Każdego z nas w dzieciństwie straszono potworami,które czychają pod łóżkiem czy innymi wyimaginowanymi stworzeniami.Miało to pewnie na celu przestrogę i wyrobienie instynktu samozachowawczego.Moją zmorą nadaną przez rodziców był Freddy Krueger a paradoksem całej przestrogi miało się okazać ,że mój Freddy po cichu od najmłodszych lat wyniszczał mnie od środka,był realnym zagrożeniem z którym przyszło mi żyć.Przez długi czas trzymał mnie w swojej klatce owianej tajemnicą.Czuję,że cząstka mnie nadal jest jej więźniem,odtwarzając każdy niemy krzyk,setki gróźb niewypowiedzianych ,że o wszystkim powiem,jak w zapętleniu głęboko we mnie siedzi.Może gdybym wtedy się postawiła,nie zadałby po latach następnego ciosu na psychice,ale tego już się nie dowiem.I choć teraz nie ma go w moim życiu to nadal uciekam bo ślady jakie zostawił parzącym dotykiem są niezmywalne.