Obce są głoski zapisane na skórze,
ślady wyryte głucho-białym ciałem.
To stąd wywodzą się wszystkie moje i twoje
spojrzenia za siebie, zawieszone gesty.
Zdania, które tłumaczą, skąd tyle cienia
w zaciśniętych ustach.
Powietrze zmęczone upałem. Droga nad rzekę
wiedzie przez stary, żydowski cmentarz.
Narew wyschła: muliste wysepki dryfują
w nieznanym sobie kierunku - nie są już
namiastkami gniazd; nie niosą w sobie obcych
śladów morza, kołatania w przedsionkach.
Wyławiam znaki zawieszone w wodzie;
pozbawione zapachu wydm, niedopałków
wgniecionych w piach, butwiejących roślin:
tętna bijącego pod wąskim pasem ziemi,
przedartym do pierwszej krwi jak kartka papieru.
Słowa są bezpieczne jedynie wewnątrz,
w gorzkich kadłubach noży, ostrych przyprawach
i pustych ładowniach zatopionych kutrów.
W ledwie widocznych wnękach. Miejscach,
do których można podejść tylko na palcach.
Tak, by nie spłoszyć zwierząt.