Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 688
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Dekaos Dondi

  1. Trochę inna wersja

     

     

    przyrzekam kochana

    powrócimy nad truskawkowe morze

    spleść nasze ciepłe oddechy

    przepełnione zapachem bryzy

    o smaku zielonych szypułek

     

    jeśli będziesz chciała

    zatrzymasz je dłużej

    źrenicą

    gdzie promień słońca

    zatańczy żółtym błękitem

     

    twoje wilgotne usta z drobinkami plaży

    moje z echem muszelki

    co pachnie

    płatkami koralowych róż

     

    rozwiniemy dywan

    z konfitur truskawkowych fal

     

    spełnieniem namiętnej plecionki

    pod okiem bałwanów

    szemrzących przyzwoitek

    z białymi grzywami


    przypływ

    odpływ

     

    *

    w koszyczkach z dłoni

    tańczą drobinki piasku


    splecione razem i osobno

     

  2.  

    wiem

     

    światło mam w tyle

     

     

    rozświetla częściowo drogę

     

     

    słusznie kombinuję

     

    tak o wiele łatwiej

     

    nie muszę mrużyć oczu

     

    gdyż nie oślepia

     

     

    mniejsza szansa potknięcia

     

    trudu dźwigania

     

    kolejnych prób

     

     

    rzuca przede mną

     

    płaską przy ziemi

     

    w której kiedyś spocznę

     

     

    ciemniejszą smugę

     

    wersje mnie

     

    nigdy jej nie przegonię

     

     

    mogę być kimkolwiek

     

    w masce jestem

     

     

    lecz jedno wiem

     

     

    będzie zawsze na wierzchu

     

    tu i tam

     

    czymkolwiek zakryję

     

     

  3. To rzecz jasna... skrajny skrót myślowy.

     

     

     

     

     

    Miau ksywkę: kot.

     

    Pomagał bliźnim,

     

    lecz najpierw pytał: a co ja z tego będę… miau?

     

     

    Kiedyś znaleziono go nagiego.

     

    Cierpiał z flakami na wierzchu,

     

    prosząc o skrócenie męczarni.

     

     

    W końcu jeden przystanął.

     

    Kot, grzejąc dłonie o ciepłe wnętrzności, usłyszał:

     

     

      

    –– Zabić cię? A co ja z tego będę miau.

     

    Wdzięczność trupa?

  4. Zmieniłem trochę

     

     

     

     

     

     

    Poczekaj chwilę,

     

    gdziekolwiek jesteś.

     

     

     

    Wypiję herbatę, gdy fusy

     

    opadną na dno,

     

    a słońce zawiśnie na horyzoncie

     

    niczym gorąca pomarańcza.

     

     

     

    Pomiędzy morzem południowym,

     

    zapachem słodkiego lśnienia,

     

    a rannym marzeniem,

     

    ciepły wiatr szepce list od ciebie,

     

    że odbicie od trampoliny

     

    szklanki, wróci lustrzaną plażą.

     

     

     

    Bez śladów wyciśniętych,

     

    na fundamentach

     

    piaskowych zamków.

     

    Z czarnymi dziurami bez kluczy.

     

     

     

    Pewnie pamiętasz,

     

    nasze wspólne powiedzenie.

     

    Gdy nam palma odbije,

     

    to wskaże kierunek.

     

     

     

    Może tym razem będzie inaczej.

     

    Zaprosi mnie do ciebie,

     

    w nowe otwarcie.

     

     

     

    Lecz proszę.

     

    Poczekaj jeszcze chwilę,

     

    gdziekolwiek jesteś.

     

     

    Najpierw wypiję herbatę,

     

    gdy fusy opadną na dno,

     

    a słońce zawiśnie na horyzoncie

     

    niczym gorąca pomarańcza.

     

     

     

     

     

  5. Babcia siedziała wysoko. Robiła na drutach czapeczkę dla męża. Drgała przy tym jak jabłko, co jeszcze nie spadło daleko od jabłoni. Dziadek był naprawiaczem szkód. Biegał po słupach, niczym góralki po pionowych ścianach. Raz tylko spadł, ale akurat babcia zeszła, więc zleciał na żonę. Jego ślubna - mająca przyzwoite rozmiary - posłużyła jako poduszka powietrzna. Dziadek co prawda przeżył, ale i tak swoje po członkach dostał. Mówił później kolegom rozżalonym głosem, że już by wolał wylądować twarzą na chodniku, niż uzyskać tego typu przebaczenie od żony swojej.

     

    Chociaż trzeba przyznać, że babcia i tak potraktowała go łagodnie. A na pewno bardziej litościwie, niż wtedy, gdy przez pomyłkę – tak mówił dziadek – wziął ślubne obrączki, bo chciał sprawdzić, czy dżdżownice potrafią pląsać w: hula – hop. Już za sam pomysł dostał po łbie. Dżdżownice nie dostały, bo jak zobaczyły babcię, to smyrnęły, byle dalej.

     

    A zatem babcia siedziała na wysokościach i nie miała zamiaru szybować w dół. Natomiast przyspieszyła produkcję czapeczki, która zaczęła być niebezpiecznie nisko nad chodnikiem. Jeden nieznośny sąsiad, pociągnął – tak dla jaj - za pomponik, który mu wiewał nad głową. Babcia nie spadła, bo wykombinowała wielkie klamerki, którymi dyrduny do drutów przyczepiła. Ewentualne kopnięcie przez prąd, babcinego zadka, też nie wchodziło w rachubę, bo prędzej ona jego, niż on ją.

     

    Była też roztropną kobietą, jako że była przyczepiona myślami do jaskółek. Jednemu ptaszkowi oko wykuła, bo podszedł za blisko. Sam sobie winien – pomyślała. Po co przyszedł po drucie na drut. Ptaszek odleciał, ale nie bardzo wiedział, gdzie sobie leci. Usiadł po drugiej stronie babci… by po chwili stracić – drugie oko. Babcię wzięła litość nad ptaszkiem, więc skróciła jego cierpienie, robiąc z piórkowego ciałka – drugi pomponik.A dziadek stał na dole i zakrywał odruchowo oczy.


    ***

     

    Innym razem sytuacja była podobna, aczkolwiek odwrotna. Zgodnie postanowili, że babcia będzie statkiem kosmicznym, a dziadek – kosmodromem. Słoneczko rześko prażyło wszystko co popadnie, kiedy poszli do lasu po gałęzie. Kiedy wrócili, babcia przywlekła ogromny karton i razem z dziadkiem, zaniosła na stodołę. Kłopot polegał na tym, że dach był raczej pochyły. Ale jakoś podołali, przywlec karton i chrust – by położyć to wszystko przy kominie. Babcia wlazła do statku, a dziadek nakrył gałęziami. Miały symbolizować, wszelką maszynerię i przyrządy nawigacyjne.

     

    Astronautka przed podróżą, jednego sobie golnęła, a zatem nawet nieważkość zaczęła odczuwać. Dziadek nie mógł. Kosmodromowi nie wypada. A poza tym musiał bezpiecznie zejść z dachu. Jego żonie nic nie groziło – gdy włazili – bo nawet gdyby spadła, to tylko Ziemię by wgniotła, gdyż była obleczona w amortyzację. A nawet gdyby zobaczyła gwiazdy, to w końcu nic dziwnego, podczas takiej zabawy.

     

    Dziadek powrócił na matkę Ziemię. Napisał na glebie, że spory obszar wokół niego, należy do statków kosmicznych, a osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Chociażby ze względu, na własne bezpieczeństwo. Nagle zauważył zieloną krowę. Szła w jego kierunku, rozdeptując ostrzeżnie. Nie miała rogów, tylko czułki, oraz sześć i pól nogi, a oczy wokół głowy. Kopyt też nie miała, tylko płetwy. A ponadto, okulary na takim czymś, co przypominało ludzki nos.Nie wspomniałem o tym, ale kosmodrom – co prawda przed przygodą – trunku w kiszkach swoich nie ugościł, ale za to wąchał, nie pamiętając, co.

     

    Dziadek jednak nie był w ciemię bity oraz do przesady otumaniony. Zielone zjawisko, nie było jego żoną. Luba miała za chwilę na nim bezpiecznie wylądować, mając cztery nogi, a nie – sześć. Wiedział, że zostanie wgnieciony w pas startowy, ale chyba przeżyje i będą mogli wspólnie wspominać kosmiczną przygodę. Lotnisko leżało i leżało – i nic. Dlatego po chwili spoczywało brzuchem do nieboskłonu. Dlatego ujrzał swoją żonę, jak rozmawia z bocianem. Krzyknął do niej:

     

    – Daj sobie spokój z tym ptakiem. Leć na mnie. Jak długo mam czekać.

     

    Po tej wypowiedzi, ponownie zmienił pozycję, plecami do góry.

     

    Poczuł nagle, że coś na nim stoi. No wreszcie wylądowała – pomyślał sobie – ale dlaczego dziobnęła mnie w pas startowy. Spojrzał nagle uważniej. Zobaczył bociana, trzymającego żabę. No tak, znowu główkował, nie napisałem, że żabom także wstęp wzbroniony.

     

    Po chwili, coś go wgniotło w płytę. Miał na sobie statek kosmiczny, z którym już przeżył kilkadziesiąt lat i o dziwo, wciąż żył. Dlatego ujrzał, albo raczej pomyślał, że ukochana żona, postawiła pierwszą nogę, na nowo odkrytej planecie. On też jakoś wyszedł spod, ale wdepnął w bardziej przyziemny aspekt nowego świata.

     

    Dziadek był nieco zmieniony na umyśle, od przygniecenia, a babcia, do upadku.

     

    Zatem krzyknął: jest tu życie. Babcia w tym czasie, znalazła jajko. Siadła na nim i czekała, co wysiedzi. Później, chociaż byli posunięci w latach, zaczęli zaludniać nieznaną planetę, na swój niecodzienny sposób, lecz pomylili kierunki i weszli na Drogę Mleczną, gdzie 50% było mleka w mleku, a cała reszta bardziej wesoła, aż im te rejony coś przypominały. Tylko powietrze jakieś takie nieziemskie, aż w głowach wirowały urocze mroczki i nie tylko, coraz bardziej. Było im prawie tak, jak u siebie w domu i na obejściu.

     

  6. Poranki↔Dzięki:)↔Też za wierszyk o uschniętym, jak ten liść, poecie:)↔Ano goni i czasami trza na przekór, spowalniać i już:)↔Pozdrawiam:)

    ***

    Nata_Kruk↔Dzięki:)↔Dał głos→lubię tak nieszablonowo czasem:)↔Nie mam nic przeciwko takiej obsadzie.

    Niech biorą i wystawią jednoaktówkę. Co do wyroku, to po takim przewodzie, nie miałem za bardzo pomysłu.

    Zresztą to pozostawia możliwość, własnego wyroku, według uznania czytelniczego:)↔Pozdrawiam:)

  7. szelest wplątany w ciszę

    piołun oddechu zakłóca biel napędu

    kryształki skrzepłej krwi

    stukają o przyszłość

     

    napraw nuty zanim je wchłonie muzyka

    po co słyszeć fałszywe dźwięki


    spragnione fale

    unoszą samotne złudzenia

    nie wszystkie utoną w spełnieniu

     

    poza spojrzeniem patrzysz sercem

    jeszcze możesz

    mimo utraty słodkiego owocu

     

    lecz proszę

    odklej spojrzenie od horyzontu

    póki ono jest wysoko

    bierz wiosła

    płyń dalej


    chyba że chcesz

    nie wątpisz

    pragniesz spłonąć

    gdy szczyt góry owiewa wiatr

     

    z podnóża pierwszych śladów

     

     

     

     

  8.  

    Pan Poeta napisał wiersz, lecz jego niebezpieczny związek z Panem Fotoradarem, przysporzył mu tylko kłopotów. Pan Fotoradar, pomimo że czuł miętę do piszącego, zmierzył co leżało w jego gestii. Prędkość napisania wiersza, została znacznie przekroczona, przynajmniej o kilka wersów do przodu. Autor miał zupełnie inne zdanie na ów temat, lecz Pan Fotoradar, skierował sprawę do sądu, oskarżając wspomnianego, o zniesławienie Dobra Poezji.

     

    Na przewodzie sądowym, niczym jaskółki, zasiadła publika. Poeci i Policjanci. A później był początek rozprawy.

    Głos dał najpierw, Pan Sędzia.

     

    – Sprawa w sprawie Pana Poety, oskarżonego, o zniesławienie Dobra Poezji.

     

    Po chwili dał głos Prokurator:

     

    – Oskarżony jest sprawcą haniebnego czynu. Napisał wiersz z prędkością niedozwoloną, przez co wyszło jak wyszło. Tego czytać nie sposób. Wnoszę o najwyższy wymiar kary. Zerwanie naszywek i degradacja do Prozaika.

     

    Następnie dał głos Obrońca.

     

    – Mój klient, nic takiego nie zrobił. Prędkości nie przekroczył, chociażby dlatego, że jest melancholikiem i wiersze długo tworzy. Najlepszy dowód, że jeszcze oskarżonego wiersza, nie skończył. Nadal pisze. Ponadto wnoszę, o sprawdzenie daty ważności przydatności do mierzenia prędkości, Panu Fotoradarowi, gdyż jestem pewien, że nadaje się na złom.

     

    Wysoki sądzie – wrzasnął zbulwersowany prokurator. – Wypraszam sobie takie traktowanie Pana Fotoradara. Jest jak najbardziej sprawny, a oskarżony, pisze już za pewne, dziesiąty wiersz!

     

    – Tak, tak, dziesiąty – zaczęli pomstować Policjanci.

    – To cały czas ten sam wiersz – potwierdzili głośno Poeci.

     

    Nagle zgodnie obaj panowie, Obrońca i Prokurator, powołali na świadka Pana Fotoradara.

     

    Prokurator zaczął pytania zadawać:

     

    – Czy świadek zmierzył uczciwie?

    – Oczywiście –– odpowiedział zapytany.

    – Czy oskarżony przekroczył prędkość i przez to wyszedł kicz?

     

    Wysoki sądzie, sprzeciw – zagrzmiał Obrońca. – Pan Prokurator swoim pytaniem sugeruje świadkowi odpowiedź, jaką chce usłyszeć.

     

    – Podtrzymuje sprzeciw –– przytaknął wysoki sąd.

     

    Z uwagi na to, że na sali było słychać coraz większe zniecierpliwienie, pan Sędzia dał głos zadawania pytań, Obrońcy.

     

    – Czy Świadek na pewno nie ma defektu?

    – Nie mam.

    – A kiedy miał Świadek ostatnio przegląd?

     

    Wysoki sądzie, sprzeciw – tym razem zagrzmiał Prokurator. – To prywatna sprawa mojego klienta, kiedy miał przegląd. Przecież gdyby miał defekt, to by mówił od rzeczy. A nie mówi.

     

    – Wysoki sądzie – przerwał Obrońca – nie mówi, ale bezczelnie kłamie. Proszę spojrzeć.

    Właśnie mój klient skończył pisać wiersz, o Kwiatach co nucą piosenkę o kwitnieniu.

     

    – O jakim kwitnieniu – wrzasnęli Policjanci. – Spójrzcie na doniczki na parapetach. Wszystkie kwiaty zwiędły.

    – To metafora, matoły jedne – dali upust wzburzeniu Poeci.

     

    Wtem dało się słyszeć pukanie młotka na uspokojenie. Cisza jakoś nastała, którą to Sędzia przerwał ogłoszeniem wyroku.

  9.  

    Gdy byłam małą dziewczynką, dziadek podczas zrywania porzeczek z zielonych krzaczków, wyszeptał mi na ucho coś, co mnie wtedy – pamiętam do dziś – bardzo zaciekawiło. Powiedział, że kwiaty potrafią cicho śpiewać, szeleszcząc do rytmu listkami, lecz tylko grzeczne dziewczynki, mogą piosenkową magię usłyszeć. Babcia, która akurat przyszła, przynosząc moje ulubione konfitury, żebym je uroczo zjadała, wygrzebując paluchami z kubeczka, potwierdziła dziadkowe słowa, czochrając zęby uśmiechem.

     

    Wiem z opowiadań, że raczej grzecznym dzieckiem nie byłam. To po prostu wynikało z zwykłej chęci poznawania świata. Wszystko wokół, było takie dziwne, nowe, nieznane. Wszędzie, gdzie tylko potrafiłam, musiałam wejść, do wszystkiego zajrzeć, lub czasami szybko uciekać, gdy akurat coś przestraszyło moją ciekawość

     

    Ów dzień pamiętam szczególnie. Siedziałam z dziadkami na ławce w ogrodzie. Słońce już prawie zaszło za horyzont, prześwitując jedynie między gałązkami, a ja miałam być cicho jak myszka pod miotłą, gdyż jak powiedział dziadek, jeżeli będę ciągle gadać jak nakręcona katarynka, to ich nie usłyszę. A zatem umilkłam i czekałam jak urzeczona, tamując oddech by czegokolwiek nie spłoszyć, jednak zwisającymi nogami machać musiałam, gdyż byłam tak bardzo podekscytowana, że wtedy dla mnie, małej dziewczynki, świat zastygł w oczekującej bajce.

     

    I właśnie w tej magicznej chwili, babcia akurat musiała chrząknąć, że aż dziadek spojrzał na nią groźnie, aż biedna babcia, chrząknęła ze strachu ponownie, jednak po raz drugi oblekła twarz uśmiechem. Ta aura tajemnicy oczekiwania, tkwi we mnie do dziś.

     

    Aż w końcu cisza była tak namacalna, że aż było mi głupio, podrapać swój nos, odgarnąć loczek z czoła i spłoszyć muchę z ręki. Z rozdziawioną buzią, chłonęłam wzrokiem kwiaty i nie w głowie mi były jakieś przyziemne czynności. Przecież czekałam, aż wreszcie zaczną śpiewać. Nawet ptaki ucichły, w tym ciepłym, wiosennym oczekiwaniu.

     

    Wiele z tego o czym mówię, wiem z opowiadań dziadków, bo sama byłam wtedy za bardzo przejęta i tak jakoś, z biegiem lat, niektóre zdarzenia uciekły z pamięci, chociaż z tego co wiem, to powinno być przeciwnie.

     

    Siedzieliśmy już dłuży czas w absolutnej ciszy i w końcu je usłyszałam. Najpierw rytmiczny szelest listków, a za chwilę cichy śpiew kwiatów. Ruszały płatkami, uwalniając śpiewne słowa, o różnych zapachach, barwach i tonacjach. Wiem, że wtedy święcie wierzyłam, że śpiewają, a nawet widziałam, że tańczą, niektóre splecione w jeden kwiat.

     

    Po jakimś czasie, ptaki zaczęły wtórować swoimi trelami. A jeszcze później dziadkowie zaczęli śpiewać i w końcu ja też, dołożyłam śpiewne nuty do koncertu, lecz wtedy nagle umilkły i dziadkowie wybuchnęli głośnym, ciepłym śmiechem.

     

    Powiedzieli mi później, że trochę pomyliłam melodię i za bardzo chrypiałam i chyba dlatego przestały, ale jeszcze na pewno kiedyś zaśpiewają. Pamiętam, że wtedy krzyknęłam ze złością, że wcale nie pomyliłam i nie chrypiałam, że to dziadkowie pomylili i chrypieli, a babcia trzeci raz chrząknęła jak prosię i przez to zamilkły. A o czym one w ogóle śpiewały – dodałam wzburzona, jeszcze bardziej dyndają nogami, aż mi bucik spadł, a drugi zwisał, nie wiedząc, co jest grane.

     

    ***

    Babcia niedługo po tym, umarła. Pamiętam, że kiedyś poszłam z dziadkiem, odwiedzić grób. Rosły na nim różnokolorowe kwiaty. A kiedy słońce zaczęło zachodzić, usłyszałam cichy śpiewny szelest. Święcie wierzyłam, że właśnie nucą, głosem mojej babci, jakby gdzieś z daleka, a jednocześnie, blisko. Zapytałam dziadka, czy też słyszy ich śpiew. Skinął tylko głową. Dziadku, a o czym one śpiewają, bo wtedy pamiętasz, nie odpowiedziałeś. O kwitnieniu – wyszeptał tylko, jakby stał przy grobie w innym świecie.

     

    ***

    Teraz sama jestem babcią. Mój mąż zmarł niedawno. Ostatnio usiadłam w ogrodzie, a kiedy słońce zaczęło tulić ogród  pomarańczową poświatą, to je usłyszałam. A przynajmniej chciałam wierzyć, że śpiewają jego głosem.

  10.  

    ... jak sądzisz

    szaty ciepłe pochować

     

    bo wiesz

    chichotem losu bywa aura

    drzewa podłamie

     

    wtem nagle ładna

     

    kwieciem tuli gałązki czyste

    niestety także

    co nie nam bliskie

     

    podły ptaszek tak śpiewa pięknie

    a tyłem lepkość na głowę

    ześle

     

    cóż jutrzenko

    może ty rzeknij

    że lepiej zawitać do geometrii

     

    nie po to by smęcić gdyż wartość żadna

     

    tylko trójkątem

    skołować kwadrat

  11. Corleone 11↔Przede wszystkim dzięki za poświęcony czas:)

    Od końca zacznę ja↔Bardzo wielki pozytywny sens, a może większy nawet. Nie w ramce bycie, jeno po swojemu, zwiększa wenę. Tak jest od początku. Przesadne, zasiedziałe  reguły zniewalają. W sensie stylu rzecz jasna. Czasami specjalnie zmieniam szyk wyrazów lub używam takich, co pasują do zdania, jak rzep do motylego skrzydła:)↔Po prostu lubię pisać po swojemu:)

    Co do interpunkcji, to zasady czarnej magii z białym królikiem w berecie, są o wiele łatwiejsze  🙂 :)

    Myśli me gdzie indziej błądzą, jak może kiedyś poeta rzekł lub raczej nie:)

    Ale postaram przecinki zmienić według wskazówek🙂 :~))

    P.S↔Corleone... to z tych... Corleone... bom w lęku trochę:))

    Pozdrawiam  🙂 :~)

  12. Zmieniłem trochę→6.5.23

     

     

    cudowna z tobą każda chwila

    w moim sadzie co nęci

    zmysły

     

    zobacz

    koszyczek trzymam

    pełen jabłek pachnących bananów gruszek

    pomacaj spróbuj

    magiczny

     

    spójrz

    złoty miód w słoikach

    zmieszany z pszczół bzykaniem

    promieni lśnienie każdego

    przenika

     

    popatrz

    truchła szpaków na wiśniach

    truciznę w owoce wstrzyknęłam

    cuchnąca padlina ziemię użyźnia

    wszystkie martwe na amen

    mówię ci

    nie przeżył żaden

     

    trochę zaczynam być głodna

    lecz spójrz proszę co jeszcze można

    spotkać

     

    wianki prześliczne uplotłam

    tak radośnie ze swadą

    nakrapiane bajką i magią

     

    przyznaj że barw zatrzęsienie

    pod całunem baśni

    tulone ptaków śpiewem

    życie leniwie smęci pomału

    tym co tylko możesz ujrzeć w raju

     

    a tu

    ślimaczka nadepnęłam butem

    o tak chętnie

    pękło bydle z chrupnięciem

    wnerwił mnie dupek cholernym śluzem

     

    widzę że wśród kwiatów śnisz

    tobie szepcę kołysankę

    na serduszku ciepło mi

    zaprosiłam cię na jadło z miłością

    pamiętasz

    wypiłeś mój nektar

    gdy w oczęta świeciło ci słonko

     

    wiem

    powinnam powiedzieć

    że mi głodno i radośnie

     

    a właściwie na pieczeń

    przepraszam

    ja czasem dziwna

    znasz mnie przecież

     

    ***

    no cóż

    czas na grilla

    właśnie mięsko zaczynam wycinać

    na ruszt z uniesieniem

    pragnę w sobie poczuć ciebie

     

    tak jeszcze z pełną buzią powiem

    dobry z ciebie człowiek

     

     

     

  13. Corleone 11↔Dzięki za "wyłapankę"🙂 :)

    Problem ze mną taki, że nie zawsze piszę tak jak trzeba i jest to świadome działanie:))

     

    1→Przecinki→Nie są  moja mocną stroną. Jeżeli w ogóle jest we mnie jakaś... strona w tym względzie:)

    Kiedyś pomyślałem, że powinny być stawiane tylko tam – gdzie ich brak –  wypacza sens zdania.

     

    2→Ów piktogram nawiązuje do tekstu w jakiś pokrętny sposób. Nieskończoność, której nie można zacząć, gdyż początek, będzie jej końcem, gdyby wrócić do punktu wyjścia.

     

    3→Mimo wszystko ściekają w dół→to swego rodzaju metafora, gdy człek np: pragnie realizacji marzenia, ale trudnego, można rzec niemożliwego, jak "ściekanie do góry" aż nagle wszystko wraca do przyziemności i jak zwykle "ścieka w dół"

     

    Ostatnio piszę teksty bez: zaimka: się:))

    Pozdrawiam też serdecznie🙂:)

  14. słońce promieniami zaśnięcie kołysze

    nocka dzień wygania w odpoczynku ciszę

    gwiazdki dwie na skraju myśli fajnych naszych

    kiedy sny powrócą może je zobaczysz

     

    liście już na drzewach śpiewają wiewiórce

    zefirek ziewając tuli białą chmurkę

    biedronka kropeczki przelicza wciąż w kółko

    cicho bo zasnęła lecz było jej trudno

     

    biadoli ślimaczek w skorupce on leży

    dziś go bolą czułki nikt mu nie chce wierzyć

    strumyk wodę prosi żeby cicho była

    lecz ona wciąż plumpla myszkę wnet zbudziła

     

    podskoczyła biedna nie wie co jest grane

    lecz zasnęła znowu choć ma przechlapane

    legowisko miękkie mały lisek chrapie

    choć posłanie z liści nie jest materacem

     

    zawył wilczek we śnie przestraszył zająca

    lunatyk w kapuście każdą poprzetrącał

    kapuściane głowy liście splotły snami

    uszy wnet zajęcze śmiesznie poplątały

     

    tu na wiązce światła wróbelki zastygłe

    chociaż łebki małe to ich sny magiczne

    świtać już zaczyna mgła spowija łąkę

    wstają wszelkie dziwy obudzone słonkiem

     

  15. nie wiesz czy drogę otwierać

    tam gdzie pustynia piasek miałki

    co przełyk dławi pragnienie wzmaga

    na twoje jęki wiatr odpowiada

    szyderczo cynicznie byś cierpieć potrafił

    musiał tu leżeć w milionach ziarenek

    co niszczą życie twoje istnienie

     

    byś kochał innych bardziej niż siebie

     

  16. Staszeko↔Dzięki:)↔Oby nie takie coś→zdaniem mym!!

    To już lepiej wymyślić nagrywarkę snów, gdyż czasami ciekawe, a zapomniane

    (oczywiście z możliwością  omijania reklam)

    Bo skoro te obrazy widzimy, to w jakiś sposób są:)↔Pozdrawiam:)

     

    *

    Jacek_Suchowicz↔Dzięki za zmyślny wierszyk. Oczywiście, że ma wiele przydatnych funkcji, byle nie popadać w skrajność. Rządzić "nim" a nie odwrotnie:)↔Tak jak ze wszystkim:)↔Pozdrawiam:)

     

    *

    Kwiatuszku↔Dzięki:)↔Ano tak to już jest na świecie tym, że wiele rzeczy wiedzie prym. Ale co za dużo, to nie zdrowo:)↔Pozdrawiam:)

     

    *

    Wędrowiec.1984↔Dzięki:)↔Właśnie o to mi chodzi:)↔By nie wlecieć w uzależnienie i być zdominowanym,

    jak "nowomową" dajmy na to. To taki skrót myślowy:)↔Pozdrawiam:)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...