Gdy byłam mała, wołałam do Boga,
By jak najszybciej to skończył,
A kiedy w żyłach krążyła mi trwoga,
On jakby się nagle wyłączył.
Tak było zawsze, a kiedy urosłam,
On nadal nie odpowiedział,
I taki wniosek z tego wyniosłam:
Że może wcale nie wiedział.
Bo gdyby wiedział i gdyby słyszał,
To chyba by nie pozwolił,
Żeby odpowiadała mi cisza,
I żeby grzech mnie zniewolił.
A skoro nie wiedział, to ludzie kłamią,
Mówiąc, że wszystko może,
Więc może jeszcze bardziej się mamią...
(Czy ty gdzieś jesteś, Boże?)
Bo jeśli w ogóle gdziekolwiek istnieje
Bóg, co pozornie nas wspiera,
To mogę założyć się, że się śmieje,
Widząc, jak człowiek umiera.
Być może nawet ma trochę racji,
Bo w śmierci jest taki paradoks,
Że wszystko zależy od punktu narracji,
A życie czasami jest wadą.