pod natłokiem liści pień -
posadzony zbyt blisko siatki, wrósł
wpatrywał się w fale dzień w dzień,
podpływały do burty skomląc, albo szarpiąc się -
ciągnęły za rufą jak wzburzone słowa. przechylony
łowił na pienistej drodze
szum
morze zadziwiało białością - niebo morzem,
zatarte brzegi zlewały się; nieistniejące z niewidocznymi
i w tym on, prawie sam na dżonce - lubił tak kończące się dnie.
spływały jak krople. wkrótce zmierzch zahaczy o noc kłem słonia.