Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rafał Orszak

Użytkownicy
  • Postów

    48
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Rafał Orszak

  1. moja przyszła podpora powinna być wymoszczona jak gniazdo słowicze ułożona musi być jak wykładzina w kuchni rozłożysta na miednicy dzieciorodna na złość i kiedy z pracy na twarz padam w gazetę musi mieć przeistaczające oczy niech ręce ma podobne do Wenus z Milo i skrzydła! moja przyszła bomba koniecznie powinna rozbudować moje kuchenne usta musi wielbić Beksińskiego i skórę mieć cieplarnianą nie...niestety to nie Karolina to lina! 14.VII.00
  2. Są takie przestrzenie, Gdzie rozdarta róża każdorazowo gaśnie. Na progu zachodu i nocy Żuki gigantycznie połyskują, Bym w podłożu dostrzegł Horyzont ścięty umownie. Karmazynowe przestrzenie Wschodzące drewnianą gwiazdą Jęczą, najlepiej w pierzynach Kurzu i zamkniętych oczu. Jest świat, co się dzieje Niżej niż sznurowadła. Jest świat, który świeci Podmieniając obojętnych. I to wszystko tuż Pod komodą W moim pradawnym Rozdartym pokoju.
  3. siadam z nią. nie dość, że w tym samym miejscu, to jeszcze w tym samym fotelu (pociągu) włączam telewizor czołem pochyłym ten chudy to syn suki jak nic. porusza się niedokrwisto a w radiu przecież pokazywali, jak wygląda rasowy chód księżycowy. dym z papierosa nic nie robi. podwórko się drze przez okno: ciszej żydowska psia krew! figury się zmieniają. nie samotności w stylu tęsknicy, ale wymacalnej kobiety. patrzę dalej; fajerwerki Enschede, burdy kibiców, żelatyna, górnicy, Unifikacja, death metal Zakon Smorgoński to ja i ja, i ja, i ty. kanał po kanale (mam ich teraz dużo) telewizor jęczy historie wyssane z palca kciuka klonujcie klozety! stul gębę, jeśli będą strzelać do dzieci w szkole. mój sąsiad czerwony miał zawał i nic do cholery! rząd wprowadził reformy w błąd i jeszcze blokady na chłopski rozum. czołem! mój braciszek Maciek zaczął kląć. no ładnie dzieci dorastają teraz szybciej i gdzie tylko mogą. popatrzę na życie w „9” bramie: czołem! Parodia (moje życie farsa). Nie mam forsy. A.D. 04 X 00
  4. Świecą ruiny aż cienie Trzeba mrużyć, Do snu umierać kwiaty, Zamiast tętnić krwią Po żyłach za miastem. Gdy oko ślepe Mówimy: Nie prze – widziany (na wylot). Miasto rośnie. Stare noce W siłę pękają. Za miasto, zamiast Z motywem Na słońce! Przechadzają się, Przemówią, przemilczą. Przepraszam. Rubinowy spacerek W kolebce przez Ciernie do domu. Przez ciebie Przeciwni odczuwaniu. Bądź gotów! Świecili na krzesłach W salach wykładowych Dłubiąc w niebiosach. Wiedzą, że nie Znają biopoezy Nagle się okazało, Że przynależą do Coś w tym rodzaju Ludzkiego. Zakładam samokrytykę Z góry najwyższej Za to mi płacą. Ta krew nas zrujnuje. Podsłania się. Zasłania się. Na zegarku Słoneczne zasłony Rozedrą się gębą Za dwa wiersze. Człowiek człowiekowi „skąd przychodzimy” Rzuca na obchodne. Na odchody Rubinowych ruin. Słońce ma nas pod nosem – Tabernakulum. 17 IV 2000 r.
  5. ona się kocha monsieur Herbert nie waha – kocha! robi to z tym żołnierzem w koleinach na szaro. całuje się z nim na szali losu. pieści się z nim, jak bitwa z powietrzem. żadna tam rzeźba. żaden rozkaz. owszem wzruszona, ale szczytem. niech odda mu się. przecież chłopak otworzy się jutro na przestrzał. Nike niech nie bierze zapłaty z obola za miłość we wrzosowiskach ognia niech Nike kocha się z każdym żołnierzem idącym na Śmierć bo ta z nim kochać się nie będzie! 17 IV 2000 r.
  6. blacha blask ma jak blizna i błędny ognik biodra jak bławatki brama boso w bruździe pamięć cementuje zchodzą chmury chrzest brać w chwastach chryzantemy jak Chrystus deszcze ze słońcem drutują pośrodkuje się wśród nagrobków jak akacja aksamit aleii wiele aniołów otrzymuje odczytuję chęci atlas cmentarza kiedy uznaję przemieszczenie każdy kamienny anioł szczerzy do mnie dłuto kamieniarza wytwór
  7. odejdę dokąd krzyż starczy jak kamienie wywrócone na plecy kielich goryczy w koronie wrześniowej. niech będzie armagedon poprzez objawy kolejnych słońc stępionych jest męka sąd śmierć i rzeź nie wyjątek Boże skrzyżuj się nad moją duszą to sad jabłoni archanioł Rafael i anioł Lucyfer są tak samo zgubieni w słońcu jak ja ogarnia mnie pusty płacz i fajerwerki Enschede. 20 VII 2000
  8. po lesie biegam to niesprawiedliwe złośliwe wstydliwe drzewa na niby mówią o przemijaniu wygnaniu płakaniu bagna mnie wołają cicho leśne licho słońce nad rozlewiskiem z błyskiem odpryskiem wpada w trzęsawiska uroczyska zamroczyska i trzpiocąc piórami mami poleskie owady dla zwady tu musi rodzic się w kaplicy zaduma i duma pragnienia kolory marzenia po lesie biegam myślami nim inny świat mnie poplami 28. II. 01 r.
  9. ta czerwona tarcza co rozpadła się jak delfiny nagięte do fali i odwrotnie miała jeszcze parę zapytań bez odpowiedzi zadanych jak ciosy (słonia) a front (wiesz lub nie) rycerze poczynają po rozwianiu porannych ułamków klepsydry było o tym głośno jak w święto trąbek mam maszty rąk opasłe obrazy wbite za miastem oczu tak zacznie się rok pierworodny klif brzegu strugany na kształt nosa paciorki uszu było tez drżenie powielane przez powieki w chwilach jak piec lub ziarno… trzeba żyć najgłębiej szansa na nieprzespanie zaćmienie maleje do kruszyn słomianego wiatraka bądź stacja ściśle benzynowa a swoje postanowienie opieram na łokciach tak zacznie się rok pierworodny a ten krzyk jak niedziela senny wydobyty ciągnięty na każdym palcu należy do właściciela stalowej parasolki 07 IX 2000 r.
  10. widzicie szczątki ogromu bożego! idą parami martwe okna ślepe bezwitrażem ruiny świętsze niż całość czarne drzewa obejmują klasztor czuje się złożone do grobu powietrze aż słyszy się tą ciszę złotą ciszę czarno - bieli klasztor wznosi się coraz niżej jeszcze ten pochowek i nawet szatan zapomni o tym zimnie przenikającym cegły filary i strzępy prezbiterium klasztorny cmentarz w potopie lodu zamarznie już niewiele A.D. 27. IV. 00 Do obrazu C. D. Friedricha „Klasztor w zimie”.
  11. dwa płatki wachlarze żagle o kolorach przeciwnych skalnym barwom kokonu czerwień upadku błysk błękitu pawie oczodoły tańcz motylu obal porządek młodym ruchem motylim mogę to widzieć dotknąć wyśnić później źrenice mi stwardnieją AD 14.VI.2000
  12. diabeł się boi radosnych ludzi nie złamie nas nawet uderzenie Ceres w serce wspomnienie powróci jak kometa – strumień światła na niebie idę nową drogą podjąłem decyzję stojąc na ziemi serce podaję w niebo słone świat jak Księżyc który sprytnie odwrócił się raz na zawsze sięga pomnie ramieniem spiralnym Święta Mario zachowaj we mnie serce rózgi na nowej drodze rozłąka lepiej nie odkładać rozstań „na później” aby nie było „za późno” mówią magma minionych dni stygnie w bazalt nowej drogi goryczy i siły wiśnie
  13. nieocieniona aleja a niebo sika będę przemakał .....czytelnie ładowne ręce nabierają wodę ........w usta brzuchaty liść matkuje owadom rozdeszczyło się i biCzuję się nasączony stoimy we flakonie ziemi a ona przymyka oczy spacer się odwraca .........plecami spadamy z nieba gatelnej wysokości
  14. jest parapet stoi na nim kwiat w doniczce kwiat jest zielony zielona jest akacja która do niego macha po tej stronie nie ma wiatru
  15. Rafał Orszak

    deszcz

    na niebie stał się tron a ten który na nim płakał jak jaspis i kamień wokoło wygląd podobny tęczy dwadzieścia siedem gwiazd w białych obwolutach w czerwonych nocach z trwogi wychodziły błyskawice na spacer ichodziły głosy o grzmotach i łzach siedem duchów bożych pozłacało jak pochodnia skrycie morze szklane w postaci pełnej oczu tu i teraz ogień w dzień dzień miał karą spełnić się pierwszy deszcz wszystkie krople pukają do drzwi wystraszone zagładą o szyby przyjście ostatniego z deszczu 12.VI.00
  16. święty Graalu wy-chowaj relikwie oglądam się za ramię przed wejściem kurz jest jak święty Graal nie ruszam ognia okien przedtem
  17. zobaczyłem ludzi a gdy chodzą wyglądają mi jak drzewa Ojcze napluj mi w twarz
  18. liścienia nie ma gdy słońce zgęszcza się z blaszek z gorzkich zdrewnień zielonych syrop jest niesłodki podwójne zgorzknienie idziemy spadź bo idzie noc
  19. ogień zełga ogień pyta w te i we w tę, jak foka. taki płomyk nic nie mówi. przez otwarte usta. trawi, gryzie, coś tam jeszcze...
  20. ...jak głupio.Banalny ujęcie nikogo nie ujmie.
  21. kiedy Bóg zgłodniał diabeł mu kamienie kazał jeść zabrał Go by spadł w dół w rękach aniołów królestwa ziemi za jeden skłon dawał jak swoje kuszenie przegrał szatan przez chwilę widziałem krzyż wahania na spierzchniętych ustach Jezusa 27.VI.2000
  22. wydawało mi się, że przykrycie na oczy- w istocie niebo- jest z innej sosny. jest z innej twarzy. stwór... a ptaki to oczy,którymi podniebo patrzy na nas. im bliżej patrzę, oczy stają się wyższe,aż nie spadają pod postacią nieprawdziwych odłamków Ikara.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...