Zagłada Tarragony 1811
“- Gmach - zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów - - i oto - pod ścianę -
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane - - [...]
Lecz Ty? - lecz ja? - uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: "Ciesz się późny wnuku!...
Jękły głuche kamienie -
Ideał sięgnął bruku - - " “
Rozpętany huk i dziki krzyk
Przez bramę do piekła niesie
Demony wyskakują z powiewu
Biegną ku swemu dziełu...
Zaczarowane latające mary
Czarne krzyczące koszmary
Wrzesczą, jaka straszna goń!
Po francusku “Dedends-toi!”
Jak ostry kamień w powodzi
Nie widzi, choć okiem wodzi
Miasto załał płomienny wir
I zgasił jak zasypany żwir
Kłusują tak ulicami te wilcze
Sny. Kiedy krzyczą, milczę
Ale drżą ręce i płyną krople
potu ciurkiem i tworzą sople
Czy to pot? łzy, mocz, krew
Nie wiem, może szum drzew
Co na ulicy trącane przez
Tłum koloru szkarłatnych bez
Złapali! Nie! Puść potworze
Potwór, jak puste przestworze
Nie słucha, tylko pakuje ręce
Nie myśli, to zwierze udręce
Ogromne, czerwone, gorące
A twe w pacierzu się modlące
Włożona pod spódnicę płonie
Jego szorstkie, ohydne dłonie
Cienkie palce wiją się uważnie
Kędy sobie nagle zapragnie
Jak ogony ludzkiego węża
Już wciska za otwór kołnierza
I szuka, zciska, dotyka, zwęża
Trzyma, nie puści, zdzierża
Pochłania chmara koszmaru
Trawi cię palcami pożaru
Trzyma za twe ramiona, ciąga
Je wykręca, nie słyszy jak błaga
Ta istota straszliwie cała pobita
Bo bije dalej i ma gdzieś hoplita
Co mówi głupia hiszpańska kobita
Jedynie cień, jaszczurka jadowita
W ciemnościach nie ma twarzy
W tłumie są sugestie miraży
O Meduzo! Pomścij córki ciało
Zgładź tego, komu się chciało
Zlituj się! Posejdona w kamień
spraw. Spal wapnem i zamień
Perseusza powieś i zabij
Pomścij swe siostry i rozbij
Łotrów ostrym swym biczem
Bezlitośnie, jak oni przed twym obliczem.
Rozpętany huk i dziki krzyk
Przez bramę do piekła niesie
Demony wyskakują z powiewu
Biegną ku swemu dziełu...