Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wilkołak

Użytkownicy
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wilkołak

  1. Łza z policzka, drżenie dłoni. Ludzi masa, pełni trwogi. Naprzód wciąż ktoś tu spogląda, każdy wspomnienia wyciąga. Słychać ciche wciąż jąkanie, dzwoni biją na kazanie. Sucha trawa na jej dłoni, ona łzy już nie uroni. W zachód słońca zapatrzona, a w ciemności pogrążona. Wchodzi pasterz, białe togi, mówi jak baranek Boży. Nagle milknie przelękniony, naraz cichnie głos wśród trwogi. Nie mów więcej! nie patrz na mnie! znam ja siebie znacznie bardziej. Spoglądam więc przez swe ramię, widzę tego co ją pragnie. Na kolana jak nie padnie. Oczy ścisnął, znów zapłakał. tak kochałem, nie przestałem. Ty odeszłaś, ja zostałem. W blasku słońca tak patrzyli. Jedno z kolan, drugie z gliny.
  2. dziękuję za komentarze. cieszę się że coś się spodobało. a co do zaufania do mężczyzn i obgadywania... hmm.... to działa w obie strony... dlatego na zaufanie trzeba sobie zapracować... idąc po ulicy przecież nie podchodzimy do pierwszego z brzegu faceta/kobiety i nie zwierzamy sie mu/jej z naszych problemów. również pozdrawiam.... :D
  3. Witaj Nadobna jaśnie białogłowo, co róży swej pąkiem obdarowujesz. Tysiące mężczyzn, - żałujesz? Życia które wybrałaś tylko chwilowo. Pamiętam gdy tak bardzo pragnęłaś, tego czego teraz tak Ci wstyd. Chwila gdy powiedziałem nie, twoje łzy spływały jak deszcz. Teraz, jak zły szeląg, powracasz. Głos miły, spotkania pragniesz. Dlaczego? Wciąż łamiesz życia zasady. Po co? Serce ranisz tak dla zabawy. Dziś tylko dla mnie, jutro dla ukochanego. Dziś tylko moja, jutro dla każdego. Tak było kiedyś, jak będzie dziś? Wciąż leży u Ciebie ten pluszowy miś? Twój anioł nadal stoi i patrzy, z półki życia, w kamień zaklęty. Witaj, nadobna białogłowo, co róży pąk podarowałaś mi.
  4. lobotomia hmmm... kuszące.. ale mimo wszystko nie skorzystam. :) a tak poważnie dlaczego... hmm... bo rzeczywistość bywa przytłaczająca a niewiele jest takich rzeczy które pozwalają na ucieczkę, choćby na chwile. Ciężko znaleźć coś co pozwana nam na choćby minutę zapomnienia. A gdy już to znajdujemy, okazuje się bardzo kruche i wymaga od nas jeszcze większej ostrożności. właśnie dlatego chciał bym czasami móc wyłączyć te wszystkie uczucia... i po prostu widzieć a nie dostrzegać... wiem to może być dziwne gdyż w dzisiejszych czasach wiele osób patrzy a nie widzi, a ja wcale nie uważam że widzę więcej. Po prostu czasami zwracam uwagę na coś na co nie chciał bym zwracać uwagi... Pozdrawiam i dziękuje za komentarz
  5. Chciał bym nic nie czuć, żyć bez emocji. Nic tylko widzieć, zakończyć ten pościg. Nie myśleć o niczym, nie kochać, nie cierpieć. wyłączyć mą duszę, i wyrwać swe serce. nie walczyć z umysłem, żyć obrazami. nie słuchać obelg, ni wyzwisk czy śmiechów. nie widzieć cierpienia, strachu i leku. chciał bym nic nie czuć, jak kukła z plastiku.
  6. był kiedyś taki dzień, gdy serce pełne radości. kobieta w polewie z miłości, mężczyzna co dodawał czułości. był kiedyś taki dzień, gdy uśmiech nie znikał, dom w uczuciach tonący, ogród co dodawał cielesności. był kiedyś taki dzień, gdy rozdarte były serca. kobieta obdarta z miłości. mężczyzna okradziony z czułości. był kiedyś taki dzień, gdy uśmiech zniknął na stałe. dom, który w powodzi ucierpiał. ogród co przez wiatr potargany.
  7. w sumie to to nie miało powalać na kolana, zresztą... w końcu jest to dział dla tych co pisać nie umieją. Wiem że ego jest cząstką nas. i nie uważam się za istotę oświeconą, wręcz przeciwnie... jednak że celem tego wiersza było właśnie pokazanie tego z przymrużeniem oka, może troszkę jak humoreska tyle, że nie pisana prozą a wierszem... Pozdrawiam
  8. Spojrzałem w oczy głęboko, zrazu zda się, niebieskie. Lecz naraz, zielone słodko, potem brązowe wręcz pieskie. Tak barwy zmiennej się trzymają, żadnego koloru stale nie zostawą. Oczęta te tak cudne i piękne, urzekły mą duszę swym wdziękiem. A ja jak zaczarowany, patrzyłem, patrzyłem gdy wirowały. Nie mogąc się oprzeć, spojrzałem raz jeszcze. Nie sposób nie dostrzec, jak duszę swą pieszczę. Lecz ona nie chce mnie poddać pieszczocie, chwyta mię za dłoń i na oślep wiodzie, oczęta swe skryła pod wstydu zasłoną, Wraz z pocałunkiem oddała duszę swoją. A ja jak zaczarowany, Patrzyłem, patrzyłem gdy wirowały.
  9. Razu swego, dnia pewnego, przyszło do mnie moje ego. Potwór taki, złośnik mały, Tak wciąż zmienny niebywały. Tu mnie szturchnie, tam potrąca, za włos szarpnie, myśl ta żrąca. za dłoń złapie, w ucho szepnie, "nie zaufasz nigdy więcej". Pięknem kobieta Ci będzie, Zbrzydłem, życie szare wszędzie. Ja wciąż słuchać go nie chciałem, i do życia przymuszałem. Tak oddychać próbowałem, ego własne przyduszałem. Wytrącałem myśli złego, zamykałem słowa jego. Ktoś powiedział że zabiłem, lecz ja wiem iż uwolniłem. udusiłem własne ego, wyrzuciłem skrzata złego.
  10. w swym dotyku delikatna, jako jedwab tak powabna. swym zapachem wciąż mnie nęci, nos mój nieustannie pieści. Tak prze zemnie pożądana, tak cudownie doskonała. Słodko łechce, mej rozkoszy, czule dotknie, skarb najdroższy. Kształtna taka, całkiem naga, leży.. czeka.. swego pana. Tu się wygnie, tam się skuli Swą urodą umysł dusi, nieprzerwanie pięknem kusi. Ma Kochana i najświętsza czeka już tabaki ścieżka.
  11. Witam.... po długiej przerwie w końcu miałem chwile czasu aby trafić na forum. i oto trafiłem na Ten wiersz. ogólnie mi się podoba, chociaż zmienił bym jedno słowo w zdaniu, "jak przez mgłę dostrzegam pięść twą grubo okrytą nienawiścią" zmienił bym tę drugą linijkę na: "grubo okutą nienawiścią" poza tym co do reszty nie mam raczej zastrzeżeń. czekam na następne wiersze Pozdrawiam Wilkołak
  12. Krótko zwięźle i na temat... podoba mi się ten wiersz... Pozdrawiam Wilkołak
  13. Od razu umieszczę kilka słów wyjaśnienia. Wiersze te (o ile można je tak nazwać) zamieściłem razem, gdyż powstawały jeden po drugim z przerwami trwającymi niewiele więcej niż dwie minuty. takie nagromadzenie może nieco utrudnić kwestię zrozumienia, jednakże chciałem uniknąć umieszczania 5 wierszy po kolei czym wzbudził bym ogólną irytację administratorów oraz forumowiczek i forumowiczów. Z góry dziękuję za komentarze, które mam nadzieję kiedyś się pojawią... Pozdrawiam Wilkołak
  14. "Uczucia" Błękit nieba skryty za drzewem, liście letnim tknięte powiewem, i jasna latarnia co rozświetla życie. Gasnąca co dzień w porannym niebycie. Proste słowa tak wiele mówią. Zwyczajne gesty bogactwu dorównują. Po co nam sztuczność gdy mamy siebie. Po co nam słabość gdy mamy nadzieję. Tak proste zmysły, wciąż nowe pomysły. Świat w barwy malują, tęczą kolorują. Smutkiem i żalem, radością i szczęściem. Dzień każdy nowem, napełniają uczuciem. Widząc wciąż słowa, i słuchając gestów nie słyszalne słowa, bez żadnych podtekstów. a za nią... poeta, w marzeniach zamknięty. Wpatrzony w błękit nieba, uczuciami przeklęty. "Flaszka na smutek" Minęła noc, zaczął się dzień. Skończył się mrok, kolejny przyjdzie uśmiech. lecz po co to wszystko, gdy żal ściska serce. po co urwisko, gdy skakać się nie chce. tak pisać bez końca można tu porównania. lecz czytać cierpliwie, tylko krótkie zdania. "śmietnik" Patrzę na śmietnik, co z miedzi jest cały. cynkowane ma wieko, i uchwyt ze stali. Chromowane kółeczka, ze złota zawiasy. Lecz wciąż jest to śmietnik, dla bogatej klasy. "Kanarek" Telefon wciąż zgrzypi, wibruje i skwierczy. Radio szumi bez końca, telewizor ciszą nęci. Lecz ja siedzę w parku, i proszę byś śpiewał, mój złoty kanarku. Ty jednak milczysz, ciszą napełniasz. Ja zaś wciąż pragnę, usłyszeć jak ćwierkasz. "Porady" Gdy smutek nachodzi Cię niespodziewanie, chlapnij sobie jedną lub dwie banie. Gdy radość odczuwasz, nie puszczaj od razu, zrelaksuj swe ciało, przemów do obrazu. Gdy pragniesz miłości i brak Ci czułości, rozprostuj swe kości i pocztówkę poślij. A gdy już nic Ci nie pomoże, zawsze zostają dwa kuchenne noże.
  15. Poprosiłem abyś mi napisała coś na temat tego wiersza... gdyż tak naprawdę sam nie wiedziałem co o nim myśleć. Początkowo pisałem go z myślą o deszczu... i tu owe krople atakujące ciało... miały być zwyczajnym deszczem, uchwyconym w nieco odmiennej formie. Jednakże gdy wiersz ów pokazałem najbliższym... Padły pytania Kim jest owa kropla... i czy ponownie się zakochałem... Gdy więc ochłonąłem nieco przeczytałem ten wiersz patrząc na Kroplę jako na Kobietę... i rzeczywiście taka interpretacja również pasuje. Interpretacja słów "źdźbła trawy na głowie zszarzały" jest bardzo ciekawa... Podoba mi się, choć nie myślałem o tym w ten sposób... ale jak widać wiersz ten... albo jest uniwersalny jak chodzi o interpretację, skoro można odczytać go na wiele sposobów... albo jest do kitu, gdyż nie ma jednej własnej wymowy. na ten wers.... można również spojrzeć pod kątem Kropli jako Kobiety... wtedy też wychodziło by, iż pierwsza co spadła znienacka była ogromnym zaskoczeniem dla autora. Kolejne nieśmiałe, więc i miłość nie zapłonęła. By w końcu ostatnia, namieszała w głowie. Wtedy też owe źdźbła trawy mogły zszarzeć ze zgryzoty... lub dylematów. ale jak widać wiersz ów można interpretować przedziwnie. Pozdrawiam Wilkołak
  16. Cieszę się że Ci sie podoba. przypomina zapewne dlatego że również jest opisem przyrody. Tyle że u Ciebie z tego co mnie pamięć nie myli przyroda porównywana była do Kochanka. A tu sama przyroda stanowi ową Kochankę, jako ucieleśnienie piękna. Pełna czułości i troski, Kochanka która zawsze jest przy swym ukochanym.... Dziękuje i Pozdrawiam Wilkołak
  17. To był jeden z takich dni, w które wychodzisz z domu tylko, jeśli musisz. Monotonny stukot kół po torach mieszał się z delikatnym bębnieniem kolejnych kropel deszczu, spadających na miasto niczym biblijny potop. Mimo to w tramwaju siedziało około 10 osób. Jedno z miejsc przy oknie zajmowała ciemna postać. Kaptur skrywał jego głowę w mroku tak, że nie sposób ujrzeć było jego twarz. Głowę zaś opartą miał o szybę, tak, iż odbijała się od niej stukocząc do taktu kropel wody. Gdyby komukolwiek dane było ujrzeć wtedy jego oczy zdałyby mu się być mętne i jakby patrzące gdzieś w dal. Tak jakby chciał dojrzeć coś poza granicami świadomości. Światła mijanych latarni to przybliżały się, to oddalały pozostawiając go co jakiś czas w mroku. W pewnym momencie obudził się z letargu i rozglądnął dookoła siebie. Nie było jednak nic szczególnego poza mrugającą pod sufitem żarówką wyjrzał więc przez okno. Cienie szarych bloków otaczały go zewsząd. Cichy zgrzyt i zmniejszająca się prędkość tramwaju oznaczać mogły tylko skrzyżowanie, lub przystanek. Okazały się być tym drugim, zaś dziwna postać wstała i podeszła do drzwi. Nikt z pasażerów jednak nie zareagował, nikt nawet nie drgnął ani nie spojrzał tak jak by owa zakapturzona postać nie istniała. Pojazd stanął a drzwi z oporem otworzyły się wpuszczając do środka zimny powiew wiatru. Powolnymi krokami, nigdzie się nie śpiesząc zszedł po schodkach naciągając mocniej kaptur na głowę. Deszcz jakby wzmógł się uderzając z jeszcze większą pasja w umęczone płytki chodnikowe. On zaś rozglądnął się ponownie ogarniając wzrokiem kilka bloków, pojedyncze latarnie mrugające niepewnym światłem, neon pobliskiego sklepu oraz jakąś reklamę stojącą gdzieś w oddali. Może czegoś szukał, ale najwidoczniej tego nie znalazł. Spojrzał jeszcze w niebo jak gdyby oczekiwał, iż tam będzie to coś czego nie zastał na ziemi. Kilka kropel wody spadło na jego twarz, spływając pozostawiły po sobie wilgotny ślad. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, zupełnie jak by czerpał radość z właśnie takiej ponurej i smętnej pogody. Ponownie poprawił kaptur i skierował się w jedna z bocznych uliczek. Bloki dość szybko ustąpiły miejsca kamienicom i domkom jednorodzinnym. On zaś spokojnie wędrował szarymi chodnikami. Woda wciąż uderzała w jego ubranie by zniknąć wchłonięta przez materiał, którego cichy szelest wraz z każdym krokiem stawał się coraz bardziej monotonny i mechaniczny, on jednak zdawał się słyszeć własną muzykę duszy gdyż uśmiech nie znikał z jego twarzy. Spojrzał w lewo i ujrzał żywopłot. Przeszedł wzdłuż niego aż dotarł do bramki. Sięgnął do kieszeni po klucze. Szczek zamka i bramka otworzyła się. Powolnymi krokami przeszedł obok kwiatków, które w tej chwili skryte pod ziemia ujawnić się miały, gdy przyjdą cieplejsze dni. Spojrzał na nie z nieukrywana radością, jak by już teraz widział je w całej swej okazałości. Żwir zazgrzypiał mu pod butami, gdy skierował swoje kroki w stronę domu. Drzwi dość szybko ustąpiły pod wpływem odpowiedniego klucza. We wnętrzu panował mrok. Klikniecie przełącznika i przedpokój rozświetlił się ciepłym światłem. Jego dom, choć niewielki dawał miłe poczucie własnego kąta. Zdjął kaptur z głowy i buty, aby wejść głębiej przez otwarte drzwi. Kolejne żarówki rozświetliły salon, w którym cicho mruczało radio, i kuchnię oddzieloną niewielkim barkiem. Zdjął przemoczoną bluzę, rzucając ją w kont koło barku podszedł do lodówki, wyciągnął mały garnek z wczorajszą zupa i postawił ją na gazie. Po chwili pokój wypełnił się zapachem ogórków. Zupy nie było dużo wiec wziął tylko tackę i zjadł bezpośrednio z rondla. Przyjemny ciepły płyn wypełnił jego organizm. Było późno, zdecydowanie za późno jak na jedzenie obiadu, ale nie miał wcześniej okazji zjeść nic ciepłego. Zaspokoiwszy nieco głód umył rondelek i wrócił do przedpokoju skąd schody prowadziły na piętro. U szczytu schodów napotkał jednak coś, czego się nie spodziewał tam znaleźć. Dokładnie na przedostatnim stopniu leżała czerwona róża, której wcześniej nie zauważył wchodząc do domu. Fala ciepła wypełniła jego serce i dusze. Skręcił w pierwsze drzwi po prawej gdzie znajdowała się łazienka, puścił ciepłą wodę a sam zaczął się rozbierać. Wszedł do kabiny prysznica. Polewał swoją zimną skórę gorącą woda. Zamknął oczy i zdało mu się, że woda zmieniła się w dłoń gładząc czule jego policzek. Otworzył oczy jednakże wciąż tkwił pod prysznicem. Ustawił słuchawkę prysznica na uchwycie i skierował strumień wody tak by spływał mu po głowie, następnie obejmując całe ciało. Oparł ręce na ścianie i zamknął oczy. Ponownie ciepła dłoń objęła jego skórę delikatnie gładząc każdy centymetr jego ciała. Tym razem jednak napawał się przyjemnym uczuciem bez obaw. W końcu jednak zdecydował się wyjść z pod prysznica był zmęczony po całym ciężkim dniu i jedyne, o czym teraz marzył to błogi i spokojny sen. Ubrał kremowe krótkie spodenki służące mu za piżamę podniósł ubranie i skierował się w stronę swojego pokoju. Otworzył drzwi, światło z korytarza rozświetliło pokój. Postanowił wyjątkowo nie zapałać żarówek wewnątrz tylko od razu rzucić ubranie na fotel koło biurka i położyć się do łóżka. Jak pomyślał tak zrobił. Zamknął drzwi nie potrzebował światła, znał ten pokój na pamięć, a poza tym w ciemności widział dostatecznie dobrze. Idąc w stronę fotela usłyszał nikły szelest za swoimi plecami, już miał się obrócić, lecz poczuł jak czyjeś dłonie zakrywają mu oczy i usta. To były zdecydowanie kobiece dłonie, skóra na nich była tak delikatna i pachnąca, że nie mógł to być ktoś inny. Właścicielka owych dłoni przylgnęła do niego od tylu i szepnęła na ucho. „a co jeśli teraz ja Ciebie zjem?” zawahał się. Znal ten glos, wiedział czyje to dłonie i zapach, wiedział dokładnie, kto za nim stoi a mimo to słowa, które usłyszał zdziwiły go. Milczał... ale cisza nie trwała długo albowiem magiczny głos odezwał się ponownie „Witaj w domu Skarbie...” tu nastąpiła krótka pauza „... tęskniłeś?”. Poczuł jak jej dłonie spływają z oczu na policzki i szyje a jej gorące ciało przylgnęło do jego pleców. On powolutku odwrócił się tak by być przodem do niej. Jej nagie ciało skrywała jedynie czarna półprzezroczysta halka ledwie widoczna w mroku a zarazem przyjemnie kontrastująca z jej jasną skórą, w której zdawała się być jeszcze delikatniejsza i piękniejsza niż zwykle, on jednak nie zgłębiał zakamarków jej piękna, lecz spojrzał głęboko w jej błękitno-zielone oczy schowane za delikatna zasłonką z lekko zakręconych płomiennych włosów spływających aż do bioder i uśmiechnął się z zadowoleniem. Zbliżył swoje usta do jej warg i pozostawił na nich delikatny pocałunek. „Kocham Cię” ponownie spojrzał jej w oczy i ujrzał w nich odbicie jej duszyczki i serduszka mocno bijącego i płonącego ze szczęścia. Byli tak blisko siebie, że niemal czuł każde jego kolejne uderzenie. Pochylił się by ponownie ją pocałować, teraz jednak trwało to znacznie dłużej niż. uprzednio. Objął ja i przytulił jeszcze mocniej a potem szepnął na ucho „chodźmy już do łóżka” nie puszczając się. nawet na chwilkę wczołgali się pod pierzynkę i przylgnęli do siebie. Przytuliła głowę do jego klatki piersiowej on zaś objął ja ramieniem. Jej skóra była tak ciepła jakby krew w jej wnętrzu cały czas gotowała się od miłości jaka ją przepełniała. Gładził jej włosy rozmyślając o tym jak piękna będzie w świetle poranka, niczym śpiąca królewna. Jej oddech stawał się coraz lżejszy, płytszy i rzadszy. Wiedział, że spała już od jakiegoś czasu a mimo to sam nie mógł zasnąć. Nie chciał się poruszyć, patrzył więc na nią wciąż gładząc jej delikatne i mięciutkie włosy. W końcu jednak i jego zmorzył sen, przynosząc mu spokój i ukojenie.
  18. Milczenie ciągłe, samotność i pustka. Jak orszaki pogrzebowe, podążają za mną każdego dnia. Zaś błękit nieba, rozlewa plamę krwawą ze słońcem się zlewa, malując myśl czarną. Czasami skryje ranę, pod bandażem obłoku. lecz tym nie pomogę, na ból każdego kroku. Każdego więc dnia deszczu kroplą, przytula mnie przyroda. Wiatru i liści, owija kołderką. Pod głowę zaś podsuwa poduszkę z lilii i mchu Gwieździstym niebem, ukoi do snu. Księżyca Blaskiem, Ugasi wszelki ból.
  19. i tu również ciekawy wiersz. Interesująco oddzielona część pierwsza od drugiej z osobistych uwag to chyba tylko do jednego mam zastrzeżenie piszesz... "Stary, smutny człowiek w trumnie już leży," a następnie "Stary smutny człowiek już szczęśliwy jest." wydaje mi się że ten stary człowiek już w chwili w której leżał w trumnie powinien być szczęśliwy, ale to tylko moje osobiste zdanie które może być mylne. Pozdrawiam Wilkołak
  20. Bardzo podoba mi się ten wiersz.. ciekawie operujesz słowem, i trzymasz w napięciu do ostatniej chwili. Czekam na następne Pozdrawiam Wilkołak
  21. Spadła znienacka atakując me ciało. Kolejne poszły i za nią, chociaż te już nieśmiało. Objęły za rękę i zmysły mamią. Dotknęły ramienia, opadły na ziemię martwe. Wyciągając uprzednio z cienia, owe magiczne harpie. Wtedy też dopadła mnie ta ostatnia. Dotknęła mych włosów, spłynęła na lica. Nie musnęła oczu, topiących jej oblicza. Namiętnym pocałunkiem, zraniła me usta. Najmilszym podarunkiem, stałą się jej dusza. Mnie jednak coś nie pasowało, źdźbła trawy na głowie zszarzały, w duszy się coś odezwało, chochliki być to musiały. W rozumie mi namieszały, dumę zamknąwszy do klatki, Biec za nią kazały, uchwycić jak róży płatki. Tak oto kropla deszczowa, Otwiera radosne wrota. Kropla taka majowa, lecz bez serca, duszy i złota.
  22. Smutny bo i w smutnej chwili był pisany... Ale chwila ulotnością a życie pierwiastkiem czasu jak mawiali mądrzy ludzie. Wszystko przemija a my żyć musimy dalej. Dlatego też uśmiech winien gościć na naszych licach jak najczęściej, my zaś czerpać z niego powinniśmy energię do dalszego życia. również pozdrawiam Wilkołak
  23. W jakimś sensie każdy z nas jest uwięziony w klatce codzienności, a otaczają go pręty strachu i problemów, których niestety ale nikt nie jest w stanie sie wyzbyć. Pokonując jeden napotykamy na następny. By życie nie było monotonne i nudne... Hmm... czy mnie nie dotyczy z wyjątkiem pierwszej strofy... nie zgodził bym sie do końca. Chociaż... Dawniej dotyczył mnie znacznie bardziej... teraz już nie aż tak bardzo, ale wciąż czuję oddech przeszłości za swymi plecami. i musi upłynąć jeszcze trochę czasu nim całkiem zniknie. Pozdrawiam Wilkołak
  24. hmm... i znowu wracam do tego wiersza.. i wciąż nie wiem co o nim myśleć. Z jednej strony jest mi on w jakiś sposób bliski patrząc w szczególności na pierwszą połowę wiersza. Z kolei druga część wzbudza we mnie liczne kontrowersje. nie chodzi o to iż jest to nielogiczne... gdyż jak najbardziej jedna część pasuje do drugiej... ale ja jakoś nie potrafię się utożsamić z bohaterem drugiej połowy wiersza... ale to pewnie dlatego iż jestem zupełnie innym człowiekiem... Tak jak już mówiłem... wiersz strasznie mi się podoba... w szczególności ta pierwsza część... Pozdrawiam Wilkołak
  25. Zagubiony w plątaninie codzienności, Stawiam Krok za krokiem szukając wolności. Każdy dzień zdaje się być karuzelą myśli, Każdej nocy wiem że coś mi się przyśni. Noc stała się nieprzyjemna, Dzień męczy wciąż bardziej. Wschód słońca jak kara, Mrok jak zbawienie. Śmierć stała się ucieczką, miłość niespełnieniem. W plątaninie codzienności, szukam drogi do celu Wybrałem półmrok jak wielu... Przede mną pustka, za mną wspomnienia. Przede mną życie, lecz mrok się nie zmienia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...