
Śniący
Użytkownicy-
Postów
43 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Śniący
-
Krusząc się kawałkami słów odpychającymi nasze orbity... Pokryci szarym pyłem niedopowiedzeń... drętwiejemy. Między nami strefa ryftu. Wypełzają czeluście zduszonych emocji. Odbijam ciebie, odbijasz mnie. W bezdusznej ciszy rozplotły się nasze dłonie.
-
Przesiąkła smutkiem, jego wonią naturalną. Zgubiła drogi do krainy zwanej narnią. Treść zjadła formę i umknęła razem z dymem, próbując przybrać kształt rozmyła się z westchnieniem. Zamknięto bramy wyjścia za horyzont zdarzeń. Czas pędzi w dół urwiska pośród zgasłych wrażeń. Powieki tak zaspane opadają z ciężkim hukiem. Szaleństwo się dopala gdzieś pod tęczy łukiem. A błogość ulatuje jak szare motyle. Pozwól mi dalej płynąć, pośnić jescze chwilę.
-
Wściekłe oko słońca niknie za betonowym horyzontem. Bezimienna armia bladych widm udaje się na nocleg. Ty znów krążysz sam między martwymi blokami. Przytłacza Cię cisza, a drażni gwar, strach kładzie się cieniami.
-
3
-
@TheDiary44 Dziękuję pięknie i pozdrawiam ;) @error_erros Powiem Ci, że ja spadam ze skrajności w skrajność. Zwykle jak legne i podryfuję chwile z myślami to mnie odetnie, obudzę się rano z wyrzutami sumienia, że uciekły mi fajne rozkminy, bo nie chciało mi się wstać ich zapisać ;) Ale czasem jak myśli się zbyt rozpędzą... Ooo Panie XD
-
Opuszczam kurtynę powiek, aktor zszedł ze sceny. Otula mnie chłodny półmrok, końcówka dnia wciąż się mieni, I leżę jak przyspawany do łózka tysiącem pierdół. Zaczyna się dobrze mi znane krążenie wśród myśli odmętów. Już wiem, że sen się spóźni, Morfeusz nie zagra swej pieśni. Łza spadnie na dno suchej studni Jej łkanie cisza uwięzi.
-
W kakofonii słów tracę głowę. W kakofonii słów tracę łeb. Jest mnie jakby mniej o połowę. Czuję tylko dziki, zimny lęk. W kakofonię słów ciągle spadam. W kakofonii słów gubię się. Jeszcze jedno kłamstwo, frazes, banał i z miejsa chyba szlag trafi mnie. Z drugiej strony w ciszy jakoś dziwnie... Podejrzanie wolno płynie myśl... Mało bodźców i mózg jakby więdnie, więc zafunduję mu ekranu błysk.
-
@Dag Kurde świetny utwór... Mój wydaje się przy nim taki oczywisty ;) Pozdrawiam również :)
-
Pytasz mnie: "Gdzie mieszka Bóg?" -Na pewno nie w krainie słów. Nie ma go w pięknych, czcigodnych znakach, sutannach, habitach, burkach, hidżabach. Nie przyszedł do nas z pożółkłych stron pism, choć wielu nam wmawia, że to tam się skrył. Nie jest też dżinem co spełnia życzenia. Nie objawia swych wizji w sennych marzeniach. Jak chcesz uchwycić wszechmoc niepojętą, kiedy jej szukasz w słowach zamkniętej? Lecz gdy zburzysz swe mury i otworzysz bramy być może dostrzesz "zwykły" świat... tak doskonały.
-
Rozbłysłaś jak gwiazda, ognik w galaktyce, a czar twego światła przegnał lęki skryte. To światło jak strzała pognało przez przestrzeń, a wiara się rwała do świetlnych uniesień. Rośliśmy wraz z tobą, natchnienie energią, kosmiczną wszechmocą i wolności pełnią. Lecz przerosłaś wszystko. Oślepłaś w swej gracji. Ty lśniąca oszustko! Lub królowo perswazji.. Skazałaś fotony, swoje swietlne dzieci na wieczną tułaczkę w czarnej dziurze śmierci.
-
Miasto uśpione w koszmarze
Śniący odpowiedział(a) na Śniący utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@error_erros Dziękuję bardzo ;) -
To miasto tonie w mroku czasów. To miasto krwawi z miliona ran. Posoka kapie z topora katów. Wciąż słychać ofiar jęk i płacz. Te drzewa widziały zbyt wiele. A niebo wylało wszystkie łzy. W tej ciszy wszystko się zawiera: zaduma strach, zamarły krzyk. To wszystko zamknięte jakby w bańce. Wyrwane jak jedna z książki stron. Gdy zajrzysz w zimnych kominów gardziel. Zobaczysz duszy najgłębszy mrok.
-
@Antoine W Dzięki ;)
-
Nadmiar wszystkiego prowadzi do złego, bo człek się w komforcie zatraca. I wnet zapomina, gdzie źródło istnienia, i błądzi w betonowych lasach. Tak dużo pyszności! Jak w rogu obfitości! I wszystko podane na tacy! A potem przychodzi zły czas niepogody i widzimy, że jesteśmy nadzy.
-
Podnieś wzrok i zobacz skarby, które Ci niosę. To wszystko może być twoje, tylko wyciągnij swe dłonie. Dla Ciebie górskie szczyty czesane przez dzikie wiatry. Chłodzący stopy nurt w rzece i księżyca wszystkie kwadry. Korowód gwiazd srebrzysty i całun mgieł w dolinie. Wiosenny deszcz soczysty i zefir na połoninie. To wszystko dla Ciebie... Niebieskie oczy jezior i lasów zielone grzywy. Krzyk orła ponad puszczą, motyl na kłosie skryty, nowa nadzieja wschodu, tajemna moc zachodu, słowa krzyczane ludziom, słowa szeptane Bogu. To wszystko dla Ciebie... Burzliwe morze gniewu i cisza po ulewie. Dyskretne łez ronienie, sny zastygłe w śpiewie, uśmiechy, dotyk, szepty, ukryte pod poduszką. Smaki, zapachy, dźwięki, wygodne ciepłe łóżko. To wszystko dla Ciebie... Nie znaczy nic.
-
Przede mną płótno przeciętnego dnia. Wyleję na nie gamę dobrze znanych barw. Najpierw wylosuję kolor rannej nadziei i lekko naiwnej wiary, że ten świt coś zmieni. Chwycę złote nici wschodzącego słońca, niech oplotą moje myśli i je grzeją bez końca. I zamoczę pędzel w kilka szarych barwników, niech opiszą gwar ulic i pęd bezdusznych trybików. Siną bielą rozmażę mgłę, w której znika czas, w której ciąglę błądzę pośród durnych spraw. Niebo barwy ogniste będzie miało tak jak szalone emocje, których czuję smak. A ziemia okryje się fioletowym cieniem, wiatr ukołysze ją do snu granatowym tchnieniem. Na koniec wszystko pokryje czarny atrament. Tak oto kolejny dzień odchodzi w niepamięć.
-
1
-
Czemu nikt nie uczy jak być człowiekiem? Nie muzykiem, sportowcem, filozofem, Po prostu... człowiekiem. Czemu tak trudno złożyć słowa w proste zdanie? Nie poemat psalm czy odę. Tylko jedno proste zdanie.
-
Do widzenia dawnym dniom! Wchłonie je przeszłości mrok. Niech zasną już głębokim snem i więcej nie obudzą się. Bo po co? Przyjemna słodycz płynie z ich warg. Ich ciepły, kolorowy kształt okopał się w pamięci dnie i za nic nie chce ruszyć się. Bo po co? Lecz prawda tych dni martwa już. Zarósł je gesty wspomnień bluszcz. Ich kształtu nie pamięta nikt. Lśnił krótką chwilę potem znikł, na zawsze.
-
Jaki kolor ma twoja nadzieja? Błękitny jak bezmiar najczystszego nieba, do którego wznosisz wzrok błagalnie, w rozpaczy? A może zielony jak dzikie polany? Jak zalesione wzgórza i lipcowe sady, wśród których ukrywasz lęk, gdy nikt nie patrzy? Czy jest to czerwień wściekła i krwista, płonąca żalem niczym grań ognista, wypalająca w duszy bolesne znamiona? Może jest srebrna jak nocny stróż gwiazd? Albo i złota jak ukryty skarb, którego szuka zjawa pokaleczona...