Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Każdy_i_Nikt

Użytkownicy
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Każdy_i_Nikt

  1. Pięknie się czyta taki tekst. Napisany prostym, zrozumiałym językiem, ale jednocześnie jest to kawałek pięknej prozy, o sprawach z pozoru banalnych, a w rzeczywistości najważniejszych. Lubię taką prozę, w której brak zbędnych "fajerwerków", udziwnień, "rzucania mięsem", dla samego efektu "mięsa"... pozdrawiam:)
  2. Hehe ale śmieszne... zwróć uwagę na to, że skomentowałem jednak Twój tekst i dokładnie wyjaśniłem dlaczego tak a nie inaczej skomentowałem, nie chce się powtarzać. Nie wiem czy zauważyłeś, ja nie podchodzę do tematu pisania w tak techniczny sposób jak Ty, dla mnie nie jest aż tak istotne gdzie postawić przecinek... dlatego nie potrafię ocenić tekstu w sposób, którego się spodziewasz. Na razie nie zauważyłem w Twoim tekście rażących błędów techniczno-stylistycznych, czy jak je zwał. Łatwiej mi powiedzieć, czy coś jest napisane wartko i czy się to dobrze czyta. W przypadku tego fragmentu tekstu jest ok, choć po Tobie spodziewałbym się tekstu nieco mniej banalnego w opisie. Nic odkrywczego nie ma w opisie wyprawy do WKU w celu złożenia podania o odróbkę, a co do "odbytów" i "srania" to wiesz jakie jest moje zdanie - nadmiar fajerwerków działa na mnie trochę odpuchająco... No ale to fragment większej całości i w takim kontekście nie będę tego oceniał... Jeśli chodzi o mój "pomysł literacki" to poprostu napisałem Ci o bajce jaka mi przyszła do głowy, żaden to pomysł, jutro o tym zapomne... a pisać se bendem gdzie chcem:)) pozdrawiam
  3. Senqiu Kornellos to tekścik z przed wielu lat, ale jakoś nadal czuje do niego sentyment. Dzięki za korektę, dopatrzyłeś się rzeczy, których sam za cholerę bym się nie dopatrzył.
  4. Eskadra bombowców zbliżała się do celu. Na ziemi ogłoszono alarm. Ulice miasteczka opustoszały i tylko żołnierze uwijali się gorączkowo na rogatkach miasta, wokół stanowisk dział obrony przeciwlotniczej. Coraz głośniejszy warkot maszyn potęgowało upiorne wycie syren. Lufy sterczące w niebo śledziły majestatyczny ruch samolotów. Celowniczy czekali na komendę odliczając czas biciem własnych serc napompowanych adrenaliną. Pilot Zenon S., dowódca eskadry, widział już kominy fabryki, z mikrofonem walki-talki w dłoni śledził wskaźniki. Kilometr, dziewięćset, osiemset metrów... Do wydania rozkazy pozostało już kilka sekund, kiedy struga pomarańczowych kresek zetknęła się z kadłubem maszyny. - Jezus Mariaaa!!! - usłyszał jeszcze krzyk bombardiera. - Rąbnęli nas! Samolotem wstrząsnęło, kłęby gęstego dymu zakryły widoczność, stery przestały reagować. W następnej sekundzie potężna eksplozja oderwała prawy silnik z kawałkiem skrzydła. Samolot pikował bezwładnie, nabierając prędkości wpadł w jakiś dziwny wirowy ruch, jak nasionko klonowca na wietrze. - Wyskakiwać! Katapultować się! - Zenek usłyszał własny krzyk. Zaraz potem następny wybuch rozerwał maszynę na setki drobnych kawałków, wśród fantastycznych fajerwerków. Zenkowi świadomość przywróciło silne szarpnięcie czaszy spadochronu. Gdzieś w oddali terkotały karabiny, powietrzem wstrząsały detonacje, pięćset metrów niżej miasto stało w płomieniach. - Ja żyję - pomyślał Zenek, nadal nieświadomie pociągając linkę otwierającą spadochron. Nie przeżył nikt inny z załogi samolotu. Jedynie Zenkowy spadochron opadał powoli pchany bocznym wiatrem, z dala od płonącego miasteczka i kilkudziesięciu samolotów lżejszych o kilkaset ton bomb. Jakiś czas potem Zenio spadł na pobliskie pastwisko, prosto w stado przestraszonych owiec. Przykryła go czasza spadochronu. - Naprawdę przeżyłem - pomyślał wyczołgując się spod płachty materiału. Niestety Zenek miał pecha! Psy pasterskie pilnujące owiec, rozszarpały go w ciągu kilku minut, nie oszczędzając nawet zbryzganej krwią czaszy spadochronu. Zenio został odznaczony pośmiertnie medalem pierwszej klasy. Rodzice Zenona S. otrzymali krótki liścik ze Sztabu Generalnego: W dniu ... Państwa syn zginął bohaterską śmiercią w obronie ojczyzny,... Cześć Jego Pamięci! P.S. Psy pasterskie nie brały udziału w wojnie.
  5. Hej Kornello:) Się wreszcię zalogowałem i może nawet coś zacznę pisać. Na razie czytam. Mam tak, że muszę coś przeczytać dwa, trzy, cztery razy żeby zakumać. Na razie przeczytałem raz i mogę powiedzieć, że fajnie się czyta:) Coraz fajniej się czyta, to co piszesz;) Hehe, jak przeczytam dwa, trzy, cztery razy i poczuje się na tyle odstresowany aby zająć się lyteraturo to może nawet napiszę coś więcej i postaram się Ci dokopać:)Na razie mogę się wyrazić jedynie na temat tempa i wartkości nurtu, którym płyną Twoje słowa. To co piszesz to dość rwący strumień, gdzieś w górach średniej wysokości...Woa jest czysta, przejrzysta i dość orzeźwiająca, mimo że niesie czasem jakieś "odbyty", "sranie" i inne zmętnienia. No ale cóż, w tych czasach fekalia zdażają się nawet w górskich strumieniach... Póki co zajmuje się na razie wiesz czym i lyteratura ma ciężki przystęp do łba mojego. Chociaż coś tam się chyba zaczyna dziać w mojej głowie, bo dziś na dobranoc zacząłem Mikołajowi opowiadać bajkę o tym, jak to Czerwony Kapturek spotkał w lesie Wilka i umówili się, że jak CzK. dojdzie już do Babci i zostawi u niej co trzeba, to się spotkają na leśnej polance w celu obalenia czerwonego winka, które CzK. miał zanieść Babci, ale oczywiście umówili się z Wilkiem że tego nie zrobi...Dalej jest tak, że Wilk zostaje na polance, a CzK. idzie ścieżynką leśną w kierunku domku Babci. Nagle rozpętuje się burza, a w dodatku jest już wieczór i zapada mrok. CzK. w takich warunkach myli leśne ścieżki i... wchodzi na ścieżkę prowadząca do domku... Baby Jagi. Tak się składa, że domek Babci CzK. projektowała ta sama firma, powidzmy że w tym lesie działa jeden wzięty architekt, albo lepiej małżeństwo wziętych architektów;) Dom Babci CzK. i dom Baby Jagi projektowali właśnie oni i oba domy są z tego samego materiału tzn. z piernika... Dalej jest tak, że CzK. zwabiony przez Babę Jagę trafia do jej piewnicy, co się dzieje w tej piewnicy to... już zupełnie inna bajka, z gatunku tych z pod znaku Tarantino... W czasie kiedy CzK. zabłądził, podobna przygoda spotkała Jasia i Małgosię, którzy akurat przypadkiem szli przez ten sam las, z tym, że Jaś i Małgosia przez pomyłkę trafili oczywiście gdzie... do domku Babci CzK... Tymczasem Wilk czeka biedny, zmarźnięty i przemoczony od deszczu na polance na CzK. i w gardle mu zasycha, bo winko które miał obalić z CzK. jest razem z nim w piewnicy Baby Jagi... CDN. oj sorry się trochę rozpisałem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...