Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

nie ma

Użytkownicy
  • Postów

    98
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez nie ma

  1. W biało-szpitalny parapet uderzają srebrem błyszczące krople ulewy, nierytmicznie w krok mojego ociężałego serca. Jak w lustrze tafelki moich łez - czy to jak płaczę nad światem czy to świat nade mną płacze? W tych kroplach słodko-słonych, z deszczowych oczu spadłych, milion podobizn moich, niewiarygodnie bliźniaczo podobnych. Milion razy siebie widzę, twarze nieznanych przyjaciół, niespisane wiersze, niewygrane nuty, walizki na kocich łbach, a w nich nieubrane sukienki. Niewybrzmiany jeszcze śmiech słyszę, perlistszy od tych podniebnych łez. Wtem poła kitla białego dobrotliwym gestem jak skrzydło lustereczka te maleńkie pokryło. Choć z nadzieją leczyć miało - - zabiło - i patrzę jak milion mnie wtapia się w ten plastikowy grób, by zaistnieć po drugiej stronie powierzchni. Tym zwierciadłem marzeń zadano kres, niechcący wprawdzie, lecz boleśnie, zwiastując suszę. Trudno mi je potem będzie wydobyć z tej białej otchłani. A w oku jedno jeszcze marzenie zostało, nie do starcia i nie do spełnienia: zatrzymać śmiertelny czas.
  2. Spoglądam w lustro pęknięte na siedem części. Moja twarz wykrzywiona w grotesce... w swoim absurdzie tak dziwnie realna. Ja - pęknięta na siedem części mojego lustra. Grymas niechęci na dwóch kawałkach, na pięciu rozbite moje wnętrze: wciąż do poskładania lecz nidgy jak dawna tafla. W obawie przed nową rysą jedno oko się kuli pod drugim - rzęsami dotyka ust marną znajdując ochronę. Ze strachem przyjmując swój los
  3. Ciepłym majowym deszczem napisałam Twoje imię na przybrudzonym szkle. Tym pyłem moja miłośc przykryta. Szklaną urną otoczona, by powstać czeka, wzniecić marny żywot, jak najlichszy płomień. I popiołem zgasnąć. I spłynąć deszczu kroplą. Na powrót wstać... Innym imieniem ogłosić istnienie, tym samym przybrudzonym szkłem władać przez krótkie jak krople chwile. Krzyczeć burzą ryków, rozpaczą grzmotów, tęsknotą... odmierzaną miarowo mżawką spadającą na parapet. I płakać... Płakać nienawiścią, miłość nienawidzi maja - majem kwitnie i upada; kroplą deszczu zapisana. Jak gorzką łzą... opada.
  4. Wyobraź sobie, że masz skrzydła. Gdzie byś poleciał najpierw? Zastanów się dobrze. Wybierz w wyobraźni miejsce, w które chcesz polecieć i bezszelestnie wzbij się w górę. Czujesz? Nie musisz patrzeć w dół - dobrze wiesz, że ziemia straciła nad tobą kontrolę... Ulatujesz wysoko, wysoko... Chmury tulą się do twojego policzka, one też potrzebują miłości. Przygarnij je, a ich puchowe ciała wskażą ci odpowiedni kierunek. Poczuj co to radość, od dziś los postawił znak równości między tobą a ptakiem... Uderza w ciebie ciepły prąd powietrza. Wzbijasz się jescze wyżej, ponad chmury, czujesz się panem świata, potęgą - śmiejesz się z siły grawitacji. Od dziś to ty jesteś jej władcą. Jesteś szczęśliwy, uśmiechasz się do wiatru, który swawolnie igra ci we włosach. Wszystko staje się takie piękne. Czujesz się tak, jakbyś znalazł garniec złota u brzegu tęczy. Zapierający dech w piersiach widok pod tobą sprawia, że czujesz się bogaty - bogaty jak nidgy dotąd. Wtem złowieszczy trzask sprawia, że błogi uśmiech spełza z twojej twarzy. Widzisz jak szczątki twoich skrzydeł spadają na ziemię, a wraz z nimi ty... Wiatr zatyka ci uszy potężnym kneblem. Nikt nie usłyszy twego krzyku, kiedy będziesz spadał w otchłanie oceanu... Teraz wiesz, co czuł Ikar. Jego skrzydła stopniały jak sen, a on sam nie potrafił się otrząsnąć. Przebudzenie nastąpiło po tamtej stornie Styksu... Wolno nam marzyć. Wolno nam uleceić w przestworza. Ale czy umiemy wrócić na ziemię?
  5. Mamo, mamo!- ty dziwisz się skąd wołam. Nie widzisz nikogo, wokół pusty pokój. Ja krzyczę tak głośno, jak tylko krzyczeć zdołam; po kres twego życia odbieram ci spokój. Gdzieś w twoim wnętrzu jakiś ból cię rozdziera, jak sterylne kleszcze, te co mnie kąsały. Codziennie po cichu coś w tobie umiera - i ja umarłem w tobie - twój syneczek mały. Mamo, ty płaczesz? Czy ciebie skrzywdziłem? Mamusiu, przepraszam, naprawdę nie chciałem! Czy swoim jestestwem ci zło wyrządziłem? Mamo, przepraszam!- przepraszam, że istniałem. Nie dałaś dorosnąć, wydarłaś mnie z łona! W oddali unosi się mój głośny krzyk niemy i z moją agonią twój własny duch kona; nic życia nie wróci - oboje to wiemy. Nie chciałaś być moją, nie dla mnie twe ręce i szczęście dzieciństwa szczypcami przerwałaś. Dziś z płaczem najcichszym zamiera twe serce, bo swemu sumieniu me imię nadałaś.
  6. Rzeczywiście to "nic-nierozumienie" jest spowodowane skrajnym wycieńczeniem, bo w tym wierszu nie ma nic niejasnego. Układ strof jest dobry... nie trzeba się wiele rozwodzić, żeby dużo powiedzieć. Pozdrawiam.
  7. Synku, mój synku, dlaczego ty płaczesz? Zaśpiewam ci kołysankę, chcesz? Aaa,, kotki dwa, szare... I widzisz, ja też płaczę, łzy ciurkiem lecą... Szare, bure obydwa... Aaa... No, nie płacz, nie płacz, ja jestem przy tobie! Czemu twe oczka takie nieruchome? Z plastiku jakby! Na twej buźce łzy. Lecz nie, to moje! O! I znowu jedna łza spadła. Kap! Ach, czemu ty rączkami nie ruszasz? O! jedna rączka na podłogę spadła i druga. Zupełnie... jakby... szczypce... po kolei... odbierały! Mój Boże, gdzie nóżki? Nie! Dlaczego! Dlaczego! Nie mój chłopczyk, nie mój synek! och, zostawcie główkę! Ścieśnięta bezlitośnie, esplodowała! Nie ma już mojego synka...! Syneczku, poczekaj, ja ciebie naprawię! Mój malusieńki, teraz mogę! Widzisz i już jedna rączka przykręcona. Teraz druga i rączka i już jesteś cały! Chodź synku, chodź do łóżeczka, co będziesz w tej zimnej trumience leżał. Chodź syneczku, chodź, mój chłopczyku! Syneczku dlaczego wciąz płaczesz? Zaśpiewam ci kołysankę, chcesz? Aaa, kotki dwa...
  8. Biło sobie serce małe samo jedno życie całe. Biło sobie pomalutku, równym tempem, po cichutku. Wielu trosk nie miało serce, chciało jenak czego więcej; bo samotnie serce żyło, więc dlatego tak tęskniło, by na skrzydłach z białych piór w uniesieniu dotknąć chmur. by leciutki wiatr podpłynął, zgrabie walca z nim wywinął. Serce tak niewiele chciało lecz zupełnie nie wiedziało, że mu nie gwiazdeczki z nieba, a drugiego serca trzeba! Nie wiedziało w swej małości, że tak tęskni do miłości, dla niej tak zawzięcie bije, dla niej całym sercem żyje.
  9. Ciąg być może nastąpi...:)
  10. Werter, ty marzysz o niebie? Cały świat się z śmieje z ciebie! Nie dla ciebie raju bramy, my tych progów przejść nie damy samobójcy i niedojdzie. O nie, nie, Wysoki Sądzie! On zostawił brata swego w gorzkich łzach pogrążonego, że o matce już nie wspomnę ze zgryzoty nieprzytomnej. Nie obeszła go rodzina, zalana we łzach dziewczyna. Nie jest ważna rozpacz innych. Nie! Ty z nich zrobiłeś winnych swej rozpaczy, bezsilności, wzrastającej w tobie złości. Uciec chciałeś od rozpaczy lecz twa śmierć niewiele znaczy. Za tchórzostwo trzeba płacić; teraz możesz więcej stracić. Nie ma ciała, dusza cierpi męki, nie powstrzymasz Bożej ręki! Tutaj, jak to zawsze bywa, kara będzie sprawiedliwa. Zatraciłeś się w miłości, w tym uczuciu bez przyszłości, nie umiałeś go odrzucić i bez niego żyć nauczyć. Nie wierzyłeś w samej rzeczy, że czas jak lekarz - rany leczy. Jesteś tchórzem, mój Werterze, stąd się twoja wina bierze. Ty wybrałeś wyjście proste: niezawodne acz żałosne. Nie ma w tobie krzty odwagi, ani męstwa, ni rozwagi. Prościej ręką ująć broń, zbawczą kulą przebić skroń niż w cierpieniu żyć i męce, leczyć swe złamane srece. Ty nie jesteś godzien nieba, bo tyś nie żył tak, jak trzeba - kto za życia ciało ranił, ten na wieczność duszę splamił.
  11. Twój list tak daleki, bo aż z drugiej strony ulicy każdy milimetr jak lata świetlne pomiędzy jedną planetą a drugą ich orbity nie wiedzą o sobie nic Twój list zapisany polnym makiem jego odcień zbyt jaskrawy zbyt obcy dla mnie kołysze się innym rytmem w takt innego wiatru Twój list odpieczętowany pospiesznie drżącymi rękami nie odkrył dla mnie nic sezam wciąż dla mnie zamknięty jak gdyby z innej bajki... Twój list serce drwiącą napełnia nadzieją litery niecierpliwie kłują mnie w oczy kilka słów nie współbrzmi ze mną obco sztywny papier ostre krawędzie mówią - precz!
  12. Schować go w dloni możesz jak największy skarb. Możesz chuchać na niego i ogrzewać własnym ciepłem w taki ziąb... Możesz karmić go swoim marzeniem patrzyć jak rośnie owoc twoich myśli i czynów poprzedzanych zamiarami. Tulić go możesz jak płaczace dziecko odkrywajac odwieczne instynkty... Możesz mu śpiewać kołysanki i baśnie czytać i do snu lulać. Obserwować pierwszy samodzielny krok tę księżycowo dzielną postawę w bezpieczeństwie twojej dłoni... Może być ci obojętny możesz przypadkiem lub nie zrzucić możesz zdeptać wdeptac bezlitośnie próbując zagłuszyć zawodzący głos lecz nie oszukasz go nie uciekniesz...
  13. W liściu leży Świat gładkim, zieloniutkim. W ręku dzierży kwiat, w paluszkach malutkich. Pod noskiem Świat nuci piosnkę wesolutką i nigdy nie smuci twarzyczki milutkiej. Dziwują się gwiazdy: cóż to jest za dziecię z takim czołem jasnym i rozkosznym kwieciem. ,,Toś ty najpiękniejszy jest w całym wszechświecie! Witaj najwdzięczniejszy, witaj, drogi Świecie!"
  14. swoim człowieczeństwem wspiął się na wyżyny ludzkich serc nie-zwykły jego uśmiech rzucał światło wielkiej filo sophi człowieczej na pokorne czoła Góral-Polak przede wszystkim wiele jego postaci: pasterz, mędrzec nade wszystko człowiek sercem w ludzką stronę duszą w stronę swiatła okiem wzrok ogarniał ramieniem - istnienia echo-głos z najwyższych gór wszechświata jasny głos człowieka-nad-człowieka
  15. Był taki ktoś, kto swoją przyszłość znał, przed sobą widział warkocz przyszłych lat. On znał swój cel, swe życie w garści miał, on czuł, że zatrzymać może w biegu świat. On żył jak bóg, patrzył z wysokości, pił z kielicha ludzką krew jak wino, jadał zachłannie z rogu obfitości i żył bezpiecznie pod swoją egidą. Widział przed sobą czysty horyzont, z czołem jasnym raźno patrzył w dal, świat go otulał lekką, morską bryzą: nieznany dotąd smutek płacz i żal. Cóż to za strach, cóż za przerażenie- ujrzeć nad sobą sznur gradowych chmur, gdy w drobny mak rozpryska marzenie i z piedestału spada przyszły król. On wie - czekać może tylko cudu, by ktoś usłyszał ten rozpaczy głos, gdy żądza zemsty pała wśród ludu i przesądzony już władcy los.
  16. Jest inny niż wszystkie, ciekawie napisany.
  17. A może właśnie ten przyjaciel jest Twoim Niebem? Niebo w twoim wierszu ma różne oblicza, zupełnie, jak ludzie.
  18. Gdzieś w zielonych oczach gór i kłębiastych rzęsach chmur, w wielkich ustach mrocznych jaskiń i przepastnych dnach przepaści, w miejscach niewidzialnych rzek, tam gdzie kruszcem złotym śnieg, gdzie w swym tańcu płynie wiatr, inny jest, nieznany świat. To kraina jest kwitnąca: tam rzeka srebrem płynąca wstęgą keci się i wije i z bystrego źródła bije. Tam swe gniazda wiją ptaki, tam obficie kwitną maki, tam trawy ze złota tkane i tęczami przeplatane- w swoim pięknie i boskości dumne są w swej obfitości. Tutaj sto obłoczków gładkich sunie pysznie niczym statki, a w krainy samym sercu, na jedwabnym tym kobiercu, jak królowa rośnie sosna, którą posadziła wiosna. W dali drga powietrze czyste, zdrowe, ze wszech miar przejrzyste. W takiej właśnie oto krasie małe stadko kóz się pasie, tutaj parę dzikich koni, tam rodzina wielkich słoni- - wszystko to wymieniać próżno: taka tu zwierzyny różność. *** Całość jednak jest marzeniem i kłującym niespełnieniem. Och! jak wiele dałby Bóg, gdyby cofnąć czas ten mógł, by od nowa stworzyć świat bez człowieka więcej wart! Lecz nie cofnie własnej woli, sprostać musi swej niedoli i przytaknąć prawdzie nowej: co dał Bóg, to zabrał człowiek.
  19. Drogi panie N, od wielu nocy mówię przez sen. Pyta pan mnie, skąd to wiem? Powiedziała mi to ściana- pod nią sypiam aż do rana. może pana to nie wzruszy, ale ściany mają uszy. Może pan się ze mnie śmieje, mnie nie ziębi to ni grzeje. Ściany więc nie tylko słyszą, ale mówią, krzyczą, piszczą. Ja nie kłamię, proszę pana: do wieczora, już od rana jakiś stuk, puk niesłychany! Może to jest serce ściany? Potem jakieś głośne wrzaski i tupanie i oklaski. Czemu krzyczy biedna ściana? Może jest zdenerwowana? Patrzy pan z niedowierzaniem. Prosze pana, pana zdaniem ja zwyczjane głupstwa gadam, niby bzdury opowiadam. Bo pan nie słyszał, żeby ściana chociaż raz coś powiedziała. Może to tak jest po prostu- i to powiem prosto z mostu: tak być może, proszę pana, że nie lubi pana ściana. Pan się na mnie obraża? Stukać w głowę się odważa? Tak? ja ze ściany przykład wezmę i też się więcej nie odezwę. O!
  20. Byl naznaczony gwiazdą Dawida, jego imię stało się numerem. Nieustannie uciekał przed cieniem na ścianie- cieniem w niemieckim uniformie. To był jego los. Iść na prawo lub isć na lewo, przeżyć lub iść na śmierć, by przedłużyć swe życie o włos. Miał przed oczami dym z komina, czuł zapach palonego ciała. Jego przyjaciele to już tylko pył, zginęli z imieniem Boga na ustach. Przypomniał sobie wszystkie modlitwy, w jeżyku jidysz wymawia je szeptem. Przypomniał sobie wszystkie święta chanuka i blask szabasowych świec. Ogladali go jak sztukę mięsa, szukali slabych semickich punktów. On wiedział, że o jego życiu decydowały jasne aryjskie oczy. I przechodził z rąk do rąk. jedne brutalniejsze od drugich. Jego szczęściem stała się miska zupy i znaleziona we włosach wesz. Grał o życie lichsze niż śmierć, z uporem szedł na uginających się nogach, nie myślał o zemście, o nie! To nie dla jego nadwątlonych sił. Choćby był wolny jak ptak, na zawsze już splątany łańcuchem- Auschwitz, Treblinki, Dachau. Na zawsze zapamiętał: "Arbeit macht frei"
  21. "Za kromkę miłości posmarowaną słodkim miodem tęsknoty"- czasem tęsknota jest słodka lecz potem przechodzi w gorycz. A jednak właśnie ta gorycz jest pożadana bardziej niż najsłodszy miód.
  22. Wczoraj żyłam swoim poprzednim życiem. Stałam na skraju urwiska bez dna, rozłożyłam ramiona, chcąc objąć świat, a w usta chwytałam krople deszczu, a z mego ciała wytrysnęła tęcza. Czułam się jak żywioły w żelaznym uścisku, jak najpotężniejsze słońce wśród milionów gwiazd. Wczoraj żyłam swoim poprzednim życiem. Czułam się, jakbym przyszłośc zostawiła za sobą, jakbym oszukała coś tak śmiertelnego jak śmierć, jakbym powołała do życia cienie swojego istnienia. Wczoraj żyłam swoim poprzednim życiem. A z moich ust wypłynęła pieśń- pieśń zwiastująca powrót do życia, pieśń nieśmiertelna lecz zapomniana, niegdy nie wyśpiewana do końca. Wczoraj żyłam swoim poprzednim życiem. Oderwałam stpoy od ziemi, skoczyłam z urwiska, ufając wiatrowi. A potem... obudziłam się pośród nocy. I usłyszałam szept: witaj wsród żywych.
  23. Wiele zrabnych, poetycznych metafor. Udowadnia, że i podróż może być poetyczną.
  24. Potrzebne są takie wiersze jak ten. By nie przeminęli ci, których kochamy...
  25. Bóg jest inny za każym razem. Ile istnień ludzkich, tyle wyobrażeń Boga. Dlatego też zawsze będzie miał cechy człowieka. Nieważne jak bardzo boskim go zrobimy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...