słyszy wołań o pomoc, rzuconych niedbale w otchłań." Wiersz troszkę mało nowatorski, ale może być.
  23. Między 1 a 6, gdzie 6 to ideał, mogę już dać cztery, to dlatego, że każdy ma ulubiony dla siebie styl czytania.
  24. Nie jest zbyt "Wyświechtany". Jak dla mnie mże być.
  25. wiersz mim zdaniem zakończony nie ruszać!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...