Ernest Krociel
-
Postów
28 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Ernest Krociel
-
-
a to prawda, lepiej brzmi, dzieki
pozdrawiam:)0 -
miało tak być:)
pozdrawiam0 -
Szelest spraw codziennych
Zagłusza wołanie Boga
Może to i dobrze?
Bo niepodobno przecież
W młodości oddać ducha0 -
ja jestem przeciwko wycinaniu lasów, nie wiem jak reszta:)
pozdr0 -
tytuł...hmm....ciekawy, bo wykreślna zwykle bywa geometria, sam kiedyś miałem z geometrią doczynienia, a teraz zamieiłem ją na wyobrażnie;) cały wiersz jest lekki, przyjemnie się czyta..
pozdr0 -
już to gdzieś słyszałem, tzn to że szczęście to odrobina wysiłku w pracy, ale pomysł jest ok:)
pozdr0 -
W krainie elfów świetlistych
Troli okradających upragnione czerwienie
Księżniczek przeźroczyście
Obecnych w swoich komnatach
Dzielnych rycerzy żelaznych
Obsypywanych pierzem zuchwałym
Książąt przyrośniętych
Pod kawalkadą westchnień i uwielbień
Do samych siebie
Niepotrzebne jest słowo
Tu wszystko smakuje i pachnie
Tęczową nieuwagą
Znieruchomiałą na widok Boga
Obciążone najlżejszym spojrzeniem
Nie wątpią w sens własnego istnienia
Poukładane bitwy i romanse
Trącają w policzek swą banalnością
Ale trzeba, trzeba oszczędzać
Zawroty głowy i gorączki
Bo jak mydlana bańka
Spierzchną i pękną
Unoszone na wietrze
Melodyjnym śpiewem
Tu niepotrzebe jest słowo
Szperanie zatwardziałych
Głosicieli nowin i cudów
Okalających wszystko
Podmuchem niewyspanych oczu
Tu niepotrzebnie obowiązuje
Związek między nad i pod
Po co?! Do jasnej cholery, po co?!
Tu potrzebne jest tylko NIC
Odmierzone lśniącą wstęgą
Zmartwychwstałego SŁOŃCA0 -
Odmienione wzajemności
Szczypią skórę
Blaskowym migotaniem
Nie pachną już
Dotkliwością chwili
A może?
Było wspominać z uwagą
Ogłuszonych chrypką
Uwag i oskarżeń
Przeminą....
W dzień słonecznych spojrzeń
Znów radośniej będzie
Pójść nad staw
Odłożyć przed i później
I odfrunąć
Na skrzydłach zapomnienia0 -
Nie śpij - zbyt późno na spanie
Odczaruję Cię
Złotousłanym tętnieniem mojej krwi
Za szybą jest tylko
Nieuporządkowany porządek
Zdarzeń niczyich
Migocze
Oblewa...
Wypełniając przerwy między słowami
Bądź tutaj, tu słuchaj i patrz
Zerwij sensu przebranie
I pozostaw
bezsens obdarowany
Mijającą chwilą0 -
hmm...ciekawy wiersz, próba spojrzenia na coś co poezji bratnią duszą jest...naprawdę ciekawe...ten wers: "moment uchwycenia nienasycenia dotyku..." jakoś mi nie pasuje, ale ja się w sumie nie znam;)
pozdrawiam:)0 -
Piękny wiersz, naprawdę uroczy, trochę baśniowy, ale chyba każdy z nas czuł się (albo nadal przebywa w takim błogostanie jak autor:))jak baśniowy bohater, zresztą po co te słowa, wiadomo o co chodzi, dziękuję....
pozdrawiam0 -
Wzdłuż ścian niezapomnianych
Wędrują myślosłowa
Odmierzane słuchaniem
Tup, tup, tup, tup...
Wczoraj było odrobinę wcześniej
Odnajdywać brzegi zamysłu
Jaśniejące niewinną rozwagą
Niekompletne skojarzenia
Oblepione garścią a,b,t i w..
Szczypały okna
Wkradającym się wołaniem
Dziś skarżą się
Kształtem warg
Ostatnie szepty normalności
W mig odpłyną
Bogatsze o jedną strofę tego wiersza
Tej - której nigdy nie było...0 -
podoba mi się...
pozdr :)0 -
Domniemany zabójca
Jesiennej melancholii
Czeka, ukryty
Wewnątrz piaskowego koła
Bo cała wrzawa
Stukniętych prawideł
Nie pozwala mu zmrużyć oka
Później wstanie
Zrzuci zatęchły czas
I wyruszy
By odkryć
Przemieszane z ziemią
Okruchy wczorajszej hulanki0 -
Najwznioślej można wszystko
I to co poranne
I to co wieczorne
Zagorzałą rękawiczkę
Rzucić do stóp
I czekać
Ale nieopodal
Wszyscy już ziewają
Są znudzeni
Krwawiącą wstegą
Połamanych ideii
Nie wygramy
Tu trzeba czterolistnej koniczyny
I blasku słońca
W zmęczone oczy0 -
Odrzucić wszystko
Wkroić pomieszanie
Z garstką czekających słów
Zasiąść do błagalnych wersów
I też je odrzucić
To nie zwyczajne
Obmurować promień
Czy ofiarować kość
Na pożarcie diabłom
Ale trzeba
Minione lata otwarte na zaś
Pomalować na kolor rozpaczy
Uklęknąć
I obrysować łukiem
Dawne kroki
Stu pachnących nalegań
Nie widać, rozpłyneły się
W oczach przeludnionych od drzazg
To dobrze
Bo nie ma kamieni
A cukrem nie boli0 -
Skosztować warg napromiennych
Otulić szalem westchnień
I bezmiarem wylewności
Można tylko ją
Aby to zrobić
Wykosztować się trzeba nie mało
Z potumanionych krząstek
Wracających uwag
I bezmyślnych zdarzeń
Aby móc zapisać
Jej dotkliwy urok
Wrócić trzeba z powrotem
Do ksiąg obumarłych
Odświerzać kartki
I korzystać z dnia0 -
Odprowadziłem dziś uwagę
Do domu
Śpi spokojnie
Lirycznym ruchem dłoni
Zerwałem zasłonę
Odsłaniając nagie biodro mej kochanki
Wcale mi nie głupio
Sąsiedzi jak zwykle
Dmuchają w balony swego jestestwa
A kwiaty w oknach
Śnią za wszystkich
Okrytych puchem
Wzorowej dyscypliny0 -
Odkryta nieśmiałość
Wtulona
Wiąże nieznośność czasu
Z jego wspaniałością
Czasem zapomina
O manierach wyuczonych
Brązowieje wyciszona nicością
Pewnego dnia odejdzie
Żegnając się sfatygowanym spojrzeniem
Wystawionym na pokaz
W miejskim muzeum0 -
Okno mojego pokoju
Wyrównuje nieścisłości czasu
Zataczając krąg bladożółtego świtu
Jest nienasycone
Przez srebrną taflę
Pochłania perły nocy
Karmiąc swą krystaliczność
Oddechem porannego wiatru
Później, gdy
Ustępuje szarej mgle
Wyolbrzymionej mroczną wstęgą
Jawi się czysty obraz
Niepomiarkowanej pasji mrówczego zapału0 -
Oszczędzam półmrok
Rozkołysany w twym słowie
Wtulonym w blask świecy
Chwilą zatrzymaną w tobie
Czekam wezbrany
Upojony zachłannością
Pachnący wiatrem
I nagi nicością0 -
Gdy kawałek snu
Przeistacza się w mówiące cudo
Przeplatane kruchym ciastem
To na wierzch
Wypływa prawda o nas samych
Jako
Ludzików szklistych
Umaczanych w czekoladzie
Poddanych obróbce
Przez istoty wędrownych dusz
Ludzików
Natchnienia szukających
W chwilach pożółkłych od wilgoci
W zamazanych albumach niemych konwersacji
Lub w zapachu prawdziwej ziemi
Ludzików
Głową zanurzonych
W gęstwinie barw i dźwięków
Czychających z siatką na motyle
By móc
Choć na moment
Udławić się kroplą
Zatrzymaną w powietrzu0 -
Za dobitnie czasem
Dorysowuję kolejny element w układance ulic
Ukłuwam myśli
Przesączone z zawczasów
Nie potrzebnie
Trwonie krople mojej krwi
Przestrajam dźwięki w kabinie mych snów
Odsuwam na później
Chwile patetycznie usłane fiołkami
I różami czerwonymi
Chwile pachnące łąką
I porankiem pachnące
Akurat udaje zwycięzce
Ozdabiam grób mój
Wieńcem laurowym
I w pośpiechu
Wciskam słowa w zakurzony gramofon
Który i tak
Dumnie sączy jedną tylko pieśń:
Carpe diem tralala , carpe diem....0 -
Okno mojego pokoju
Wyrównuje nieścisłości czasu
Zataczając krąg bladożółtego świtu
Jest nienasycone
Przez srebrną taflę
Pochłania perły nocy
Karmiąc swą krystaliczność
Oddechem porannego wiatru
Później, gdy
Ustępuje szarej mgle
Wyolbrzymionej mroczną wstęgą
Jawi się czysty obraz
Niepomiarkowanej pasji mrówczego zapału0
zakład
w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Opublikowano
Założyłem się z Życiem
Kto kogo pierwszy
Wystrychnie na dudka
O przeżyć monetę złotą
I starałem się
Rubinowo trzeszczących
Od namiaru sił gałęzi
Nie wtrącić w kołowrotek zdarzeń
I prząść...
I prząść...
Byle tylko nie stracić
Sokolego wzroku
I co?
Życie mnie zapytało:
Z której gałęzi chłopcze
Wykonasz łuk dla mnie doskonały?
Ja na to:
Z tej, której wiatru
Nie dało złamać imienia swego
Opuściło wzrok
I odeszło niepocieszone