Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wilkołak

Użytkownicy
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wilkołak

  1. Roxa mówi: Zajefajne stary...
  2. Pisząc o śmierci... często sięgamy po śmierć własną. Ty piszesz o śmierci mężczyzny.. bardzo podobają mi się słowa "Twarz skrywała w dłoniach... Pół- człowiek, pół- roślina." zwłaszcza ten drugi wers... "Ty zaś, w łożu mrocznym otulony, spoglądałeś z żalem martwym wzrokiem" patrząc na te słowa... nasuwa mi się niewątpliwie obraz trumny.. jedno tylko mnie zastanawia... nigdy nie dane mi było spojrzeć na martwą osobę. Gdyż albo byłem zbyt mały, albo zbyt daleko. Zawsze jednak wydawało mi się że po śmierci na naszej twarzy gości spokój a nie żal. Chyba że źle to rozumiem zrozumiałem. Wiersz jest moim zdaniem piękny, i potwornie mi się podoba... Pozdrawiam Wilkołak
  3. i nie wiem co powiedzieć... Podoba mi się ten wiersz... ale sam nie wiem jak go tak wewnętrznie odbieram... poprzestanę więc na chwilę w słowach iż bardzo mi się podoba... a coś więcej... powiem później.. Pozdrawiam Wilkołak
  4. Cieszę się że Ci się podoba... i dziękuje za ciekawy komentarz... w sumie to ten wiersz powstał w dziwnych okolicznościach i stanowił coś w rodzaju kartki z pamiętnika... mi też podoba się ten fragment z księżycem... Dziękuje... i pozdrawiam Wilkołak
  5. hmm.... zastanawiam sie do kogo skierowany jest ten wiersz... a co do treści... bardzo mi się podoba "kosmyk bólu dotknął serca twego" Pięknie piszesz... aczkolwiek wydaje mi się że to nie miłość jest ślepa, ale osoba która owej miłości zaznała ślepnie, pod wpływem jej piękna... Pozdrawiam Wilkołak
  6. W promieniach słońca ujrzałem trupa, światłość płonąca rozświetliła mu lica, opodal zaś stała kostucha. Mgła w dolinie jako wąż się wiła, srebrzystą nicią horyzont zakryła. W oddali wzgórze z kwiatów obdarte, jedynie suchy pień dębu się ostał. Mrok już zapada, noc się zaczyna, lecz nieba bezkres chmura zakryła. I światło z oddali, jak morskie sygnały, to anioł z nieba już stąpa. W dzień smutku i żalu, dzień glorii i chwały, niesie ze sobą złote dinary. Sypie monetą, za prace kostuchy, druga i trzecia diabłu w podzięce. Za życia kuszenie i nauki w męce. Czwarta do ziemi, za wytrwałość i dobroć plony bogate i zapachy cudne. Piąta i szósta na lica ofiary. By zła i nieszczęścia już nie ujrzały. Wreszcie siódma, moneta zadrżała, i wiatr ją porwał jako liść nietrwały. Wtem blaskiem się niebo pokryło, a z blasku sześć dłoni się wychyliło. Uniosły martwego, chwyciły w objęcia, i poniosły ku słońcu, co krwawe znikało z pola widzenia. Ja zaś wciąż trwałem urzeczony chwilą, aż wiatr nie ucichł i blask nie zaginął.
  7. Ciemność... ciche zgrzypienie otwieranych drzwi wypełniło klatkę schodową. Nikły snop światła z latarni starał się przedrzeć przez mgle osiadającą przy ziemi. Niebo czarne jak smoła zdawało się być jeszcze ciemniejsze nienaturalnie wręcz kontrastując z pojedynczymi błyskami piorunów gdzieś w oddali. Gałęzie martwych drzew wyginały się pod wpływem potwornego wiatru szalejącego miedzy budynkami rozwiewając liście. Podszedłem do bramki i otworzyłem ja rozglądając się dookoła. Puste ulice napełniały mnie strachem. Nigdzie nie było nawet wygłodzonego kota. Spojrzałem na zegarek, dochodziła północ. Niby tak późno a jednak wyjątkowo wcześnie. Bramka skrzypiała cicho stawiając opór przy próbie zamknięcia, jakby bała się owego wiatru i gorąco pragnęła schować się jak najgłębiej. Moje powolne kroki grzmiały jak uderzenia kowalskiego młota, gdy skierowałem się w stronę własnego domu. Ta martwa cisza miasta połączona z wiatrem i nienazwanym odgłosem moich kroków powodowały narastające przerażenie. Co kilka kroków odwracałem się, aby mieć pewność, że jestem sam. Ciągle jednak zdawało mi się, że podąża za mną jakiś psychopatyczny morderca, który zaraz mnie dopadnie, odbierając mi resztki mojego człowieczeństwa wraz z ostatnim tchnieniem życia wydobywającym się z moich ust. Skręciłem w pierwsza lepsza przecznice, która jak mi się wydawało zaprowadzić mnie miała do domu. Nagle otaczające mnie latarnie zaczęły mrugać jakby nadając jakiś sygnał. Wiatr wzmagał się podrywając z ziemi piasek, smagając nim moja twarz. Może chciał powiedzieć, „nie dojdziesz do domu, nie zasłużyłeś na dar życia, poczuj mój gniew. Ulegniesz mej potędze marna istoto udająca tylko władzę na ziemi”. Próba przeciwstawienia się nic nie dala. Poddać się i skazać na zagładę z nadzieją, że w przyszłości moja dusza otrzyma lepsze życie? Czy walczyć dalej oddając wszystkie wartości moralno-etyczne, z jakimi żyłem, pozostawiając jedynie puste ciało, egzystujące raczej z przyzwyczajenia niż dla jakiegoś określonego celu? Zamknąłem oczy, a mimo to ujrzałem obraz ruchomy i żywy jak nigdy. Ułamek sekundy poświęcony na zmrużenie oka rozciągnął się do wieczności, pozwalając mi obejrzeć cale moje życie. Zobaczyłem wszystkie piękne chwile, każdy wschód i zachód słońca. Zawieszony jakby w nicości. Zbyt piękny by być prawdziwym. Otwarłem powieki spoglądając na otaczający mnie świat. Nagle rozległ się trzask i gałąź uciemiężona siłą wiatru poległa spadając na chodnik. Może próbowała mnie tylko przestraszyć, albo chciała pokazać, że ja tez się właśnie tak złamię. Wola życia była jednak silniejsza. Przemierzyłem kolejne centymetry udowadniając tym jak bardzo zasłużyłem na to, aby wraz z porankiem poczuć piękno, w tchnieniu życia. Piasek i kurz zgrzytały pod stopami utrudniając mi każdy kolejny krok. Jakiś krzew pochylił się nade mną targając moje włosy i chwytając za ubranie. Nie zatrzymałem się jednak, uparcie dążyłem przed siebie pragnąc znaleźć się już w domu. Drzwi, które były celem mej wędrówki, tak bliskie a jednak równie odlegle. Na wyciągnięcie ręki a tak nieosiągalne. Strach przepełniał całą moja dusze, napełniając mnie dreszczami i zabijając we mnie wiarę w cokolwiek. Po policzku spłynęła mi łza. Czy to była tylko kropla wody czy może tchnienie życia, które opuszczało właśnie moje ciało? Nie wiem. Lecz gdy owa kropla uderzyła w beton, nawilżając ziarenka piasku i wiążąc je w całość, stała się czymś w rodzaju znaku. Wiatr lekko ucichł. Może czekał na ten ostatni odruch życia, a może chciał wzbudzić we mnie jego wolę? Wiem, że ta jedna łza zmieniła wszystko, kolory wyostrzyły się, ożyły tak jak gdyby chciały opuścić obiekty, którym są i wypełnić całą przestrzeń dookoła. Mgła nagle gdzieś znikła, jakby unosząc się ponad miasto, zaś sam wiatr zelżał jak potulny baranek, poddał się, a w głowie mojej jakiś głos powiedział „Teraz jesteś godzien życia, idź i reprezentuj to co właśnie dziś się w Tobie narodziło, pokazuj innym ścieżkę, którą sam wędrujesz aby również mogli zaznać szczęścia. Ale pamiętaj, nie tylko radość czuć będziesz lepiej. Nie tylko piękno stanie się jeszcze głębsze i pełniejsze, również cierpienie znacznie bardziej będzie przepełniać Twoją dusze. A każda smutna chwila zadawać Ci będzie znacznie więcej bólu niż najgorszy uraz ciała. Lecz ból ten będzie psychiczny i trudniejszy do zwalczenia”. Zamarłem, rozglądnąłem się w około szukając właściciela owego głosu. Niestety nigdzie go nie znalazłem. Ulice wciąż puste i martwe w swoim bezruchu otaczały mnie. Teraz nawet liście zamarły w swoim kolorze leżąc na ziemi. Powoli skierowałem się w stronę domu. Wciąż oglądając się za siebie w poszukiwaniu właściciela owego dziwnego głosu. Niezrozumiała dla mnie siła kazała mi bać się wszystkiego, co napotkam. Nawet szczęk zamka w drzwiach przez moment napełnił mnie groza. W końcu wszedłem do swojego mieszkania. Panowała w nim ciemność, ale dziwnie przenikalna. Zawędrowałem do mojego pokoju. Łóżko zdawało się być wyjątkowo chłodne. Wyjrzałem przez okno, błysk uderzającego gdzieś w oddali gromu. Nakryłem się wiec pierzynka i zwinąłem w kłębek zamykając zmęczone powieki, lecz błogi i ukojny sen nie chciał do mnie przyjść. Sam zaś czułem się jak postać prosiaczka z jakże pięknej bajki „Kubuś Puchatek”. W końcu jednak zaznałem spokoju a mięśnie rozluźniły się, odłączyłem rozum od świata realnego dając wreszcie ukojenie mojej duszy...
  8. Gałąź, nie tknięta nawet przy największym wietrze. Księżyc, jasny jako słońce oświetlał mi życie. I Niebo... Pęknięte na pół... Świat, Zamglony myślą i słowem. Wiatr, nieporuszony biedą i głodem. I woda... Szumiąca z cicha w mej głowie. Trawa, Co ugina się pod mymi stopami. Ziemia, przesiąknięta krwią, i łzami. I Kamień, Wbity gdzieś w drogę życia. Usta, które goryczy smak poznały, Oczy, żądne piękna, radości i chwały. I Skóra, Naciągnięta na kości i krew. Słowa, co umysł drażnią. Myśli, Co serce me ranią. I wzrok, Co duszę mą wyrwał. Sen, niepokój jedynie niesie. ławka, spokój w mej głowie zasieje. I Gwiazdy... Na niebie pękniętym na pół
  9. hmm.... Motyl niewątpliwie jest symbolem wolności i piękna, Miłość, wyznawana w odgłosach burzy, i powiewie wiatru... hmm... chciałbym coś takiego przeżyć. a sen.... podobno jest odbiciem naszych pragnień i lęków... mam nadzieję że ten któremu dane było śnić o Tobie, śnił z powodu pragnienia a nie lęku... Podoba mi się i to bardzo Pozdrawiam Wilkołak
  10. Obietnice, najpiękniejsze, a zarazem niespełnione. Są ludzie którzy dla ukochanej osoby oddali by wszystko, byle tylko ujrzeć uśmiech na jej twarzy i radość w sercu, niestety zapominają wtedy że tak naprawdę najważniejsze nie są wielkie słowa, ale drobne czyny, tak przyziemne i proste, a dające znacznie więcej radości... a tak moja jedna uwaga, być może błędna, wydaje mi się że gdyby urlop na księżycu był dłuższy to wtedy wszystko ładniej by wyglądało jeśli chodzi o treść. a tak poza tym wszystkim to bardzo mi się podoba. pozdrawiam Wilkołak
  11. hmm.... wspomnienia to piękna rzecz... chociaż nie mam zbyt dużego doświadczenia w tej dziedzinie, zawsze wydawało mi się iż powinno być właśnie tak. Gdy przychodzi tak dzień, w którym nasze uczucie do kogoś wygasa, lub czujemy że czyjeś uczucie, jakim nas darzył, wygasło (tak jak ten wulkan... ) nie powinniśmy się okłamywać. Dlatego też wydaje mi się, że w tym ostatnim dniu, powinniśmy ograniczyć nasze uczucia, właśnie ten.... łagodny uśmiech, lekki pocałunek, dotyk ciepłej dłoni.... sprawić w smutnym już dniu, radość tej drugiej osobie, aby rozstanie nie było w kłótni i agresji, ale właśnie spokojne i łagodne.... Pozdrawiam Wilkołak
  12. Nienawiść... jedno z tych uczuć jakich staram się wyzbyć. Po co nam zło.... zaś zagubieni, szukać powinniśmy ścieżki by się odnaleźć. wiersz po prostu piękny... bardzo mi się podoba... chociaż znów mam wrażenie że znam to z własnego życia... Ciekaw jestem skąd ty tyle o mnie wiesz :P a życie w baśni.... życie staje się piękne, gdy stajemy się na tyle silni by owo piękno nas nie przytłoczyło. Pozdrawiam Wilkołak...
  13. z Ciemności wyciągam dłoń, by dosięgnąć lnianych obłoków. Nadziei, dawno zapomnianej na wyboistej drodze życia. podążam w górę, ku błękitnym strunom życia. Odrodzony. Niczym feniks, powstaję z popiołów. centymetr po centymetrze, wspinam się po stromych ścianach. Studnia bez dna, pochłonięta zapomnieniem, duszy opuszczającej mrok. Wznoszę się ponad to, niczym liść, niesiony wiatrem, dążę w sobie znanym kierunku. a za mną już tylko czarna wstęga. żelaznym murem odgrodziłem przeszłość, białymi różami obsypałem ścieżkę. Stąpam boso, raniony ich kolcami, by pamiętać, którą ścieżką nie stąpać.
  14. hmm.... nie wiem czemu twoje wiersze budzą we mnie tyle wspomnień i myśli. bardzo mnie to intryguje. Plus dla Ciebie że potrafisz tak cudownie pisać. a skoro nie zabroniłaś mi krytykować.... hmm.... "Usta, które uśmiech mi dawały" chociaż w takiej wersji psuje to troszkę założenie aby o tym czyje to usta powiedzieć na samym końcu. ale niewątpliwie Podoba mi się. Pozdrawiam Wilkołak
  15. hmm.... pamiętam ten dzień.... gdy zapamiętałem pewne serce.... i chociaż czasami nie wiem czy to co się potem wydarzyło było dobre czy złe, wiem że w tej krótkiej chwili byłem szczęśliwy.... a twój wiersz mi przypomniał o tym... Dziekuje
  16. a ja sądzę, że nie tylko Kobiety mają podobne sytuacje w swoim życiu, chociaż wielu.... nie przyzna się do tego co czuje, zwłaszcza gdy stanowić ma to ujmę dla ich tak zwanej siły. Bez uczuć żyć sie nie da, wiec i mężczyzna czuć potrafi, ale skrywa to głęboko pod pancerzem, aby utrwalać przez wieku budowaną tradycje, aby mężczyzna był pomnikiem siły, pozbawionej leku, zdolnej przezwyciężyć każdy ból, pomnikiem tych, którym słabości są obce.... a moze to jest właśnie błędem...... piękny wiersz... podoba mi się. Pozdrawiam Wilkołak
  17. :) a było to tak. 13 w piątek nic się strasznego nie wydarzyło, wręcz przeciwnie same ciekawe i śmieszne rzeczy, to doszedłem do wniosku że trzeba to jakoś nadrobić, a gdzie najprościej , ano w śnie lub w wierszu.... a tu ... hmm.. ponoć 2 w jednym... :)
  18. czytałem ten wiersz kilka razy. Robiąc przy tym długie przerwy, aby zastanowić sie nad jego treścią. to jest po prostu cudowne... ze względu na tematykę i układ wersów... a z drugiej strony prosiłaś w jednym ze swoich komentarzy o krytykę... nie wiem czy godzien jestem tego aby cokolwiek skrytykować. zapytam wiec czy umieszczanie na końcu wersów słów "me" "mej" "mnie" "me" było celowe i zamierzone? ponieważ wydaje mi się że na przykład wers "Gdy nad ranem szeptem zbudzisz mnie" ładniej będzie wyglądał bez tego ostatniego słowa. zaznaczam jednak iż jest to moje prywatne zdanie i nie należy go traktować jako jakikolwiek autorytet, zwłaszcza jeśli chciałaś aby było tak napisane jak jest. Pozdrawiam Wilkołak
  19. bardzo cieszy mnie to że tak Ci sie podoba ten wiersz.
  20. dlaczego zaskoczyłem. po prostu tak czuje i tak mowie
  21. co to znaczy mieszane?? zastanawiam sie czemu Ci sie nie przypadł do gustu. nie podoba Ci sie motyw gwałtu, czy może słowa w jakich zostało to ujęte... ??
  22. Ktoś potargał mi piżamę, na obrusie rozlał kawę. Ściany całe pobazgrolił, na suficie grzyba zrobił. Ktoś pochował wszystkie książki. W bucie dziura na dwie rączki. Toaleta mi nie działa, woda płynie jak Niagara. Telefon mi pokaszluje, Pralka wcale nie wiruje, W domofonie cos mi jęczy, Zgżypi, piszczy, ciągle meczy. Wiec poszedłem dziś na spacer, Lewym butem, wdepłem w kupę. Prawy wpadł mi do kałuży, Strasznie dzień ten mi się dłuży. Gdy wracałem już do domu, Na ulicy Wyrwigromu, Potargałem sobie bluzę, O rosnącą tam wciąż różę. Jak by tego było mało, Czapkę z daszkiem mi porwało. Wiatr mi zmierzwił wszystkie włosy, Deszczem skropił siwe kłosy. Siwe takie ze zgryzoty, Bo na pięcie pryszcz wyskoczył. Więc spojrzałem dziś w kalendarz, Może piątek trzynastego? Pech chciał jednak ze był czwartek, I to ledwie dziesiątego. Nie ufając wciąż mym oczom, Upewniłem się raz drugi. Wszystko było by wspaniale, Gdyby tylko nie myśl jedna, Pech mnie ścigał dzionek cały, Peszek taki niebywały. Zadzwoniłem wiec do brata, Napisałem list to matki, Żeby więcej nie pisali, że mój uśmiech jest wspaniały. Pogrążony w tej żałobie, Zapłakałem w łóżku sobie, Tak powstało liter sto, A w mej głowie czyste zło. Złe krasnale, skrzaty małe, Zabrać chciały mi gitarę, Ja oddałem tylko wiadro, Bo mu ucho się urwało. By uwieńczyć dzień ten cały, Pies zjadł koszul mi dwie pary. Lecz by życie piękne było, W sen się wszystko obróciło.
  23. czy lepszy czy gorszy to nie mnie oceniać.. ale niewątpliwie mało osób kwapi sie by cokolwiek skomentować. Ciesze sie ze Ci sie spodobał, chociaż nie myślałem że ktoś może być pod warzeniem czytając coś takiego :)
  24. a ja zawsze myślałem że ciało kobiety skrywa ogień a nie jest ogniem... i ofiarowuje ów ogień jednemu tylko wybrankowi swego serca. ale kwiat nie tylko drażni i nęci wonią ... ale i daje nam radość, rozwija nasze poczucie piękna. a morze.... hmm... w bezkresie myśli każdy najdrobniejszy kawałeczek kobiecej skóry staje sie milami morskimi pełnymi piękna, ciepła, i miłości....
  25. ależ prawdziwe.... gdy wszystko co nas otacza zamienia sie w proch, wtedy stajemy sie powiewem wiatru... niesionym przez życie... przypominając sobie to wszystko co było... a co utraciło sens...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...