-
Postów
15 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Stukacz
-
We łzach smutnych upływa dzień, Łzach i śmiechu przez łzy, I tylko wierny stróż – mój cień… Dlaczego nie Ty? I burza, i błysk, i grom, I oczu błękitnych blask… Choć nie wierzę już snom, Żądam Twych łask! Bo w uporczywych snach I zieleń, i uśmiech Twój… A dzień upływa łzach, Gdzie tylko cień mój… I brodzi, i cień, i ja, Wśród złud, urojeni i mar, I w nadziei wciąż trwa, Aż pryśnie ten czar… I przeminie dzień we łzach, Zostanie tylko mrok, I już nie uśmiech w snach, A w przepaść bezdenną krok…
-
2
-
mówi on: w twoich ramionach roztarte marzenia myślami zabite, gdy serca nie słuchasz w śnie kruchym przemierzasz złudzenia i cierpisz, i pragniesz – ledwie oddychasz nie twoja wina, za dużo miłości dla kruchej duszy, wątłego serca tak chciałem jak ludzie prości za mało czasu, zabrakło miejsca za późno, by cofnąć wskazówki zegara tak być musiało, nikt nie jest winny cóż, że taka miłość, że taka para któż by pomyślał, któż mógłby inny tak bardzo chcę być dzisiaj przy tobie lecz stopy innymi chodzą ścieżkami odpoczniemy w spokoju w głębokim grobie żegnam cię dzisiaj gorzkimi łzami mówi ona: cóż, gdy nie mogłam, kochałam skrycie za dużo chciałeś, ja taka młoda przede mną i tobą otwiera się życie zapomnij, lepsza czeka cię przygoda przeznaczenie i tak niech zostanie nie cierpię, mylisz się mój miły cokolwiek zrobisz, cokolwiek się stanie – los, a los mój kochany bardzo zawiły zapomnij, tysiąc powtarzam razy nie słuchasz – że będziesz, obiecałeś plączesz myśli, plączesz wyrazy mówiłam do ciebie – nie słuchałeś mówi on: nie zapomnę choćby świat runął tak trudno żyć wciąż myśląc o tobie moja miłość – moją dumą nie zapomnę i w głębokim grobie mówi ona: zapomnij, ostateczne rzucam słowo czas nasz to przeszłość, wspomnienie przyszłość barwą płynie kolorową zapomnij, niech nie dręczy cię sumienie
-
Twarz wesoła, uśmiechnięta, I te policzki różowe… Oczy? Diabeł w nich swym piórem toczy – Bójta się dziewczęta! Piórem po karteczce pisze, Wierszyk o miłości, tęsknocie, Dziewczynie, uczuć przelocie – Serce cicho się kołysze… Zapomina treść, gubi wątek, I już nie jedna – dwie dziewczyny! I polityka, i nie słowa, a czyny – Gdzież tu jaki jest porządek? W smutku wielkim błądzi dalej, W duszy wiatr natchnienia Porusza w strunę sumienia – Ach, wietrze wiej i szalej. Płynie w duchów krainie, Z wyrokiem przeznaczenia, Płynie bez wytchnienia, I o jednej już dziewczynie… I o jedynym tylko marzy, Z sercem rozdartym, Nad wierszem nic wartym, Pochyla cień zasępionej twarzy.
-
2
-
Jej cień jak otchłań tęsknoty w sercu ukryty Szumi obraz w pamięci czasu wyryty Gdzie drogi dwie, gdzie dwoje ludzi W śnie wieczności nadzieją się łudzi W skupieniu, w przeznaczenia wyroku W tajemnicy mrok patrzy głębinę Żar studzi, gdy jednego brakuje kroku By zbudzić się, odnaleźć przyczynę Usta, te usta jak piosenka co rosą się poi A twarz jej mówiła: łza twa nie przystoi Porzuć mnie, smutek twój jak cień wierny We mgle splątany, w wyroku niezmienny A ty jak szalony biegniesz za mną i krokiem Co śpiewa w żałobie pieśń natchnienia Wiążesz mój obraz z miłością, ze zmrokiem I dziwisz się, że to nie źródło spełnienia Usiądź nad książką, nad szklanka zapij smutki W łzach wyspowiadaj, nie żałuj wódki I pisz, niech szatan pędzi rymem w śmiechu W rozkochania uczuć skryj się grzechu Niech twoje wiersze tak szkaradne Kwiatem barwy malowniczo się odbiją Co rymy jak światło skrywają układne W zachwycie, i w trwodze zażyją Ja już nie wierzę w ciebie, w twoje cierpienie Nie wierzę w nic, a tym bardziej w natchnienie I w cuda już nie wierzę, w skrzydlate anioły W róże twoje, w twojej krwi kolor czerwony I w twój oddech więdnący nie wierzę W upojenie, w gwiazdy twoje, w ciebie Swoich rumieńców tobie nie powierzę Wolę cień swój, los swój – wolę siebie
-
Któż ten staruszek w nocy widziany? Oczu błysk gwiaździsty, broda siwa, W poszarpane szaty przyodziany? Mara to? Duch? Czy postać prawdziwa? Dookoła chytrym wzrokiem wodzi, I po nocy cichuteńko chodzi. Gdy w domu potrzebujesz pomocy, Nie zamartwiaj się, głowa do góry! Pod pachą dni dziewięć, dziewięć nocy Znosek – jajo pierwsze czarnej kury, Noś ostrożnie i dbaj o nie czule, A może Chowaniec się wykluje. Gdy już właścicielem jego będziesz, Wiedz, że posiadasz przyjaciela domu, A dóbr wszelakich co nieco zdobędziesz. Tylko nie mów nigdzie i nikomu, Bo czar pryśnie, stracisz przyjaciela, Co dobra tak zawzięcie powiela. Ciepły kąt, przy kominie schronienie, Kartofle, kasza – przenigdy soli, Niedużo chyba, w mej skromnej ocenie, A głód, bieda więcej nie zaboli, Więc dbaj o Chowańca należycie, Lepiej mieć bogatsze, lepsze życie.
-
3
-
@Alicja_Wysocka Cześć. Tak, chyba masz rację. Cóż, uczymy się na błędach.
-
Rzadki to przypadek, gdy brat Wędrówki podejmie się trudu, I ruszy przed siebie, gdzie świat Pełen złudy, widm i czarów, Mar przeklętych, wśród gwaru Snem zatroskanego ludu, Wśród tajemniczych upiorów, zjaw, Gdzie ciemność tylko i noc straszliwa, W nieprzeniknionych mgłach Dusi pragnienie jak uporczywa Troska co serce rani boleśnie, Za wczesny przepowiada zgon, Nim przepadnie we śnie Nie wierząc uporczywym dniom.
-
Od urodzenia, aż do ostatniej godziny Dana odgórnie lub przez dziedzictwo rodziny, Jednemu sprzyja, drugi trochę mniej dostaje, Czy zawzięcie pracuje, czy w pracy ustaje. Od wieków już wiadomo, że przez życie całe Towarzyszką wierną, zaś zasługi niemałe, Bez których tak trudno, a nawet niemożliwe Życie wieść dobre bez udręk i trosk, Choćby dobrobyt był i układy szczęśliwe Bez jej pomocy stopią się jak wosk. Na całe życie przypisana do osoby, Więc powinna pomagać stale, każdej doby – Nie zawsze, są przypadki znane I w księgach przodków zapisane: Gdy staramy się za mało Życie będzie nam kulało. Więc zmienna i kapryśna: raz jest, raz jej nie ma, Rozgniewana, bez żalu człowieka porzuci, Na lodzie zostawi, dobra do śmieci rzuci. Zawieszony człek między stronami obiema Jak w wahadle w stronę to w jedną, to znów w drugą Bez ustanku się buja i do końca nie wie Czy on Doli służy, czy Dola jego sługą. Egzemplarz się trafi co pomaga leniwie. Niezdarne też zdarzyć się mogą – przyznać trzeba – Nie pomogą, gdy zajdzie pomocy potrzeba. Jak nie w parze nazywamy niedobranymi: Rolnika przypada kupcowi i odwrotnie, Rolnik nie zbierze choćby wysiłki stokrotnie Przewyższały starania sąsiada. Z innymi Dolami już bywa, że wysiłek największy Dóbr zainteresowanego nie powiększy: Kartofle zamiast do ziemi urosną w bok, A on nie zbierze nic, choć czekał cały rok.
-
2
-
Tańczyły, śpiewały, pijane obłędem, Oszalałe, w upiornych podskokach. Po chwili krótkiej do kotła, równym rzędem, Stały za sobą w ciemności zmrokach. W kotłach smakołyki się zagotowały: Tłuste mięso z udźca baraniego, Na zakąskę zaś zioła przygotowały I drobinkę kwasu chlebowego. – Ja, to tamtej mleko zabiorę – za karę, Bo mnie nazwała staruchą starą, Że niby ona wielką posiada wiarę, A ja jestem zgryźliwą poczwarą. – A ja, to plagę szkodników na pszenicę Ześle sąsiadce, co do kościoła, Wczoraj ledwie – wyobraź sobie – w rocznicę, W biegu na msze poszła chylić czoła, Wymodlić wybawienie przeklętej duszy, Bo deszcz sprowadziłam na jej pole. Tamtej zeszłorocznej, przeraźliwej suszy Pokonała zawistną niedolę, A ona, że to niby czary, że szkodzę. Nie pomogę więcej – źli są ludzie. W smutku spuściła głowę. – Od nich pochodzę, Dbali, wychowali, w pocie, w trudzie. Zamartwiła się nad swoimi słowami, A sumienie poruszyło strunę, Która w duszy – nakazami, zakazami – Drapie niewidzialną oczom łunę. Wrzask. Na kłótniach i na sporach noc upływa, Zmęczone i rozdrażnione – senne, Na niczym już im nie zależy, nie zbywa. Blisko świt słońca, zorze promienne. Wtem pojawia się demon, kozioł kudłaty, One w strachu: przewiniła która? Wchodzą z lękiem na latające łopaty – Złego aura: upiorna, ponura. Matoha syczy, czerwone oczy wbija, Dokładnie ogląda, wzrokiem bada, Czy która nie zwodzi albo nie wywija, Kłamie, oszukuje. To szkarada – Pomyślały. Pokorny wzrok w ziemię wbity. Na to on: sprawiedliwość – tak Zofio – Wiedźmy, czarodzieja, maga czy wróżbity Jest matką i waszą filozofią. Straszyć czy szkodzić – nie. Wam pomagać dane. Ziół leczniczych poznałyście sekret, Przepisy na różne choroby podane Nosicie jak podpisany dekret. Wymagam więc jako strażnik waszej pracy, By morale przestrzegane były, W przeciwnym razie na rozkaz was uraczy Sroga kara. Diabły będą wyły Z klęski, z zatraty waszej, z waszej głupoty Wyły będą pod niebiosa same, Winne będziecie jeżeliście miernoty Pod odpowiedzialnością złamane. Wiedźmy w strachu całe przed Matohem stały. Wygląd jego jak demona z piekła: Kozioł zawistny i to kozioł niemały, Oczy czerwone, gęba zaciekła, Na głowie rogi, zębiska, czarna grzywa, Lecz co innego bardziej przeraża: Odgłos co się z głębi gardła wydobywa, I śmiech, który raczej nie zaraża. Z piekła rodem, więc dlaczego zapytacie, Czuwa pilnie, by wiedźmy chroniły, A nie wiodły ku zgubie, żalu, utracie? Cóż? Prawo, prawem – tu prawo siły.
-
Upadek kamienia w przepaść bezdenną
Stukacz odpowiedział(a) na Stukacz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@huzarc Dziękuję za komentarz i przeczytanie. -
Wtorek, a miałabyć środa
Stukacz odpowiedział(a) na Stukacz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Adler Dziękuję. -
Zimny wieczór, latarnia krople liczy; Wzrokiem ponurym patrzysz w niebo, W chmur szarość i ciemność mroku, W świdry spadających liści Co gonią za śmierci potrzebą – I łza gorzka w oku, I strumień łez, płacz rzeką płynie I w deszczu zimnym ginie. A on milczy i wiatru słucha, Znudzony czekaniem na ciebie; Nie pod tą latarnią deszcz pada, Tu nawet żywego ducha, Ni chmur szarych na niebie, Tylko myśl jedna – zdrada, I ból w sercu, brakuje oddechu, Zdeptana róża – lustro uśmiechu.
-
Upadek kamienia w przepaść bezdenną
Stukacz opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wszystko przepada, kamień w wieczność spada, W przepaść bezdenną, linią prostą niezmienną, Świstem powietrze przecina, rani jak dłoń trzcina, Ból ogniem pali, zanim w dna przepaść się zwali. Wszystko przepada, kamień w wieczność spada, Żegna prostym lotem, świat co był złotem, A teraz świst i upadek, labirynt zagadek, Nierozwiązane równania, rojenia, i zakłamania. Spada głucho, bezwiednie, z każdą sekundą blednie, Bezustannie traci ciało, i ciągle za mało, Dusza nieskończona w wieczności nie skona, I tylko żal za złotem, żałość, że on tym lotem. -
Gdybym tylko skrzydła miała W Twoje serce bym wleciała W krwi płynęła pulsowała Skroń przebiła jak membranę Zostawiając słodką ranę I sny miłością poszarpane Gdybym miała wielkie skrzydła Skrzydła straszne jak straszydła W Twoich oczach w mig bym zbrzydła W Twoich oczach pięknych czarnych Zatrwożonych nadzwyczajnych Od brzydoty mojej rannych Gdybyś trochę serca miał Mój skrzydlaty szał W sekundę by zwiał A mam tylko dwie ręce dwie nogi Wyraz twarzy niezłowrogi I oczy dwie iskry jak Bogi Szkliste duszy zwierciadło Serca Twego nie skradło I z tęsknoty pobladło Mam też myśli jak czas ulotne Trochę święte trochę psotne I uczucia tak nielotne Żal ich i szkoda Zamiast krwi płynie woda Dla Ciebie to przeszkoda Dlatego kocham Cię Kocham skrycie kocham źle I miłości wiersz ci ślę
-
3