Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

poeta2000

Użytkownicy
  • Postów

    48
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez poeta2000

  1. poeta2000

    Męka

    Wiersz dość dobry. Jego podniosłość nadaje wg mnie odpowiedni klimat. Bardzo ciekawe metafory i doskonałe ujęcie tematu. Końcówka rzeczywiście do dopracowania ale to raczej zabieg kosmetyczny. Podoba mi się. Pozdrawiam.
  2. Bardzo dobre metafory. Tekst natomiast mnie nie porusza choć dostrzegam w nim emocje. Technicznie dość dobry choć nieścisły. Niestety nie potrafię jeszcze sprecyzować na czym polega jego nieścisłość. Podoba mi się jego taka trochę tajemniczość. Pozdrawiam.
  3. poeta2000

    Róża

    Podoba mi się ujęcie tematu z perspektywy róży. Wiersz to może nie mistrzostwo ale (być może przez tematykę bardzo mi bliską) trafia do mnie. Pozdrawiam i życzę więcej równie dobrych lub lepszych oczywiście tekstów.
  4. Cóż... poezja współczesna... Nigdy jej nie pojmowałem :)
  5. poeta2000

    Ucieczka

    Eh... aż chciałbym powiedzieć, że genialny... Nie wiem dlaczego ale niestety nie mogę. Ale daję prawie maksimum. Wiersz prosty ale naprawdę dobry. Przynajmniej jak dla mnie, gdyż zdołałem go poczuć a to dla mnie kryterium genialności utwou. Rymy nie brzmią sztucznie (no może nie wszystkie ale większość) i jest zachowana swego rodzaju melodyjność. Brzmi trochę jak piosenka. Czekam na następne wiersze z niecierpliwością i pozdrawiam.
  6. poeta2000

    Zdradzona

    rozumiem głębię wiersza jaką chciałaś pokazać (z racji bardzo podobnych doświadczeń może:) ) ale wiersz jest zbyt oczywisty. Za wiele w nim powiedziane. Spróbuj pobawić się metaforami. Pozdrawiam i życzę szczęścia więcej w miłości...
  7. mała świnka symbolizuje tu swego rodzaju dziecinną duszę spotkanej kobiety... jej niejako infantylność lecz w pozytywnym znaczeniu... Dziękuję za uwagi. Zbiegają się one po niekąd z moimi odczuciami względem utworu. Pozdrawiam.
  8. Część I Okazało się, Że jednak istniejesz Jak na złość Wszystkim realistom Stało się niemożliwe. Dojrzałem Cię tam Gdzie mnie czekałaś i Gdzieśmy oboje Zawsze pragnęli spotkania Zbiegły się tory. Bym bez problemu Mógł Cię odnaleźć Wplotłaś we włosy Żółty jak słońce kwiat ...Usiadłem przy Tobie... Spytałaś czy chcę Zobaczyć jak Rysujesz małą Świnkę – O tak!... Dotknąłem dłoni. I zdawało się, że W tym małym parku Szukam Cię może Tysiąc lat, a Ty Czekasz na mnie... Właśnie tam. 11.10 – 29.10.2004
  9. Myślę, że trafna uwaga... Poprawiał tu nie będę, by każdy miał szansę dojżeć błąd ale w oryginale z pewnością to zmienię. Serdecznie dziękuję i pozdrawiam...
  10. Postanowiłem jutro zdradzić konwencje rządzące tekstem oraz wszystkie zamierzenia... tymczasem niech tekst broni się sam :) Pozdrawiam. Klaudiusz wydaje mi się, że Ty jeden dobrze odczytałeś tekst (tzn. nie tyle dobrze, ile tak jak chciałem to przekazać)
  11. Ogromnie dziękuję za uwagi... postaram się je wykorzystać przy pisaniu przyszłych tekstów. A tytuł przecież jest... "Możecie nazwać to jak chcecie" i ma on swoje znaczenie. Konwencja snu czy majaków odgadnięta doskonale. Dziękuję i pozdrawiam.
  12. To już tłumaczyłem ale powiem raz jeszcze... bohater wychował się na stereotypach i pozytywnych herosach z TV.
  13. Cóż panie M. Ty jak mnie krytykujesz (by kolokwialnie "pojedziesz" nie powiedzieć) to zawsze pisać się odechciewa. Ale cóż... nie ja wygrywam nagrody lecz Ty. A tak na marginesie to pragnę zauważyć, że nie zawsze tekst musi mieć bohatera (a nawet -ów) i akcję wartką... by zwyczajnie w tym miejscu przywołać "Dzień Świra", w którym chyba po niekąd można doszukiwać się wzoru. Interpunkcja jak i gramatyka jak i ortografia są mi obce owszem. Piszę na tyle poprawnie na ile mózg mi pozwala i słownik w Wordzie. Staram się jak mogę nie robić błędów ale zasad nie znam i błędy robię niestety często... Ale uczę się robić ich jak najmniej. A i owszem. Tekst ten przedstawię na spotkaniach... i to będzie moje ostatnie tam wystąpienie. Nie przystaję ani do grona liderów (jak i ich światopoglądu), ani nie mogę doświadczyć tam nauki pisania (a tak to chyba miało wyglądać). A po waszej ostatniej próbie bojkotu tematu Samuela naprawdę już nawet śmiać mi się nie chce... Ale pewnie powiesz teraz, że krytyki nie zniosłem. Cóż... idea jak zawsze okazała się inna niż rzeczywistość. Teksty nadal będę pisał... a jakże. I będziecie mogli je sobie w swoim czteroosobowym gronie wykpiwać czy co tam chcecie :)
  14. A wg mnie tekst średni a nawet jak na możliwości autora kiepski (ale po "Zabawce z atestem" chyba nie prędko doczekam się godnego następcy). Jak dla mnie zbyt amerykański - a'la film jakiś (nawet dopatruję się tu "American History X"). Ale to tylko moja opinia :)
  15. No do formy koniucha to z pewnością się nie umywa ale mnie Grochowiak nie pociąga wybacz :)... A tekst powstał bo ja tak chciałem i czwartkowe spotkania (obiady) nie mają nic do rzeczy... Czas ma tu znaczenie ale drugorzędne. Ale o tym jeśli pozwolisz porozmawiam z Tobą w czwartek osobiście i wszystko szerzej wyjaśnię.
  16. Freney Ty to akurat mało obiektywnie możesz ten tekst ocenić... chyba najmniej :) Wiesz o mnie chyba zbyt dużo by zdobyć się na obiektywizm :)
  17. Tekst prowadzi dialog z utworami i bohaterami mającymi w mniejszym lub większym stopniu wpływ na życie bohatera. Wielokropki to moja forma pokazania przepływu myśli. Być może Ty masz inną. Zresztą to tekst o myśleniu chyba. A umieszczenie kilkunastu sposobów pokazania przepływu myśli byłoby śmieszne i niejako "pstrokate". A tak zachowuje spójność. Przynajmniej jak dla mnie. Samobójstwo nie wszystkich porusza. Ale pytanie tylko czy porusza (lub nie) inaczej gdy się czyta a inaczej gdy próbuje się wniknąć w psychikę samobójcy. Za błędy ort. przepraszam ale nie jestem w niej najlepszy. Ogromnie dziękuję za krytyczne uwagi i pozdrawiam.
  18. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Nawet nie wiecie jak mnie one cieszą... A nazwa wsi jest aluzją do wsi w utworze Goethego "Cierpienia młodego Wertera"... Jeszcze raz ogromnie dziękuję za ciepłe słowa.
  19. Wiersz podoba mi się... i to bardzo... dociera swoją obrazowością do mojej wyobraźni i emocji. Gratuluję. Żadko się to zdarza współczesnym poetom.
  20. On był jej Bogiem, ona jego prorokiem. To co czynił przemawiało przez nią, co myślał było jej słowem. Bez niej stanowił jedynie nicość w próżni, bez niego była głosem szaleństwa. Złączeni na wieki w zamyśle i prawdzie. 8.12.2004r.
  21. Możecie nazwać to jak chcecie. Załamanie, depresja, schizofrenia, a nawet pozerstwo. Całe życie wydawało mi się, że jestem sztuczny, nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia. A może po prostu nigdy nie byłem tym, kim zawsze chciałem być. Tylko, że ja właściwie to nie wiem kim chciałbym być. Jest tego zbyt wiele. Ot... przemyślenia dziewiętnastowiecznej duszy. Wkładam maski jak aktor w antycznym teatrze. Raz jestem zły, to znów dobry; smutny lub wesoły... Czasem jestem nikim... Dobrze jest mieć chociaż po co żyć. Albo dla kogo. A co jak ten ktoś odchodzi? Co, kiedy Twoje skrajne dobro, kryte tylko dla tej jednej okazuje się być złem? Co, gdy wszystko już całkiem traci sens i logikę? Gdy rzeczywistość staje się gorsza niż sen, a czas i miejsca zacierają się jak czerń i biel tego w co wierzysz? Tak naprawdę, nie wiesz czy żyjesz. Niby pada deszcz, ale to przecież może być i sen. A jeśli to tylko mara, to co jest prawdą? Jestem przecież dziewiętnastowieczną duszą. Idę ulicą. Czyli kim jestem? Pionkiem w przestrzeni i czasie? Spotkał mnie dziś ktoś spacerującego w parku? I czy w dziewiętnastym wieku jest tu park? Może był kiedyś, ale dziś? Którego właściwie dziś mamy? Odkąd odeszła, wszystkie dni są takie same... sztuczne... znów sztuczność... łazi to za mną jak jakiś smród... jak swąd. A przecież się myję. Dziwi mnie to czasem... Czasem wszystko mnie dziwi. Jak małe dziecko, chodzę z wybałuszonymi oczami i dziwię się. Ale naprawdę ciągle dzieje się to samo. Dni zlewają się w jedną ciągnącą się szarą maź... No może prawie to samo. But mi się dziś rozwalił. Schowałem go do torby i poszedłem dalej w jednym. Co za różnica? I tak zaraz wlezę w to żelastwo. Kto to wymyślił w ogóle?... zbroja, też coś. Ale przecież zawsze chciałem zostać rycerzem, żyć prosto jak średniowieczny chłop, zabijać smoki i ratować księżniczki z wież... Znów sztuczne... jak schemat... to chyba z jakiegoś filmu. A może jakaś pieśń trubadura. Która godzina? Mam wrażenie, że żyję od wieków... taki nieskończony... Dziś znów mamy się bić z germanami. Nie lubię ich. Zabili mi matkę i zgwałcili siostrę. Dziwne to czasy. Ale pracę mam dobrą – wielu mi zazdrości. Straż przyboczna księcia. Nie byle co. Pytają o co mi jeszcze chodzi... No nie wiem... O nic... Tylko czasem czuję się, jakbym widział kiedyś Egipt, budował piramidy. A może tylko z plakatów go znam i zdjęć z gazety? Tylko z jakiej? „Monitor”? No tak, przecież nie ma jeszcze prasy i mediów. Trzeba by jakiś pergamin od franciszkanów pożyczyć i poczytać... Która to może być godzina?... Może choć słoneczny zegar? Te już chyba wcześniej wymyślili? Tylko, że słońca dzisiaj nie ma. Jakoś tak bardzo chce mi się spać... Głodny byłem ostatnio. Ale przeszło mi. Po czterech dniach organizm się przyzwyczaja. Mógłbym coś zjeść. Te hot-dogi wyglądały pysznie... i jak pachniały... mniam... Jak tak siedzę bezczynnie i czekam aż dojadę, zawsze o głupotach myślę i gapię się w to okno. Zupełnie jakbym miał coś za nim zobaczyć. Coś nowego. Czasem migną mi jakieś oczy. Tylko czyje? Jej? Chyba nie raczej. Zresztą tak naprawdę to, powinienem tylko własne oczy widzieć... Jak idę chodnikiem i mijam przechodniów, to czasem poczuję jej zapach. Przeszła chyba tędy. Tylko kto? Ta która mnie zabiła, czy ta której jeszcze nie spotkałem i raczej nie spotkam z powodu śmierci mojej? I po co mi właściwie jej oczy?... eee... pomyliło mi się chyba. To były światła samochodu. To już się ciemno zrobiło? Nawet nie zauważyłem kiedy. Ależ ten czas szybko leci. Ciekawe która godzina? W sumie to mi się nie spieszy. Bo i gdzie? Ach tak... miałem do sklepu z książkami iść. Mickiewicz wiersze wydał. Może będzie już tomik... gdzieś już go czytałem... Czasem przeżywam takie wielkie dejavu. Że moje życie już się zdarzyło kiedyś. Tylko gdzie ja wtedy byłem, kiedy ono się działo? Chyba w tym Egipcie. Te kamienne bloki pchałem. A może to było później? Najpierw chyba mieszkałem w lesie. Też zawsze chciałem. Jadłem jagody i grzyby. Jak Tarzan. Nie pamiętam skąd go znam. Ale zawsze mi się podobało, że był takim naturystą. Tak na lianach przemierzać odległość i rozmawiać ze zwierzętami. Fajnie było. Albo Robin Hood. Strzelał z łuku i zabierał bogatym a dawał biednym. Ktoś by mnie lubił przynajmniej. A tak. Jakoś tak dziwnie na mnie patrzą. Może to przez ten but?... Tylko czy im zimno w nocy nie było? Bo mi było jak spałem na kamiennych blokach – tych nieociosanych jeszcze. A wczoraj to chyba już mróz był. Dziwne bo październik dopiero. Ciekawiło mnie zawsze, skąd oni je tu przytaszczyli. Ktoś kiedyś powiedział, że piramidy zbudowali kosmici... tego kamienia chyba kosmita nie pchał. Jak taki mały, chudy, szarozielonkawy ludek o dużych oczach i głowie mógłby wepchać taki głaz? Chyba, że było ich więcej niż nas przy jednym bloku. Ale nie widziałem ich tu... Ktoś mnie „szturcha”. Nie lubię być „szturchany”. Denerwuje mnie to. Zwłaszcza jak się na mnie pchają w autobusie czy tramwaju. Mógłbym mieć w końcu samochód... Dalej mnie „szturcha” – mógłby się odczepić... aaa... końcowy już. Dalej pieszo. No daleko nie mam. Pięć minut drogi. Kiedyś się dalej wędrowało. Jak trzeba było jakąś pocztę dostarczyć. Tygodniami w górę Nilu dreptałem. A czasem i biegłem bo wielu było takich, którzy tylko czekali na kogoś takiego jak ja. Może i dziś dostanę jakąś pocztę do dostarczenia. W sumie to spacer dobrze by mi zrobił. Powietrza trochę bym zażył. Może i opalę się przed zimą jeszcze. Jak tak maszeruję sobie z tymi listami, to czas nawet mi się na chwilę nie dłuży... dziwne to. Kiedyś wyobrażałem sobie czas jako taki długi tunel albo korytarz w kształcie rury czy czegoś takiego. Potem jako wstążkę w kształcie znaku nieskończoności. A dziś?... hmm... sam nie wiem. Czas przecieka mi jak woda między palcami. Jak u Daliego. A jednak czuję w sobie tą setletniość... Jestem duszą dziewiętnastowieczną. Często wydaje mi się, że się zgubiłem gdzieś, że nie pasuję do tego świata. Może Bóg się kiedyś pomylił? A może w szpitalu się pomylili? Która jest teraz godzina? Mam wrażenie jakby była już północ. A przecież niedawno było południe... Dobrze, że mieszkam sam. Mogę spokojnie wejść do domu, zamknąć drzwi i nie martwić się, że ktoś wejdzie niespodziewanie. Może gaz sobie odkręcę? Tak zasnąć to całkiem przyjemne. Ale mógłbym wybuch spowodować. A przecież to ja chcę się zabić a nie pół bloku... No bo po co żyć? I kiedy? Gdzie? Położę się po prostu i poczekam na śmierć. W końcu przyjdzie. Nie dziś to jutro. Tylko okno najpierw okno otworzę, bo duszno tu... Dzwoni telefon... zawsze drażni mnie ten dzwonek. Zawsze go zmieniam i zawsze mnie wkurza. - Tak? ... Co? ... A? Dobrze... Może być.... nie narzekam.... Jak dziwnie?... heh.... Jak mówią „bywa”... nie, jakoś sobie poradzę... Nie, naprawdę nie trzeba.... Ale ja lubię izolację.... A tam zwariować... znasz mnie trochę.... wiesz przecież, że taka już moja natura... No... No tak... Tak, czas... hehe.... Dobra, muszę kończyć bo obiad się przypala.... No... dzięki, że zadzwoniłaś... Miłej pracy.... Dzięki... na razie... No i znów trzeba się tłumaczyć i opowiadać... po co oni to robią? Nie mogą dać mi spokoju? Przecież istnieją póki ja istnieję. Jeśli umrę, znikną i oni. To dobrze. Nie będą łazić za mną. Wczoraj pies za mną chodził. Śmieszny był, zwłaszcza jak go w czołgu woziliśmy... Ale na wojnie taki pies to tylko kłopot. Wróg tylko czeka na jakiś hałas. Znów Niemcy. Uparli się czy co? Co ja im przeszkadzam. Mam wrażenie, że czyhają właśnie na moje życie. Nie lubię ich. Nie podoba mi się ich język. Wczoraj krzyczał jakiś SS-man jak granatem dostał. Urwało mu nogi... Zawsze chciałem wygrać jakąś bitwę z Niemcami. Ale ich zawsze było więcej. Pan Kapitan mówi, że może jest ich więcej ale w nas duch silniejszy... Może i ma rację. Ale mi już całkiem ręce przemarzły od deszczu i karabin przemókł. Nie ma co się dziwić, że się potem zacina... Jak ja nie lubię stać na warcie... Ciekawe która godzina. Jeszcze chyba trochę czasu zostało do końca... Czasem słychać krzyki jeńców zabijanych. Dobrze jak zabiją. Zdarzało się, że jednemu odcięli żywcem dłonie i stopy i wypuścili. A ten czołgał się do nas przez front i krzyczał. Nie mogliśmy po niego pójść bo Niemcy tylko na to czekali. Dziwny to naród. Cała ta wojna jakaś taka dziwna. Wydaje mi się sztuczna... Wydawało mi się, że słońce już zachodziło. Może drugi raz zachodzi? Tylko po co?... Może jutro coś namaluję. Jak się skończy nareszcie noc... Zresztą nocą strach trochę... Jak byłem dzieckiem to zawsze bałem się ciemności. Zwłaszcza jak horror jakiś obejrzałem. Nawet do piwnicy bałem się zejść. A teraz proszę... sam po pustyni chodzę z listami. Mama byłaby dumna... Ale widząc leżącego z nożem w ręku na podłodze chyba by się wkurzyła. Cały dywan we krwi. Przecież to by się nie sprało. Zresztą kto to widział tak na podłodze leżeć i czekać na śmierć. Dobrze, że jej tu nie ma. Tylko przykrość bym jej sprawił.... Gdzie ja mam zegarek? Jasno się już robi. A mi się spać chce... Taki niewyspany znowu... Trochę tu zimno... Ale na bruku zwykle jest zimno... Latarnik latarnie gasi. Może choć mnie kopnie przechodząc. Zawsze tylko spluwają wzrokiem. Ale czy mi wypada leżeć na ulicy. Miałem jakiś obrazek namalować. Może wyjdę dziś poza miasto. Do jakiejś wsi się wybiorę. Taki ładny dzień się zapowiada... Ale nie mam siły wstać... Nie mogę się ruszyć... To chyba z głodu... A może męczy mnie już ta wieczność. Jest jej we mnie tyle, że nie sposób się jej pozbyć. Może razem z krwią wypłynie? Razem z duszą uleci? Muszę odpocząć od tego. Może jutro się prześpię dłużej. Albo złapię samolot na Florydę i zostawię to wszystko... Dziś jednak się przespaceruję do wsi. Tylko muszę wstać. Ten nóż mi przeszkadza... Ale już zimno przynajmniej nie jest... Mam nadzieję, że teraz nikt w ostatniej chwili nie wejdzie, jak na jakimś amerykańskim filmie. Gotowi pomyśleć, że chcę kogoś nastraszyć czy uwagę zwrócić. A po co mi ich uwaga? Telewizor patrzy na mnie z uwagą... wystarczy chyba... A ja bardzo chciałbym iść dziś na ten spacer do wsi... Jak ona się nazywała? Wahlheim? Jakoś tak. To chyba jakaś Niemiecka nazwa. Ale wieś ładna... Znów ciemno się zrobiło... A przed chwilką było jasno. Dziwna ta pogoda... Wszystko to jakieś dziwne. Ale wieś jak w dziewiętnastym wieku... I te drzewa... Więc jednak wybrałem się na spacer...
  22. poeta2000

    łódź

    Pragnę tylko nadmienić, że galeon w tym wierszu to metafora, a łódź to symbol(dość oczywisty). Czekam na dalszą krytykę z fascynacją i zniecierpliwieniem.
  23. poeta2000

    łódź

    Trzymając się kurczowo kawałka spróchniałej deski, pozostałości po mim galeonie wspaniałym, dryfuję. I nagle ratunek – widzę łódź. W niej jakaś postać stoi wyciągając ku mnie dłoń. Płyniemy dalej razem. Bezpieczny już, spokojny i zasłuchany w opowieści mej pani. I gdy wydaje mi się, że wszystko już wiem, na fundamencie łodzi, gotowym nowy postawić galeon, ona odchodzi, znika jak mara. A ja zostaję sam, na łodzi, na morzu. I tęsknię do opowieści mej pani, zapominając by wyciągnąć z nich przewodnią myśl.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...