Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Valanthil

Użytkownicy
  • Postów

    65
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Valanthil

  1. Z kieszeni palta rozsiewa zanętę która opadając na chodnik śpiewa jak stuletnie syreny silniejsi są dłońmi tłumu przeciągają masy wzdłuż linii skończy się to klasycznym złem sporymi ubytkami w glebie
  2. Lament dziada przed ścięciem: Stara ziemio ślepa idiotko szła horda a ty przymierzałaś sukienkę Na zdobnej smyczce chciałaś spacerować z szakalem Zjadł palec następny pokazywałaś resztę nie przestawałaś głaskać Dopiero gdy chwycił twarz pomyślałaś o krzyku więcej już nie mogłaś Obce cienie mają teraz twoje dzieci Skończyli pieśń w zgiętych karkach materializuje się lęk
  3. Wymaga skupienia i powtórek. To zaleta. Wiersz górna półka.
  4. Trza będzie to się smyczki skróci. Liczba ,,fal'' jest nieograniczona.
  5. Krótko a jak sugestywnie. Ulga udziela się odbiorcy.
  6. Długie ostrza odsłonięte tętnice szyjne drżące i bezbronne jak białe ręce nawykłe do technologii w pulchnych palcach szybko gaśnie opór Czerwone dywany pod czarnym niebem bliskie są oczom obcych Łuk zimnego księżyca jedyny blask wielki szperacz za nim charty za nimi święta furia nucąca frazy brzmiące jak najwyższy wyrok
  7. Południe leniwie wystawia się do słońca nie roztrząsa strat nie planuje kosztów odpoczywa na rozciągniętej teraźniejszości dobrodusznie wybacza brzęczącym silnikom trwa w naiwnym przekonaniu o konstansie ale zegary pocą się z wysiłku i męczą się obcy kopiący wilcze doły wyścielone nocą polarną
  8. Małe miasto, rudy dworzec. Załom sierpnia, dzień w zaniku. Przestrzeń stygnie, strużki chłodu. Chłopak chroni resztki ciepła. Nietaktowne megafony odczytują wyrok – – osobowy do R. przez O. planowo. Zostało odsunąć się od jęczących szyn, pomału godzić się z porwaniem dziewczyny, która poprawia kolory piór, dokarmia drzewa. Konduktorski gwizdek (jego bezczelność) ma moc soli trzeźwiących. Popołudnie w pełnym słońcu wpuściło w sny tlen i witaminy, jednak, jak zmora, wbija kły chwila zniknięcia ostatniego wagonu. Błogosławiona zbitka godzin, w której ona jest teraźniejszością. Peron ucichł, wyludniał. Tęsknota przeszła przez aorty. Krok po kroku. Stopnie, kasy, klamka. Stawy i kości połączone jak cegły. Nasłuch na prawą kieszeń. Sygnału trzeba jak mżawki.
  9. Tańce, by przyszedł. Tańczą, by se poszedł. Niezwykły, a z drobin oczywistych i powszechnych. Deszcz, sączy się nawet w swoim imieniu. Połechcze ziarna, będzie bochen chrupki i odświętny zacier. A gdy ludność grzeszkami przeleje czarkę, bić będzie kolejne 40 dni i nocy. Chmura oberwana do chałupy goni, a tam też pada – – Jagódkowy zmokły warkocz na moje czoło. W czasie deszczu miłość się nie nudzi.
  10. Ech, woła na pola i do obór. Bywa wściekłe i pali zboża. Nic to, bo gdy krzepnie po mrozach i darzy ciepłymi falami, to Jagódkowe policzki w różu toną, a oczy ma wtedy jak strużka rodząca rzekę – – kryształy. Najpiękniej, jak żółte szczęście kładzie się do snu. Jagóduchny złoty dekolt chyli się do mnie, łakomy na dotyk. O słońce, ty wciąż jesteś bogiem.
  11. Hulaka ten umie w człowieku rozognić zazdrość. Przez pola galopem. Zahaczy, chustę strąci i rzuca się w lasy albo w stęchłe miasta. Nic, że pełnia żniw. Gości w krainach, których nie znają babcine klechdy. Omiata królów i bezzębnych chłopków. Boski oddech, kojący zgrzane czoło Jagodzianki, której wyjątkowo pasują odcienie hebanu. Jej ulga, zaraz szeroki uśmiech – - moje kilo żelaza z barków.
  12. Ponoć warta jest daru z krwi, gdy idą obcy i słonego morza, gdy stopy błądzą po obcej. Wszechmatką ją dziady obwołały, co w wiecznym porodzie, na nasze przetrwanie. W jej dłoniach bezpieczne zasiane i dzikie, i krzewy malin, z których kruczowłosa Jagoda czerpie słodycz i siłę, na ze mną po ziemi tarzania, wśród miękkich traw. Mateczka błogosławi.
  13. Opanowała horyzont stała się nim jej groźne dzieci warczą z oddali naświetlają rozszerzone źrenice zwiastują przejęcie insygniów przez skondensowaną dzikość Rządy jej krótkie lecz absolutne oznajmiane fanfarami grzmotów zaciśnięta pięść wbita w przestrzeń strąca człowieka z podium do roli drżącego gapia Szybko się nudzi i szuka wyzwań kładzie cień na nowych włościach zostawia po sobie lepsze powietrze oraz wyryty w umyśle przejaw potęgi skubiącej do zera pawie ogony
  14. Valanthil

    Kopciuszek

    Wersja dla dorosłych.
  15. Wszystko co ,,może'' , może być.
  16. Valanthil

    Diabeł komandos

    Po filarze w bocznej nawie czort się skrada w kamuflażu Klecha kończy tłum się zrywa on tuż za nim wzdłuż sklepienia Zgasły modły teraz rogacz śpiewnie tłoczy świeże ploty Sprawny skoczek na każdego modnym ciuchu chwilę spocznie Pstryknie ego chciwe oko i już święci Złego dzieci
  17. Valanthil

    Zwiewna Bożenna

    Duży plus za umiejętną grę słowem.
  18. Taki esejo-wiersz. Coś odświeżającego.
  19. Fakt. Nie zauważyłem, nie doceniłem warsztatu, pozdrawiam.
  20. Trochu hip-hopowy w formie. Energetyczny i buntowniczy - tak przyjemnie. Może jakiś podział na strofy? Taka ściana tekstu może odstraszyć.
  21. Kosmos zmieściłby się w tym nic.
  22. Niestety, cały czas trzeba weryfikować listę zadań.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...