pochowałam ją żywą
w trumnie rozpaczy
a ostatnie tchnienie życia
zabiłam garstką beznadziei
którą sypnęłam na grób
umarła naiwna dusza
i choć ja ją zabiłam
była samobójczynią
Odgadłam barwę Twych oczu, wiesz?
Nie ma w nich błękitu,
bo nie ufasz
Nie ma w nich zieleni,
bo zgubiłeś po drodze nadzieję
Nie ma w nich brązu,
bo brak Ci dojrzałości jesieni
Ale wiesz…
One mają odcień szarości,
bo takim kolorem malujesz swój świat
Wspomnienia opadają jak płatki róż
Starannie dotykając drżącego serca i duszy
I nigdy nie pokryje ich przyzwyczajenia kurz
Bo miłość wszelką rutynę kruszy
Zbieram zachłannie każdego fragmentu przeszłości płatek
By przypadkiem nie przeoczyć tego najmniejszego
zapakuję to wszystko na mojej tęsknoty statek
Którym przypłynę do portu serca Twego
I choć teraz jesteśmy daleko od siebie
A los znów każe łzami za szczęście zapłacić
To wiem, że spotkamy się niedługo we wspólnym niebie
I już nigdy nie pozwolę sobie Ciebie z oczu stracić
Drżący głos
słowa gubiące sens
w głowie myśli dym
stąpam nad przepaścią
rozdzierająca tęsknota
scalająca miłość
lecz w tym wszystkim jest i pewność
bycia kimś,
do kogo wreszcie uśmiechnęło się szczęście...