Tańczyły, śpiewały, pijane obłędem,
Oszalałe, w upiornych podskokach.
Po chwili krótkiej do kotła, równym rzędem,
Stały za sobą w ciemności zmrokach.
W kotłach smakołyki się zagotowały:
Tłuste mięso z udźca baraniego,
Na zakąskę zaś zioła przygotowały
I drobinkę kwasu chlebowego.
– Ja, to tamtej mleko zabiorę – za karę,
Bo mnie nazwała staruchą starą,
Że niby ona wielką posiada wiarę,
A ja jestem zgryźliwą poczwarą.
– A ja, to plagę szkodników na pszenicę
Ześle sąsiadce, co do kościoła,
Wczoraj ledwie – wyobraź sobie – w rocznicę,
W biegu na msze poszła chylić czoła,
Wymodlić wybawienie przeklętej duszy,
Bo deszcz sprowadziłam na jej pole.
Tamtej zeszłorocznej, przeraźliwej suszy
Pokonała zawistną niedolę,
A ona, że to niby czary, że szkodzę.
Nie pomogę więcej – źli są ludzie.
W smutku spuściła głowę. – Od nich pochodzę,
Dbali, wychowali, w pocie, w trudzie.
Zamartwiła się nad swoimi słowami,
A sumienie poruszyło strunę,
Która w duszy – nakazami, zakazami –
Drapie niewidzialną oczom łunę.
Wrzask. Na kłótniach i na sporach noc upływa,
Zmęczone i rozdrażnione – senne,
Na niczym już im nie zależy, nie zbywa.
Blisko świt słońca, zorze promienne.
Wtem pojawia się demon, kozioł kudłaty,
One w strachu: przewiniła która?
Wchodzą z lękiem na latające łopaty –
Złego aura: upiorna, ponura.
Matoha syczy, czerwone oczy wbija,
Dokładnie ogląda, wzrokiem bada,
Czy która nie zwodzi albo nie wywija,
Kłamie, oszukuje. To szkarada –
Pomyślały. Pokorny wzrok w ziemię wbity.
Na to on: sprawiedliwość – tak Zofio –
Wiedźmy, czarodzieja, maga czy wróżbity
Jest matką i waszą filozofią.
Straszyć czy szkodzić – nie. Wam pomagać dane.
Ziół leczniczych poznałyście sekret,
Przepisy na różne choroby podane
Nosicie jak podpisany dekret.
Wymagam więc jako strażnik waszej pracy,
By morale przestrzegane były,
W przeciwnym razie na rozkaz was uraczy
Sroga kara. Diabły będą wyły
Z klęski, z zatraty waszej, z waszej głupoty
Wyły będą pod niebiosa same,
Winne będziecie jeżeliście miernoty
Pod odpowiedzialnością złamane.
Wiedźmy w strachu całe przed Matohem stały.
Wygląd jego jak demona z piekła:
Kozioł zawistny i to kozioł niemały,
Oczy czerwone, gęba zaciekła,
Na głowie rogi, zębiska, czarna grzywa,
Lecz co innego bardziej przeraża:
Odgłos co się z głębi gardła wydobywa,
I śmiech, który raczej nie zaraża.
Z piekła rodem, więc dlaczego zapytacie,
Czuwa pilnie, by wiedźmy chroniły,
A nie wiodły ku zgubie, żalu, utracie?
Cóż? Prawo, prawem – tu prawo siły.