Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Robert Fronczak

Użytkownicy
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Robert Fronczak

  1. Witam i dziękuję za komentarz. Tramwaj jest w żargonie technicznym nazywany pociągiem. Można spotkać np. określenie: pociąg dwuwagonowy itp. Podobnie stacje, też mogą znajdować się na trasie tramwajowej. Tak jest w moim mieście.
  2. Daję krok nad szczeliną dzielącą tramwaj od peronu. Kątem oka rejestruję zajmujących siedzenia na końcu wagonu. W porządku. Księgowa, Koziabródka i Czapa są na swoich miejscach. A gdzie Kaśka? Jest, usiadła z przodu. Ciekaw jestem, dlaczego? Kiepska noc? Może ma okres? Chociaż nie, zmieniałaby wtedy krzesełka cyklicznie. Hm... Czarna Blondi. Też jest. Wchodzi, teraz skręci w prawo, pięć kroków, obrót, znów w prawo. Czarna, bo taki kolor ma jej płaszcz. Staje w swoim ulubionym kącie. Przed przegubem. Będzie teraz nieruchomo patrzyła przez szybę pokazując wszystkim swój atrakcyjny profil. Nie uśmiechnie się. Jedziemy. Ściany wykopu odpływają w tył. Czekam niecierpliwie na kolejną stację. Głowy pasażerów rytmicznie kiwają się w takt mijanych rozjazdów. Zapowiada się ładny dzień. Nareszcie, następny przystanek. Śpioch błyskawicznie wpada do pojazdu zajmując swoje miejsce. Wślizguje się w nie z przelotnym wyrazem satysfakcji. Drobnymi ruchami wkręca się, wierci, zapada klatką w siedzenie i zamyka oczy. Otworzy je gdzieś na odcinku Park – Rynek. Tak kontrolnie, by nie zaspać. Kolejna stacja. Dużo ludzi. Teraz już trudniej zająć miejsce, do którego się przypisali. Rozlewają się pośpiesznie na obie strony. Zatrzaskują dłonie na poręczach, zamierają. Jest i Jołop, jak zwykle robi tylko trzy kroki, zastyga przy kasowniku i nie ma zamiaru się przesunąć. Przy jego na oko stu kilku kilogramach potrafi się zakotwiczyć skutecznie. Ludzie napierają od tyłu na jego ortalionową kurtkę, a on z uśmiechem kretyna ani drgnie. Psss – drzwi. Ruszamy dalej. Kurcze, nie sprawdziłem czy wsiadło Słoneczko. Wyciągam szyję i lustruję przód. Cholera. Nic nie widzę. Za dużo jest ich dzisiaj. Chociaż nie, tył jest luźniejszy. Gdzie ona może być? Nerwowo kręcę się. Podnieść się i sprawdzić?.. Pal licho miejsce siedzące! Muszę!.. Wstaję, dopycham do przegubu by lepiej się rozejrzeć. Nie ma! Może udało jej się usiąść. Chwytam się tej nadziei. Następne trzy przystanki to koszmar. Niepewność zupełnie mnie rozstraja. Wysiadam wcześniej o dwie stacje. Na przystanku Słoneczka. Odsuwam się od wagonu by lepiej ogarnąć stado wychodzących. Nie ma... Wiem już, że ten dzień będzie straszny. Naznaczony oczekiwaniem na jutrzejszą jazdę do pracy. A samotny wieczór w mieszkaniu wypełniony rozmyślaniami, co mogło się stać. Może jest chora? A może tylko nie zdążyła na nasz pociąg? Kolejna noc na tabletkach.
  3. Bardzo dziękuję za dotychczasowe komentarze. Zachęcam do dalszych. Chociaż nie każdy ma ten sam bagaż doświadczeń, to poeta nie może być pozbawiony empatii. Dlatego mimo, iż nie jest radosny, a raczej w klimacie jak napisała Pani M+A proszę o dalsze analizy. Także techniczne. Pozdrawiam.
  4. ;) Faktycznie ciut za długi. Według mnie, jeśli zamierzasz skrócić to zostaw wersy 1 i 3 oraz 3 ostatnie. Pozdrawiam.
  5. Uśmiechnąłem się czytając. Podoba mi się. Aha, plus za apel. [sub]Tekst był edytowany przez Robert Fronczak dnia 26-02-2004 10:18.[/sub]
  6. Ojcze Zatrzaśnięty w wózka lśniących poręczach czekasz, przykuty do zaduchu ekranu, jarzących ścian, pocerowane wyblakłe wspomnienia i otulony siwym puchem zamek w drzwiach. Z bezradnością, kładę dłoń by wejść... Po słowach, które się mijają prosisz - gdy odejdę, przypnij mnie do nieba - Synu Mój maleńki Wróciłeś, pachnący życiem, na godzinę kąpieli, skażony entuzjazmem, zaklęty słońcem. Już nie mogę Cię chronić, kurczowo uczepiony wanny zacisnę palce na obrazie pleców, refleksie barków twych, dojrzałych siłą,.. ukradzionych. Po słowach, które się mijają czekam, aż powiesz, głaszcząc nieuważnie - Tato Stoję, a Ty cichy, obojętny, gdy leniwe po granicie smugi pełzną, liżąc kurz butów rozpaczliwie coraz mi bliższe. Jak bardzo się boję... bez - Ciebie
  7. Podoba mi się. Razi mnie jedynie „tyciutkie”, ale może mam alergię na to słowo. Pozdrawiam.
  8. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Panie Witoldzie – Nie powstanie już wiersz o tej tematyce. Minęło już kilka lat, a to jest rozliczenie z fragmentem życiorysu... Inne światy kłębią się w kolejce. Pozdrawiam.
  9. Świetny, pozwalam sobie zaciągnąć go do ulubionych. Przeczytałem rano i poprawił mi się nastrój. Pozdrawiam.
  10. Robert Fronczak

    Warta

    Bardzo podoba mi się (do ulubionych ). Szczególnie 4 środkowe wersy. Też miałem szelki żółto-zielone i od tego czasu wyjątkowo lubię wiosnę. Pozdrawiam [sub]Tekst był edytowany przez Robert Fronczak dnia 08-02-2004 14:34.[/sub]
  11. Witam serdecznie. Uznałem,że treść usprawiedliwia formę (i ukryty wulgaryzm), Niestety są miejsca gdzie świat jest mniej liryczny...
  12. sztuk jeden obywatel sztuk jeden łóżko sztuk jeden szafka sztuk jeden mydło szczoteczka pasta komplet ręczniki sztuk dwa żarcie zestawów cztery stójcie prosto prężę nogi sztuk dwa myśli sztuk zero czy ciągle jestem raz dwa raz ściskam kolbę sztuk jeden jestem tu od zawsze co było przedtem wasze nazwisko nie było nic przedtem robicie postępy szukam nocami siebie i spotykam w ukryciu k****a wasze nazwisko podaję podnoszę wzrok gorąco i wrogo świeci słońce sztuk jeden
×
×
  • Dodaj nową pozycję...