Kroniki Kołcza Krzycha
Wspomniał mi raz stryjek Zbychu
O siostrzeńcu swoim Krzychu
Co chciał kołczem się mianować
Ludzi w życiu wytrenować
Jakość podnieść miał żywota
A niełatwa to robota
W Internetach się ogłosił
By się skontaktować prosił
„Jeśli schudnąć pragniesz siostro
Albo masy nabrać brachu
Zajmę tobą się ja ostro
Tylko napisz, nie ma strachu”
Ludzi chętnych wnet zgromadził
Którzy współpracować chcieli
Pisał plany, wszystkim radził
Za co pieniądz spory mielił
Motywacji był liderem
Mówił pięknie i podniośle
Że ten tylko nie jest zerem
Komu biceps silny rośnie
Że ten tylko coś osiągnie
Kto na klatę sto czterdzieści
A w przysiadzie dwieście wciągnie
Kto w koszulce się nie mieści
Ci zaś wszyscy co padają
Z motywacją problem mają
Niechaj z dala się trzymają
Skoro marność wybierają
Trudno mu nie przyznać racji
Lecz się stała rzecz takowa
Że Krzychowi motywacji
Zaczynało też brakować
I gdy przyszło co do czego
Kołcz co świat chciał ten poruszyć
Usiadł bez sił i do tego
Nie chciał się w ogóle ruszyć
Zaczął myśleć nad hasłami
Które krzyczał bez wytchnienia
I którymi ludzi mamił
Że bez sensu są, znaczenia
Nasz kołcz potem przyznał skromnie
I niech będzie to morałem
Że nie można wciąż niezłomnie
Gonić za swym ideałem
Dodam, że utwór powstał, kiedy zastanawiałem się, czy coach też może stracić motywację. Dzisiaj nietrudno znaleźć coacha/motywatora/trenera. I rzecz w tym, żeby stwierdzić, czy faktycznie takowy nam potrzebny, czy jednak można znaleźć pomoc gdzieś w sobie albo innej osobie. Co sądzicie?