Wciąż ją mam, tą wspaniałą,
Tą boską w swej istocie
Cząstkę Ciebie, nieskazitelną...
Taką wymarzoną i moją
Skrytą głęboko w sercu
Zamkniętą wraz z uczuciem
W zakamarkach mej duszy
Spowitej bólem, smutkiem
Tamtej rozłąki oraz pustki...
Rozpaczliwej walki
Poszukiwań twego wzroku
Naszych miejsc, twoich zdjęć
Wiary, że pamiętasz, że chcesz
Ponownie spojrzeć w otchłań
Tych oczu przeszklonych...
I ich zimnych łez
Topiąc ciepłym dotykiem
Anielskim szeptem
Zamarzniętą w żyłach krew
Krusząc skałę skrywającą
Nieskończoną namiętność,
Pasję kochania, miłości zew
Trwając... a nie raniąc
Jak ostry chrystusowy cierń
Delikatnych niczym jedwab
Percepcji romantycznych
Utajonych życzeń Freuda
Z seksualnych marzeń sennych
Ukrytych w mroku podświadomości
Otchłani umysłu najskrytszych
Tych pięknych nieskrępowanych
Więzami wstydu instynktów
Przyciągających się magnesów
O przeciwnych biegunach
Cząstek materii stałych
Unoszących się w kosmosie
Które wpadając w czarną dziurę
Krążą miliony lat świetlnych
Aby znów...w końcu
Móc odnaleźć się na nowo.