-
Postów
2 688 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Odpowiedzi opublikowane przez Dekaos Dondi
-
-
Trochę inna wersja
przyrzekam kochana
powrócimy nad truskawkowe morze
spleść nasze ciepłe oddechy
przepełnione zapachem bryzy
o smaku zielonych szypułek
jeśli będziesz chciała
zatrzymasz je dłużej
źrenicą
gdzie promień słońca
zatańczy żółtym błękitem
twoje wilgotne usta z drobinkami plaży
moje z echem muszelki
co pachnie
płatkami koralowych róż
rozwiniemy dywan
z konfitur truskawkowych fal
spełnieniem namiętnej plecionki
pod okiem bałwanów
szemrzących przyzwoitek
z białymi grzywami
przypływodpływ
*
w koszyczkach z dłoni
tańczą drobinki piasku
splecione razem i osobno5 -
wiem
światło mam w tyle
rozświetla częściowo drogę
słusznie kombinuję
tak o wiele łatwiej
nie muszę mrużyć oczu
gdyż nie oślepia
mniejsza szansa potknięcia
trudu dźwigania
kolejnych prób
rzuca przede mną
płaską przy ziemi
w której kiedyś spocznę
ciemniejszą smugę
wersje mnie
nigdy jej nie przegonię
mogę być kimkolwiek
w masce jestem
lecz jedno wiem
będzie zawsze na wierzchu
tu i tam
czymkolwiek zakryję
4 -
To rzecz jasna... skrajny skrót myślowy.
Miau ksywkę: kot.
Pomagał bliźnim,
lecz najpierw pytał: a co ja z tego będę… miau?
Kiedyś znaleziono go nagiego.
Cierpiał z flakami na wierzchu,
prosząc o skrócenie męczarni.
W końcu jeden przystanął.
Kot, grzejąc dłonie o ciepłe wnętrzności, usłyszał:
–– Zabić cię? A co ja z tego będę miau.
Wdzięczność trupa?
2 -
Zmieniłem trochę
Poczekaj chwilę,
gdziekolwiek jesteś.
Wypiję herbatę, gdy fusy
opadną na dno,
a słońce zawiśnie na horyzoncie
niczym gorąca pomarańcza.
Pomiędzy morzem południowym,
zapachem słodkiego lśnienia,
a rannym marzeniem,
ciepły wiatr szepce list od ciebie,
że odbicie od trampoliny
szklanki, wróci lustrzaną plażą.
Bez śladów wyciśniętych,
na fundamentach
piaskowych zamków.
Z czarnymi dziurami bez kluczy.
Pewnie pamiętasz,
nasze wspólne powiedzenie.
Gdy nam palma odbije,
to wskaże kierunek.
Może tym razem będzie inaczej.
Zaprosi mnie do ciebie,
w nowe otwarcie.
Lecz proszę.
Poczekaj jeszcze chwilę,
gdziekolwiek jesteś.
Najpierw wypiję herbatę,
gdy fusy opadną na dno,
a słońce zawiśnie na horyzoncie
niczym gorąca pomarańcza.
3 -
Nata_Kruk↔A niech to→ Przeoczyłem, że już ich nie ma na m świecie. Ale za pewne na tamtym, też mają dla kogo grać, a jednocześnie→być prawdziwie sobą:))
1 -
Babcia siedziała wysoko. Robiła na drutach czapeczkę dla męża. Drgała przy tym jak jabłko, co jeszcze nie spadło daleko od jabłoni. Dziadek był naprawiaczem szkód. Biegał po słupach, niczym góralki po pionowych ścianach. Raz tylko spadł, ale akurat babcia zeszła, więc zleciał na żonę. Jego ślubna - mająca przyzwoite rozmiary - posłużyła jako poduszka powietrzna. Dziadek co prawda przeżył, ale i tak swoje po członkach dostał. Mówił później kolegom rozżalonym głosem, że już by wolał wylądować twarzą na chodniku, niż uzyskać tego typu przebaczenie od żony swojej.
Chociaż trzeba przyznać, że babcia i tak potraktowała go łagodnie. A na pewno bardziej litościwie, niż wtedy, gdy przez pomyłkę – tak mówił dziadek – wziął ślubne obrączki, bo chciał sprawdzić, czy dżdżownice potrafią pląsać w: hula – hop. Już za sam pomysł dostał po łbie. Dżdżownice nie dostały, bo jak zobaczyły babcię, to smyrnęły, byle dalej.
A zatem babcia siedziała na wysokościach i nie miała zamiaru szybować w dół. Natomiast przyspieszyła produkcję czapeczki, która zaczęła być niebezpiecznie nisko nad chodnikiem. Jeden nieznośny sąsiad, pociągnął – tak dla jaj - za pomponik, który mu wiewał nad głową. Babcia nie spadła, bo wykombinowała wielkie klamerki, którymi dyrduny do drutów przyczepiła. Ewentualne kopnięcie przez prąd, babcinego zadka, też nie wchodziło w rachubę, bo prędzej ona jego, niż on ją.
Była też roztropną kobietą, jako że była przyczepiona myślami do jaskółek. Jednemu ptaszkowi oko wykuła, bo podszedł za blisko. Sam sobie winien – pomyślała. Po co przyszedł po drucie na drut. Ptaszek odleciał, ale nie bardzo wiedział, gdzie sobie leci. Usiadł po drugiej stronie babci… by po chwili stracić – drugie oko. Babcię wzięła litość nad ptaszkiem, więc skróciła jego cierpienie, robiąc z piórkowego ciałka – drugi pomponik.A dziadek stał na dole i zakrywał odruchowo oczy.
***Innym razem sytuacja była podobna, aczkolwiek odwrotna. Zgodnie postanowili, że babcia będzie statkiem kosmicznym, a dziadek – kosmodromem. Słoneczko rześko prażyło wszystko co popadnie, kiedy poszli do lasu po gałęzie. Kiedy wrócili, babcia przywlekła ogromny karton i razem z dziadkiem, zaniosła na stodołę. Kłopot polegał na tym, że dach był raczej pochyły. Ale jakoś podołali, przywlec karton i chrust – by położyć to wszystko przy kominie. Babcia wlazła do statku, a dziadek nakrył gałęziami. Miały symbolizować, wszelką maszynerię i przyrządy nawigacyjne.
Astronautka przed podróżą, jednego sobie golnęła, a zatem nawet nieważkość zaczęła odczuwać. Dziadek nie mógł. Kosmodromowi nie wypada. A poza tym musiał bezpiecznie zejść z dachu. Jego żonie nic nie groziło – gdy włazili – bo nawet gdyby spadła, to tylko Ziemię by wgniotła, gdyż była obleczona w amortyzację. A nawet gdyby zobaczyła gwiazdy, to w końcu nic dziwnego, podczas takiej zabawy.
Dziadek powrócił na matkę Ziemię. Napisał na glebie, że spory obszar wokół niego, należy do statków kosmicznych, a osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Chociażby ze względu, na własne bezpieczeństwo. Nagle zauważył zieloną krowę. Szła w jego kierunku, rozdeptując ostrzeżnie. Nie miała rogów, tylko czułki, oraz sześć i pól nogi, a oczy wokół głowy. Kopyt też nie miała, tylko płetwy. A ponadto, okulary na takim czymś, co przypominało ludzki nos.Nie wspomniałem o tym, ale kosmodrom – co prawda przed przygodą – trunku w kiszkach swoich nie ugościł, ale za to wąchał, nie pamiętając, co.
Dziadek jednak nie był w ciemię bity oraz do przesady otumaniony. Zielone zjawisko, nie było jego żoną. Luba miała za chwilę na nim bezpiecznie wylądować, mając cztery nogi, a nie – sześć. Wiedział, że zostanie wgnieciony w pas startowy, ale chyba przeżyje i będą mogli wspólnie wspominać kosmiczną przygodę. Lotnisko leżało i leżało – i nic. Dlatego po chwili spoczywało brzuchem do nieboskłonu. Dlatego ujrzał swoją żonę, jak rozmawia z bocianem. Krzyknął do niej:
– Daj sobie spokój z tym ptakiem. Leć na mnie. Jak długo mam czekać.
Po tej wypowiedzi, ponownie zmienił pozycję, plecami do góry.
Poczuł nagle, że coś na nim stoi. No wreszcie wylądowała – pomyślał sobie – ale dlaczego dziobnęła mnie w pas startowy. Spojrzał nagle uważniej. Zobaczył bociana, trzymającego żabę. No tak, znowu główkował, nie napisałem, że żabom także wstęp wzbroniony.
Po chwili, coś go wgniotło w płytę. Miał na sobie statek kosmiczny, z którym już przeżył kilkadziesiąt lat i o dziwo, wciąż żył. Dlatego ujrzał, albo raczej pomyślał, że ukochana żona, postawiła pierwszą nogę, na nowo odkrytej planecie. On też jakoś wyszedł spod, ale wdepnął w bardziej przyziemny aspekt nowego świata.
Dziadek był nieco zmieniony na umyśle, od przygniecenia, a babcia, do upadku.
Zatem krzyknął: jest tu życie. Babcia w tym czasie, znalazła jajko. Siadła na nim i czekała, co wysiedzi. Później, chociaż byli posunięci w latach, zaczęli zaludniać nieznaną planetę, na swój niecodzienny sposób, lecz pomylili kierunki i weszli na Drogę Mleczną, gdzie 50% było mleka w mleku, a cała reszta bardziej wesoła, aż im te rejony coś przypominały. Tylko powietrze jakieś takie nieziemskie, aż w głowach wirowały urocze mroczki i nie tylko, coraz bardziej. Było im prawie tak, jak u siebie w domu i na obejściu.
1 -
Nata_Kruk↔Dzięki:)↔Ja niby też mam odpychacze kawałków płynącej wody, ale czasami jakieś takie... hmm:))
Pozdrawiam:)1 -
Poranki↔Dzięki:)↔Też za wierszyk o uschniętym, jak ten liść, poecie:)↔Ano goni i czasami trza na przekór, spowalniać i już:)↔Pozdrawiam:)
***
Nata_Kruk↔Dzięki:)↔Dał głos→lubię tak nieszablonowo czasem:)↔Nie mam nic przeciwko takiej obsadzie.
Niech biorą i wystawią jednoaktówkę. Co do wyroku, to po takim przewodzie, nie miałem za bardzo pomysłu.
Zresztą to pozostawia możliwość, własnego wyroku, według uznania czytelniczego:)↔Pozdrawiam:)
0 -
Lirycznytraktorzysta↔Dzięki:)↔Otóż to. Nie tak łatwo, z istotą sadu. Szczególnie z wygłodniałą:)
Pozdrawiam:)0 -
pytasz uparcie
w kółko o to samo
lecz za każdym razem
wciąż nie słyszysz
tej samej odpowiedzi
zapytaj w końcu tak
żebyś chociaż usłyszał
cokolwiek
0 -
szelest wplątany w ciszę
piołun oddechu zakłóca biel napędu
kryształki skrzepłej krwi
stukają o przyszłość
napraw nuty zanim je wchłonie muzyka
po co słyszeć fałszywe dźwięki
spragnione faleunoszą samotne złudzenia
nie wszystkie utoną w spełnieniu
poza spojrzeniem patrzysz sercem
jeszcze możesz
mimo utraty słodkiego owocu
lecz proszę
odklej spojrzenie od horyzontu
póki ono jest wysoko
bierz wiosła
płyń dalej
chyba że chcesznie wątpisz
pragniesz spłonąć
gdy szczyt góry owiewa wiatr
z podnóża pierwszych śladów
3 -
Pan Poeta napisał wiersz, lecz jego niebezpieczny związek z Panem Fotoradarem, przysporzył mu tylko kłopotów. Pan Fotoradar, pomimo że czuł miętę do piszącego, zmierzył co leżało w jego gestii. Prędkość napisania wiersza, została znacznie przekroczona, przynajmniej o kilka wersów do przodu. Autor miał zupełnie inne zdanie na ów temat, lecz Pan Fotoradar, skierował sprawę do sądu, oskarżając wspomnianego, o zniesławienie Dobra Poezji.
Na przewodzie sądowym, niczym jaskółki, zasiadła publika. Poeci i Policjanci. A później był początek rozprawy.
Głos dał najpierw, Pan Sędzia.
– Sprawa w sprawie Pana Poety, oskarżonego, o zniesławienie Dobra Poezji.
Po chwili dał głos Prokurator:
– Oskarżony jest sprawcą haniebnego czynu. Napisał wiersz z prędkością niedozwoloną, przez co wyszło jak wyszło. Tego czytać nie sposób. Wnoszę o najwyższy wymiar kary. Zerwanie naszywek i degradacja do Prozaika.
Następnie dał głos Obrońca.
– Mój klient, nic takiego nie zrobił. Prędkości nie przekroczył, chociażby dlatego, że jest melancholikiem i wiersze długo tworzy. Najlepszy dowód, że jeszcze oskarżonego wiersza, nie skończył. Nadal pisze. Ponadto wnoszę, o sprawdzenie daty ważności przydatności do mierzenia prędkości, Panu Fotoradarowi, gdyż jestem pewien, że nadaje się na złom.
Wysoki sądzie – wrzasnął zbulwersowany prokurator. – Wypraszam sobie takie traktowanie Pana Fotoradara. Jest jak najbardziej sprawny, a oskarżony, pisze już za pewne, dziesiąty wiersz!
– Tak, tak, dziesiąty – zaczęli pomstować Policjanci.
– To cały czas ten sam wiersz – potwierdzili głośno Poeci.
Nagle zgodnie obaj panowie, Obrońca i Prokurator, powołali na świadka Pana Fotoradara.
Prokurator zaczął pytania zadawać:
– Czy świadek zmierzył uczciwie?
– Oczywiście –– odpowiedział zapytany.
– Czy oskarżony przekroczył prędkość i przez to wyszedł kicz?
Wysoki sądzie, sprzeciw – zagrzmiał Obrońca. – Pan Prokurator swoim pytaniem sugeruje świadkowi odpowiedź, jaką chce usłyszeć.
– Podtrzymuje sprzeciw –– przytaknął wysoki sąd.
Z uwagi na to, że na sali było słychać coraz większe zniecierpliwienie, pan Sędzia dał głos zadawania pytań, Obrońcy.
– Czy Świadek na pewno nie ma defektu?
– Nie mam.
– A kiedy miał Świadek ostatnio przegląd?
Wysoki sądzie, sprzeciw – tym razem zagrzmiał Prokurator. – To prywatna sprawa mojego klienta, kiedy miał przegląd. Przecież gdyby miał defekt, to by mówił od rzeczy. A nie mówi.
– Wysoki sądzie – przerwał Obrońca – nie mówi, ale bezczelnie kłamie. Proszę spojrzeć.
Właśnie mój klient skończył pisać wiersz, o Kwiatach co nucą piosenkę o kwitnieniu.
– O jakim kwitnieniu – wrzasnęli Policjanci. – Spójrzcie na doniczki na parapetach. Wszystkie kwiaty zwiędły.
– To metafora, matoły jedne – dali upust wzburzeniu Poeci.
Wtem dało się słyszeć pukanie młotka na uspokojenie. Cisza jakoś nastała, którą to Sędzia przerwał ogłoszeniem wyroku.
2 -
Gdy byłam małą dziewczynką, dziadek podczas zrywania porzeczek z zielonych krzaczków, wyszeptał mi na ucho coś, co mnie wtedy – pamiętam do dziś – bardzo zaciekawiło. Powiedział, że kwiaty potrafią cicho śpiewać, szeleszcząc do rytmu listkami, lecz tylko grzeczne dziewczynki, mogą piosenkową magię usłyszeć. Babcia, która akurat przyszła, przynosząc moje ulubione konfitury, żebym je uroczo zjadała, wygrzebując paluchami z kubeczka, potwierdziła dziadkowe słowa, czochrając zęby uśmiechem.
Wiem z opowiadań, że raczej grzecznym dzieckiem nie byłam. To po prostu wynikało z zwykłej chęci poznawania świata. Wszystko wokół, było takie dziwne, nowe, nieznane. Wszędzie, gdzie tylko potrafiłam, musiałam wejść, do wszystkiego zajrzeć, lub czasami szybko uciekać, gdy akurat coś przestraszyło moją ciekawość
Ów dzień pamiętam szczególnie. Siedziałam z dziadkami na ławce w ogrodzie. Słońce już prawie zaszło za horyzont, prześwitując jedynie między gałązkami, a ja miałam być cicho jak myszka pod miotłą, gdyż jak powiedział dziadek, jeżeli będę ciągle gadać jak nakręcona katarynka, to ich nie usłyszę. A zatem umilkłam i czekałam jak urzeczona, tamując oddech by czegokolwiek nie spłoszyć, jednak zwisającymi nogami machać musiałam, gdyż byłam tak bardzo podekscytowana, że wtedy dla mnie, małej dziewczynki, świat zastygł w oczekującej bajce.
I właśnie w tej magicznej chwili, babcia akurat musiała chrząknąć, że aż dziadek spojrzał na nią groźnie, aż biedna babcia, chrząknęła ze strachu ponownie, jednak po raz drugi oblekła twarz uśmiechem. Ta aura tajemnicy oczekiwania, tkwi we mnie do dziś.
Aż w końcu cisza była tak namacalna, że aż było mi głupio, podrapać swój nos, odgarnąć loczek z czoła i spłoszyć muchę z ręki. Z rozdziawioną buzią, chłonęłam wzrokiem kwiaty i nie w głowie mi były jakieś przyziemne czynności. Przecież czekałam, aż wreszcie zaczną śpiewać. Nawet ptaki ucichły, w tym ciepłym, wiosennym oczekiwaniu.
Wiele z tego o czym mówię, wiem z opowiadań dziadków, bo sama byłam wtedy za bardzo przejęta i tak jakoś, z biegiem lat, niektóre zdarzenia uciekły z pamięci, chociaż z tego co wiem, to powinno być przeciwnie.
Siedzieliśmy już dłuży czas w absolutnej ciszy i w końcu je usłyszałam. Najpierw rytmiczny szelest listków, a za chwilę cichy śpiew kwiatów. Ruszały płatkami, uwalniając śpiewne słowa, o różnych zapachach, barwach i tonacjach. Wiem, że wtedy święcie wierzyłam, że śpiewają, a nawet widziałam, że tańczą, niektóre splecione w jeden kwiat.
Po jakimś czasie, ptaki zaczęły wtórować swoimi trelami. A jeszcze później dziadkowie zaczęli śpiewać i w końcu ja też, dołożyłam śpiewne nuty do koncertu, lecz wtedy nagle umilkły i dziadkowie wybuchnęli głośnym, ciepłym śmiechem.
Powiedzieli mi później, że trochę pomyliłam melodię i za bardzo chrypiałam i chyba dlatego przestały, ale jeszcze na pewno kiedyś zaśpiewają. Pamiętam, że wtedy krzyknęłam ze złością, że wcale nie pomyliłam i nie chrypiałam, że to dziadkowie pomylili i chrypieli, a babcia trzeci raz chrząknęła jak prosię i przez to zamilkły. A o czym one w ogóle śpiewały – dodałam wzburzona, jeszcze bardziej dyndają nogami, aż mi bucik spadł, a drugi zwisał, nie wiedząc, co jest grane.
***
Babcia niedługo po tym, umarła. Pamiętam, że kiedyś poszłam z dziadkiem, odwiedzić grób. Rosły na nim różnokolorowe kwiaty. A kiedy słońce zaczęło zachodzić, usłyszałam cichy śpiewny szelest. Święcie wierzyłam, że właśnie nucą, głosem mojej babci, jakby gdzieś z daleka, a jednocześnie, blisko. Zapytałam dziadka, czy też słyszy ich śpiew. Skinął tylko głową. Dziadku, a o czym one śpiewają, bo wtedy pamiętasz, nie odpowiedziałeś. O kwitnieniu – wyszeptał tylko, jakby stał przy grobie w innym świecie.
***
Teraz sama jestem babcią. Mój mąż zmarł niedawno. Ostatnio usiadłam w ogrodzie, a kiedy słońce zaczęło tulić ogród pomarańczową poświatą, to je usłyszałam. A przynajmniej chciałam wierzyć, że śpiewają jego głosem.
1 -
marzył o wolności prawdziwej
przez każdą chwilę
aż ujrzał obraz magiczny
usłyszał:
mogę wszystko gdyż jestem wszystkim
skoro pragniesz jej pewnie
to wejdź we mnie
żył niespieszno choć niebeztrosko
bez szału
zapytał wreszcie
jestem wolnym
owszem
w ramach obrazu
1 -
... jak sądzisz
szaty ciepłe pochować
bo wiesz
chichotem losu bywa aura
drzewa podłamie
wtem nagle ładna
kwieciem tuli gałązki czyste
niestety także
co nie nam bliskie
podły ptaszek tak śpiewa pięknie
a tyłem lepkość na głowę
ześle
cóż jutrzenko
może ty rzeknij
że lepiej zawitać do geometrii
nie po to by smęcić gdyż wartość żadna
tylko trójkątem
skołować kwadrat
4 -
Corleone 11↔Przede wszystkim dzięki za poświęcony czas:)
Od końca zacznę ja↔Bardzo wielki pozytywny sens, a może większy nawet. Nie w ramce bycie, jeno po swojemu, zwiększa wenę. Tak jest od początku. Przesadne, zasiedziałe reguły zniewalają. W sensie stylu rzecz jasna. Czasami specjalnie zmieniam szyk wyrazów lub używam takich, co pasują do zdania, jak rzep do motylego skrzydła:)↔Po prostu lubię pisać po swojemu:)
Co do interpunkcji, to zasady czarnej magii z białym królikiem w berecie, są o wiele łatwiejsze 🙂 :)
Myśli me gdzie indziej błądzą, jak może kiedyś poeta rzekł lub raczej nie:)
Ale postaram przecinki zmienić według wskazówek🙂 :~))
P.S↔Corleone... to z tych... Corleone... bom w lęku trochę:))
Pozdrawiam 🙂 :~)
0 -
długo spadał z piedestału
myślał chętnie dupek ze mnie
nigdy więcej
poobijał umysł
ciało strasznie
lecz gdy ból minął
rany zagoił
znowu zaczął wspinaczkę
1 -
Zmieniłem trochę→6.5.23
cudowna z tobą każda chwila
w moim sadzie co nęci
zmysły
zobacz
koszyczek trzymam
pełen jabłek pachnących bananów gruszek
pomacaj spróbuj
magiczny
spójrz
złoty miód w słoikach
zmieszany z pszczół bzykaniem
promieni lśnienie każdego
przenika
popatrz
truchła szpaków na wiśniach
truciznę w owoce wstrzyknęłam
cuchnąca padlina ziemię użyźnia
wszystkie martwe na amen
mówię ci
nie przeżył żaden
trochę zaczynam być głodna
lecz spójrz proszę co jeszcze można
spotkać
wianki prześliczne uplotłam
tak radośnie ze swadą
nakrapiane bajką i magią
przyznaj że barw zatrzęsienie
pod całunem baśni
tulone ptaków śpiewem
życie leniwie smęci pomału
tym co tylko możesz ujrzeć w raju
a tu
ślimaczka nadepnęłam butem
o tak chętnie
pękło bydle z chrupnięciem
wnerwił mnie dupek cholernym śluzem
widzę że wśród kwiatów śnisz
tobie szepcę kołysankę
na serduszku ciepło mi
zaprosiłam cię na jadło z miłością
pamiętasz
wypiłeś mój nektar
gdy w oczęta świeciło ci słonko
wiem
powinnam powiedzieć
że mi głodno i radośnie
a właściwie na pieczeń
przepraszam
ja czasem dziwna
znasz mnie przecież
***
no cóż
czas na grilla
właśnie mięsko zaczynam wycinać
na ruszt z uniesieniem
pragnę w sobie poczuć ciebie
tak jeszcze z pełną buzią powiem
dobry z ciebie człowiek
0 -
Rafael Marius↔Dzięki za→ładny:)↔Pozdrawiam:)
*
Corival↔Dzięki:)↔Ano taki miałem zamysł, żeby tak właśnie:)↔Pozdrawiam:)
*
ectosmith↔Dzięki za↔sympatyczny:)↔Pozdrawiam:)
0 -
Corleone 11↔Dzięki za "wyłapankę"🙂 :)
Problem ze mną taki, że nie zawsze piszę tak jak trzeba i jest to świadome działanie:))
1→Przecinki→Nie są moja mocną stroną. Jeżeli w ogóle jest we mnie jakaś... strona w tym względzie:)
Kiedyś pomyślałem, że powinny być stawiane tylko tam – gdzie ich brak – wypacza sens zdania.
2→Ów piktogram nawiązuje do tekstu w jakiś pokrętny sposób. Nieskończoność, której nie można zacząć, gdyż początek, będzie jej końcem, gdyby wrócić do punktu wyjścia.
3→Mimo wszystko ściekają w dół→to swego rodzaju metafora, gdy człek np: pragnie realizacji marzenia, ale trudnego, można rzec niemożliwego, jak "ściekanie do góry" aż nagle wszystko wraca do przyziemności i jak zwykle "ścieka w dół"
Ostatnio piszę teksty bez: zaimka: się:))
Pozdrawiam też serdecznie🙂:)
1 -
słońce promieniami zaśnięcie kołysze
nocka dzień wygania w odpoczynku ciszę
gwiazdki dwie na skraju myśli fajnych naszych
kiedy sny powrócą może je zobaczysz
liście już na drzewach śpiewają wiewiórce
zefirek ziewając tuli białą chmurkę
biedronka kropeczki przelicza wciąż w kółko
cicho bo zasnęła lecz było jej trudno
biadoli ślimaczek w skorupce on leży
dziś go bolą czułki nikt mu nie chce wierzyć
strumyk wodę prosi żeby cicho była
lecz ona wciąż plumpla myszkę wnet zbudziła
podskoczyła biedna nie wie co jest grane
lecz zasnęła znowu choć ma przechlapane
legowisko miękkie mały lisek chrapie
choć posłanie z liści nie jest materacem
zawył wilczek we śnie przestraszył zająca
lunatyk w kapuście każdą poprzetrącał
kapuściane głowy liście splotły snami
uszy wnet zajęcze śmiesznie poplątały
tu na wiązce światła wróbelki zastygłe
chociaż łebki małe to ich sny magiczne
świtać już zaczyna mgła spowija łąkę
wstają wszelkie dziwy obudzone słonkiem
4 -
nie wiesz czy drogę otwierać
tam gdzie pustynia piasek miałki
co przełyk dławi pragnienie wzmaga
na twoje jęki wiatr odpowiada
szyderczo cynicznie byś cierpieć potrafił
musiał tu leżeć w milionach ziarenek
co niszczą życie twoje istnienie
byś kochał innych bardziej niż siebie
1 -
Staszeko↔Dzięki:)↔Oby nie takie coś→zdaniem mym!!
To już lepiej wymyślić nagrywarkę snów, gdyż czasami ciekawe, a zapomniane
(oczywiście z możliwością omijania reklam)
Bo skoro te obrazy widzimy, to w jakiś sposób są:)↔Pozdrawiam:)
*
Jacek_Suchowicz↔Dzięki za zmyślny wierszyk. Oczywiście, że ma wiele przydatnych funkcji, byle nie popadać w skrajność. Rządzić "nim" a nie odwrotnie:)↔Tak jak ze wszystkim:)↔Pozdrawiam:)
*
Kwiatuszku↔Dzięki:)↔Ano tak to już jest na świecie tym, że wiele rzeczy wiedzie prym. Ale co za dużo, to nie zdrowo:)↔Pozdrawiam:)
*
Wędrowiec.1984↔Dzięki:)↔Właśnie o to mi chodzi:)↔By nie wlecieć w uzależnienie i być zdominowanym,
jak "nowomową" dajmy na to. To taki skrót myślowy:)↔Pozdrawiam:)
0 -
- Ten utwór został doceniony przez użytkowników.
- Ten utwór został doceniony przez użytkowników.
Tekst satyryczny... o czasami... przesadnym użytkowaniu :~)
kocham ciebie mój smartfonie
bez twych funkcji byłby koniec
pragnę chodzić po ulicach
wielbić ciebie w ekran pikać
matka z wózkiem dusi smartfon
ten na drzewie też bo warto
nawet w czasie prokreacji
mój paluszek ekran znaczy
wciąż przed sobą trzymam w ręce
jesteś bogiem albo więcej
modły wznoszę ja ku tobie
wspomóż proszę mój smartfonie
jesteś naszym czułym władcą
może nawet ciut zanadto
jednak miłość przezwycięży
żeby nie czuć aż tak więzy
pośród drzewek gdzieś na kłodzie
zerkam pikam tak jak co dzień
pięknem myśli wnet zaprzątam
lasem w kształcie prostokąta
nawet w kniejach krasnoludek
coś tam w telefonie dłubie
nie w tej bajce ty zaklęty
ale krasnal nowoczesny
dziadek babci wciska ekran
przerobiona tyś ładniejsza
lecz babunia rezolutna
czy doczeka biedak jutra
kiedy jadę brym brym autkiem
to na drogę tak nie zawsze
bo na ekran znowu patrzę
no chyba że gdzieś zahaczę
dziś kosmita był w rozterce
aż mu czułek zwisał rzewnie
kto tu rządzi szło mu o to
ten co trzyma czy prostokąt
dzięki tobie świat otwarty
oraz ludzie tyś przydatny
kochać ciebie warto owszem
nie przesadnie też jest dobrze
nagrzeszyłem ja porządnie
mój smartfonie wspomnij o mnie
jeszcze dzisiaj taki ci rzeknę
w aplikacji ze mną będziesz
w mą godzinę tę ostatnią
nie gromnicę dajcie smartfon
obcałuję szczęście wszędzie
a zaś pikać wiecznie będę
8
Morze Truskawkowe
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano
Violetta↔Dzięki↔To jest – jak wspomniałem – trochę inna wersja, od pierwotnej:)↔Pozdrawiam:)