Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marta 50

Użytkownicy
  • Postów

    38
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez marta 50

  1. Kropka na mapie, powiększona w miasto. Ulice, domy. Turysta; wpatrzony w nawigację. Nie zawsze ręce na kierownicy. Ruch jednokierunkowy. Podskoki na wybojach, jazda jak każda, tylko twarze zmieniają się w lusterku. W pośpiechu podróż, szybko mija, uciekają ważne drobiazgi, tyle drogowskazów, trudno odnaleźć w sobie, miejsce. Z każdym oddechem bliżej celu. Asfalt w niebo. Krzyżyk na drogę. Niedomknięta walizka. Chwila. I ostre hamowanie. Odłamki dziurawią wnętrze. Światło rozświetla rozlewającą się plamę. Błaganie w oczach. Wycieraczki na pełnych obrotach zbierają deszcz. Przejście dla pieszych; Cmentarz. Dym zniczy w gardle. Kurz spływający z pomników strużkami. Błoto czyszczone na kolanach. Kamienne spojrzenia. Święte obrazy, obrażone.
  2. Mówili, że przejść nie da się. Przeszła. Uśmiech powrócił, jeszcze bardziej odwzajemniał. Miała ciężko, karmiła suchym chlebem, łzami spojrzenia wygłodniałe. W albumie kolorowe papierki po cukierkach. Święte obrazy na ścianie. Po nich cienie, a do nich, jeszcze kilka kroków. Choć trudno, po schodach targać torby, trzyma wytrwale w garści powietrze. Wymyślając zakończenie boi się, czy jej kot śpiący na parapecie zamruczy pod dłonią, kiedy ona odjedzie w trumnie.
  3. Nokaut. Pies liże twarz. Wstaję. Jeść trzeba; Przypudrowane łzy uśmiechem. W pracy popijam kawą. Wyrwane z kalendarza lata. Epilog w zamkniętej książce. Cieszy prolog. Na dyskotece w nowej sukience. Talia w ruchu. Ktoś, może przegrać bez kantu. Stawię va banque. Wnętrze rwie. Następna na moście kłódka.
  4. Droga na garbie, w dół, później w górę, jak Bóg da podparte ostatnie kroki. Przyciąganie; Uśmiech zagubiony w zmarszczkach. Jak z horroru staruszka życiem wyrzeźbiona. Zapomniała o samotności. Cóż pozostało, pies z kulawą łapą nawet się nie przyplątał. Grzechów nie pamięta i nie może wymyślić. Śni się pojednanie. Różaniec. Wspomnienie na ścianie zamazane. Cień w oknie. Czeka na marsz ostatni w kościele.
  5. Czas połączył wyspę z brzegiem, na której król zajadał się dziczyzną. Szlak przetarty. W pokorze modlitw cegła po cegle, zakrapiane potem wyrosły mury na chwałę, dla pokoleń. Spokój odebrany naturze ludzkim krokiem. Kot na pierzynie zwinięty zerka na pejzaż malowany mrozem. Za oknem konie ciągną sanie, słychać dzwoneczki. Skrzypi śnieg. Księżyc prowadzi na mszę przez jezioro skute lodem. Droga rysami wysłana, wonią koni, siana. Ludzie otuleni kożuchami. W przesłania w kościele. Nad głowami zapach cebuli. Witraże. Śpiew kolęd drżącym wnętrzem. Ozdoby na choince, wata między lampkami. Na stole wódka. Zapach ciast, wędzonki. Ciepło murka zaprasza. Za szybą prószy. Wróble skubią słoninę. Pies zazdrośnie ogonem przytakuje. Goście strzepują buty. Drzwi skrzypnięciem wpuszczają uśmiechy. Czerwona poświata w koronach drzew budzi cienie. Nad klasztorem świergot skowronków. Niosą dzieci przystrojone wiosną święconkę. Słońce skrapla zimę. Stokrotki odmykają płatki. Żórawie pokrzykują. Lód czarnieje. Czarna Hańcza przelewa przez Wigry deszcz spływający z dachów, spojrzenia marszczone, stada ryb na tarliska. Pochłania nurt marzannę. Materializm wiarę. Pogoń przez siebie ksiądz rozgrzesza syzyfowo. Czyści. Gotowi do błądzenia. Przed wejściem aniołowie. Trzepot skrzydeł mąci lustro wody łabędzi wznoszących się w obłoki. Obrączki na tacy. Grosze w górę. Biały wianek za siebie. Skok w toń. Odbicie od dna. I znów dotykają uśmiechów w błękicie ręką z nad łódki rozcinającej fale. Zaciśnięte dłonie na wiosłach zatrzymują czas. Dzieci gonią radością wiatraki, opaleniznę na plaży. Lato splecione z kwiatów. Strzelają nad ogniskami w nicość iskierki. Pohukuje stara sowa. Milknie gitara, śpiew, rechot żab. Księżyc z gwiazdami, w sitowiu oczkujących ryb wpatrzony w splecione dłonie, pomaga tulić na ramieniu ciszę. Wirujące kolorowe liście niesione wiatrem. Stada ptaków. Na falach pochylone żaglówki gonią ostatnie ciepłe powiewy. Obudziły na drzewach popłoch dzwony. Nad jeziorem wykrzyknik zachodzącego słońca połączył niebo z ziemią.
  6. Przy otwartych drzwiach, bez lęku choć na chwilę, pochwycić lato, odnaleźć beztroski sen... Niestety lubię tańczyć, w deszczu z poderżniętym gardłem, na łańcuchu jak suka, którą można kopać. Matka prosi, wyrywanymi włosami, żebym nie przechodziła siebie z najgorszej strony. Nie puściła dziecięcego wózeczka z górki, zostawiając, pamiątkę: w trawie szukające gniazda pisklę.
  7. Przyniosłeś gołąbka, przepieprzony nieświadomością; więc wypluwam piórka pod przypudrowanym uśmiechem. Obiad ze złamanych obietnic smakuje za każdym razem inaczej, choć ten sam przepis. Czuć w klatce. Gapie zasłaniają uszy. Na deser dziurawe kieszenie. Wszyscy święci zrywają boki; że stojąc w deszczu na skrzyżowaniu chowam w butelce żal. Jak się odbije, oddam w twarz miłością.
  8. Start Stoper włączony. W pędzie wiatru pierwszy oddech, płacz błękitnookiego pępka świata na piersi rodzicielki. Ojciec wiwatuje kieliszkiem, zabija w karty resztki godności, smród pieluch w wózku. Uścisk rączki za palec dziękuje; Matka ciągnie za uszy do nauki. Papierosy na wagarach smakują lepiej. Świat wzywa do szukania garbu. Półmetek Pierwsze pocałunki zabarwiły policzki, promienie jabłka w sadzie, można gryźć do bólu brzucha goniąc w trawie motyle. Kolorowe ściany w nowym bloku. Tańczą na parapetówce uśmiechy. Przecięta pępowina; stoi na biurku matki oprawiona w ramki; Finisz Buziaczki przez telefon. Za firanką dzień na bujanym fotelu się ślimaczy. Sąsiadka dokarmia starego kanarka w klatce. Na poręczy mróz maluje wzory. Przed kościołem kolejka po receptę. Kamienie uderzające o trumnę płyną po policzkach. Meta.
  9. nieświadomie zaganiana codziennością podeptałam blask nikt specjalnie go nie szuka choć potrafi wyczarować uśmiech gdy się nad nim ktoś pochyli pośród kroków zagubiony czekając na właściciela znów zaświecił w oczy uniosłam promyk chuchając schowałam w kieszeni z radością znaleziony grosik
  10. nie płacz na zapas matko będę się starał żebyś nie musiała wycierać z mego zdjęcia wilgotnego kurzu wiem że kiedyś będziesz wiatrem błękitem głaskała po głowie aż po przejście czarnej dziury tam gdzie nikt nikogo nie pamięta nie płacz na zapas córko mam nadzieję że kiedyś będziesz musiała przełknąć moją zastygniętą krew a czarna wstęga nie będzie mocno uwierała będę wtedy wiatrem błękitem głaskał po głowie aż po przejście czarnej dziury tam gdzie nikt nikogo nie pamięta
  11. wybuchła złość nabita w balon obudziła lament w opadającym pyle zapraszają syreny lecą muchy transmisje karmią wnętrza wnętrznościami przed ekranem strawa rozgrzana wrażliwość stygnie z poranną kawą nad ruinami zapach spalenizny pejzaż malowany krwią
  12. uginają się nogi dudnią wnętrza w oczach odbicia splecionych dłoni dymiących świec tłum wtóruje bóg gładzi wbitym w plecy nożem
  13. bezradnie w ciemności między ziemią a niebem wierzgając zaciska pętlę ostatkiem sił chwyta powietrze może zdąży złapać dłonie które odetną sznur
×
×
  • Dodaj nową pozycję...