Każdy_i_Nikt
Użytkownicy-
Postów
30 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Każdy_i_Nikt
-
Pięknie się czyta taki tekst. Napisany prostym, zrozumiałym językiem, ale jednocześnie jest to kawałek pięknej prozy, o sprawach z pozoru banalnych, a w rzeczywistości najważniejszych. Lubię taką prozę, w której brak zbędnych "fajerwerków", udziwnień, "rzucania mięsem", dla samego efektu "mięsa"... pozdrawiam:)
-
Dziennik Nieco Rubaszny, część 08
Każdy_i_Nikt odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Hehe ale śmieszne... zwróć uwagę na to, że skomentowałem jednak Twój tekst i dokładnie wyjaśniłem dlaczego tak a nie inaczej skomentowałem, nie chce się powtarzać. Nie wiem czy zauważyłeś, ja nie podchodzę do tematu pisania w tak techniczny sposób jak Ty, dla mnie nie jest aż tak istotne gdzie postawić przecinek... dlatego nie potrafię ocenić tekstu w sposób, którego się spodziewasz. Na razie nie zauważyłem w Twoim tekście rażących błędów techniczno-stylistycznych, czy jak je zwał. Łatwiej mi powiedzieć, czy coś jest napisane wartko i czy się to dobrze czyta. W przypadku tego fragmentu tekstu jest ok, choć po Tobie spodziewałbym się tekstu nieco mniej banalnego w opisie. Nic odkrywczego nie ma w opisie wyprawy do WKU w celu złożenia podania o odróbkę, a co do "odbytów" i "srania" to wiesz jakie jest moje zdanie - nadmiar fajerwerków działa na mnie trochę odpuchająco... No ale to fragment większej całości i w takim kontekście nie będę tego oceniał... Jeśli chodzi o mój "pomysł literacki" to poprostu napisałem Ci o bajce jaka mi przyszła do głowy, żaden to pomysł, jutro o tym zapomne... a pisać se bendem gdzie chcem:)) pozdrawiam -
O pilocie, który spadł na psy
Każdy_i_Nikt odpowiedział(a) na Każdy_i_Nikt utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Senqiu Kornellos to tekścik z przed wielu lat, ale jakoś nadal czuje do niego sentyment. Dzięki za korektę, dopatrzyłeś się rzeczy, których sam za cholerę bym się nie dopatrzył. -
O pilocie, który spadł na psy
Każdy_i_Nikt odpowiedział(a) na Każdy_i_Nikt utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Eskadra bombowców zbliżała się do celu. Na ziemi ogłoszono alarm. Ulice miasteczka opustoszały i tylko żołnierze uwijali się gorączkowo na rogatkach miasta, wokół stanowisk dział obrony przeciwlotniczej. Coraz głośniejszy warkot maszyn potęgowało upiorne wycie syren. Lufy sterczące w niebo śledziły majestatyczny ruch samolotów. Celowniczy czekali na komendę odliczając czas biciem własnych serc napompowanych adrenaliną. Pilot Zenon S., dowódca eskadry, widział już kominy fabryki, z mikrofonem walki-talki w dłoni śledził wskaźniki. Kilometr, dziewięćset, osiemset metrów... Do wydania rozkazy pozostało już kilka sekund, kiedy struga pomarańczowych kresek zetknęła się z kadłubem maszyny. - Jezus Mariaaa!!! - usłyszał jeszcze krzyk bombardiera. - Rąbnęli nas! Samolotem wstrząsnęło, kłęby gęstego dymu zakryły widoczność, stery przestały reagować. W następnej sekundzie potężna eksplozja oderwała prawy silnik z kawałkiem skrzydła. Samolot pikował bezwładnie, nabierając prędkości wpadł w jakiś dziwny wirowy ruch, jak nasionko klonowca na wietrze. - Wyskakiwać! Katapultować się! - Zenek usłyszał własny krzyk. Zaraz potem następny wybuch rozerwał maszynę na setki drobnych kawałków, wśród fantastycznych fajerwerków. Zenkowi świadomość przywróciło silne szarpnięcie czaszy spadochronu. Gdzieś w oddali terkotały karabiny, powietrzem wstrząsały detonacje, pięćset metrów niżej miasto stało w płomieniach. - Ja żyję - pomyślał Zenek, nadal nieświadomie pociągając linkę otwierającą spadochron. Nie przeżył nikt inny z załogi samolotu. Jedynie Zenkowy spadochron opadał powoli pchany bocznym wiatrem, z dala od płonącego miasteczka i kilkudziesięciu samolotów lżejszych o kilkaset ton bomb. Jakiś czas potem Zenio spadł na pobliskie pastwisko, prosto w stado przestraszonych owiec. Przykryła go czasza spadochronu. - Naprawdę przeżyłem - pomyślał wyczołgując się spod płachty materiału. Niestety Zenek miał pecha! Psy pasterskie pilnujące owiec, rozszarpały go w ciągu kilku minut, nie oszczędzając nawet zbryzganej krwią czaszy spadochronu. Zenio został odznaczony pośmiertnie medalem pierwszej klasy. Rodzice Zenona S. otrzymali krótki liścik ze Sztabu Generalnego: W dniu ... Państwa syn zginął bohaterską śmiercią w obronie ojczyzny,... Cześć Jego Pamięci! P.S. Psy pasterskie nie brały udziału w wojnie. -
Dziennik Nieco Rubaszny, część 08
Każdy_i_Nikt odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Hej Kornello:) Się wreszcię zalogowałem i może nawet coś zacznę pisać. Na razie czytam. Mam tak, że muszę coś przeczytać dwa, trzy, cztery razy żeby zakumać. Na razie przeczytałem raz i mogę powiedzieć, że fajnie się czyta:) Coraz fajniej się czyta, to co piszesz;) Hehe, jak przeczytam dwa, trzy, cztery razy i poczuje się na tyle odstresowany aby zająć się lyteraturo to może nawet napiszę coś więcej i postaram się Ci dokopać:)Na razie mogę się wyrazić jedynie na temat tempa i wartkości nurtu, którym płyną Twoje słowa. To co piszesz to dość rwący strumień, gdzieś w górach średniej wysokości...Woa jest czysta, przejrzysta i dość orzeźwiająca, mimo że niesie czasem jakieś "odbyty", "sranie" i inne zmętnienia. No ale cóż, w tych czasach fekalia zdażają się nawet w górskich strumieniach... Póki co zajmuje się na razie wiesz czym i lyteratura ma ciężki przystęp do łba mojego. Chociaż coś tam się chyba zaczyna dziać w mojej głowie, bo dziś na dobranoc zacząłem Mikołajowi opowiadać bajkę o tym, jak to Czerwony Kapturek spotkał w lesie Wilka i umówili się, że jak CzK. dojdzie już do Babci i zostawi u niej co trzeba, to się spotkają na leśnej polance w celu obalenia czerwonego winka, które CzK. miał zanieść Babci, ale oczywiście umówili się z Wilkiem że tego nie zrobi...Dalej jest tak, że Wilk zostaje na polance, a CzK. idzie ścieżynką leśną w kierunku domku Babci. Nagle rozpętuje się burza, a w dodatku jest już wieczór i zapada mrok. CzK. w takich warunkach myli leśne ścieżki i... wchodzi na ścieżkę prowadząca do domku... Baby Jagi. Tak się składa, że domek Babci CzK. projektowała ta sama firma, powidzmy że w tym lesie działa jeden wzięty architekt, albo lepiej małżeństwo wziętych architektów;) Dom Babci CzK. i dom Baby Jagi projektowali właśnie oni i oba domy są z tego samego materiału tzn. z piernika... Dalej jest tak, że CzK. zwabiony przez Babę Jagę trafia do jej piewnicy, co się dzieje w tej piewnicy to... już zupełnie inna bajka, z gatunku tych z pod znaku Tarantino... W czasie kiedy CzK. zabłądził, podobna przygoda spotkała Jasia i Małgosię, którzy akurat przypadkiem szli przez ten sam las, z tym, że Jaś i Małgosia przez pomyłkę trafili oczywiście gdzie... do domku Babci CzK... Tymczasem Wilk czeka biedny, zmarźnięty i przemoczony od deszczu na polance na CzK. i w gardle mu zasycha, bo winko które miał obalić z CzK. jest razem z nim w piewnicy Baby Jagi... CDN. oj sorry się trochę rozpisałem.