Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jack Pyszny

Użytkownicy
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jack Pyszny

  1. Łukowate sklepienia rozciągają się wzdłuż sali, pod stołem sędziowskim porzuceni zwisali. Przed nim stoi oskarżona, żyły na jej skórze są czarne. Nie ma żadnej siły, jej kończyny zwisają jakby martwe. Wstawajcie, wstawajcie. Przybył sędzia w chwale. Piękny mężczyzna zajmuje miejsce na piedestale. Jest pozbawiony wnętrza, nawet oczu mu brakuje, lecz to on wydaje wyrok, to jego świat lubuje. „Ja, jesteś oskarżona o zdradzenie mnie, czyż nie.” Z bezzębnego uśmiechu wydał się osąd dumnie. „Gdzie moje dzieła, gdzie uznania od adoratorów? Stoję tu na czele, gdyż się spodziewam zachwytów.” „Pompuj ten słodki nektar przez swoje cienkie żyły, karm się fortunami świata co cię tutaj sprowadziły. Bo tymże jesteś, niewolnikiem oczu nade mną. Tych co cię zawsze dobrotliwie osądzą.” Łza czerni spływa z policzka oskarżonej, ohydny kwas osoby przez świat potępionej. „Jestem niewinna.” Wydziera się wniebogłosy, lecz nie ma żadnych aniołów, które usłyszą „pomocy”. „Truję się, robię to wszystko dla ciebie oraz mnie, możesz mnie uratować, ale nie, wolisz tam stać dumnie.” „Wolności.” Krzyczy i uderza swoją głową o podłogę, Sędzie wzdycha. „Znów wracamy na tą drogę?” Staje nad oskarżoną, z zaciśniętą pięścią. „Chcesz skończyć jak oni? Stać się ich częścią?” Wskazuje palcem na na wiszących niewolników, „Jesteś jedną z nich? Częścią cierpiących męczenników?” „Nie, błagam, nie!” Na kolanach wznosi ręce do góry. „Jeszcze oddycham!” Czerń penetruje powłokę jej skóry. Nagle rezygnacja ją zalewa. „Lecz ty nie słuchasz, twoja paszcza to jedyny atut jaki posiadasz.” Sędzia całuje ją w szyje, delikatnie i z wyczuciem, nastaje ostatni dech oskarżonej, porzuca życie. Twarz się skrzywiła, klatka piersiowa się zapada, gdy jej skóra traci swój blask, to na podłoże upada. Ciepłe krople goryczy ciekną z jego twarzy, depcząc po niej idzie dalej, sława mu się marzy. Wyciąga rękę pulsującą czernią w burzliwy eter. Chwyta za następną muzę, zaklinaczkę liter.
  2. +
  3. Była jak instrument, grałem na niej. Pamiętam aromat świeczki zapachowej. Powolny jazz, który leciał cały wieczór. Byliśmy sami, oddzieleni od wszystkich bzdur. Pociągałem delikatnie za jej struny, wydobywając z jej duszy piękne nuty, które tak łagodnie koiły moją duszę oraz uwalniały rządzę jaką w sobie głuszę. Okazjonalny wysoki akcent toniczny, którego poprzedzał ruch dynamiczny. Niespodziewany chwyt instrumentu, by pozbyć się monotonicznego dźwięku. Niewinne dotknięcie zaskakiwało ucho brzmieniem, jakie nadawało muzyce jaką wydobywałem z instrumentu, który grałem. Nie raz zaszczyciłem śpiewem, tą symfonię, którą nazywam niebem. Dodałem cichymi tonami oraz ustami, walory, które były ekstazami. Gdy wreszcie muzyka się skończyła, to się na mnie kochająco popatrzyła. Poczułem wtedy narastający żar, dla którego paliwa nigdy nie będzie nadmiar.
  4. Każdy, kto żył, musi przebyć swoją podróż przez świat, naprzeciw bezlitosnemu, zimnemu, napierającego wiatrowi, chroniąc swoje życie i płomień wewnątrz, jak wrażliwy kwiat, jego odwieczny los to jest opieranie się huraganowi. Jedynym towarzyszem jest chłód oraz krakanie wron, On czuje jedynie mróz na skórze, chaos w głowie i lód w krwiobiegu, nie ma żadnego celu podróży, jedynie narodziny oraz zgon, droga kończy się dopiero gdy człowiek pada bez siły w śniegu. Na tle wiecznego bezkresu lodu, umysł staje się więzieniem, samotność kłuje człowieka tak boleśnie jak mróz oraz głód, myśli są ulotne jak dym, często zajęte jedynie cierpieniem, bez namyślenia by uciekł od samego siebie, gdyby tylko mógł. Jedyną rzeczą jaką nosi w podróży to promyk ciepła w duszy, nikły, ale nieustanny żar, który nadaje życiu człowieka powód. To co nawet największe uciążliwości świata wokół niego zgłuszy, daje mu siłę oraz determinację przeć przez śnieg naprzód. Każdy, kto żył, musi przebyć swoją podróż przez świat, każdy jest podróżnikiem, zagubionym w tym zimnym wszechświecie, zawsze jest tak samo, nie ważne ile minie minut, godzin, dni, lat, sam naprzeciw wichurze i ciemności, życie każdego zniszczy i zgniecie. Mróz nigdy nie przestanie, jego wiatry zawsze lodowate i bezlitosne, promyk samotnego podróżnika wypala się na zawsze, razem z jego życiem, płomień wielu, jest jedyną odpowiedzią na najzimniejsze wiatry, które są takie bolesne, bo w cieple przyjaciół i rodziny, historia jednego podróżnika nie kończy się gaśnięciem.
  5. @Marek.zak1 Dziękuje panu wielce, witam w mojej poezji :)
  6. Patrzę w górę, marząc o tym jak o niezaznanym niebie. Tam, gdzie mogę uciec, by zaznać spokoju umysłu i duszy. Być odciętym od świata, niepodległy: innym, wierze, sobie. Jakie to szczęście, że zawsze jak patrzę w noc, to się serce wzruszy. Bym zrzucił brud mojego ciała, zatańczył na tafli czerni. Zagubił się walcach świetlistej orkiestry, zapomniał o wszystkim. Wsiadłbym na okręt i opłynął z gwiazdami niebo ziemi, zwiedzić horyzonty niepoznane, oddać się arkadiom dalekim. Och, jaki byłbym czysty, gdybym żył ponad całą ludzkością. Moimi jedynymi kompanami oświecenie oraz gwiazdy. Unosiłbym się na pustce, nie przejęty swoją wielkością. Nie ma tam pieniędzy, władzy, nie ma nawet prawdy. Zostałbym sam na sam z refleksją, odbiciem w nicości. Prawdziwym ja, tego, którego nie muszę już ukrywać. Nie ma przed kim, samotność wszystko uprości. Nie ma żadnej szarości, przez którą trzeba innych okłamywać. Pomimo tego, widzę szczęście, tam gdzie mogę nic nie robić. Ostateczność w mojej drodze, tam gdzie bym został. Dla spokoju duszy, mógłbym swoje ciało w eterze utopić. Oddałbym za niebo całe swoje życie, za to co bym tam zastał.
  7. Kiedyś dzisiaj będzie tylko wspomnieniem. Tym do czego chcemy wrócić marzeniem. Absolutna prawda wszechświata boli. To, że nad końcem nikt nie ma kontroli. Jednak to nadaje dzisiejszemu dniu słodkość, którą nie chcę pamiętać jako zwykłą młodość. Malujmy te obrazy takimi, jakimi są: rozkwitem dwóch ludzi, ciepłą wiosną. Te chwile gdy nie było niczego poza nami. Kiedy świat był piękny, gdy byliśmy sami. Gdy muzyka była naszym przewodnikiem. Kiedy jeszcze ciebie poznawałem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...